W tym samym czasie do gry wszedł także drugi czynnik: de-regulacja. W Stanach Zjednoczonych przemysłem ubezpieczeniowym nie zajmuje się prawo federalne, ale prawodawstwo poszczególnych stanów. Akurat kalifornijskie przepisy dotyczące przemysłu ubezpieczeniowego nigdy nie były szczególnie restrykcyjne. W połowie lat osiemdziesiątych zostały dodatkowo złagodzone pod wpływem neoliberalnego argumentu, że państwo nie powinno ingerować w wolny rynek. Była to zgubna kombinacja, podwójne porzucenie rynku: ucieczka legalnych firm i prywatyzacja. Na przestrzeni zaledwie trzech lat sprzedaż polis ubezpieczeniowych przez nielicencjonowanych zagranicznych ubezpieczycieli wzrosła pięciokrotnie. Dopiero gdy posiadacze polis zaczęli zgłaszać roszczenia, okazało się, że ich polisy nie miały pokrycia i nie mogli liczyć na żadne odszkodowania. Ubierając to w słowa Tillmana, rynek został porzucony, a wraz z nim porzuceni zostali konsumenci. Jest także trzeci czynnik, który zostanie szerzej omówiony w ostatnim rozdziale: globalizacja. W zglobalizowa-nych warunkach nowoczesności, mówi Giddens (2001), pojęcie miejsca stało się „fantasmagoryczne" - dość dosłownie, można dodać, w wypadku fikcyjnych terytoriów wymyślonych przez oszustów, takich jak Księstwo Sealand, Księstwo Nowa Utopia czy Dominium Melchizedeka. Z punktu widzenia oszukanego inwestora, mającego w ręku bezwartościową polisę, nie ma istotnej różnicy pomiędzy tymi zmyślonymi państwami, a prawdziwymi, jak Brytyjskie Wyspy Dziewicze, gdzie fałszywe korporacje międzynarodowe znajdują azyl i skąd oferują swoje nieistniejące usługi. Zagraniczne centra finansowe są przykrywką zarówno dla podejrzanych, jak i legalnych dostarczycieli usług finansowych. By zadowolić swoich klientów, najlepiej, żeby były politycznie stabilne, silne ekonomicznie, pozornie demokratyczne oraz luźno związane z jakimś szanowanym krajem Pierwszego Świata, zwykle Wielką Brytanią (Sikka 2003). Inne terytoria zależne Korony Brytyjskiej to Anguilla, Bermudy, Kajmany, Gibraltar, Guernsey, Wyspa Man i Jersey. Panuje tam minimalny nadzór regulacyjny; zwykle jedynym warunkiem uzyskania pozwolenia na prowadzenie działalności jest sprzedawanie swoich produktów poza ich terytorium. Globalizacja przekształciła rynki finansowe na całym świecie, rozpętując walkę o przewagę na globalnym rynku
pomiędzy państwami - proces zwany trafnie konkurencyjną de-regulacją. Stworzony w imię niezależności konsumentów, pozostawił on konsumentów samym sobie.
Ludzie jako racjonalni aktorzy
Powszechność występowania oszustwa nasuwa pytania dotyczące racjonalności. Jak neoklasyczni ekonomiści, w świetle takich dowodów, mogą kurczowo trzymać się swojego przekonania o racjonalności?
Ich odpowiedzią, jak twierdzi Pressberg (1998), jest zrzucenie winy na asymetrię informacji. Inwestorzy wiedzą zazwyczaj mniej na temat dóbr i usług niż ludzie, którzy je oferują, i jeszcze mniej na temat motywacji ich dostawców. Oszuści wiedzą, że są oszustami, ale jak potencjalny inwestor może odróżnić ich od uczciwych handlowców? Jak widzieliśmy, problem ten jest szczególnie dotkliwy w przypadku usług finansowych, gdzie płatność dokonywana jest teraz, zaś jej zwrot i ewentualny zysk ma nastąpić w odległej przyszłości.
Teoria racjonalnego wyboru sugeruje, że w takiej sytuacji inwestorzy powinni być szczególnie czujni. Gdy w grę wchodzą ich pieniądze, racjonalni inwestorzy wiedząc, że dostęp do informacji jest wysoce niesymetryczny, powinni starać się zdobyć jak najwięcej pewnych informacji, zanim zdecydują się na rozpoczęcie inwestycji. Im więcej stawiają na szalę i im bardziej asymetryczna jest relacja, tym więcej informacji powinni szukać. Sposobem na zaradzenie potencjalnej klęsce rynku, jaką przewidziała teoria neoklasyczna, byłyby instytucje pośredniczące, takie jak organizacje konsumenckie, które zajęłyby się dostarczaniem inwestorom obiektywnych informacji. Dodatkowo, słusznym zajęciem rządu, mającym na celu podtrzymanie funkcjonowania systemu rynkowego, byłaby praca nad systemem prawnym, ułatwiająca wykrycie i karanie oszustwa.
Nieszczęśliwie dla teorii ekonomicznej, tak się zwykle nie dzieje. Nie angażując się w poważne szukanie informacji, inwestorzy zazwyczaj zadziwiająco łatwo pokładają swoje zaufanie w obszernych prospektach, fałszywych świadectwach i bezwartościowych gwarancjach. Nie zadają podstawowych pytań
128
129
i akceptują niewiarygodne i nieistotne zapewnienia. Działają zazwyczaj w oparciu o wiarę, a nie racjonalną ocenę prawdopodobieństwa.
W literaturze z zakresu psychologii społecznej, bezsensownie ignorowanej przez socjologię, opisano sposoby, w jakie podejmowanie decyzji wyrywa się kanonom racjonalności. Jasny przegląd tego złożonego materiału można odnaleźć u Suther-landa (1992). Oto niektóre z przedstawionych czynników:
Efekt dostępności
Mamy tendencję do opierania swoich sądów na tym, co jest dla nas „dostępne", czyli tym, co z łatwością przychodzi nam do głowy. Na przykład przeceniamy wagę materiału, który jest dramatyczny i wysoce angażujący emocjonalnie albo materiału konkretnego na niekorzyść abstrakcyjnego.
Efekt pierwszeństwa
Powszechnie wiadomo, że pierwsze wrażenie ma ogromne znaczenie; interpretujemy dalsze informacje w świetle naszych pierwotnych sądów, które niechętnie korygujemy.
Efekt świeżości
Mamy także tendencję do przeceniania nowych informacji. Gdy są one spójne z pierwszym wrażeniem, działa efekt pierwszeństwa; gdy są niespójne, bierzemy pod uwagę najnowsze dane.
Efekt halo
Na nasze ogólne wrażenie dotyczące danej osoby zazwyczaj zanadto wpływa jakaś jedna „dostępna" dobra cecha. Na jej podstawie generalizujemy inne charakterystyki, oceniając je jako lepsze niż są w rzeczywistości, (istnieje również odwrotny efekt nazywany „efektem diabła").
Efekt zakotwiczenia (dostosowania)
Bardziej liczymy się z informacją, która potwierdza nasze opinie, niż z taką, która im przeczy. Oznacza to również, że szukamy raczej informacji zgodnej z naszymi przekonaniami niż takiej, która mogłaby poddać je w wątpliwość.
Efekt utopionych kosztów
Mamy tendencję do inwestowania coraz większych pieniędzy w coś, co przyniosło straty, zamiast wycofać się i przynajmniej nie tracić więcej. Jest to przypadek nieuzasadnionej konsekwencji; z racjonalnego punktu widzenia, powinniśmy uwolnić się od przeszłych błędów i opierać swoje decyzje na przyszłych wynikach. Nasze podejście do ryzyka jest niespójne; wykazano nie raz, że wolimy podjąć ryzyko dla zminimalizowania strat niż dla osiągnięcia zysków.
Nadmierna pewność
Za bardzo ufamy naszym sądom, tak w kwestii przyszłości, jak i ludzkiego charakteru. A jako że rzadko szukamy czy uznajemy dowody, że jesteśmy w błędzie, nasza pewność pozostaje niezachwiana, dopóki nie wydarzy się jakaś katastrofa.
Złudzenie kontroli
Jest to odmiana nadmiernej pewności. Wierzymy, że mamy kontrolę nad zdarzeniami, na które nie mamy wpływu, nawet nad zdarzeniami zupełnie przypadkowymi. Hazardziści szczególnie łatwo ulegają takiemu złudzeniu. Wielu hazardzistów i niektórzy krupierzy wierzą, że krupier jest w stanie wpłynąć na to, na jakim polu podczas gry w ruletkę zatrzyma się kulka; podobnie mają gracze w kości - rzucają lekko, gdy zależy im na wyrzuceniu niskiej liczby, i mocno, gdy na wysokiej.
Konformizm społeczny
Choć cenimy niezależność swoich opinii, często ulegamy wpływom innych sądów i wartości, by dostosować się do otoczenia bądź podporządkować władzy, nawet w sytuacjach, gdzie takie zachowanie jest ewidentnie nieracjonalne.
Zła ocena prawdopodobieństwa
W wielu sytuacjach wymagających dokładnego oszacowania prawdopodobieństwa, intuicja nas zawodzi. Najgorzej wychodzi nam szacowanie prawdopodobieństwa warunkowego, czyli prawdopodobieństwa, że coś okaże się prawdą, jeżeli jakiś inny warunek zostanie spełniony. Słynnym przykładem tego fenome-
130
131
nu statystycznego, który był świetnie znany dziewiętnastowiecznym matematykom, jest tak zwany paradoks Monty Hal-la, nazwany tak od prowadzącego amerykański quiz telewizyjny (Let's make a deal, w polskiej wersji Idź na całość - przyp. tłum.). W tym quizie na scenie stały trzy bramki: A, B i C. Za jedną z nich znajdowała się cenna nagroda, samochód, zaś za pozostałymi dwoma nagroda pocieszenia, koza. Monty Hall wiedział, za którą bramką znajduje się samochód, a które skrywają kozy. Uczestnik oczywiście tego nie wiedział. Uczestnik musiał wybrać jedną z bramek, załóżmy, że wybrał bramkę A. Na tym etapie zgodzimy się wszyscy, że uczestnik ma jedną trzecią szans na wygranie. Monty wtedy otwierał jedną z pozostałych bramek, w tym przypadku bramkę B i odsłaniał kozę. Teraz uczestnik stawiany był przed wyborem - pozostać przy bramce A, czy wybrać bramkę C. Co powinien zrobić?
Wiadomo, co potwierdzają także moje własne doświadczenia ze stawianiem tego pytania studentom i współpracownikom, że większość ludzi uważa, że nie ma znaczenia, czy uczestnik pozostanie przy opcji A, czy wybierze bramkę C. Wiemy, że samochód jest za jedną z nich, więc statystycznie uczestnik ma 50% szans na wygraną.
I tu się mylimy. Jeśli uczestnik zmieni swój wybór, podwaja szanse wygranej. Prawdopodobieństwo, że samochód znajduje się za bramką A wynosi jedną trzecią, zaś że znajduje się za bramką C - dwie trzecie. Można to pokazać na wiele sposobów, patrz na przykład u Stewarta (1997: 69-98). Ale nawet, gdy zostanie im pokazany dowód, wielu ludzi odmawia jego zaakceptowania. Moje własne doświadczenie wskazuje, że im wyższy rangą współpracownik, tym trudniej jest mu zaakceptować jakikolwiek dowód - pokazuje to, między innymi, że nadmierna pewność siebie idzie w parze z oszustwem. Zła ocena prawdopodobieństwa wystawia nas na niebezpieczeństwo zostania oszukanym. A skoro rynek opiera się na informacji, to należy zadać sobie pytanie: jakiej nowej informacji na temat bramki A dostarczył nam Monty Hall, pokazując kozę za bramką B? Prawidłowa odpowiedź brzmi: żadnej, i dlatego uczestnicy pozostający przy wybranej na początku bramce A nadal mają tylko jedną trzecią szans na wygranie samochodu. Jednak uzyskaliśmy
nowe informacje na temat bramki C: jeśli bramka A skrywa kozę (teraz prawdopodobieństwo takiego obrotu spraw wynosi dwie trzecie), wtedy druga koza jest za bramką B, zaś samochód za bramką C. Jest to cenna informacja, choć niełatwo ją dostrzec.
Być może wynik osiągnięty przez uczestnika quizu telewizyjnego nie jest kwestią szczególnie istotną, jednak w innych sytuacjach ocena prawdopodobieństwa może być sprawą życia i śmierci. Szczególnie skomplikowane jest zagadnienie odwróconego prawdopodobieństwa. Jeśli na przykład mężczyzna ma zrobić sobie test na raka prostaty, niezbędnym jest oszacowanie dwóch prawdopodobieństw, z których jedno jest odwrotnością drugiego: prawdopodobieństwo, że jeśli masz raka prostaty, test wypadnie pozytywnie; oraz prawdopodobieństwo, że jeśli test wypadnie pozytywnie, masz raka prostaty. Intuicja podpowiada, że te prawdopodobieństwa są sobie równe, jednak wcale tak nie jest. Niestety, testy na raka prostaty nie są jeszcze wiarygodne. Dają zbyt dużo fałszywych wyników negatywnych i jeszcze więcej nieprawdziwych wyników pozytywnych. Może to być kwestia życia i śmierci, lecz nawet lekarze i badacze popełniają poważne błędy w ocenie tego typu prawdopodobieństw warunkowych.
Znajdowanie zasady w zdarzeniach losowych
Mamy zadziwiającą łatwość znajdowania zasad rządzących zupełnie losowymi zdarzeniami. Najlepszym przykładem jest błąd hazardzisty, znany także pod mylącą nazwą prawa średnich. Rzucamy monetą i dziesięć razy pod rząd wypada reszka. Intuicja podpowiada nam, że teraz orzeł jest znacznie bardziej prawdopodobny; miejmy jednak nadzieję, że rozum zda sobie sprawę, że moneta nie ma pamięci, więc w każdym rzucie prawdopodobieństwa orła i reszki są takie same.
Mniej oczywistym przykładem jest zestawienie wyników funduszy inwestycyjnych. Co roku, jak można oczekiwać, jedne fundusze osiągają lepsze, a drugie gorsze wyniki niż średnia rynkowa. Z upływem lat okazuje się, że niektóre fundusze konsekwentnie podążają jedną z tych dróg. W pierwszym przypadku firmy twierdzą, że zarządzający takim funduszem jest
132
133
wysoko wykwalifikowanym inwestorem; w tym drugim zostaje on wyrzucony. Czy powinniśmy więc inwestować w odnoszące sukcesy fundusze i unikać tych, które już mają na swoim koncie porażki? Zgodnie z hipotezą rynkowej efektywności omawianą w rozdziale drugim - nie. Z perspektywy tego podejścia nie ma żadnego racjonalnego sposobu, by pokonać rynek. Lepsze i gorsze wyniki są jedynie kwestią przypadku. Skoro tak, to fakt, iż jedne fundusze ciągle przynoszą zyski, zaś innym idzie znacznie gorzej, wcale nie dowodzi talentu lub braku kompetencji ich zarządców. Jeśli rządzi przypadek, spodziewalibyśmy się, że opłacalność funduszy będzie zmieniać się z roku na rok. Ich dobra czy zła passa nie wynika z „konsekwencji", ale jest odpowiednikiem wyrzucenia dziesięciu reszek z rzędu. Zdarza się, ale przez przypadek. Dostrzegliśmy zasadę w zwykłym zbiegu okoliczności i dorobiliśmy do tego całą ideologię.
Garfinkel przedstawił klasyczny już przykład takiego procesu (1967: 76-103). Studentom-ochotnikom powiedziano, że biorą udział w badaniu mającym na celu sprawdzenie skuteczności nowych technik psychoterapii, które mogą pomóc w rozwiązywaniu problemów osobistych. Mieli oni zadawać pytania doradcy przebywającemu w innym pokoju, który będzie się starał odpowiadać najlepiej jak potrafi, jednak tylko słowami „tak" lub „nie", a ponadto przez głośnik. W rzeczywistości „doradca" był eksperymentatorem, którego odpowiedzi były zupełnie przypadkowe, generowane na podstawie tabeli przypadkowych liczb. Znaczy to, że odpowiedzi nie miały żadnego zamierzonego znaczenia, nie były spójne; mimo to studenci sami nadawali znaczenie tym losowym odpowiedziom i oceniali sesję jako pomocną.
Dowody psychologii społecznej są doskonałe. Eksperyment po eksperymencie potwierdzają one opisane powyżej efekty. Odejścia od racjonalności są znaczące, powszechne i systematyczne. Trzeba przyznać, że były to eksperymenty kontrolowane, ale ich wyniki potwierdzają studia nad ludzkim zachowaniem przeprowadzone także poza laboratorium. Finanse osobiste są tego doskonałym przykładem. Rynek akcji ulega chwilowym modom, słabościom i aferom; inwestorzy kupują podczas hossy, gdy akcje są drogie, i w desperacji sprzedają tanio, kiedy
ich cena drastycznie spada. Optymistyczne teorie są wrzucone do jednego worka, by wyjaśnić dlaczego świat zmienił się na tyle, że każdy może dziś znaleźć się wśród wygrywających; ulegamy efektowi utopionych kosztów; ludzie inwestują w programy, których nie rozumieją; chętnie ufamy naciągaczom; sprzedaż piramidowa kwitnie; ludzie są przekonani, że mogą wzbogacić się szybko, nic przy tym nie ryzykując.
Nie jest to także kwestia bezczelnych oszustów, którzy nabierają kilku głupków. Po stronie popytu nieracjonalne decyzje finansowe są szeroko rozpowszechnione. Po stronie podaży podejrzane produkty finansowe często oferowane są nawet przez największe banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i domy inwestycyjne. Wiele planów rządowych wcale nie jest lepszych.
Obszar finansów osobistych Wernick nazywa „kulturą promocyjną". Kultura promocyjna to „funkcjonalnie niezależna złożona struktura, w obrębie której granica pomiędzy tym, co przypadkowe jako reklama, a tym, co jest nią w pierwszej kolejności, w charakterze zarówno informacji jak rozrywki, ograniczona jest w najlepszym razie do kwestii poziomu albo stopnia" (Wernick 1991: 100). Rynek usług finansowych wie wszystko o efekcie dostępności, efekcie halo, nadmiernej pewności i całej reszcie. Usługi finansowe są promowane w taki sposób, aby czerpać z tych nieracjonalnych zachowań jak najwięcej korzyści. Instytucje nadzorujące istnieją jednocześnie, by wzmacniać wiarę w rynek, i po to, by kontrolować działania dostawców usług finansowych. Z racjonalnego punktu widzenia, inwestorzy zanadto im ufają. Naiwnością jest myśleć - jak czynią to neokla-syczni ekonomiści - że problem stanowi wyłącznie asymetria informacji, a udostępnienie maksymalnej ilości informacji wszystkim stronom to jego rozwiązanie. W dojrzałej „kulturze promocyjnej" informacja nie istnieje.
Jak więc możemy wyjaśnić wszechogarniającą klęskę racjonalności? Modnej, acz wątpliwej odpowiedzi na tego typu pytania udziela psychologia ewolucyjna. W porównaniu do wielu drapieżników, człowiek jest stworzeniem fizycznie słabym. Przetrwanie naszego gatunku jest możliwe jedynie przy współpracy pomiędzy jednostkami, dlatego tak korzystny jest konformizm społeczny. W przypadku nieoczekiwanego spotkania
134
135
z drapieżnikiem, nasi przodkowie musieli podjąć natychmiastową decyzję, czy walczyć czy uciekać. Nie mieli czasu na spokojne i racjonalne rozważanie wszystkich możliwości i szacowanie ich prawdopodobieństw. Decyzja potrzebna byta natychmiast. Ci, którzy polegali na szybkich i gotowych skrótach pomagających im zdecydować, co w danej sytuacji uczynić - psychologowie społeczni nazywają je heurystykami - mieli większe szanse na przeżycie niż ci, którzy wybierali głębokie rozważania przy użyciu wszelkich dostępnych narzędzi teorii prawdopodobieństwa.
Nawet jeśli zaakceptujemy takie wyjaśnienie genezy irra-cjonalności, to i tak nie wiemy wciąż, co tak naprawdę jest przyczyną jej trwania. Racjonalne działanie z pewnością przynosi ewolucyjne korzyści w złożonym współczesnym społeczeństwie, gdzie przekręty finansowe i rak prostaty stanowią większe zagrożenie niż tygrys szablozęby. Być może chodzi o to, że te problemy wymagają specjalistycznego podejścia; odpowiedzią na nie może być lepsze szkolenie pracowników i większa kontrola korporacji. W przypadku większości decyzji, jakie podejmujemy, odejście od racjonalności nie jest brzemienne w skutki. Rynek daje nam ogromną liczbę możliwości, których znaczna część jest nieistotna. Więcej informacji, jak radzą neoklasyczni ekonomiści, w mniejszym stopniu przyczyni się do rozwoju zachowań racjonalnych niż do zwiększenia atrakcyjności rynku.
Powszechność irracjonalności potwierdza to, co zauważył Parsons, że teoria ekonomiczna nie jest w stanie wytłumaczyć, jak możliwy jest porządek społeczny. Dowody systematycznej irracjonalności działań ujawnione przez psychologów społecznych byłyby druzgoczące tylko, gdyby rynek w rzeczywistości był taki, jakim go przedstawiają zwolennicy wolnego rynku.
Wolność i autonomia
Skoro rynek nie gwarantuje swobody, to może zapewnia
, wolność? Myśl neoliberalna postrzega rynek jako domenę
swobody jednostki, której wolność wyraża się w trzech wymia-
^ rach: po pierwsze, jednostka to suwerenny konsument, który
korzysta z wolności wyboru; po drugie, konsument, który dokonuje wyboru, ma również prawo odrzucić to, co oferuje mu rynek, czyli ma prawo wyboru negatywnego; po trzecie, wolność jednostki wyraża się również w prawie odmowy - wolność to także prawo do nie-uczestnictwa. Jednostki są wolne od nieuzasadnionej ingerencji państwa lub innych władz. Ta negatywna koncepcja wolności stanowi sedno klasycznego liberalizmu - od Johna Locke'a i Adama Smitha po dwudziestowieczną myśl Isa-iaha Berlina (1994/1969).
Nie tylko liberałowie uznają potencjał rynku do wyzwolenia ludzi spod odgórnie narzuconych przez tradycyjne społeczeństwo ograniczeń. Jedną z niewątpliwych historycznych zasług społeczeństwa handlowego było uwolnienie jednostek od ról i pozycji społecznych nadanych przy urodzeniu. Marks to potwierdził (O'Neill 1998: 77-78). Rozwój wymiany handlowej zniszczył niezmienny status feudala i wasala, ziemianina i chłopa pańszczyźnianego. Choć wolny kapitalistyczny rynek jest dla Marksa areną alienacji i polaryzacji klasowej, to jest także warunkiem wstępnym pełnego wyzwolenia ludzkości, której dokona komunizm.
Mimo poparcia dla koncepcji wolności negatywnej, większość obrońców rynku wcale nie jest libertarianami; dostrzegają oni znaczące ograniczenia dla prawidłowego korzystania z wolności, co pokazuje istotne napięcie pomiędzy myślą liberalną i neoliberalną w zakresie postrzegania cnoty. Heelas (1991) zwięźle wyraził to napięcie w swojej analizie thatcheryzmu. Wyróżnił cztery charakterystyki ja, których połączenie stanowiło dla thatcherystów wzór cnoty:ja przedsiębiorcze {the enterprising self): pracowite, odpowiedzialne, podejmujące wykalku-lowane ryzyko w dążeniu do dobrobytu; niezależny konsument (the sovereign consumer), który aktywnie szuka i racjonalnie wybiera dobra i usługi dostępne na rynku; aktywny obywatel (the active citizen), który akceptuje osobistą odpowiedzialność za swoje życie i odpowiedzialnie traktuje innych ludzi, oraz ja konserwatywne (the conservative self): przestrzegający prawa, zdyscyplinowany, szanujący tradycję patriota.
Rozbieżne wymagania tych kategorii nie dają się łatwo pogodzić. Najbardziej rażący jest konflikt pomiędzy niezależnym
136
137
konsumentem, który poprzez rynek ma prawo spełniać swoje zachcianki, a konserwatywnym ja, które ma obowiązek sprostać wymogom konwencjonalnej moralności (pozorne wartości wiktoriańskie Thatcher). Dla Giddensa (1998: 15) sprzeczność pomiędzy dogmatyczną wiarą w rynek, a niezłomnym przywiązaniem do tradycyjnych wartości i instytucji społecznych, zwłaszcza rodziny, jest najsłabszym punktem myśli neoliberalnej. Swobodna gra sił rynkowych niszczy tradycyjne struktury, zamiast je wspierać. Wartości konserwatywne nie wywodzą się z zasad rynku, ale są na nie arbitralnie nałożone. Przykład thatcheryzmu ilustruje ogólną zasadę: neoliberalne podejścia zawierają założenia i zalecenia odnośnie osobowości uczestników rynku. W każdej z jej odmian popieranie rynku łączy się z przekonaniem o zbawiennym wpływie sił rynkowych na formowanie się charakteru.
Można jednak spierać się, że jest dokładnie na odwrót. System rynkowy i towarzysząca mu kultura konsumpcjonizmu traci równowagę, gdy nie niszczy samych instytucji - rodziny, społeczności, zawodu - które zajmują się kształtowaniem i pielęgnowaniem charakteru. Jest to ciemna strona dynamiki rynku. W The Corosion of Character (1998) Richard Sennett pisze, że świat pracy w dobie elastycznych specjalizacji i nieustannych korporacyjnych reorganizacji przyniósł upadek szczerego oddania i lojalności oraz zastąpienie tych wartości banalną paplaniną o zespołach, oczernianiem doświadczenia i ciągłym monitorowaniem wykonania. Zanik tradycyjnych środowisk zawodowych i przerwanie kulturowego przekazu z pokolenia na pokolenie dopełnia obraz zgubnego wpływu rynku na cnoty charakteru, jak przedstawia nam Sennett.
Można też uważać - co widzieliśmy w rozdziale pierwszym - że postmodernistyczny relatywizm stanowi paradoksalnie idealne dopełnienie wolnego rynku - to pogląd O'Neilla. Pisze on zgryźliwie o „nieatrakcyjnej postaci uwielbianej przez post-modernistów" (O'Neill 1998: 82), próżnym flaneur, pysznym nierobie, który narcystycznie bawi się swoją tożsamością i rozkoszuje przelotnymi przyjemnościami w stolicach dawnych europejskich imperiów. Ta postać jest współczesnym, choć
zdegenerowanym wcieleniem bohatera romantycznego. Wychwalając swoje wartości, postmodernizm świadomie rozmywa rozróżnienie pomiędzy rzeczywistością a pozorami, bez którego pojęcie charakteru traci jakiekolwiek znaczenie.
Odrzucając neoliberalną analizę wolności jako nieudolną i zagmatwaną, wielu pisarzy, włączając sympatyków liberalizmu, zwróciło się w kierunku pokrewnej koncepcji - autonomii. Autonomiczna jednostka ma kontrolę nad swoim życiem; dokonała krytycznej analizy swojego dziedzictwa kulturowego oraz własnych możliwości i zdolności. Podąża drogą środka pomiędzy heteronomią i indywidualizmem. Nie jest ani niewolnikiem swojej kultury i popędów, ani naiwnym narcyzem, który sądzi, że wszystko zawdzięcza wyłącznie sobie.
Według Giddensa zasada autonomii jest obecna w większości odmian i postaci polityki emancypacyjnej. Zgodnie z jego filozoficzną pozycją teoretyka Trzeciej Drogi (która będzie szczegółowo omawiana w rozdziale czwartym), kładzie on nacisk na progresywny charakter teorii. Równie godny uwagi jest fakt, iż łączy on ze sobą prawa i obowiązki: „Istnieje tu pewna równowaga pomiędzy wolnością i odpowiedzialnością. Jednostka jest w swoich zachowaniach wolna od ograniczeń narzucanych jej w warunkach wyzysku, nierówności i ucisku, ale nie znaczy to, że jest odtąd absolutnie wolna. Wolność zakłada odpowiedzialne działanie wobec innych i poszanowanie zobowiązań względem zbiorowości" (Giddens 2001/1991: 290).
David Riesman opowiedział się za autonomią w swoim klasycznym dziele Samotny tłum. Rozróżnił trzy typy charakterów społecznych, z których każdy jest wytworem pewnego rodzaju społeczeństwa. Osoby o charakterze tradycyjnym podporządkowują się normom społecznym przypisanym do ich statusu - klasy, kasty, stanu posiadania, płci czy wieku. Jeśli wyłamią się, publicznie tracą twarz. Osobami wewnątrz sterownymi kierują normy i wartości wpojone im w procesie socjalizacji. Jeśli od nich odejdą, czują się winne. Osoby zewnątrz sterowne dążą do spełnienia wymagań swoich rówieśników. Jeśli im się nie uda, odczuwają niepokój.
Zasadnicze w tej analizie jest zrozumienie, że charakter społeczny jest ofiarą pewnego rodzaju konformizmu. Na szczęście
138
139
nowoczesny świat daje nam także czwartą możliwość, a jest nią właśnie autonomia, choć wybór tej opcji oznacza walkę i wysiłek. Osoba autonomiczna ma dość siły charakteru, by przeciwstawić się wymogom, którym podporządkowane są pozostałe charaktery społeczne: tradycji, hegemonii superego i brzemieniu ontologicznej niepewności.
Neoliberalna analiza wolności pełna jest głębokich sprzeczności. Wolność negatywna, jak w klasycznym liberalizmie, wydaje się być jej podłożem. Zazwyczaj idzie ona w parze z poparciem dla cnót charakteru, których wykształcenie zależy od nie-ryn-kowych, a nawet anty-rynkowych instytucji, szczególnie więzi, społeczności, etniczności, religii i edukacji.
Pieniądz i pieniądze
Dla ekonomistów pieniądz jest homogenicznym, nienacecho-wanym, nieskończenie podzielnym środkiem wymiany i przechowywania wartości. Te cechy są jego zaletami - umożliwiają istnienie rynku. Dla socjologów, od klasyków, czyli Marksa, Webera i Simmla po współczesną myśl Giddensa i Habermasa, pieniądz ma dokładnie te same właściwości, tyle że nie są one postrzegane jako zalety.
Za Zelizer (1997: 1-12) możemy wyróżnić kilka powiązanych między sobą wątków, obecnych w socjologicznej analizie pieniądza.
Instrumentalność
Pieniądz jest środkiem do celu, pozwala przechowywać wartość, choć sam w sobie jest jej pozbawiony. Jest, jak powiedział Simmel, najczystszą formą uprzedmiotowienia środków (Sim-mel 1991/1907). Bezwarunkowa wymienność pieniądza powoduje, że jest to najlepszy środek wymiany w społeczeństwie rynkowym. Reprezentuje triumf wykalkulowanego, instrumentalnie racjonalnego podejścia do życia, zwycięstwo Gesellschaft nad Gemeinschaft. Simmel wskazał, że pieniądz jest stosowną walutą w kontaktach prostytutek z klientami, gdyż relacja między nimi opiera się na podzielanej obojętności do siebie jako do
ludzi, „wzajemnej degradacji do czystych środków". Uogólniając to, uważał, że w naturze pieniądza jest coś z esencji prostytucji.
Ujęcie ilościowe (kwantyfikacja)
Ze względu na swoją nijakość pieniądz jest zasadniczo ilościowy, a nie jakościowy. Każdy pieniądz jest w zasadzie taki sam, różna jest tylko jego wartość. Dzięki swojej nieskończonej podzielności pieniądz jest idealną zmienną obliczeń arytmetycznych. Dla Simmla pieniądz symbolizuje redukcję jakości do ilości, tak charakterystyczną dla współczesnego świata.
Sfera profanum
Według Durkheima rzeczywistość społeczna jest wyraźnie podzielona na dwie sfery - sacrum, zawierającą rzeczy wyróżnione, niedostępne zwykłemu śmiertelnikowi, i profanum, świat naszych codziennych spraw. Nijaki, ilościowy, funkcjonalny: pieniądz w oczywisty sposób przynależy do sfery profanum.
Utowarowienie
Siła pieniądza powoduje, że wszystkie transakcje społeczne są nieuchronnie wciągane w sieć rynku. Efektem jest spłycenie i dehumanizacja związków międzyludzkich; więzi są zastępowane przez wyrachowane kontrakty, a materialistyczne zachcianki niszczą wartości duchowe. Najdobitniej wyrażona przez Marksa - dla niego pieniądz był „bogiem wśród towarów" - komercjalizacja społeczeństwa i utowarowienie relacji międzyludzkich jest powtarzającym się tematem analiz nowoczesności. Choć same w sobie pozbawione są jakiegokolwiek znaczenia, pieniądze degradują wszystko poprzez nadanie ceny.
Racjonalizacja
Max Weber i inni klasycy widzieli w ekspansji pieniądza główną przyczynę procesu racjonalizacji. Pieniądz jest bezbarwny, nieczuły, ilość nie idzie w parze z jakością. Mówiąc językiem ekonomistów, jest zamienny, czyli może sam siebie zastąpić. Jeden dolarowy banknot nie różni się od innego banknotu dolarowego: bez względu na to, skąd konkretny banknot pochodzi i dokąd zmierza, ważne jest, że reprezentuje siłę nabywczą,
140
141
przy obowiązujących cenach, dóbr i usług o wartości jednego do-jlara - nie mniej i nie więcej. Zelizer (1997: 7) zauważa, że dla Simmla, jak i dla innych klasycznych socjologów, pogląd, że pieniądz może być „przeklęty" lub „zbrukany krwią" był umierającym zabobonem, nie mającym żadnej siły w nowoczesnym świecie (ewidentnie nie przewidzieli zawiłych transakcji związanych z praniem pieniędzy, poprzez które przestępcy starają się zatrzeć ślady prowadzące do źródeł ich nielegalnego bogactwa). Dla Simmla, pieniądz rynkowy jest jedyną istniejącą formą pieniądza.
Zamierzeniem Zelizer jest sprzeciwienie się tej ortodoksji. Korzysta w tym celu z badań dotyczących wykorzystania pieniądza w Stanach Zjednoczonych pomiędzy rokiem 1870 a 1930. Pokazuje, że władze federalne miały ogromny problem ze stworzeniem zcentralizowanego, jednolitego środka płatniczego opartego na amerykańskim dolarze (Zelizer 1997: 13-18). Konkurencyjne waluty, takie jak te wydawane przez poszczególne stany, jak również świadectwa złota i srebra {yellowbacks) były stopniowo likwidowane w myśl uchwały National Banking Act z roku 1862. Jednak nawet w dwudziestym wieku, kiedy standaryzacja waluty została oficjalnie osiągnięta (formalnie była ratyfikowana przez Kongres dopiero w 1933 roku), ten aspekt budowania jedności narodowej nie przełożył się na homogenizację kulturową.
W codziennym życiu społecznym ludzie nadal wprowadzają rozróżnienia pomiędzy formami pieniądza, w zależności od jego pochodzenia i przeznaczenia. Pieniądz jest kształtowany społecznie i znaczony na wiele sposobów: oczekuje się, że podarunki pieniężne zostaną spożytkowane w specyficznym celu, takim jak zakup ubrań na specjalną okazję, a nie zapłacenie rachunku w warzywniaku (prezent urodzinowy ma umożliwić spełnienie zachcianki, a nie zaspokojenie potrzeby), czy spłata długów hazardowych, a nie wyjście na kolację (pożyczka nie ma na celu wspierania dalszych ekstrawagancji). Pieniądze mogą być fizycznie rozdzielane zgodnie z przeznaczeniem w oddzielne koperty, pudełka czy skarbonki. Można dać napiwek kelnerowi czy taksówkarzowi, ale nie wykwalifikowanemu pracownikowi. Przekazywanie pieniędzy jest często zrytualizowane; na przykład w tradycyjnych angielskich robotniczych rodzinach mężczyźni
raczej zostawiają żonom pieniądze na prowadzenie domu na kominku niż dają im je do ręki, jak zapłatę za świadczone usługi. Odpowiedzialność za konkretne wydatki jest często dzielona w konwencjonalny sposób: kobieta kupuje dzieciom ubrania, podczas gdy jej mąż płaci za wspólne wakacje.
Gdyby pieniądze były nienacechowane, majątek rodzinny mógłby być rozlokowywany elastycznie, w najdogodniejszy w danym momencie sposób. Na przykład skrupulatnie gromadzone na domowego królika monety z dziecięcej skarbonki mogłyby być użyte przez ojca na zakup papierosów. Czy komuś stałaby się krzywda, gdyby dług został potem spłacony, zwłaszcza z nawiązką? Jednak niemal we wszystkich rodzinach takie zachowanie byłoby postrzegane jako słabość charakteru czy nawet demoralizacja. Jak na ironię, komentuje Zelizer, socjologia akademicka była ślepa na obfitość potocznych koncepcji i zastosowań pieniądza. Jeśli spytamy, dlaczego zarówno socjologowie, jak i ekonomiści, trzymają się kurczowo swoich nieadekwatnych i jałowych interpretacji pieniądza, odpowiedzią musi być siła mitu rynku.
W dziewiętnastym wieku obdarowywanie biednych jałmużną postrzegane było jako niebezpieczne. Ubodzy traktowani byli jak umysłowo niedorozwinięci; uważano, że niewątpliwie zmarnowaliby te pieniądze na frywolnym dogadzaniu sobie. Pomoc materialna w postaci jedzenia, opału czy ubrań dawała organizacjom charytatywnym kontrolę nad życiem ubogich i dlatego stanowiła preferowaną metodę przekazywania środków na zmniejszenie ubóstwa. Jeszcze przed wejściem w dwudziesty wiek miała miejsce znacząca zmiana w sposobie postrzegania biednych przez władze. Przekazywanie pieniędzy stopniowo zaczynało być widziane jako rozwojowe i wyzwalające, w przeciwieństwie do poniżających darów charytatywnych, które ograbiały z możliwości wyboru. Problem z ludźmi ubogimi był natury technicznej, a nie moralnej; byli oni uważani za niekompetentnych w kwestii wydawania. Troska skupiła się na ubogich kobietach, przede wszystkim imigrantkach. Uzbrojeni w wiedzę o domowej gospodarce pracownicy społeczni zajęli się edukowaniem ubogich w zakresie zasad racjonalnej konsumpcji. Wypełniali swoją nową misję, podkreślając nijakość i bezpłciowość pieniądza; zapomoga finansowa była traktowana jak zwyczajna
142
143
pensja wypłacana przez państwo. Oczekiwano, że ludzie będą wypełniać specjalne formularze, wyszczególniając w nich swoje wydatki, aby później pouczać ich, jak gospodarować pieniędzmi z głową. Ten postępowy w założeniu zabieg legitymizował wtrącanie się państwa w sferę domową. Spotkał się ze zdecydowanym oporem, gdyż gwałcił normy i wartości, które rządzą definicją, dystrybucją i przeznaczeniem domowych funduszy.
Choć oczywiste jest, że praca Zelizer wychwala różnorodność życia społecznego i ludzką pomysłowość, ma ona świadomość konieczności postawienia niewygodnych pytań. Być może ujawnione przez nią kreatywne kulturowe i społeczne zróżnicowanie nie jest niczym więcej niż desperacką próbą uczłowieczenia pieniądza, pokazania jaśniejszej strony brutalnej rzeczywistości. Elementem tej rzeczywistości musi być sprawowanie władzy. Jak mówi (1997: 210): „kwestie domowych, przeznaczanych na cele dobroczynne czy podarowanych w prezencie pieniędzy nie pozostawiają wątpliwości, że oddzielne waluty niejednokrotnie służyły wzmocnieniu zależności kobiet, dzieci i ubogich". W transakcjach tych zaznaczane są nie tylko zażyłość i oddanie, ale także nierówność; mężczyźni nie mają pieniędzy na drobne wydatki, klasa średnia poczułaby się urażona bonami żywieniowymi, a naukowcom nie daje się napiwków (choć ich uniwersytety ubiegają się o darowizny).
Praca Zelizer namawia nas do odrzucenia przypuszczenia, że pieniądz jest wyjątkowo neutralnym środkiem. Przeciwnie, powinien on być analizowany jako nośnik symbolicznego przekazu, zupełnie tak, jak inne towary. Wprawdzie pieniądze są bardziej odporne na personalizację niż rzeczy materialne; są bardziej zamienne, mobilne i zbywalne. Konkluzja jest dość wymowna. Gdyby racjonalizacja była niepohamowana, pieniądz rynkowy byłby uniwersalny. Nie jest tak jednak, ponieważ „ciągłe, żywe i wszechobecne różnicowanie nowoczesnych pieniędzy jest najmocniejszym dowodem przeciwko zhomoge-nizowanemu, instrumentalnemu modelowi życia społecznego" (Zelizer 1997: 214).
W Spheres of Justice (1983) Michael Walzer używa terminu „zablokowane wymiany" (blocked exchanges) w odniesieniu do typów transakcji pieniężnych zakazanych w gospodarce rynkowej.
144
Podaje, jego zdaniem wyczerpującą, listę czternastu kategorii wymian zablokowanych współcześnie w Stanach Zjednoczonych (Walzer 1983: 100-103):
niewolnictwo jest nielegalne: istoty ludzkiej nie można kupić ani sprzedać, jedynie jej siła robocza podlega takim transakcjom.
władza i wpływy nie są na sprzedaż. Przekupstwo jest nielegalne. Obywatele także nie mogą sprzedawać swoich głosów.
wymiar sprawiedliwości nie jest na sprzedaż; sędziów ani ławy przysięgłych nie wolno przekupywać.
wolność słowa, prasy, wyznania i zgromadzeń przysługuje każdemu obywatelowi nieodpłatnie.
małżeństwo i prawo do prokreacji nie jest na sprzedaż; poligamia jest nielegalna.
prawo do wypisania się z dowolnego ugrupowania politycznego nie jest na sprzedaż.
zwolnienia ze służby wojskowej, obowiązku zasiadania w sądzie przysięgłych i innych obywatelskich obowiązków nie mogą być kupione.
urzędy polityczne nie są na sprzedaż - gdyby tak było, byłaby to świecka odmiana swiętokupstwa - kupowania urzędów kościelnych.
podstawowa opieka społeczna, taka jak ochrona policyjna czy edukacja do pewnego wieku, należy się nieodpłatnie.
desperackie wymiany albo „transakcje ostatniej szansy" są zabronione. Ludzie są chronieni prawem w zakresie określonej płacy minimalnej, maksimum godzin i wymogów zdrowia oraz bezpieczeństwa.
wszelkie nagrody i wyróżnienia nie mogą być kupione ani sprzedane, są przyznawane za zasługi.
łaska boska nie może być kupiona ani sprzedana (jak zaznacza ironicznie Walzer, to nie dlatego, że Bóg nie potrzebuje pieniędzy, skoro jego pastorom może się wydawać, że oni potrzebują).
miłość i przyjaźń nie może być kupiona ani sprzedana.
transakcje kryminalne z definicji nie mogą być przeprowadzane legalnie.
145
Lista ta niewątpliwie obejmuje wiele praw precedensowych. Jest produktem historii cywilizacji; formułowanie, uchwalanie i nadzorowanie przestrzegania praw i obowiązków chronionych tymi czternastoma zasadami jest ogromnym kulturowym przedsięwzięciem i jest ciągle kwestionowane - o czym świadczą choćby współczesne kontrowersje dotyczące zakupu ludzkich organów, adopcji dzieci czy zastępczych matek. Jeśli lista zakazów jest świadectwem potęgi pieniądza, świadczy także o ogromnej kulturowej inwestycji, jaką jest stworzenie granic rynku, by nie skolonizował w całości społeczeństwa.
Socjologiczne krytyki pieniądza, przede wszystkim te sformułowane przez Marksa, Engelsa i Simmla, traktują pieniądz jako posiadacza nieodłącznej magicznej mocy rewolucjonizowania stosunków społecznych. Jak na ironię, jak komentują to Parry i Bloch (1983: 3), pieniądz jest w niebezpieczeństwie stania się fetyszem tak dla krytycznych naukowców, jak dla maklerów.
Prymitywne i nowoczesne gospodarki
Tematem tego rozdziału (i tak naprawdę całej książki) jest to, że rynek to mit karmiący wyobraźnię Zachodu. Jeden aspekt tego mitu poruszony został już kilka razy: kontrast między dynamiczną wolnorynkową gospodarką liberalno-demokratyczną kapitalistycznego Zachodu i stojącą w miejscu gospodarką socjalistyczną.
Inny i bardziej ambiwalentny kontrast jest nie mniej przy-
| ciągający; w rynkowej mitologii Inny reprezentowany jest przez
I „prymitywne" gospodarki. Konstrukcja ta opiera się na serii
przeciwieństw (Parry i Bloch 1989: 7): my jesteśmy nowocześni,
/ oni są tradycyjni; my produkujemy na wymianę, oni produkują
na swój użytek; my mamy towary, oni mają podarunki; my je-
j steśmy wyrachowani, oni są nieskażeni kalkulacją; my mamy
; pieniądz rynkowy, a oni nie mają.
Przez wiele lat antropologia ekonomiczna zdominowana była przez debatę między formalizmem i substancjalizmem. Formalne podejście do ekonomii traktuje pojęcia analityczne
rozwinięte przez zachodnie ekonomie jako posiadające uniwersalne zastosowanie. Prymitywne gospodarki, w nie mniejszym stopniu niż ich przemysłowe odpowiedniki, są zarządzane przez instrumentalną racjonalność, kalkulację efektywnych środków do osiągnięcia własnych celów, włączając w to analizę strat i korzyści w kontekście źródeł, które z definicji są skąpe. Substan-tywne podejście odrzuca uniwersalne zastosowanie zachodniej analizy ekonomicznej i traktuje „prymitywne" gospodarki jako posiadające swój własny specyficzny charakter, który należy odkrywać przez empiryczne badanie, a nie definiować poprzez istniejące teorie. Ta kontrowersja w obrębie ekonomicznej antropologii jest przykładem bardziej ogólnego problemu dotyczącego zachodnich kategorii i ich zastosowania. Czy są one wolne od kontekstu i kultury? I czy jakiekolwiek pojęcie może być tak naprawdę od nich wolne?
Klasycznym polemicznym źródłem w tej debacie jest The Great Transformation Karla Polanyi'ego (omawiane już w rozdziale pierwszym), który staje w obronie substancjalizmu. Pola-nyi wyróżnia trzy zasady, które rządzą wymianą. Chociaż uznaje on, że mogą one współwystępować w społeczeństwie, to mimo wszystko twierdzi, że społeczeństwa zdominowane są na ogół przez jedną z nich.
Wzajemność charakteryzuje działające na małą skalę, zdecentralizowane i egalitarne społeczeństwa, takie jak Melane-zja. Wymiana darów tworzy złożone sieci interpersonalnych zobowiązań, które łączą wszystkich członków społeczności. Wzajemność, argumentuje Polanyi, wspierana jest przez „instytucjonalny wzorzec symetrii", formę społecznej organizacji odpowiednią do pielęgnowania egalitarnych relacji między partnerami.
Redystrybucja nie jest egalitarną, ale hierarchiczną zasadą. Taką, jaka charakteryzowała społeczeństwa feudalne. Członkowie społeczności są zobowiązani do przekazywania towarów silnej władzy centralnej, czy jest to wódz plemienia, czy administracja państwowa, która następnie dokonuje ich redystrybucji w obrębie danej społeczności. Taki system jest wspierany ; przez „instytucjonalny wzorzec centralizacji", który legitymizuje reżim.
146
147
Te dwie formy dystrybucji różnią się radykalnie od zasady, która rządzi społeczeństwami przemysłowymi: od reguły rynkowej. Ponieważ rynek opiera się na formalnie „wolnych", abstrakcyjnych, nieosobowych, monetarnych kontraktach między różnymi uczestnikami procesu wymiany, ma on zdolność integrowania na wielką skalę rozrzuconych społeczności. System rynkowy różni się od wzajemności i redystrybucji pod jednym istotnym względem: „zamiast gospodarki osadzonej w kontekście relacji społecznych, społeczne relacje są osadzone w systemie ekonomicznym" (Polanyi 1957/1944: 57).
Adam Smith wierzył, jak przypomina Polanyi, że ludzie z natury mają wrodzoną skłonność do „wymiany, handlu i zamiany jednej rzeczy na drugą" (1954/1776, t.l: 20). Polanyi ma w tej sprawie zdecydowany osąd (1957/1944: 43): „patrząc wstecz, można powiedzieć, że żaden inny błąd w odczytaniu przeszłości nigdy tak dobrze nie przewidział przyszłości". To, co Smith uważał za naturalną cechę ludzkich istot, jest tak naprawdę specyficznym wytworem rynkowego społeczeństwa. Ten argument podnoszony był też przez Sahlinsa, o czym pisałem już w pierwszym rozdziale. Zachodnie gospodarki są produktem zachodniego dobrobytu materialnego; ironicznie mówiąc, „nie było tak aż do czasu, gdy kultura zbliżyła się do szczytu swoich materialnych osiągnięć, które wzniosły sanktuarium Nieosiągalnego: Bezkresnych Potrzeb" (SahlinśJ 1972: 39).
Zgodnie z interpretacją Gudemana, „prymitywne" społeczności opierają się na gospodarce wspólnotowej (Gudeman 198&J- W takiej gospodarce produkcja napędzana jest nie przez wymianę rynkową, ale przez konsumpcję, której podmiotami są jednostki lub grupy. Celem nie jest akumulacja bogactw, lecz reprodukcja sposobu życia, który jest głęboko zakorzeniony w tym szczególnym miejscu, krajobrazie, klimacie, przechowywany w zbiorowej pamięci. Taka wspólnota gospodarcza ma wiele „wspólnego"; ma wspólną bazę, do której mogą należeć ziemie, zbiory, narzędzia, przodkowie, duchy i ceremonie. Przynajmniej z założenia taka wspólnota gospodarcza opiera się na zaufaniu, wzajemnej zależności i podstawowej równości.
Dary odgrywają zasadniczą rolę w takich gospodarkach. Znakomicie pokazał to już Marcel Mauss w swoim klasycznym studium na temat melanezyjskich społeczności (2001/1925). W stosunkach społecznych opartych na wymianie darów, ich uczestnicy mają trojakie zobowiązania: wręczać dary, otrzymywać je oraz odpłacać za nie w stosowny sposób i we właściwym czasie. Przedmioty wymieniane nie mają ceny, tak jak muszą ją mieć towary w gospodarce rynkowej; niosą za to informację o tożsamości ofiarodawcy, co sprawia, że przyjmując podarunek, obdarowany potwierdza albo odrzuca społeczną relację z ofiarodawcą. Wymiana darów jest nieciągłą ekspresją szczodrości, która tworzy rozprzestrzeniającą się sieć wzajemnych zobowiązań i ogarnia całą społeczność. Mauss podkreśla znaczenie w obrębie gospodarki wymiennej działań, które nazywa prestations totales - wymian, poprzez które ucieleśniane i wyrażane są wszystkie rodzaje instytucji: religijne, prawne, moralne i ekonomiczne.
Komentując analizę Maussa, Bourdieu podkreśla znaczenie odstępu czasowego między obdarowaniem i rewanżem. Oddanie daru zbyt szybko staje się symbolicznym afrontem, ponieważ implikuje wyrachowane podejście, w którym zwrotny podarunek staje się niczym więcej niż zapłatą, i odmowę zaakceptowania daru, przez przedefiniowanie go jako usługi w obrębie gospodarki rynkowej. Odstęp czasu jest niezbędny, ażeby zarówno ofiarodawca, jak i obdarowany mogli doświadczać daru jako daru. Im dłuższy i mniej określony ten społecznie usankcjonowany interwał między otrzymaniem daru i odwzajemnieniem się, tym bardziej interakcja określana i doświadczana jest jako bezinteresowna.
Według jednej z interpretacji, natychmiastowa odpłata odsłaniałaby „prawdziwą" naturę relacji wymiennej. Ta zakładana prawdziwa natura polega na tym, że relacje wymienne opierają się na własnym interesie; są one po prostu formą wymiany rynkowej - takim samym jak inne narzędziem osiągania osobistych korzyści. Jak pisze Bourdieu (1998a: 121): „Ekonomiczna logika racjonalnego działania sugeruje następującą rzeczywistość: „Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty się odwzajemnisz". To jest „wspólna wiedza", że nie ma takiej rzeczy jak
148
149
czysty dar dany bez oczekiwania zwrotu; wiara, że jest inaczej, : jest w najlepszym razie sentymentalnym złudzeniem, a w naj-j gorszym - rodzajem hipokryzji.
Bourdieu przekonuje, że powinniśmy odrzucić „oficjalny cynizm" ujawniany przez takie ekonomiczne analizy prawdy o relacjach opartych na podarunkach. Proponuje, abyśmy uznali w zamian, iż logika wymiany darów jest następująca (1998a: 121): „Ja jestem taki, jaki jestem, funkcjonuję w taki sposób, że ! wiem i nie chcę wiedzieć, że ty wiesz i nie chcesz wiedzieć, że ja wiem i nie chcę wiedzieć, że ty odwzajemnisz mi się". To „nie-chcenie, żeby wiedzieć" jest istotnym składnikiem relacji opar-1 tej na wymianie podarunków. To nie jest ani odrzucanie prawdy, ani akt psychologicznego wyparcia, ani hipokryzji, ale społeczny fakt, tabu nie pozwalające niszczyć iluzji, ujawniać publicznego sekretu; współdziałamy ze sobą, aby ją podtrzymać. 1 Nie chcemy, aby wszystko zostało jasno powiedziane, bo wcale nie jest to konieczne ani pożądane. System cenowy działa w taki sposób, aby wartość była wyraźnie wyrażona; to dlatego obcinamy metki z ceną, nim damy prezent. Odrzucając logikę ceny, odrzucamy naszą rzeczywistość kalkulacji i wyrachowania (Bourdieu 1998a: 96-7).
Tak jak interesowność nie jest rzeczywistością, tak nie jest nią także altruizm. W procesie socjalizacji uczy się nas, abyśmy byli hojni w ramach kultury, „w której powszechnie oczekuje się, że odwdzięczenie się poprzez prezenty i inne nagrody nastąpi" (Bourdieu 2000: 192). Stosunki oparte na prezentach niekoniecznie są jednak życzliwe; mogą prowadzić do podporządkowania i wyzysku. W takich przypadkach wprowadzenie stosunków rynkowych, a szczególnie zapłaty w gotówce, może stanowić wyzwolenie. Widząc ten dwuznaczny aspekt wymiany darów, Bourdieu próbuje wykroczyć w swoim podejściu poza fałszywy wybór między cynizmem i sentymentalizmem.
Davis twierdzi, że - przynajmniej w teorii - przeceniamy zazwyczaj rolę odgrywaną przez handel we współczesnym społeczeństwie, padając przez to ofiarą pewnego stereotypu. Kontrast z „prymitywną" społecznością dodatkowo go wzmacnia; całe nasze wyobrażenie na jej temat skłania nas do przesady i romantyzmu (Parry i Bloch 1989). Malujemy tę społeczność
jako nieobciążoną kalkulacją, aby pokazać nasz własny egoizm. Traktujemy ich dary jako „czyste", podczas gdy nasze skalane są przez interesowność. Osłabiamy znaczenie pieniądza w „prymitywnych" gospodarkach, żeby móc uznać go za kwas, prowadzący do korozji wspólnoty.
Jednakże w analizie ekonomicznej punktem spornym jest \ to, czy „czyste" rynki wymiany naprawdę dominują w nowo- ■ czesnych społeczeństwach. Davis zwraca uwagę na bogaty repertuar wymiany; wyszczególnia czterdzieści dwa rodzaje wymiany występujące we współczesnej Anglii (1992: 29): jałmużna, altruizm, arbitraż, bankowość, barter, przekupstwo, włamania, kupowanie/sprzedawanie, dobroczynność, transakcje towarowe, korupcja, darowizna, zatrudnienie, eksploatacja, wywłaszczenie, wymuszenie, handel opcjami terminowymi, dawanie, paserstwo, handel wewnętrzny, wykorzystywanie poufnych informacji w transakcjach handlowych (insider dealing), ubezpieczenie, marketing, pożyczanie pieniędzy, obciążanie hipoteki, napad, zastawianie, spekulacja, prostytucja, odwzajemnianie się, wynajmowanie, sprzedaż detaliczna, grabież, żerowanie, kradzieże w sklepie, zakupy, symonia, zasiłek socjalny, wymiana, kradzież, napiwki, wymiana handlowa i sprzedaż hurtowa.
Ta lista nie pretenduje do bycia uznaną za kompletną; całkiem łatwo dostrzec jej braki, jak choćby nepotyzm, protekcja, stręczycielstwo, mecenat, sponsoring, zamówienia, subsydiowanie i przemyt. Nie zawiera dużej liczby technicznych terminów, odnoszących się jedynie do szczególnych dziedzin i dobrze znanych wyłącznie ich uczestnikom. Tego rodzaju terminem jest na liście Davisa symonia (świętokupstwo), grzeszny zakup duchowego urzędu w kościele; w Kościele anglikańskim od całego duchowieństwa wymaga się podpisywania formalnej Deklaracji Przeciw Symonii, zanim wezmą na siebie nowy urząd. Ta lista, jak Davis wskazał, nie zawiera też określeń modyfikujących znaczenie pojęć, takich jak dziecięca prostytucja albo napad zbrojny; modyfikacje, które pociągają za sobą istotne rozróżnienia sygnalizujące stopień społecznej aprobaty albo potępienia.
Zasadniczą cechą tego repertuaru jest to, że zawiera on nie tylko ekonomiczną wymianę towarów i usług, ale społeczne relacje nasączone prawnym, moralnym czy religijnym znaczeniem.
150
151
Według konserwatywnej oceny piętnaście z tych pojęć jest wyraźnie pejoratywnych i cztery pozytywne. Charakteryzuje je ; także pewna ambiwalencja, co można zobaczyć w różnych konotacjach „dobroczynności".
Sprowadzając wszystkie te subtelne różnice do prostej pary: J kupowania i sprzedawania, ignorujemy całą złożoność życia społecznego i jego interpretacji dokonywanych przez ludzi. Davis słusznie zauważa (1992: 46), że nasze rozumienie tego, co to znaczy żyć pełnią życia i być spełnionym człowiekiem, „skłania nas do podejmowania prób odgrywania różnych ról wybranych z dos-f tępnego repertuaru". Aby osiągnąć ideał, możemy dążyć do tego, ,żeby być „znawcami rynku, odwzajemniającymi się przyjaciółmi, aby być trochę dobroczynni i do pewnego stopnia altruistyczni". Stary dowcip krążący wśród ekonomistów pozwala wykazać -^, ' całkiem poprawnie - że jeśli mężczyzna żeni się ze swoją pomocą domową i przestaje płacić jej pensję, a zamiast tego daje jej pienią-V dze na prowadzenie domu, to bogactwo narodowe maleje. W prze-| ciwnej sytuacji może się powiększyć; jeżeli żony rozwiodłyby się z mężami i zażądały odpowiedniejlzapłaty za prace domowe, na-, ród stałby się dużo bogatszy. Do tych przewrotnych skutków dochodzi dlatego, że tylko ograniczona liczba transakcji ujawniana jest w rachunkach krajowych. Wykluczenia i włączenia są dowo-^ ! darni urzędowych dyskursów; byłoby ekstremalną naiwnością mylić księgowość z obiektywną rzeczywistością. Najwięcej wymian, \ które robimy z przyjaciółmi i krewnymi, umyka oficjalnym proce-; durom księgowania. Jeśli je ignorujemy, tworzymy zniekształcony ; obraz życia społecznego, który nieuchronnie kładzie nacisk raczej na wielkość produkcji niż na jakość relacji międzyludzkich.
Problem kultury
n>
Zehzer (2002) wyróżnia trzy szerokie podejścia do kultury i w socjologicznych analizach gospodarki. To, co nazywa rozszerzeniem {extension), jest po prostu zastosowaniem głównego nurtu analizy ekonomicznej do „kulturowych" obszarów życia społecznego zaniedbywanych przez ekonomię. Jak zauważyliśmy w rozdziale drugim, Ekonomiczna teoria ludzkich zachowań
Beckera (1976) jest wzorcowym przykładem tego podejścia, \ gdzie teoria racjonalnego wyboru znajduje zastosowanie do analizy zbrodni, małżeństwa i rodziny oraz rasowej dyskryminacji. W tym nurcie myślenia kultura traktowana jest jako wzorzec preferencji konsumenckich, które są „dane" i nie istnieje potrzeba, aby je wytłumaczyć.
Drugie podejście traktuje kulturę jako kontekst, który ułatwia albo ogranicza ekonomiczne działanie. Za Polanyi'm (1957/1944) i Granovetterem (1985), to podejście postrzega zjawiska ekonomiczne jako zakorzenione w procesach społecznych. W pracy Granovettera nacisk położony jest na więzi społeczne w rozmyślnym kontraście do kulturowych wartości; przyczyną tego jest fakt, że Granovetter występował przeciwko wysokiemu poziomowi abstrakcji w socjologii Parsonsa i często podkreślał nadrzędność społecznego systemu wartości. Niewątpliwie słuszne było odrzucenie tych form zdegenerowanego „parsonsizmu", w których wartości unoszą się swobodnie i tłumaczą wszystko. Równie niezbędna była krytyka traktowania r kultury przez ekonomistów jako „Boga luk" {God of the Gaps), \ wzywanego wtedy, gdy racjonalne wyjaśnienia zawodzą.
Płodność podejścia Granovettera okazała się jednak nadmierna. On sam to potwierdza. Jej spuścizną jest traktowanie kultury jako mającej drugorzędne znaczenie, czasem niewiele większe niż sama refleksja. O ile socjologowie ekonomiczni gotowi by-li zaakceptować tę perspektywę, to poczynili zbyt dużo ustępstw na rzecz porządku i paradygmatu neoklasycznej ekonomii.
Zelizer broni trzeciego, alternatywnego podejścia, którego celem nie jest ani rozciągnięcie, ani kontekstualizacja analizy ekonomicznej, ale zakwestionowanie jej. Jako ilustrację tego, co zawiera podejście alternatywne, rozpatrzmy poniższy fragment:
„Osobiście nie rozumiem, dlaczego mężczyźni, którzy mają żony i nie chcą ich, nie mogą uciec od nich, jak to robią Cyganie z ich starymi końmi - powiedział mężczyzna w namiocie. - Dlaczego nie wolno im wystawić ich i sprzedać na aukcji mężczyznom, którzy potrzebują takich artykułów? Hej? Dlaczego, na Boga? Ja sprzedałbym moją w tej samej chwili, w której ktoś by ją kupił!"
152
153
W tej konkretnej scenie z „Burmistrza Casterbridge" (1886) Thomasa Hardy'ego, główny bohater powieści, Michael Henchard, pod wpływem rumu i mściwego charakteru, sprzedaje swoją żonę i córkę na wiejskim targu za sumę pięciu gwinei. To szokujące wydarzenie pociąga za sobą fatalne reperkusje. Z socjologicznego punktu widzenia porusza ono trzy aspekty kulturowego wymiaru działalności ekonomicznej: mówiąc słowami Spillmana (1999: 1), „kulturowy konstrukt przedmiotu rynkowej wymiany, kulturowy konstrukt stron na rynku wymiany i kulturowy konstrukt norm wymiany". Co może być legalnie wymienione, przez kogo może być kupione i sprzedane i zgodnie z jakimi społecznymi regułami? Aby odpowiedzieć na pytania, które stawia przykład mężczyzny sprzedającego swoją żonę, pokazany przez Thomasa Hardy'ego, musimy zbadać nierówność sił między rozpatrywanymi stronami (Davis 1992, 37-46).
Społeczny konstrukt rynku zawiera w sobie wielokrotne interakcje między dużą liczbą aktorów realizujących! własne interesy i wartości. Tworzenie nowego rynku jest walką, jak pokazuje Zelizer (2001) w swojej pracy na temat rynku^ ubezpieczeń na życie w Stanach Zjednoczonych. Od początku/dziewiętnastego wieku panował powszechny trend prowadzący do racjonalizowania zarządzania śmiercią. Chodzi tu o inwestowanie w ubezpieczenia na życie, spisywanie testamentów i organizowanie pogrzebów. Chociaż w dzisiejszych czasach działania te są powszechnie akceptowane nie tylko jako rozsądne, ale także jako moralnie słuszne sposoby zabezpieczania się na wypadek śmierci, początkowo spotykały się one z ostrym oporem. Komercjalizacja śmierci, czyli obrócenie jej w dochodowy interes, uznawane było za brudną robotę; śmierć powinna być sprawą intymną, angażującą jedynie rodzinę i ewentualnie sąsiadów. Włączenie śmierci w obręb rynku obrażało świętość ludzkiego życia, i wprowadzało rynek, czyli niesłużący zbawieniu nieczysty rodzaj działań, do uświęconego królestwa. Z końcem lat czterdziestych XIX wieku, opór przed racjonalizacją śmierci upadł. Zelizer przedstawia cztery nurty kulturowego rozwoju, które to tłumaczą. Zebrane razem pokazują, jak wielki wysiłek kultury stoi za sukcesem racjonalizacji.
Po pierwsze, opór religijny był stopniowo przełamywany, j Dla tradycjonalistów, polisa na życie była świętokradczą ingerencją w boże wyroki. Bóg dawał i Bóg zabierał; wdowy i sieroty oddawały się pod jego boską opiekę, jako powierzone jego Kościołowi (kościołom). Zwolennicy nowoczesności przeciwstawiali się temu i argumentowali, że Bóg patrzy przychylnie na tych, którzy podjęli odpowiednie kroki na rzecz spadkobierców i osób pozostających na ich utrzymaniu, i że ich zapobiegliwość będzie żyła w życzliwej pamięci tych, którzy doświadczą ich dobroczynności.
Po drugie, ryzyko i spekulacja zostały przedefmiowane. 1 Ubezpieczenie na życie przestało być uznawane za formę hazardu; wdowa, która odniosła korzyści z rozsądnej zapobiegliwości swojego męża, nie była już uważana za niegodnego zwycięzcę na loterii, czerpiącego korzyści z nienależnego uśmiechu losu. Ubezpieczenie na życie zmieniło się ze spekulacji w mądrą inwestycję. Aby mogło dojść do tego przedefiniowa-nia, konieczne było pokonanie przesądów, a głównie lęku, że podejmując kroki na wypadek śmierci, można magicznie ściągnąć ją na siebie. Wydaje się, że lęki te nie zostały w pełni pokonane. Być może tłumaczy to, dlaczego tak wielu ludziom nie udaje się sporządzić testamentu i umierają bez spisania ostatniej woli.
Po trzecie, wzrastająca urbanizacja Ameryki przyniosła zmiany w systemie pokrewieństwa. Jako że wspólnota i rozległy system rodzinny upadły, ciężar opieki nad wdowami i sierotami spadł na rodzinę nuklearną. Nieformalne systemy wsparcia uległy rozpadowi, więc biurokratyczne i profesjonalne systemy wkroczyły, aby wypełnić tę wyrwę. Ubezpieczenia na życie były zaledwie częścią szerszego trendu.
Zmiana postaw wobec życia i śmierci odegrała zasadniczą rolę w historii tej gałęzi branży ubezpieczeniowej. Opór wobec ubezpieczeń na życie wyrastał z zasady, że wartości życia ludzkiego nie da się zmierzyć żadnymi pieniędzmi. Jak uważa Zelizer (2001: 151), ubezpieczenie na życie przełamuje to tabu, stając się „pierwszym zakrojonym na szeroką skalę przedsięwzięciem w Ameryce, które całą swoją organizację opiera na dokładnym szacowaniu kosztów śmierci".
154
155
Przykład polisy na życie pokazuje, że utowarowienie może budzić opór i jako proces zależy od złożonych procesów przebudowy znaczeń. Innym przykładem jest dług. Bell (1979) wykazuje, że banki z powodzeniem zmieniły społecznie stygmatyzo-wany „dług" w społecznie akceptowalny „kredyt konsumencki". Aż do lat dwudziestych XX wieku ludzie nie mogli kupować więcej towarów, niż pozwalały im na to dochody czy oszczędności; potem banki zaczęły pożyczać pieniądze tak samo prywatnym osobom, jak przedsiębiorcom. Destygmatyzacja długu była wstępnym i niezbędnym warunkiem rozwoju kredytu konsumenckiego, który z kolei jest niezbędnym warunkiem rozkwitu społeczeństwa konsumpcyjnego.
Powstawanie rynku ubezpieczeń na życie i kredytów konsumenckich wymagało więcej niż tylko przełamywania oporu. Był to twórczy proces tworzenia stron, przedmiotów i norm wymiany. Adam Smith wierzył, że istoty ludzkie mają naturalną skłonność do angażowania się w rynkowe wymiany -jego stanowisko przeoczą jednak kulturową pracę potrzebną do ukształtowania jednostek jako właściwych uczestników danego rynku.
Jeżeli ubezpieczenie na życie i kredyt konsumencki są przykładami skutecznej legitymizacji nieakceptowanych dotąd działań, to prostytucja stanowi w dzisiejszych czasach przykład przeciwny, bowiem uczestnicy kampanii przeciwko prostytucji stara-. ją się stygmatyzować klientów sprzedawców seksualnych usług. Pogmatwanie kampanii ukierunkowanej na „karanie kupujących" pokazuje wyraźnie i dokładnie O'Connell Davidson (2003). Kluczowym czynnikiem zaciemnianym przez takie kampanie jest rola państwa w tworzeniu i podtrzymywaniu społecznych warunków, które sprzyjają rozwojowi prostytucji i globalnego przemysłu seksualnego - biedy, podporządkowania kobiety mężczyźnie, tolerowania przemocy wobec kobiet, rasizmu i wrogości wobec imigrantów. Państwowe agencje i ich pracownicy zbyt często należą do głównych gwałcicieli praw prostytutek i ich godności. Naiwnością jest więc traktowanie państwa jako niewinnego i neutralnego partnera w walce z ekonomiczną seksualną eksploatacją kobiet. Karanie klientów może łatwo odciągać uwagę od problemów samych prostytutek, które najczęściej wynikają z tego, że są one traktowane jak zwykłe towary. Wzmocnienie ich
praw jako pracowników byłoby prawdopodobnie bardziej efek
tywne niż kampanie stygmatyzacji, które prowadzone są wbrew
„naturze" naszej kultury, przyjmującej kupowanie seksu z peł- I
nym zrozumieniem jako normalne zachowanie rynkowe. /
Jako ostatni przykład na to, że działanie kultury jest potrzebne, aby tworzyć rynki i przygotowywać aktorów, którzy będą w nich uczestniczyć, omówię organizacje konsumenckie i dziedzinę finansów osobistych. Wykazywałem już gdzie indziej (Aldrige 1994), że organizacje konsumenckie robią więcej, aniżeli spełnianie ich rzekomej misji dostarczania obiektywnych informacji klientom (jest to rola przypisywana im przez neokla-syczną ekonomię jako reakcja na rynkowe niedociągnięcie, jakim jest asymetria informacji). Organizacje konsumenckie pomagają tworzyć racjonalnego konsumenta: osobę, która jest zorientowana na cel, patrzy w przyszłość, jest zdyscyplinowana, konsekwentna czasowo i ascetyczna. Jest też daleka od folgowania własnym potrzebom, co propagował Daniel Bell (1979) jako zrewidowaną etykę protestancką. Konsumpcja jest poważną pracą i ludzie muszą być do niej przygotowani.
Jedną z dziedzin, w której to jest widoczne, jest rynek osobistych usług finansowych (Aldridge 1997; 1998). Istnieje sporo poradników, w których powierzchownym celem ich autorów, zgodnym z oficjalnymi celami organizacji konsumenckich, jest uzbrojenie potencjalnych inwestorów w obiektywne informacje, które są im potrzebne, aby mogli podejmować racjonalne decyzje inwestycyjne. Łatwo jednak zauważyć, że wcale tego nie robią. Zamiast tego zachęcają czytelników do brania odpowiedzialności za swoje osobiste finanse; produkowane przez nie poradniki akcentują potrzebę profesjonalnego doradztwa finansowego, kierują czytelników do źródeł, w których są dostępne godne szacunku profesjonalne rady, uspokajają, zapewniają, że instytucje regulacyjne są wysoce efektywne; charakteryzują relacje między klientem a pracownikiem jako niezagrażające spotkanie z dziedziny usług, w którym klient może uczestniczyć z pełnym zaufaniem. Są one, krótko mówiąc, narzędziem socjalizacji dorosłych. W czasie, kiedy dziedzina finansów osobistych była i jest wstrząsana serią skandali, zadaniem poradników - i o to toczy się walka -jest tworzenie klienteli dla przemysłu usług finansowych.
156
157
Decydująca rola odgrywana przez profesjonalnych doradców finansowych może prowadzić do nieoczekiwanego wniosku. Jak widzieliśmy w dyskusji o pieniądzach, wszystko, co jest związane z rynkiem, jest zwykle widziane jako należące do sfery, którą Durkheim zdefiniował jako profanum, w przeciwieństwie do sacrum. Kategoria profanum nie jest całkowicie jasna w rozumowaniu Durkheima; ale z pewnością widział on ją jako jedną stronę dychotomii. Stąd może ona oznaczać rzeczy, które są ziemskie, brakuje im symbolicznego znaczenia, są materialne, utylitarne i racjonalne. Po drugiej stronie dychotomii jest jeszcze sfera sacrum - rzeczy święte, dziedzina rzeczy odrębnych i zakazanych, rzeczy, które są nasycone symbolicznym znaczeniem i są dostępne tylko poprzez rytuały. Ale te rzeczy niekoniecznie są dobre. Durkheim przekonuje, że one mają swój biegun negatywny; Lucyfer i jego odpowiedniki należą do tego obszaru. Bóg i diabeł, dobre i złe wróżby - sacrum może być niebezpieczne dla śmiertelników.
Z tego punktu widzenia rynek także może być niebezpiecznym miejscem, dlatego kupujący powinien mieć się na baczności. Stąd, na przykład, wysiłek kultury, który jest konieczny, żeby przekonywać ludzi do inwestowania na giełdzie. Stąd też zapotrzebowanie na profesjonalnych doradców finansowych; są oni „rytualnymi" specjalistami, którzy kontaktują zwykłych inwestorów z sacrum. Stąd wreszcie afirmowanie takich charyzmatycznych postaci jak Peter Lynch, który przez trzynaście lat, między 1977 a 1990 rokiem zarządzał lukratywnym funduszem Magellana z ramienia firmy Fidelity, i z czasem pozyskał ponad milion udziałowców oraz 14 miliardów dolarów aktywów, czy Warrena Buffeta, „Wyroczni z Omahy", inwestycyjnego guru dla przeciętnego rynkowego gracza.
Według Khurany (2002) podstawową zmianą, która zaczęła się w latach osiemdziesiątych XX wieku, jest zastępowanie kapitalizmu menedżerskiego kapitalizmem inwestorskim. Trend ten najbardziej widoczny jest w Stanach Zjednoczonych, ale rozszerza się także na inne zachodnie społeczeństwa. Coraz więcej ludzi dokonuje inwestycji na rynku giełdowym, który stał się zasadniczym elementem przy planowaniu emerytury. Po części z tego powodu prasa i telewizja oddają bezprecedensową ilość
miejsca rynkom papierów wartościowych i osiągnięciom giełdowych spółek. Tendencja masowych mediów do „personalizowania" wydarzeń prowadzi je do skupiania się na roli charyzmatycznych przywódców - Chief Executive Officers (CEO), grupowych liderów, którzy wdrażają programy restrukturyzacyjne albo rzucają podlegające im spółki na kolana. CEO są współczesnymi celebrities i jako tacy stali się obiektem quasi -religijnego kultu. Ich niesmacznie wysokie pensje i lukratywne opcje udziałowe można interpretować w tym świetle jako poświęconą ofiarę składaną im przez zwykłych śmiertelników, a niejako zapłatę za pracę.
Kiedy korporacja postanawia zatrudnić nowego CEO, trend nakazuje jej, żeby umówić się z kimś spoza firmy. To całkowicie zgodne z opinią Webera na temat charyzmy. Charyzmatyczny przywódca nie jest społecznie skonstruowany jak zwykła ludzka istota; jego czy jej pochodzenie jest często osłonięte tajemnicą (na przykład cudowne urodzenie). Tak jak charyzmatyczne ruchy rozkwitają w czasach wstrząsów społecznych, tak samo korporacje, pogrążone w kryzysie, szukają kogoś z zewnątrz, żeby odwrócił ich losy. Ich problemy mogą mieć charakter strukturalny, ale one są przepełnione irracjonalną wiarą, że każdy problem ma bohatera, który go może rozwiązać. Zgodnie z tytułem książki Khurany, szukają oni korporacyjnego zbawiciela.
Skoro tak, to teoria Webera powinna sugerować, że poszukiwanie nie może być prowadzone racjonalnie. Poszukiwanie charyzmatycznego przywódcy jest zrytualizowane i obciążone symbolicznie; tylko poprzez rytuał i symbolizm charyzma może być przekazywana od lidera do jego (czyjej) następcy. Mechanizmy racjonalnego poszukiwania - ogłoszenia, krótkie listy, testy uzdolnień, programowe rozmowy - nie są właściwymi środkami pozwalającymi na odkrycie charyzmatycznego lidera: żaden ruch religijny nie stosował tak złożonych technik do znalezienia nowego duchowego przywódcy.
Jest tak jednak w przypadku poszukiwania charyzmatycznego CEO. Firma zapewne wie dużo mniej na temat kogoś z zewnątrz niż na temat swoich własnych pracowników. Powszechnie wiadomo, że wywiady są kiepską metodą selekcji. Do takich wniosków doprowadziły niezliczone eksperymenty psychologiczne.
158
159
Jednak spółki wciąż na nich polegają. Interview jest niezwykle krótkim spotkaniem; pomimo to, jak stwierdził Khurana, większość dyrektorów wierzy, że rzeczywiście bardzo szybko potrafi rozpoznać przywódcze zdolności osoby, z którą rozmawia. Nie jest to jednak racjonalne badanie oparte na zbieraniu informacji, lecz raczej coup de foudre albo miłość od pierwszego wejrzenia. To nie jest racjonalny rynek, ale hermetycznie zamknięta kultura, w której elita domniemanych charyzmatycznych zbawicieli krąży między rzeszami zwolenników. „Ograniczanie rynku zatrudnienia CEO do wybranej grupy kandydatów i udawanie, że otrzymany w ten sposób wynik jest uzasadnioną konsekwencją społecznego procesu jest - jak komentuje Khurana (2002: 206) - służącą samej sobie zarozumiałością".
Traktowanie rynku jako należącego do sfery profanum wyrasta z przekonania, że jest on wolny od kultury i dlatego stanowi rodzaj działań, który powinien podlegać analizie ekonomicznej. Ale wszystkie działania ekonomiczne i wszystkie rynki są faktycznie kulturowe; nie ma czegoś takiego jak działanie wolne od kultury. Slater (2002: 59) wyraża to dobitnie, pisząc, iż „w praktyce, społeczni aktorzy nie mogą obecnie określać rynku czy współzawodnika, nie mówiąc już o działaniu w ich kontekście, poza obszernym kontekstem wiedzy kulturowej". Bez wspólnego przedstawienia, rynek nie mógłby nawet zostać rozpoznany, a co dopiero funkcjonować. Wierzyć, że rynki są w jakiś sposób wolne od kultury, oznacza tyle, co paść ofiarą szerzącej się ideologii. Ideologii mówiącej, że rynek jest żywiołową siłą natury.
j
Rozdział 4
KOLONIZACJA, KOMPROMIS I SPRZECIW
„W miarę jak system ekonomiczny podporządkowuje swym imperatywom formę życia prywatnych gospodarstw oraz sposób życia konsumentów i zatrudnionych, siłą kształtującą [zachowania] stają się konsumpcjonizm i indywidualizm posiadania, motywacje skłaniające do działania i konkurowania. Następuje jednostronne zracjonalizowanie komunikacyjnej praktyki życia codziennego na korzyść specjalistyczno-utylitarnego stylu życia; to indukowane przez media przestawianie się na racjonalne ze względu na cel ukierunkowanie działań wywołuje z kolei reakcję w postaci hedonizmu uwalniającego od presji tej racjonalności" (Habermas 2002/1987: 586).
W powyższych dwóch zdaniach z drugiego tomu Teorii działania komunikacyjnego Jurgen Habermas podsumowuje zwięźle widmo kolonizacji obecne w pracach tak wielu rynkowych krytyków. Obawiają się oni, że rynek uwolni się ze swoich właściwych granic i podbije terytoria, przez które był dotychczas znienawidzony. Imperializm może nie być wcale wbudowaną w rynek tendencją, jak przyjmuje się w części literatury dotyczącej globalizacji. Taka interpretacja skłania się ku fatalizmowi,
161