4. Cyganeria warszawska, oprac. S. Kawyn, BN I 192, Warszawa 1967 (Dziekoński: Okiennik; Filleborn: Salon i smętarz, Uzależnienie; Wolski: Geniusz, Zapał; Zmorski: Anioł - niszczyciel, Do młodego poety, Napis na grób samobójcy, Ognia).
-Cyganeria warszawska-
-WSTĘP BN-
-NAZWA-
Felietony Henryka MURGERA Sceny z życia cyganerii, drukowane w paryskim czasopiśmie od 1847 do 1849, upowszechniły nazwę i budziły ciekawość barwnym życiem artystów.
Podobieństwo między fantazyjnym, swobodnym, ekstrawaganckim trybem życia cyganerii artystycznej a swobodnym życiem Cyganów.
-ARTYSTA PRZECIW MIESZCZAŃSKIM FILISTROM.-
Entuzjastyczny kult poezji.
Szukanie poetyczności w życiu codziennym.
Służenie sztuce stanowiskiem wyjątkowym w społeczeństwie.
Stawianie się ponad mrowiskiem ludzkim.
Domaganie się swobody, niezależności od norm i nakazów społecznych, etycznych, obyczajowych.
Chęć życia i tworzenia w swoim oryginalnym porządku.
Tylko wśród podobnych sobie artyści szukali zrozumienia dla swoich ideałów - “diament szlifuje się jedynie wśród diamentów”.
-ARTYSTA I MECENAT MIESZCZAŃSKI - być albo mieć -
Przejście spod patronatu arystokracji pod skrzydła mieszczaństwa (zwycięskiego w Wielkiej Rewolucji).
Nowa publiczność wymaga twórczości w zgodzie ze swym smakiem estetycznym i ideałami.
Jeśli artysta rezygnował z oklasków publiczności na rzecz głoszenia nowych ideałów i zachowania godności artysty musiał spojrzeć w oczy nędzy.
-GENEZA-
Pieniądz jako siła wroga próbująca podpić niepodległe państwo sztuki.
Chęć niezawisłości.
Siła w grupie podobnych sobie.
Sprzeciw dla mieszczańskiego trybu życia.
Życie we wspólnotach (mieszkanie, spiżarnia, garderoba) by nie stoczyć się na dno nędzy.
-DWIE CYGANERIE PARYSKIE-
C. wytworzona w 1830 r. nie odczuwała jeszcze takich nacisków warunków ekonomicznych jak c. późniejsza (np. Murgerowska) - zabawiano się w nędzę.
Późniejsze pokolenie - przymusowy głód, niejednokrotnie śmierć.
-POJAWIENIE SIĘ CYGANERII WARSZAWSKIEJ - 1839 -
Związek asocjacji młodych artystów polskich.
Postawa buntu i protestu. (początkowo bezkierunkowego)
Życie manifestacyjne.
1841 - własne czasopismo skupiające cyganów i ludzi bliskich im ideowo.
Trudne warunki - policyjny system rządów zaborcy.↓
To co łączyło cyganerię warszawską: estetyka + ekonomia + polityka.
-FILOZOFIA CZYNU-
Saint - Simon i jego uczniowie, szkoła Hegla, August Cieszkowski, Edward Dembowski, Henryk Kamieński, Jan Majorkiewicz myśleli o całkowitym połączeniu filozofii z życiem, o czynniku woli, która zmusza do działania.
Demokratyzm w polityce
-RUCH CZASOPIŚMIENNICZY-
Między innymi:
1841 - “Nadwiślanin”;
1842 - “Przegląd Naukowy” - propaganda prodemokratycznych i postępowych idei.
-CZAS CYGANERII-
Zawiązana w 1839
Debiut przedstawicieli: 1840 w “Przeglądzie Warszawskim”
Własne czasopismo: 1841 “Nadwiślanin”
Życie w konspiracji.
Byli to młodzi literaci pochodzenia gł. szlacheckiego
Urodzeni w latach 1815 - 1824 na Mazowszu, Podlasiu lub w Warszawie
-SKŁAD:
Seweryn Filleborn
Józef Bogdan Dziekoński
Seweryn Zenon Sierpiński
Roman Zmorski
Włodzimierz Wolski
Aleksander Niewiarowski
Byli też tacy, którzy nie prowadzili stale cygańskiego trybu życia, ale utrzymywali pewien kontakt z grupą właściwą.
Mecenas: Dembowski
-CHARAKTER GRUPY-
Sami nie określali siebie “cyganami” - nazwę przeniósł na grunt polski potem Niewiarowski.
Określali siebie: “młodzi”, “zapaleńcy”; postronni nazywali ich “dziwakami”.
Nie była to grupa zwarta i jednolita (różne temperamenty, postawy wobec świata):
Byli tam:
zapaleńcy i burzyciele starego porządku: Zmorski, Wolski
przedstawiciel typowo romantycznego rozwichrzenia wyobraźni - Niewiarowski
zadymani nad życiem kontemplatorzy i “mistycy”: Filleborn, Dziekoński
wolterianin - Sierpiński
Mimo różnic mieli poczucie więzi wewnętrznej i wspólne umiłowanie wolności narodowej.
-ŻYCIE MANIFESTACYJNE-
Niezwykłość zdarzeń, dzień nie podobny do dnia, częste zmiany miejsca przebywania
Nosili frak i zwyczajne robocze odzienie - ośmieszenie stroju salonowego
Nosili długie włosy, zapuszczali brody
Gardzili: filisterią polską, “żywymi trupami”, gnuśnością, szarzyzną, obłudą i fałszem, egoizmem i zmaterializowaniem.
-W STRONĘ LUDU-
Miasto uważali za siedlisko zła, znak wynaturzenia, nowoczesny Babilon.
Sympatią darzyli te miejsca gdzie zamieszkiwał lud warszawski: Stare Miasto i wybrzeże nadwiślańskie. Stąd blisko już było do wsi mazowieckiej
Wędrówki od wsi do wsi by badać “miejscowego ducha”, wsłuchiwać się w pieśń ludową, podania, zwyczaje, obrzędy wiejskie. → tematyka społeczna w utworach (motyw krzywdy i zemsty ludu)
Być poetą ludu
-ARTYSTA - KREATOR-
-MUZYKA WPŁYWAŁA NA TWÓRCZOŚĆ-
Forma muzyczna wpływała na kompozycję wierszy
Liczne inspiracje
Fascynacja muzyką ludową (mazur, krakowiak)
-”SNY I PRZEBUDZENIA”-
Oscylacja między marzeniem a rzeczywistością
-ECHA WIELKIEJ LITERATURY ROMANTYCZNEJ-
Manfred Byrona: melancholia, samotność, pogarda dla poziomych form życia, bunt przeciw skostniałej obyczajowości i porządkowi społecznemu
Mit poety- ofiary społeczeństwa burżuazyjnego, poety- męczennika
Dużą role w utworach odgrywają postaci fantastyczne: promotorem tragicznych wydarzeń jest szatan
Przechodzenie w szablon: uniwersalne rekwizyty w rodzaju wichrów groźnych, ciemności chmur, przerywanej niekiedy migotliwym światłem księżyca, grzmotów, piorunów, złowróżbnego wycia psów, upiorów, cmentarzy, uroczysk, dróg rozstajnych, gdzie schadzkę wyznacza diabeł.
Chętnie czytany, tłumaczony i podziwiany był Hoffmann. To on narzucił c. technikę przedstawiania wizji. Był bliski c. w poglądach np. na marzenie jako na jedynie właściwą dla artysty sferę rzeczywistości.
Mistycyzm, przeciw zmaterializowaniu, cenienie nauki lecz jeszcze wyżej stawiając wiarę - “somnambulizm romantyczny” czyli irracjonalistyczny świat poglądów
Poezja młodości (entuzjazm, marzenie, bezkompromisowy idealizm, poświęcenie dla idei)
-JÓZEF BOGDAN DZIEKOŃSKI-
(1816-1855)
Wziął udział w powstaniu listopadowym i po jego upadku przekroczył granicę Prus Wschodnich.
Studiował medycynę w Królewcu, w Dorpacie i w Moskwie (tu chciał uzyskać doktorat, ale nie został dopuszczony do egzaminów)
W 1840 powrócił do kraju.
Ze studiów wyniósł wiedzę medyczną, filozoficzną, w dziedzinie nauk przyrodniczych, szczególnie chemii.
Niepochlebny stosunek do zwyczajów studenterii niemieckiej.
W 1841 zetknął się z cyganerią warszawką i wysunął się na jej czoło (starszy, bardziej wykształcony)
Pisał dużo opowiadań, nowel, artykułów, recenzji, tłumaczył Jean Paula (Richtera), F. Schillera, A. F. Roselly de Lorgues (Chrystus w obliczu wieku)
Ze Zmorskim wydał “Jaskułkę” w 1843
Ogłosił trzytomowa powieść Sędziwój w 1845
Utwory zebrane w dwa tomiki Spomnień i Marzen Bogdańskiego w 1848
Od 1846 przebywał w Paryżu w obawie skutków działalności konspiracyjnej w Warszawie.
Zbliżył się do Mickiewicza i zainteresował doktryną Towiańskiego.
Werbuje ludzi do Legionu polskiego w Paryżu. Sam udaje się do Mediolanu i bierze udział we wszystkich większych bitwach Legionu.
Uczestniczył kampanii W. Księstwa Badeńskiego i po jej upadku przeszedł granicę Szwajcarską. Potem dostał się do Paryża gdzie żył w nędzy. Tam tez zmarł w 1855 r.
-OKIENNIK-
Wspomnienie z wędrówki po kraju
Przestrzeń między Krakowem a Częstochową zasiana jest rozwalinami zamków, które są wykonane w skale. Często ludzie mieszkający dzisiaj u stóp np. zamku Olsztyn nie kojarzą tego miejsca, tak jak wędrowiec, z burgrabią Kasprem Karlińskim.
W czasie walki stronnictw o kandydatów na tron polski ,po śmierci Stefana Batorego, Karliński popierał Zygmunta. Jednym z epizodów tych walk była obrona zamku olsztyńskiego. Gdy zamek się nie poddawał, przeciwnik chwycił się podstępu: napadł na dwór Karlińskiego, porwał jego najmłodszego syna i zagroził ojcu, że jeśli nie skapituluje to dziecko zostanie narażone na śmierć. Karliński nie chcąc zdradzić swego pana nie uległ porywaczom. W czasie walki celując we wroga sam trafił syna i zabił go.
Inne podanie opowiada historię mężnego Hołubki, który urządził zasadzkę na posiłki obozu wrogiego stronnictwa. Narrator przekonuje, że trzeba uchronić takie historie od zapomnienia póki jeszcze przypominające o nich ruiny nie zostały całkowicie użyte jako kopalnia cegieł i kamieni.
Pod wsią Blanowicami widać jedenaście podobnych rozwalin w różnym stanie: na jednych znać jeszcze ślady tynku, inne przypominają puste trupie czaszki. Ożywiają je tylko ludowe podania, które można usłyszeć przypadkiem. Nie wszyscy potrafią pojąć cały urok, jaki ma powieść natrafiona w wędrówce i to że jest ona jak skarb, klejnot.
Jeśli komuś nie wystarcza ślimacze życie stosunków towarzyskich, to na pewno znajdzie rozkosz w oglądaniu pomników przeszłości bo to wywołuje marzenia.
Narrator ubolewa, że dziś wszystko stało się rzemiosłem; sztuka i umiejętność jest do zdobycia pieniędzmi według wielu. Nie wierzy się w geniusz. Uważa się, że wszystko jest do wyuczenia. Jeden tylko duch Gminu, odwieczny a wiecznie młody, nie ujęty zimnymi badaniami, buja w przestrzeni i potrafi wspominać niezwykle historie. W tych opowieściach postaci nie maja nazwisk, a jednak są bliskie i żywe.
Wędrowiec ogląda skałę zwaną w okolicy Okiennikiem i szczątki zamku Morskiego. Tak jak z tych miejsc pozostały gruzy, tak podania o nich zachowały się tylko w urywkach. Okiennik to ruina wieży, w której wybity jest od natury na przestrzał otwór do okna podobny. Z wierzchołka można wskoczyć do obszernej pieczary (na 200 osób). Z innymi lochami jest ona połączona krętym labiryntem, który jest w większości zawalony gruzami. Dwoje drzwi żelaznych, które zamykały zamek, znajdują się teraz w bliskich kościołach. O pięćset kroków przed okiennikiem znajduje się inna, mniejsza skała, na kształt baszty wydrążona - ta miała być połączona z główną pieczarą podziemnym chodnikiem.
Po ruinach zamku skaczą kozy, a pasterze na jego szczycie palą ogień. Podróżnik spotkał tam stałego mieszkańca - kruka, którego gniazdo mieści się w oknie.
Narratorowi opowiadano o dawnej wspaniałości i obronnym charakterze zamku panów Morskich. Miał go zajmować niezwykle dumny i słynny ze swego okrucieństwa pan. Jego piękna córka i ubogi młodzian zakochali się w sobie. Ojciec, kiedy to dostrzegł wtrącił do lochu córkę i zagłodził ją. Młodzieniec postanowił się zemścić. Z grupą rozbójników grasował po okolicznych polach nie pozwalając nikomu zbliżyć się do zamku. Nikt nie potrafił powstrzymać krwawej zemsty.
Pola zarosły trawą i bieliły się kośćmi poległych. Na koniec odbyła się wielka bitwa wśród grzmotów i burzy zamek ogniem i żelazem na wieki zniszczony został.
Na ruinach zamku ma się czasem jeszcze w burzliwych nocach jesiennych ukazywać olbrzymia czarna postać i nie trudno znaleźć takich, co straszne jej rysy widzieli.
Narrator uważa, że ten rzadki rodzaj podania i to wyjątkowe miejsce zasługują na to by je poznać.
-SEWERYN GRZEGORZ FILLEBORN-
(1815-1850)
Poeta- liryk z Warszawy
Pochodził z nobilitowanej rodziny mieszczańskiej
Prowadził bujne i ekscentryczne życie w gronie młodych artystów warszawskich, których dookoła siebie skupił. (założył cyganerie i jako pierwszy jej przewodził - 1838)
Z jego nazwiskiem łączy się powstanie “Nadwiślanina”
Jego liryki są przesycone smutkiem, pesymizmem, odrazą do “wielkiego świata” , ale zarazem wyrażające umiłowanie przyrody ojczystej, szczególnie nadwiślańskiej, ludu, jego prostoty, pieśni ludowej.
-UŻALENIE-
Gdym światu oddal serce, to w dziecięcej wierze
Przyniosłem je tak czyste, nieskalane niczem,
Skaczące w drżącej piersi, widome obliczem,
Szukające współczucia - a wy tak nieszczerze,
Tak nieludzko łudzącą rozdarli zasłonę,
Że dziś nie mam już serca; bo jeżeli kiedy
Zatrzęsie nim uczucie, to gorzkie, spalone,
Pełne żalu, boleści, tak właśnie jak wtedy,
Kiedy o nagie piersi uderzy niezdrowy,
Ponury wicher grudniowy.
Kiedym myśl oddawał, moich marzeń kwiaty,
Gdym z połowy mej duszy raj ziemski osnował
I połowę tych uczuć dla świata darował -
Wy uczuć nie pojęli, kwiat marzeń bogaty
Wyśmieli, wyszydzili i z zimna rozwagą
Ukazali mi prawdę ponura i nagą.
I dziś nie mam już myśli; bo kiedy jak we śnie
Wymuszona odpowiedź rzucę pośród ludzi,
To tak dzika, prostaczka, tak brzmiąca boleśnie,
Że albo wstrętem przejmie albo śmiech obudzi.
Jednakże w głębi duszy, jak bezkrewna postać,
Żyje myśl, żyje serce, co z niejedną chwilą
Tak się tłumnie gromadzą, rozprzęgają, silą,
Jak gdyby z drżących piersi chciały się wydostać
I zdumionemu światu jak mary zwodnicze
Gorzkie wyświecić oblicze.
O! gdyby za te boleść jeden dobry człowiek
Chciał mymi uczuciami w moją myśl spozierać;
By choć raz serce drgnęło, łza spłynęła z powiek,
Nie żal byłoby marzyć, cierpieć i umierać.
-SALON I SMĘTARZ-
I
Święty salon - brzmią pieśni, skrawe światła płoną,
Muzyka harmonijnym zahuczała grzmotem
I wszystkie serca drgnęły; i powstało grono,
I sklepienie zadrżało szalonym tupotem.
Święty salon - tam szczęścia złoconym łańcuchem
Przykuta myśl człowieka, tamój wrzące szałem
Wszystkie piersi jednakim goreją zapałem,
Jednaką myślą i duchem.
Smutny, cichy jest smętarz - w tym śmierci ukryciu
Co tylko świetne było, błyszczało u świata,
Co wiązało do życia, co bolało w życiu,
Zasnęło snem żelaznym w nieprzespane lata.
Smutny, cichy jest smętarz - czasem nad mogiły
Zaszumi wiatr jesienny, zaschłe strąci kwiecie,
Co je w wieniec pamięci na żyjącym świecie
Przyjazne dłonie złożyły.
II
Piękne, cudne postacie - strojne czoła czyste
W diamentowych gwiazd wzory; ich mglista zasłona
Skrytymi igra wdzięki, i gazy srebrzyste
Lubieżnym dźwięcząc szmerem owiały ich łona.
Piękne, cudne postacie - z jakąż to rozkoszą
Rozbiegłe płowe włosy Rzęsnym padły deszczem
Jak czarodziejskie tony rozmarzonym deszczem
Płomienne piersi unoszą.
W cichym i chłodnym dole, w głębi ciasnej truny
Leży blada, co nicość będzie wiecznie śniła;
Garść piasku, śpiew umarłych, tęsknota, całuny -
To wszystko, co ze złotych marzeń wyroiła.
Smutna, milcząca postać - na jej blade czoło
Jakieś dziwne, myślące marzenia osiadły,
Zagasła żywość oczu, świeże usta zbladły,
I smutno, pusto wokoło.
III
Piękna ziemska niebianka - w rówieśniczek gronie
Świeci blask jej urody powabny, uroczy.
Jakim żywym rumieńcem dziewicza twarz płonie
I modrym, świetnym blaskiem płoną cudne oczy!
Szczęśliw, na kogo padną te oka promienie,
Komu się cudne usta uśmiechną na chwilę,
Dla kogo zadrży w piersi serduszko motyle
I ciche spłynie westchnienie!
W głębi ziemi trup leży ponury, wybladły,
Drobne rączki zbutwiały, pierś żółta i pusta,
I jakimś trupim gestem zeszpecone usta,
I płowe włoski wypadły.
Zimna - świat ją rajskimi nie łudzi mamidły,
Opadł całun grobowy i robak obrzydły
Przewłóczy miękkie lica, przełazi przez oczy
I rozpadłe piersi toczy.
------------------
Śpijcie! - niech wonne kwiecie sypią wam na groby,
Niech ronią łzy kłamane, niech szatę żałoby
Obloką i w pamiątkę nieskażonej części
Stawią rzeźbione urny żalu i boleści.
Śpijcie! - może wędrowiec błądząc w tej ustroni
Jedno westchnienie uroni.
------------------
Lecz wam, co z cicha wiarą i ze łzawym okiem
Szczęście świata za chmurnym kryło się obłokiem,
Których dziecięca młodość gorzkim zeszła kwiatem,
A westchnienia goniły za kochankiem, bratem,
Wam tylko młode serca prawym ogniem tchnące
I serca godnie bijące
I tęskny śpiewak wiosny, co tam w cichej cieśni
Na smutną zagra nutę nieuczone pieśni.
-WŁODZIMIERZ DIONIZY WOLSKI-
(1824 - 1882)
Był poetą, powieściopisarzem, nowelistą i tłumaczem.
Rodem z Serocka
Syn średniozamożnego ziemianina
Został wcześnie osierocony i oddany do pensjonatów w warszawie (francuskiego, niemieckiego).
Brał udział w spisku młodzieży szkolnej i był przez to więziony w Cytadeli.
Rozgłos zyskał w 1843 Ojcem Hilarym (wg Dembowskiego arcydzieło). Było to odbicie ideowe młodzieży literackiej.
W “Przeglądzie naukowym” i “Jaskółce” drukował liryki.
Z powodu cenzury nie wydrukował z życia Halki (poemat i libretto operowe; idea demokratyczna)
Interesowała go także nowelistyka fantastyczna Hoffmanna - tłumaczenie Don Juana; powiastka Skrzypce.
Pisał opowiadania (wyróżniające się to: Czarna wstążka, La Kaczucza) oraz powieści o tematyce społeczno-obyczajowej (Domek przy ulicy głębokiej - I obraz środowiska rzemieślniczego w polskiej powieści)
Po rozpadzie Cyganerii należał do kółka literackiego Cech Głupców i współpracował z jego czasopismem “Dzwon Literacki”.
Śpiewy powstańcze były zrodzone pod wpływem patriotycznych nastrojów, jako manifesty patriotyczne. Kilka z nich przeniknęło do społeczeństwa jako piosenki.
Wyemigrował do Brukseli, gdzie żył w niedostatku.
-GENIUSZ-
Sam jeden tylko pomiędzy wami,
Jak dąb żylasty między sosnami,
Próżno mnie chcecie pieszczota zwabić,
Próżno hart męstwa łzami osłabić,
Próżno mnie w pęta złote wiążecie
I dawnych szyderstw Pietna palące,
Dawniej pogardy blizny jątrzące
Próżno goicie - one tym krwawsze.
Jak jedne zbrodnie na całym świecie,
Jak jedne cnoty na całym świecie,
Sam jeden tylko - i ten sam zawsze!
Nie w pozłacanej, lśniącej komnacie
Kolebka moja, lecz w niskiej chacie,
Pierwszych łez moich żałobne echo
Głucho konało pod niską strzechą.
Pierwszym uśmiechem moim żałobne echo
Głucho konało pod niska strzechą.
Pierwszym uśmiechem moim wtórzyły
Uśmiechy nieba i nieba gniewy,
Pierwszą tęsknotę w sercu pieściły
Wieczorne gwiazdy i ptasząt śpiewy.
A gdy wężowych piorunów taniec
Swobodnie szydził z mocy ogromu,
A gdy wędrowny obłok wygnaniec
Zawisł całunem u gór załomu,
Pierwszy raz myśli śpiące głęboko
Zawrzały życiem swobodnie,
Pierwsze zapału błysły pochodnie,
Pierwszy wściekłości zawył siroko.
Późniejszych wrażeń uczone obrazy,
To tylko bardziej pieszczone wyrazy,
To tylko oddźwięk łechcący i czystszy
Pierwotnej mowy stokroć wyrazistszej.
To tylko sztuczne szkło powiększające,
Które nam pola bardziej zieleniące,
Lecz świeższych, milszych nigdy nie maluje.
To jest kaganiec co wspomnień zwaliska,
Jak w Herkulanum grobowcu oświeca
I dawne gmachy bladawo rysuje,
Na świątyń szczątki smutny połysk ciska
I żółtym blaskiem olśnia ludzi lica.
Moje posągi nie marmurowe,
Marny mi wawrzyn nie złoci głowę,
Nie czczą ułudą moje marzenia,
Nie dźwiękiem lutni moje natchnienia,
Lecz w pieśni mojej cały świat żyje,
Jak całe niebo w morza spojrzeniu,
A każdy dźwięk jej, jakby w kamieniu,
Dłutem się w sercu człowieka ryje.
Jej nuta ogniem myśli namiętna
Miękkich serc twardym tonem nie znęci,
Ale brzmi echem w wieków pamięci,
Nie bija ludzkości tętna.
Herbów ni miecza nie jestem sługą,
Nie kryje piersi zbrojna kolczugą,
Ust mych nie kazi przekleństwo na ludzi,
Ni rąk mych plama krwi bratniej nie brudzi.
Przecie na jedno mej pieśni skiniecie,
Jak cedr odwieczny pod burzy uściskiem,
Runie od razu całe pokolenie.
I puszczyk głucho huknie pod zwaliskiem,
A chciwie patrząc na olbrzyma ciało,
Stado wron, kruków będzie krakało.
Sam jeden tylko, jak Bóg jeden w niebie,
Ludzkości, nie chcę niczego od ciebie!
Pogardą gardzę, nie pragnę ołtarza.
Ołtarzem mym wy wszyscy bo świece nad wami,
Jak wschodnia gwiazda świeci dla żeglarza,
Co długo błądząc z dziękczynienia łzami
Za jej srebrnymi zdąża promieniami.
Sam jeden tylko! I gdy burza minie,
Ja wam na dawnych błędów ruinie
Zaśpiewam wzniosłą pieśń odrodzenia.
A wtedy gruzy z martwych powstaną,
Przywdzieją na się postać istnienia,
A ja wam święcąc gwiazda zbawienia,
Pokażę z dala ziemię obiecaną,
Gdzie słońce blaski rozściela łaskawsze,
Gdzie w sercach wszystkich jedno serce bije,
Tam z życiem wiosny z wami odżyję
Już nie sam jeden - ale ten sam zawsze!
-ZAPAŁ-
Moje marzenia - to szczyty Tatrów,
A moje myśli - to Wisły fala,
Kiedy szalona krami przewala,
A me uczucia to poświst wiatrów.
Nie pragnę złotych piasku wybrzeży,
Ni spokojnego zacisza w murach,
Bo ma istota zrodzona w chmurach,
A moje czoło w piorunach leży.
Patrzę na ziemie jak na skład prochu,
Na który piorun mój chciałbym zwalić,
Rozżarzyć iskrę, ogień zapalić -
I sztandar piękna zatknąć w popłochu.
Jak szara Wisła, kiedy w wściekłości
Szydzi z brzegowisk, obala domy,
Ja bym ciskając gromy na gromy,
Szydził, zabijał, nie miał litości.
A gdyby w moim niszczącym uścisku
Gwiazda radości nie chciała zabłyszczeć,
Wolałbym wszystko pokruszyć i zniszczyć,
A sam ostatni skonać na zwalisku.
Bo me marzenia - to szczyty Tatrów,
A moje myśli - to Wisły fala,
Kiedy szalona krami przewala,
A me uczucia to poświst wiatrów.
-ROMAN ZMORSKI-
(1822 - 1867)
Był poetą, tłumaczem oraz zbieraczem pieśni i opowiadań ludowych (słowianofil).
Urodził się w Warszawie. Nie skończył edukacji - usunięto go z Gimnazjum ok. 1839 r.
W 1840 debiutował wierszem Fantazja w “Przeglądzie Warszawskim”
Swoimi utworami zasilał czasopisma warszawski, poznański “Tygodnik Literacki”, pomagał w organizowaniu “Nadwiślanina”. Wraz z Dziekońskim wydał “Jaskółkę” z manifestem cyganerii.
Gdy 1842 powstał “Przegląd Naukowy” Zmorski tam zamieszczał swoje wiersze. Razem z wydawcą Edwardem Dembowskim działał konspiracyjnie w Związku Narodu Polskiego. W ten sposób działał w kierunku urzeczywistnienia swoich demokratycznych idei.
Podpisywał się czasem: “poeta-Mazur”. Z wędrówek po Mazowszu czerpał inspiracje do motywów mazowieckich, które często przewijają się w jego twórczości. Marzył nawet o poetyckiej “szkole mazowieckiej”.
Zamiłowania ludoznawcze nabrały cech radykalnych przekonań społecznych i politycznych (np. w wierszach: Ognia!; Nad Wisłą; Wróżby Mazura).
W 1843 uciekł do Poznania i zmieniał często miejsce pobytu. Szukając śladów polskości zwiedził Pomorze i Śląsk.
W 1847 wyjechał do Akwizgranu, potem do Belgii i Brukseli. Wszedł w kontakty z Lelewelem. W czasie okazyjnego pobytu w Paryżu poznał Słowackiego.
W 1848 udał się w podróż do Słowian nadłabskich. W 1849 razem z Smolejrem wydawał “Stadło” poświęcone rzeczom polskim i słowiańskim.
Ciągle podróżował (do Konstantynopola, do Słowian z Półwyspu Bałkańskiego, do Bułgarii, Serbii, Chorwacji, Sławonii, Dalmacji, Czarnogórza)
W 1858 powróci do Warszawy.
W styczniu 1862 jako podejrzany o redagowanie “Strażnicy” został uwięziony w Cytadeli.
Uwolniony po dwóch miesiącach przeniósł się do Krakowa. Tam uczestniczył w redagowaniu “Wolności'.
Potem przeniósł się do Drezna.
-ANIOŁ-NISZCZYCIEL-
Moje tchnienie nie woń,
Nie gwiazdy mi skroń
Jaśniejącym obwiodły kołem.
Mój oddech siarczysty,
Mój wieniec ognisty,
A przecież jam jest aniołem.
Nie anioł, co leci,
W pieluchach mdłe dzieci
Rajskimi snami koleba,
Sieje miłość, zgodę,
Wiąże serca młode
I dusze unosi do nieba.
Jam anioł-niszczyciel,
Jam anioł-czyściciel,
Jam złego mściciel i wróg!
Mnie gdy czas nadchodzi,
Nim świat się odrodzi,
Na ziemię śle Bóg.
Miecz niosę w prawicy,
Pochodnie w lewicy,
W gromach oblatam świat,
Na imię mi: B i a d a!
Śmierć, zgroza, zagłada
Biegą mi ślad w ślad.
Ja tchnę w piersi ludzi,
W piersiach żar się zbudzi,
A ręce im całe krwią ściekną.
I będą się darli,
I będą się żarli
Jak wilcy, gdy z głodu się wściekną.
Ja kędy przelecę,
Skier rzęsny deszcz miecę,
Skry to niczym nie zgaszone!
Aż wszystko wypalą
I to tylko ocalą,
Co takie niebieskie jak one.
Pychy dzieci wszeteczne,
W głupstwie swoim bezpieczne,
Oto nadszedł wasz czas!
Wasze własne na głowę
Zamki wam marmurowe
Runa i pogrzebią was.
I władczyni wnet nowa,
Okropności królowa,
Gruz ze stolic waszych zasiądzie.
Spośród ciszy grobowa
Szydersko z ruin sowa
Z potęgi się waszej śmiać będzie.
Hej, ludzie! Ja lecę,
Ogień wszędy miecę;
By świat plon wydał nowy,
By wyczyścić pole,
By zniszczyć kąkole,
Niech zginie kłos stary, niezdrowy.
Nie klnijcie, nie drzyjcie,
Głów waszych nie rwijcie,
Że spłoną wam zbiory i włości.
Za krótki strach, głód
Wy i cały wasz ród
Lichwę odbierzecie w przyszłości.
Hej, burze wy, gromy!
Grady! wichrze łakomy!
Dalej za mną w ślad!
Zlej ognie i wody!
Mory, wojny, niezgody,
Ze mną na świat!
Ja anioł-niszczyciel!
Ja anioł-czyściciel!
Anioł-zbawiciel!
-DO MŁODEGO POETY-
Czarowna laska cudów złożona w twym reku,
W piersiach twych zdrój bije nieprzerwanych pieśni,
A oto wkoło ciebie świat męczarń i jęku.
O wieszczu młody, nie bądźże jak dziecię,
Co na wezgłowiu marzeń lata całe prześni,
Przeigra w wyobraźni malowanym świecie!
Niechże pieśń twa nie będzie jak w ogródku kwiat
Strojny wonią harmonii, blaskiem słownych szat,
Co mu całą zasługę, chwilę popieści
W porze niedługiej wiosny płochy wzrok niewieści,
Lecz niechaj będzie kwiatem to co się w owoc zmienia
I przejdzie w krew i w życie przyszłego plemienia.
A plon taki by dało i nie poszło w marno,
To na rodzajną niwę trzeba rzucić ziarno.
Wiec nie w ściany z marmuru, nie w złote podwoje,
Nie w świetne strojne tłumy pieśni masz nieść twoje,
Bo piosnka tam poety w jednej z suknia mierze,
Oklask według nowości a wabności bierze,
Bo pierś każda tam zimna, niepłodna i pusta,
Serce zwarzyły mrozy, stoczyła rozpusta.
Toż pieśń młoda, gorąca czymże tam zawładnie?
Tylko jak kamień w przepaść bez echa przepadnie.
O wieszczu młody! Inny tobie świat
Przystał, świat niskich, pochylonych chat.
Tam sercem wiecznie młodym lud przyjmie twój śpiew,
Wiecznie młodym, bo razem z mlekiem, co się sączy
W pierś jego z łona matek, stara pieśń się łączy
I na wiek wieków chroni od spleśnienia krew,
Tam oklaski końca twojej nie zgłuszy piosenki,
Ni z zapału niezgrabną zbudzi-ć kto pochwalą,
I za całą nagrodę, za podziękę całą
Uczujesz tylko długi, niemy uścisk ręki,
Co ci żarem po nerwach pobiegnie po duszy,
Aż ci łza jakaś dziwna źrenice zaprószy
Łza, córka ojca bólu i matki radości,
Radości twego serca i bólu twych kości.
Tylkoż jeśli wywołać uścisk taki chcesz,
To w szpalery wzorzyste słów swoich cie krzesz,
Ale krzesz sercem w serce jak krzemieniem w stal
I jak iskrami próchno, tak słowami pal!
Wieszczom złoconych komnat zostaw dziki wzgląd
Obchodzić na wpół ze czcią stary, zgniły błąd;
Ty rzuć mu śmiało w oczy garść obelg pełną
I prawdy nie spowijaj, by szklanej, bawełną,
Ale w wieczny z nią związek poślubuj twój głos.
A głos twój niech będzie jak siermięga prosty,
A tak twardy i ostry jak ostrza tych kos,
Co z równin naszych tępią wybujałe osty -
To choćby każde z słów twych jak żmija raniło
I jako piołun w uciech gorzkie w uchu było,
Przecież każdy je z taka powita pociechą,
Jak w noc bezsenną kura przeraźliwe pianie,
Gdy trzepocąc skrzydłami nad skopconą strzechą,
Krwawej na niebie zorzy okrzyka świtanie.
Bo pieśni wieszczów w narodzie są tak,
Jako w człowieku bywa serca bicie,
Co razem w ciele utrzymuje życie
I o życiu daje znak.
-NAPIS NA GRÓB SAMOBÓJCY-
Spragniony, chciwie czarę życia piłem…
Tyle piołunu, słodyczy tak mało!
A gdy i jednej kropli jej nie stało,
Sam próżna czaszę bez bólu rozbiłem.
I rzucać na mnie sąd hardy - nie tobie,
Pókiś rwącego nie przebrnął potoku,
Byś miecąc klątwę na mym dzikim grobie,
Sam na się nie dał wyroku.
-OGNIA!-
Ziemia martwa, ziemia skrzepła.
Młode życie by jej wrócić,
Jarzmo lodów by z niej zwrócić,
Nie dżdżu łez, nie westchnień ciepła,
Ognia trzeba! Ognia trzeba!
Z piekła, gdy nie można z nieba!
Potrzeba pieśni rozpaczy
Straszliwej jak bezdno piekła,
Co by pierś ziemskich tłumaczy
Dopóty kąsała wściekła,
Póty aż ta wściekłość w kształt piorunu
Całe od męczarń się wściecze.
Aż ta wściekłość w kształt piorunów
Spróchniałym zatrzęsie światem,
Zmyje go krwawym szkarłatem.
Piorunu trzeba, piorunu!
Niech pół świata w proch obróci,
A niech reszcie życie wróci!