Rynek-5, RYNEK Alan Aldridge


W tym samym czasie do gry wszedł także drugi czynnik: de-regulacja. W Stanach Zjednoczonych przemysłem ubezpieczenio­wym nie zajmuje się prawo federalne, ale prawodawstwo poszcze­gólnych stanów. Akurat kalifornijskie przepisy dotyczące prze­mysłu ubezpieczeniowego nigdy nie były szczególnie restrykcyj­ne. W połowie lat osiemdziesiątych zostały dodatkowo złagodzo­ne pod wpływem neoliberalnego argumentu, że państwo nie po­winno ingerować w wolny rynek. Była to zgubna kombinacja, po­dwójne porzucenie rynku: ucieczka legalnych firm i prywatyza­cja. Na przestrzeni zaledwie trzech lat sprzedaż polis ubezpiecze­niowych przez nielicencjonowanych zagranicznych ubezpieczy­cieli wzrosła pięciokrotnie. Dopiero gdy posiadacze polis zaczęli zgłaszać roszczenia, okazało się, że ich polisy nie miały pokrycia i nie mogli liczyć na żadne odszkodowania. Ubierając to w słowa Tillmana, rynek został porzucony, a wraz z nim porzuceni zosta­li konsumenci. Jest także trzeci czynnik, który zostanie szerzej omówiony w ostatnim rozdziale: globalizacja. W zglobalizowa-nych warunkach nowoczesności, mówi Giddens (2001), pojęcie miejsca stało się „fantasmagoryczne" - dość dosłownie, można dodać, w wypadku fikcyjnych terytoriów wymyślonych przez oszustów, takich jak Księstwo Sealand, Księstwo Nowa Utopia czy Dominium Melchizedeka. Z punktu widzenia oszukanego in­westora, mającego w ręku bezwartościową polisę, nie ma istotnej różnicy pomiędzy tymi zmyślonymi państwami, a prawdziwymi, jak Brytyjskie Wyspy Dziewicze, gdzie fałszywe korporacje mię­dzynarodowe znajdują azyl i skąd oferują swoje nieistniejące usługi. Zagraniczne centra finansowe są przykrywką zarówno dla podejrzanych, jak i legalnych dostarczycieli usług finansowych. By zadowolić swoich klientów, najlepiej, żeby były politycznie sta­bilne, silne ekonomicznie, pozornie demokratyczne oraz luźno związane z jakimś szanowanym krajem Pierwszego Świata, zwy­kle Wielką Brytanią (Sikka 2003). Inne terytoria zależne Korony Brytyjskiej to Anguilla, Bermudy, Kajmany, Gibraltar, Guernsey, Wyspa Man i Jersey. Panuje tam minimalny nadzór regulacyjny; zwykle jedynym warunkiem uzyskania pozwolenia na prowadze­nie działalności jest sprzedawanie swoich produktów poza ich te­rytorium. Globalizacja przekształciła rynki finansowe na całym świecie, rozpętując walkę o przewagę na globalnym rynku

pomiędzy państwami - proces zwany trafnie konkurencyjną de-regulacją. Stworzony w imię niezależności konsumentów, pozo­stawił on konsumentów samym sobie.

Ludzie jako racjonalni aktorzy

Powszechność występowania oszustwa nasuwa pytania do­tyczące racjonalności. Jak neoklasyczni ekonomiści, w świetle takich dowodów, mogą kurczowo trzymać się swojego przekona­nia o racjonalności?

Ich odpowiedzią, jak twierdzi Pressberg (1998), jest zrzuce­nie winy na asymetrię informacji. Inwestorzy wiedzą zazwyczaj mniej na temat dóbr i usług niż ludzie, którzy je oferują, i jesz­cze mniej na temat motywacji ich dostawców. Oszuści wiedzą, że są oszustami, ale jak potencjalny inwestor może odróżnić ich od uczciwych handlowców? Jak widzieliśmy, problem ten jest szczególnie dotkliwy w przypadku usług finansowych, gdzie płatność dokonywana jest teraz, zaś jej zwrot i ewentualny zysk ma nastąpić w odległej przyszłości.

Teoria racjonalnego wyboru sugeruje, że w takiej sytuacji inwestorzy powinni być szczególnie czujni. Gdy w grę wchodzą ich pieniądze, racjonalni inwestorzy wiedząc, że dostęp do infor­macji jest wysoce niesymetryczny, powinni starać się zdobyć jak najwięcej pewnych informacji, zanim zdecydują się na rozpoczę­cie inwestycji. Im więcej stawiają na szalę i im bardziej asyme­tryczna jest relacja, tym więcej informacji powinni szukać. Spo­sobem na zaradzenie potencjalnej klęsce rynku, jaką przewi­działa teoria neoklasyczna, byłyby instytucje pośredniczące, ta­kie jak organizacje konsumenckie, które zajęłyby się dostarcza­niem inwestorom obiektywnych informacji. Dodatkowo, słusz­nym zajęciem rządu, mającym na celu podtrzymanie funkcjono­wania systemu rynkowego, byłaby praca nad systemem praw­nym, ułatwiająca wykrycie i karanie oszustwa.

Nieszczęśliwie dla teorii ekonomicznej, tak się zwykle nie dzieje. Nie angażując się w poważne szukanie informacji, inwe­storzy zazwyczaj zadziwiająco łatwo pokładają swoje zaufanie w obszernych prospektach, fałszywych świadectwach i bez­wartościowych gwarancjach. Nie zadają podstawowych pytań



128

129


i akceptują niewiarygodne i nieistotne zapewnienia. Działają zazwyczaj w oparciu o wiarę, a nie racjonalną ocenę prawdopo­dobieństwa.

W literaturze z zakresu psychologii społecznej, bezsensow­nie ignorowanej przez socjologię, opisano sposoby, w jakie podej­mowanie decyzji wyrywa się kanonom racjonalności. Jasny przegląd tego złożonego materiału można odnaleźć u Suther-landa (1992). Oto niektóre z przedstawionych czynników:

Efekt dostępności

Mamy tendencję do opierania swoich sądów na tym, co jest dla nas „dostępne", czyli tym, co z łatwością przychodzi nam do głowy. Na przykład przeceniamy wagę materiału, który jest dra­matyczny i wysoce angażujący emocjonalnie albo materiału konkretnego na niekorzyść abstrakcyjnego.

Efekt pierwszeństwa

Powszechnie wiadomo, że pierwsze wrażenie ma ogromne znaczenie; interpretujemy dalsze informacje w świetle naszych pierwotnych sądów, które niechętnie korygujemy.

Efekt świeżości

Mamy także tendencję do przeceniania nowych informacji. Gdy są one spójne z pierwszym wrażeniem, działa efekt pierw­szeństwa; gdy są niespójne, bierzemy pod uwagę najnowsze dane.

Efekt halo

Na nasze ogólne wrażenie dotyczące danej osoby zazwyczaj zanadto wpływa jakaś jedna „dostępna" dobra cecha. Na jej pod­stawie generalizujemy inne charakterystyki, oceniając je jako lepsze niż są w rzeczywistości, (istnieje również odwrotny efekt nazywany „efektem diabła").

Efekt zakotwiczenia (dostosowania)

Bardziej liczymy się z informacją, która potwierdza nasze opinie, niż z taką, która im przeczy. Oznacza to również, że szu­kamy raczej informacji zgodnej z naszymi przekonaniami niż takiej, która mogłaby poddać je w wątpliwość.

Efekt utopionych kosztów

Mamy tendencję do inwestowania coraz większych pienię­dzy w coś, co przyniosło straty, zamiast wycofać się i przynaj­mniej nie tracić więcej. Jest to przypadek nieuzasadnionej konsekwencji; z racjonalnego punktu widzenia, powinniśmy uwolnić się od przeszłych błędów i opierać swoje decyzje na przyszłych wynikach. Nasze podejście do ryzyka jest niespójne; wykazano nie raz, że wolimy podjąć ryzyko dla zminimalizowa­nia strat niż dla osiągnięcia zysków.

Nadmierna pewność

Za bardzo ufamy naszym sądom, tak w kwestii przyszłości, jak i ludzkiego charakteru. A jako że rzadko szukamy czy uzna­jemy dowody, że jesteśmy w błędzie, nasza pewność pozostaje niezachwiana, dopóki nie wydarzy się jakaś katastrofa.

Złudzenie kontroli

Jest to odmiana nadmiernej pewności. Wierzymy, że mamy kontrolę nad zdarzeniami, na które nie mamy wpływu, nawet nad zdarzeniami zupełnie przypadkowymi. Hazardziści szcze­gólnie łatwo ulegają takiemu złudzeniu. Wielu hazardzistów i niektórzy krupierzy wierzą, że krupier jest w stanie wpłynąć na to, na jakim polu podczas gry w ruletkę zatrzyma się kulka; podobnie mają gracze w kości - rzucają lekko, gdy zależy im na wyrzuceniu niskiej liczby, i mocno, gdy na wysokiej.

Konformizm społeczny

Choć cenimy niezależność swoich opinii, często ulegamy wpływom innych sądów i wartości, by dostosować się do otocze­nia bądź podporządkować władzy, nawet w sytuacjach, gdzie ta­kie zachowanie jest ewidentnie nieracjonalne.

Zła ocena prawdopodobieństwa

W wielu sytuacjach wymagających dokładnego oszacowania prawdopodobieństwa, intuicja nas zawodzi. Najgorzej wychodzi nam szacowanie prawdopodobieństwa warunkowego, czyli prawdopodobieństwa, że coś okaże się prawdą, jeżeli jakiś inny warunek zostanie spełniony. Słynnym przykładem tego fenome-



130

131


nu statystycznego, który był świetnie znany dziewiętnasto­wiecznym matematykom, jest tak zwany paradoks Monty Hal-la, nazwany tak od prowadzącego amerykański quiz telewizyj­ny (Let's make a deal, w polskiej wersji Idź na całość - przyp. tłum.). W tym quizie na scenie stały trzy bramki: A, B i C. Za jedną z nich znajdowała się cenna nagroda, samochód, zaś za pozostałymi dwoma nagroda pocieszenia, koza. Monty Hall wie­dział, za którą bramką znajduje się samochód, a które skrywają kozy. Uczestnik oczywiście tego nie wiedział. Uczestnik musiał wybrać jedną z bramek, załóżmy, że wybrał bramkę A. Na tym etapie zgodzimy się wszyscy, że uczestnik ma jedną trzecią szans na wygranie. Monty wtedy otwierał jedną z pozostałych bramek, w tym przypadku bramkę B i odsłaniał kozę. Teraz uczestnik stawiany był przed wyborem - pozostać przy bramce A, czy wybrać bramkę C. Co powinien zrobić?

Wiadomo, co potwierdzają także moje własne doświadcze­nia ze stawianiem tego pytania studentom i współpracowni­kom, że większość ludzi uważa, że nie ma znaczenia, czy uczest­nik pozostanie przy opcji A, czy wybierze bramkę C. Wiemy, że samochód jest za jedną z nich, więc statystycznie uczestnik ma 50% szans na wygraną.

I tu się mylimy. Jeśli uczestnik zmieni swój wybór, podwaja szanse wygranej. Prawdopodobieństwo, że samochód znajduje się za bramką A wynosi jedną trzecią, zaś że znajduje się za bramką C - dwie trzecie. Można to pokazać na wiele sposobów, patrz na przykład u Stewarta (1997: 69-98). Ale nawet, gdy zo­stanie im pokazany dowód, wielu ludzi odmawia jego zaakcep­towania. Moje własne doświadczenie wskazuje, że im wyższy rangą współpracownik, tym trudniej jest mu zaakceptować jaki­kolwiek dowód - pokazuje to, między innymi, że nadmierna pewność siebie idzie w parze z oszustwem. Zła ocena prawdopo­dobieństwa wystawia nas na niebezpieczeństwo zostania oszu­kanym. A skoro rynek opiera się na informacji, to należy zadać sobie pytanie: jakiej nowej informacji na temat bramki A do­starczył nam Monty Hall, pokazując kozę za bramką B? Prawi­dłowa odpowiedź brzmi: żadnej, i dlatego uczestnicy pozostają­cy przy wybranej na początku bramce A nadal mają tylko jedną trzecią szans na wygranie samochodu. Jednak uzyskaliśmy

nowe informacje na temat bramki C: jeśli bramka A skrywa kozę (teraz prawdopodobieństwo takiego obrotu spraw wynosi dwie trzecie), wtedy druga koza jest za bramką B, zaś samo­chód za bramką C. Jest to cenna informacja, choć niełatwo ją dostrzec.

Być może wynik osiągnięty przez uczestnika quizu telewi­zyjnego nie jest kwestią szczególnie istotną, jednak w innych sytuacjach ocena prawdopodobieństwa może być sprawą życia i śmierci. Szczególnie skomplikowane jest zagadnienie odwró­conego prawdopodobieństwa. Jeśli na przykład mężczyzna ma zrobić sobie test na raka prostaty, niezbędnym jest oszacowa­nie dwóch prawdopodobieństw, z których jedno jest odwrotno­ścią drugiego: prawdopodobieństwo, że jeśli masz raka prosta­ty, test wypadnie pozytywnie; oraz prawdopodobieństwo, że je­śli test wypadnie pozytywnie, masz raka prostaty. Intuicja pod­powiada, że te prawdopodobieństwa są sobie równe, jednak wcale tak nie jest. Niestety, testy na raka prostaty nie są jesz­cze wiarygodne. Dają zbyt dużo fałszywych wyników negatyw­nych i jeszcze więcej nieprawdziwych wyników pozytywnych. Może to być kwestia życia i śmierci, lecz nawet lekarze i bada­cze popełniają poważne błędy w ocenie tego typu prawdopodo­bieństw warunkowych.

Znajdowanie zasady w zdarzeniach losowych

Mamy zadziwiającą łatwość znajdowania zasad rządzących zupełnie losowymi zdarzeniami. Najlepszym przykładem jest błąd hazardzisty, znany także pod mylącą nazwą prawa śred­nich. Rzucamy monetą i dziesięć razy pod rząd wypada reszka. Intuicja podpowiada nam, że teraz orzeł jest znacznie bardziej prawdopodobny; miejmy jednak nadzieję, że rozum zda sobie sprawę, że moneta nie ma pamięci, więc w każdym rzucie praw­dopodobieństwa orła i reszki są takie same.

Mniej oczywistym przykładem jest zestawienie wyników funduszy inwestycyjnych. Co roku, jak można oczekiwać, jedne fundusze osiągają lepsze, a drugie gorsze wyniki niż średnia rynkowa. Z upływem lat okazuje się, że niektóre fundusze kon­sekwentnie podążają jedną z tych dróg. W pierwszym przypad­ku firmy twierdzą, że zarządzający takim funduszem jest



132

133


wysoko wykwalifikowanym inwestorem; w tym drugim zostaje on wyrzucony. Czy powinniśmy więc inwestować w odnoszące sukcesy fundusze i unikać tych, które już mają na swoim kon­cie porażki? Zgodnie z hipotezą rynkowej efektywności omawia­ną w rozdziale drugim - nie. Z perspektywy tego podejścia nie ma żadnego racjonalnego sposobu, by pokonać rynek. Lepsze i gorsze wyniki są jedynie kwestią przypadku. Skoro tak, to fakt, iż jedne fundusze ciągle przynoszą zyski, zaś innym idzie znacznie gorzej, wcale nie dowodzi talentu lub braku kompe­tencji ich zarządców. Jeśli rządzi przypadek, spodziewalibyśmy się, że opłacalność funduszy będzie zmieniać się z roku na rok. Ich dobra czy zła passa nie wynika z „konsekwencji", ale jest odpowiednikiem wyrzucenia dziesięciu reszek z rzędu. Zdarza się, ale przez przypadek. Dostrzegliśmy zasadę w zwykłym zbie­gu okoliczności i dorobiliśmy do tego całą ideologię.

Garfinkel przedstawił klasyczny już przykład takiego pro­cesu (1967: 76-103). Studentom-ochotnikom powiedziano, że biorą udział w badaniu mającym na celu sprawdzenie skutecz­ności nowych technik psychoterapii, które mogą pomóc w roz­wiązywaniu problemów osobistych. Mieli oni zadawać pytania doradcy przebywającemu w innym pokoju, który będzie się sta­rał odpowiadać najlepiej jak potrafi, jednak tylko słowami „tak" lub „nie", a ponadto przez głośnik. W rzeczywistości „doradca" był eksperymentatorem, którego odpowiedzi były zupełnie przypadkowe, generowane na podstawie tabeli przypadkowych liczb. Znaczy to, że odpowiedzi nie miały żadnego zamierzonego znaczenia, nie były spójne; mimo to studenci sami nadawali znaczenie tym losowym odpowiedziom i oceniali sesję jako po­mocną.

Dowody psychologii społecznej są doskonałe. Eksperyment po eksperymencie potwierdzają one opisane powyżej efekty. Odejścia od racjonalności są znaczące, powszechne i systema­tyczne. Trzeba przyznać, że były to eksperymenty kontrolowa­ne, ale ich wyniki potwierdzają studia nad ludzkim zachowa­niem przeprowadzone także poza laboratorium. Finanse osobi­ste są tego doskonałym przykładem. Rynek akcji ulega chwilo­wym modom, słabościom i aferom; inwestorzy kupują podczas hossy, gdy akcje są drogie, i w desperacji sprzedają tanio, kiedy

ich cena drastycznie spada. Optymistyczne teorie są wrzucone do jednego worka, by wyjaśnić dlaczego świat zmienił się na ty­le, że każdy może dziś znaleźć się wśród wygrywających; ulega­my efektowi utopionych kosztów; ludzie inwestują w programy, których nie rozumieją; chętnie ufamy naciągaczom; sprzedaż piramidowa kwitnie; ludzie są przekonani, że mogą wzbogacić się szybko, nic przy tym nie ryzykując.

Nie jest to także kwestia bezczelnych oszustów, którzy na­bierają kilku głupków. Po stronie popytu nieracjonalne decyzje finansowe są szeroko rozpowszechnione. Po stronie podaży po­dejrzane produkty finansowe często oferowane są nawet przez największe banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i domy inwe­stycyjne. Wiele planów rządowych wcale nie jest lepszych.

Obszar finansów osobistych Wernick nazywa „kulturą pro­mocyjną". Kultura promocyjna to „funkcjonalnie niezależna złożona struktura, w obrębie której granica pomiędzy tym, co przypadkowe jako reklama, a tym, co jest nią w pierwszej kolej­ności, w charakterze zarówno informacji jak rozrywki, ograni­czona jest w najlepszym razie do kwestii poziomu albo stopnia" (Wernick 1991: 100). Rynek usług finansowych wie wszystko o efekcie dostępności, efekcie halo, nadmiernej pewności i całej reszcie. Usługi finansowe są promowane w taki sposób, aby czerpać z tych nieracjonalnych zachowań jak najwięcej korzyści. Instytucje nadzorujące istnieją jednocześnie, by wzmacniać wia­rę w rynek, i po to, by kontrolować działania dostawców usług finansowych. Z racjonalnego punktu widzenia, inwestorzy za­nadto im ufają. Naiwnością jest myśleć - jak czynią to neokla-syczni ekonomiści - że problem stanowi wyłącznie asymetria in­formacji, a udostępnienie maksymalnej ilości informacji wszyst­kim stronom to jego rozwiązanie. W dojrzałej „kulturze promo­cyjnej" informacja nie istnieje.

Jak więc możemy wyjaśnić wszechogarniającą klęskę racjo­nalności? Modnej, acz wątpliwej odpowiedzi na tego typu pyta­nia udziela psychologia ewolucyjna. W porównaniu do wielu drapieżników, człowiek jest stworzeniem fizycznie słabym. Przetrwanie naszego gatunku jest możliwe jedynie przy współ­pracy pomiędzy jednostkami, dlatego tak korzystny jest konfor­mizm społeczny. W przypadku nieoczekiwanego spotkania



134

135


z drapieżnikiem, nasi przodkowie musieli podjąć natychmiasto­wą decyzję, czy walczyć czy uciekać. Nie mieli czasu na spokoj­ne i racjonalne rozważanie wszystkich możliwości i szacowanie ich prawdopodobieństw. Decyzja potrzebna byta natychmiast. Ci, którzy polegali na szybkich i gotowych skrótach pomagają­cych im zdecydować, co w danej sytuacji uczynić - psychologo­wie społeczni nazywają je heurystykami - mieli większe szanse na przeżycie niż ci, którzy wybierali głębokie rozważania przy użyciu wszelkich dostępnych narzędzi teorii prawdopodo­bieństwa.

Nawet jeśli zaakceptujemy takie wyjaśnienie genezy irra-cjonalności, to i tak nie wiemy wciąż, co tak naprawdę jest przy­czyną jej trwania. Racjonalne działanie z pewnością przynosi ewolucyjne korzyści w złożonym współczesnym społeczeństwie, gdzie przekręty finansowe i rak prostaty stanowią większe za­grożenie niż tygrys szablozęby. Być może chodzi o to, że te pro­blemy wymagają specjalistycznego podejścia; odpowiedzią na nie może być lepsze szkolenie pracowników i większa kontrola korporacji. W przypadku większości decyzji, jakie podejmujemy, odejście od racjonalności nie jest brzemienne w skutki. Rynek daje nam ogromną liczbę możliwości, których znaczna część jest nieistotna. Więcej informacji, jak radzą neoklasyczni ekonomi­ści, w mniejszym stopniu przyczyni się do rozwoju zachowań ra­cjonalnych niż do zwiększenia atrakcyjności rynku.

Powszechność irracjonalności potwierdza to, co zauważył Parsons, że teoria ekonomiczna nie jest w stanie wytłumaczyć, jak możliwy jest porządek społeczny. Dowody systematycznej irracjonalności działań ujawnione przez psychologów społecz­nych byłyby druzgoczące tylko, gdyby rynek w rzeczywistości był taki, jakim go przedstawiają zwolennicy wolnego rynku.

Wolność i autonomia

Skoro rynek nie gwarantuje swobody, to może zapewnia

, wolność? Myśl neoliberalna postrzega rynek jako domenę

swobody jednostki, której wolność wyraża się w trzech wymia-

^ rach: po pierwsze, jednostka to suwerenny konsument, który

korzysta z wolności wyboru; po drugie, konsument, który doko­nuje wyboru, ma również prawo odrzucić to, co oferuje mu ry­nek, czyli ma prawo wyboru negatywnego; po trzecie, wolność jednostki wyraża się również w prawie odmowy - wolność to także prawo do nie-uczestnictwa. Jednostki są wolne od nieuza­sadnionej ingerencji państwa lub innych władz. Ta negatywna koncepcja wolności stanowi sedno klasycznego liberalizmu - od Johna Locke'a i Adama Smitha po dwudziestowieczną myśl Isa-iaha Berlina (1994/1969).

Nie tylko liberałowie uznają potencjał rynku do wyzwolenia ludzi spod odgórnie narzuconych przez tradycyjne społeczeń­stwo ograniczeń. Jedną z niewątpliwych historycznych zasług społeczeństwa handlowego było uwolnienie jednostek od ról i pozycji społecznych nadanych przy urodzeniu. Marks to po­twierdził (O'Neill 1998: 77-78). Rozwój wymiany handlowej zniszczył niezmienny status feudala i wasala, ziemianina i chło­pa pańszczyźnianego. Choć wolny kapitalistyczny rynek jest dla Marksa areną alienacji i polaryzacji klasowej, to jest także wa­runkiem wstępnym pełnego wyzwolenia ludzkości, której doko­na komunizm.

Mimo poparcia dla koncepcji wolności negatywnej, więk­szość obrońców rynku wcale nie jest libertarianami; dostrzega­ją oni znaczące ograniczenia dla prawidłowego korzystania z wolności, co pokazuje istotne napięcie pomiędzy myślą liberal­ną i neoliberalną w zakresie postrzegania cnoty. Heelas (1991) zwięźle wyraził to napięcie w swojej analizie thatcheryzmu. Wyróżnił cztery charakterystyki ja, których połączenie stano­wiło dla thatcherystów wzór cnoty:ja przedsiębiorcze {the enter­prising self): pracowite, odpowiedzialne, podejmujące wykalku-lowane ryzyko w dążeniu do dobrobytu; niezależny konsument (the sovereign consumer), który aktywnie szuka i racjonalnie wybiera dobra i usługi dostępne na rynku; aktywny obywatel (the active citizen), który akceptuje osobistą odpowiedzialność za swoje życie i odpowiedzialnie traktuje innych ludzi, oraz ja konserwatywne (the conservative self): przestrzegający prawa, zdyscyplinowany, szanujący tradycję patriota.

Rozbieżne wymagania tych kategorii nie dają się łatwo po­godzić. Najbardziej rażący jest konflikt pomiędzy niezależnym



136

137


konsumentem, który poprzez rynek ma prawo spełniać swoje zachcianki, a konserwatywnym ja, które ma obowiązek spro­stać wymogom konwencjonalnej moralności (pozorne wartości wiktoriańskie Thatcher). Dla Giddensa (1998: 15) sprzeczność pomiędzy dogmatyczną wiarą w rynek, a niezłomnym przywią­zaniem do tradycyjnych wartości i instytucji społecznych, zwłaszcza rodziny, jest najsłabszym punktem myśli neoliberal­nej. Swobodna gra sił rynkowych niszczy tradycyjne struktury, zamiast je wspierać. Wartości konserwatywne nie wywodzą się z zasad rynku, ale są na nie arbitralnie nałożone. Przykład thatcheryzmu ilustruje ogólną zasadę: neoliberalne podejścia zawierają założenia i zalecenia odnośnie osobowości uczestni­ków rynku. W każdej z jej odmian popieranie rynku łączy się z przekonaniem o zbawiennym wpływie sił rynkowych na for­mowanie się charakteru.

Można jednak spierać się, że jest dokładnie na odwrót. System rynkowy i towarzysząca mu kultura konsumpcjoni­zmu traci równowagę, gdy nie niszczy samych instytucji - ro­dziny, społeczności, zawodu - które zajmują się kształtowa­niem i pielęgnowaniem charakteru. Jest to ciemna strona dy­namiki rynku. W The Corosion of Character (1998) Richard Sennett pisze, że świat pracy w dobie elastycznych specjaliza­cji i nieustannych korporacyjnych reorganizacji przyniósł upadek szczerego oddania i lojalności oraz zastąpienie tych wartości banalną paplaniną o zespołach, oczernianiem do­świadczenia i ciągłym monitorowaniem wykonania. Zanik tradycyjnych środowisk zawodowych i przerwanie kulturowe­go przekazu z pokolenia na pokolenie dopełnia obraz zgubne­go wpływu rynku na cnoty charakteru, jak przedstawia nam Sennett.

Można też uważać - co widzieliśmy w rozdziale pierwszym - że postmodernistyczny relatywizm stanowi paradoksalnie idealne dopełnienie wolnego rynku - to pogląd O'Neilla. Pisze on zgryźliwie o „nieatrakcyjnej postaci uwielbianej przez post-modernistów" (O'Neill 1998: 82), próżnym flaneur, pysznym nierobie, który narcystycznie bawi się swoją tożsamością i rozkoszuje przelotnymi przyjemnościami w stolicach daw­nych europejskich imperiów. Ta postać jest współczesnym, choć

zdegenerowanym wcieleniem bohatera romantycznego. Wy­chwalając swoje wartości, postmodernizm świadomie rozmywa rozróżnienie pomiędzy rzeczywistością a pozorami, bez którego pojęcie charakteru traci jakiekolwiek znaczenie.

Odrzucając neoliberalną analizę wolności jako nieudolną i zagmatwaną, wielu pisarzy, włączając sympatyków libera­lizmu, zwróciło się w kierunku pokrewnej koncepcji - autono­mii. Autonomiczna jednostka ma kontrolę nad swoim życiem; dokonała krytycznej analizy swojego dziedzictwa kulturowego oraz własnych możliwości i zdolności. Podąża drogą środka po­między heteronomią i indywidualizmem. Nie jest ani niewolni­kiem swojej kultury i popędów, ani naiwnym narcyzem, który sądzi, że wszystko zawdzięcza wyłącznie sobie.

Według Giddensa zasada autonomii jest obecna w większo­ści odmian i postaci polityki emancypacyjnej. Zgodnie z jego fi­lozoficzną pozycją teoretyka Trzeciej Drogi (która będzie szcze­gółowo omawiana w rozdziale czwartym), kładzie on nacisk na progresywny charakter teorii. Równie godny uwagi jest fakt, iż łączy on ze sobą prawa i obowiązki: „Istnieje tu pewna równo­waga pomiędzy wolnością i odpowiedzialnością. Jednostka jest w swoich zachowaniach wolna od ograniczeń narzucanych jej w warunkach wyzysku, nierówności i ucisku, ale nie znaczy to, że jest odtąd absolutnie wolna. Wolność zakłada odpowiedzial­ne działanie wobec innych i poszanowanie zobowiązań wzglę­dem zbiorowości" (Giddens 2001/1991: 290).

David Riesman opowiedział się za autonomią w swoim kla­sycznym dziele Samotny tłum. Rozróżnił trzy typy charakterów społecznych, z których każdy jest wytworem pewnego rodzaju społeczeństwa. Osoby o charakterze tradycyjnym podporządko­wują się normom społecznym przypisanym do ich statusu - kla­sy, kasty, stanu posiadania, płci czy wieku. Jeśli wyłamią się, pu­blicznie tracą twarz. Osobami wewnątrz sterownymi kierują normy i wartości wpojone im w procesie socjalizacji. Jeśli od nich odejdą, czują się winne. Osoby zewnątrz sterowne dążą do spełnienia wymagań swoich rówieśników. Jeśli im się nie uda, odczuwają niepokój.

Zasadnicze w tej analizie jest zrozumienie, że charakter spo­łeczny jest ofiarą pewnego rodzaju konformizmu. Na szczęście



138

139


nowoczesny świat daje nam także czwartą możliwość, a jest nią właśnie autonomia, choć wybór tej opcji oznacza walkę i wysi­łek. Osoba autonomiczna ma dość siły charakteru, by przeciw­stawić się wymogom, którym podporządkowane są pozostałe charaktery społeczne: tradycji, hegemonii superego i brzemie­niu ontologicznej niepewności.

Neoliberalna analiza wolności pełna jest głębokich sprzecz­ności. Wolność negatywna, jak w klasycznym liberalizmie, wyda­je się być jej podłożem. Zazwyczaj idzie ona w parze z poparciem dla cnót charakteru, których wykształcenie zależy od nie-ryn-kowych, a nawet anty-rynkowych instytucji, szczególnie więzi, społeczności, etniczności, religii i edukacji.

Pieniądz i pieniądze

Dla ekonomistów pieniądz jest homogenicznym, nienacecho-wanym, nieskończenie podzielnym środkiem wymiany i prze­chowywania wartości. Te cechy są jego zaletami - umożliwiają istnienie rynku. Dla socjologów, od klasyków, czyli Marksa, Webera i Simmla po współczesną myśl Giddensa i Habermasa, pieniądz ma dokładnie te same właściwości, tyle że nie są one postrzegane jako zalety.

Za Zelizer (1997: 1-12) możemy wyróżnić kilka powiąza­nych między sobą wątków, obecnych w socjologicznej analizie pieniądza.

Instrumentalność

Pieniądz jest środkiem do celu, pozwala przechowywać war­tość, choć sam w sobie jest jej pozbawiony. Jest, jak powiedział Simmel, najczystszą formą uprzedmiotowienia środków (Sim-mel 1991/1907). Bezwarunkowa wymienność pieniądza powo­duje, że jest to najlepszy środek wymiany w społeczeństwie ryn­kowym. Reprezentuje triumf wykalkulowanego, instrumental­nie racjonalnego podejścia do życia, zwycięstwo Gesellschaft nad Gemeinschaft. Simmel wskazał, że pieniądz jest stosowną walutą w kontaktach prostytutek z klientami, gdyż relacja mię­dzy nimi opiera się na podzielanej obojętności do siebie jako do

ludzi, „wzajemnej degradacji do czystych środków". Uogólniając to, uważał, że w naturze pieniądza jest coś z esencji prostytucji.

Ujęcie ilościowe (kwantyfikacja)

Ze względu na swoją nijakość pieniądz jest zasadniczo ilo­ściowy, a nie jakościowy. Każdy pieniądz jest w zasadzie taki sam, różna jest tylko jego wartość. Dzięki swojej nieskończonej podzielności pieniądz jest idealną zmienną obliczeń arytmetycz­nych. Dla Simmla pieniądz symbolizuje redukcję jakości do ilo­ści, tak charakterystyczną dla współczesnego świata.

Sfera profanum

Według Durkheima rzeczywistość społeczna jest wyraźnie podzielona na dwie sfery - sacrum, zawierającą rzeczy wyróż­nione, niedostępne zwykłemu śmiertelnikowi, i profanum, świat naszych codziennych spraw. Nijaki, ilościowy, funkcjonal­ny: pieniądz w oczywisty sposób przynależy do sfery profanum.

Utowarowienie

Siła pieniądza powoduje, że wszystkie transakcje społeczne są nieuchronnie wciągane w sieć rynku. Efektem jest spłycenie i dehumanizacja związków międzyludzkich; więzi są zastępowa­ne przez wyrachowane kontrakty, a materialistyczne zachcian­ki niszczą wartości duchowe. Najdobitniej wyrażona przez Marksa - dla niego pieniądz był „bogiem wśród towarów" - ko­mercjalizacja społeczeństwa i utowarowienie relacji między­ludzkich jest powtarzającym się tematem analiz nowoczesności. Choć same w sobie pozbawione są jakiegokolwiek znaczenia, pieniądze degradują wszystko poprzez nadanie ceny.

Racjonalizacja

Max Weber i inni klasycy widzieli w ekspansji pieniądza główną przyczynę procesu racjonalizacji. Pieniądz jest bezbarw­ny, nieczuły, ilość nie idzie w parze z jakością. Mówiąc językiem ekonomistów, jest zamienny, czyli może sam siebie zastąpić. Jeden dolarowy banknot nie różni się od innego banknotu dolarowego: bez względu na to, skąd konkretny banknot pocho­dzi i dokąd zmierza, ważne jest, że reprezentuje siłę nabywczą,



140

141


przy obowiązujących cenach, dóbr i usług o wartości jednego do-jlara - nie mniej i nie więcej. Zelizer (1997: 7) zauważa, że dla Simmla, jak i dla innych klasycznych socjologów, pogląd, że pie­niądz może być „przeklęty" lub „zbrukany krwią" był umierają­cym zabobonem, nie mającym żadnej siły w nowoczesnym świe­cie (ewidentnie nie przewidzieli zawiłych transakcji związanych z praniem pieniędzy, poprzez które przestępcy starają się zatrzeć ślady prowadzące do źródeł ich nielegalnego bogactwa). Dla Sim­mla, pieniądz rynkowy jest jedyną istniejącą formą pieniądza.

Zamierzeniem Zelizer jest sprzeciwienie się tej ortodoksji. Korzysta w tym celu z badań dotyczących wykorzystania pie­niądza w Stanach Zjednoczonych pomiędzy rokiem 1870 a 1930. Pokazuje, że władze federalne miały ogromny problem ze stwo­rzeniem zcentralizowanego, jednolitego środka płatniczego opartego na amerykańskim dolarze (Zelizer 1997: 13-18). Kon­kurencyjne waluty, takie jak te wydawane przez poszczególne stany, jak również świadectwa złota i srebra {yellowbacks) były stopniowo likwidowane w myśl uchwały National Banking Act z roku 1862. Jednak nawet w dwudziestym wieku, kiedy stan­daryzacja waluty została oficjalnie osiągnięta (formalnie była ratyfikowana przez Kongres dopiero w 1933 roku), ten aspekt budowania jedności narodowej nie przełożył się na homogeniza­cję kulturową.

W codziennym życiu społecznym ludzie nadal wprowadzają rozróżnienia pomiędzy formami pieniądza, w zależności od jego pochodzenia i przeznaczenia. Pieniądz jest kształtowany spo­łecznie i znaczony na wiele sposobów: oczekuje się, że podarun­ki pieniężne zostaną spożytkowane w specyficznym celu, takim jak zakup ubrań na specjalną okazję, a nie zapłacenie rachunku w warzywniaku (prezent urodzinowy ma umożliwić spełnienie zachcianki, a nie zaspokojenie potrzeby), czy spłata długów ha­zardowych, a nie wyjście na kolację (pożyczka nie ma na celu wspierania dalszych ekstrawagancji). Pieniądze mogą być fizycz­nie rozdzielane zgodnie z przeznaczeniem w oddzielne koperty, pudełka czy skarbonki. Można dać napiwek kelnerowi czy tak­sówkarzowi, ale nie wykwalifikowanemu pracownikowi. Prze­kazywanie pieniędzy jest często zrytualizowane; na przykład w tradycyjnych angielskich robotniczych rodzinach mężczyźni

raczej zostawiają żonom pieniądze na prowadzenie domu na ko­minku niż dają im je do ręki, jak zapłatę za świadczone usługi. Odpowiedzialność za konkretne wydatki jest często dzielona w konwencjonalny sposób: kobieta kupuje dzieciom ubrania, podczas gdy jej mąż płaci za wspólne wakacje.

Gdyby pieniądze były nienacechowane, majątek rodzinny mógłby być rozlokowywany elastycznie, w najdogodniejszy w da­nym momencie sposób. Na przykład skrupulatnie gromadzone na domowego królika monety z dziecięcej skarbonki mogłyby być użyte przez ojca na zakup papierosów. Czy komuś stałaby się krzywda, gdyby dług został potem spłacony, zwłaszcza z nawiąz­ką? Jednak niemal we wszystkich rodzinach takie zachowanie byłoby postrzegane jako słabość charakteru czy nawet demorali­zacja. Jak na ironię, komentuje Zelizer, socjologia akademicka była ślepa na obfitość potocznych koncepcji i zastosowań pienią­dza. Jeśli spytamy, dlaczego zarówno socjologowie, jak i ekono­miści, trzymają się kurczowo swoich nieadekwatnych i jałowych interpretacji pieniądza, odpowiedzią musi być siła mitu rynku.

W dziewiętnastym wieku obdarowywanie biednych jałmuż­ną postrzegane było jako niebezpieczne. Ubodzy traktowani byli jak umysłowo niedorozwinięci; uważano, że niewątpliwie zmar­nowaliby te pieniądze na frywolnym dogadzaniu sobie. Pomoc materialna w postaci jedzenia, opału czy ubrań dawała organi­zacjom charytatywnym kontrolę nad życiem ubogich i dlatego stanowiła preferowaną metodę przekazywania środków na zmniejszenie ubóstwa. Jeszcze przed wejściem w dwudziesty wiek miała miejsce znacząca zmiana w sposobie postrzegania biednych przez władze. Przekazywanie pieniędzy stopniowo zaczynało być widziane jako rozwojowe i wyzwalające, w przeci­wieństwie do poniżających darów charytatywnych, które ogra­biały z możliwości wyboru. Problem z ludźmi ubogimi był natury technicznej, a nie moralnej; byli oni uważani za niekompe­tentnych w kwestii wydawania. Troska skupiła się na ubogich kobietach, przede wszystkim imigrantkach. Uzbrojeni w wiedzę o domowej gospodarce pracownicy społeczni zajęli się edukowa­niem ubogich w zakresie zasad racjonalnej konsumpcji. Wypeł­niali swoją nową misję, podkreślając nijakość i bezpłciowość pieniądza; zapomoga finansowa była traktowana jak zwyczajna



142

143


pensja wypłacana przez państwo. Oczekiwano, że ludzie będą wypełniać specjalne formularze, wyszczególniając w nich swoje wydatki, aby później pouczać ich, jak gospodarować pieniędzmi z głową. Ten postępowy w założeniu zabieg legitymizował wtrą­canie się państwa w sferę domową. Spotkał się ze zdecydowa­nym oporem, gdyż gwałcił normy i wartości, które rządzą defi­nicją, dystrybucją i przeznaczeniem domowych funduszy.

Choć oczywiste jest, że praca Zelizer wychwala różnorod­ność życia społecznego i ludzką pomysłowość, ma ona świado­mość konieczności postawienia niewygodnych pytań. Być może ujawnione przez nią kreatywne kulturowe i społeczne zróżnico­wanie nie jest niczym więcej niż desperacką próbą uczłowiecze­nia pieniądza, pokazania jaśniejszej strony brutalnej rzeczywi­stości. Elementem tej rzeczywistości musi być sprawowanie władzy. Jak mówi (1997: 210): „kwestie domowych, przeznacza­nych na cele dobroczynne czy podarowanych w prezencie pie­niędzy nie pozostawiają wątpliwości, że oddzielne waluty nie­jednokrotnie służyły wzmocnieniu zależności kobiet, dzieci i ubogich". W transakcjach tych zaznaczane są nie tylko zaży­łość i oddanie, ale także nierówność; mężczyźni nie mają pienię­dzy na drobne wydatki, klasa średnia poczułaby się urażona bo­nami żywieniowymi, a naukowcom nie daje się napiwków (choć ich uniwersytety ubiegają się o darowizny).

Praca Zelizer namawia nas do odrzucenia przypuszczenia, że pieniądz jest wyjątkowo neutralnym środkiem. Przeciwnie, powinien on być analizowany jako nośnik symbolicznego prze­kazu, zupełnie tak, jak inne towary. Wprawdzie pieniądze są bardziej odporne na personalizację niż rzeczy materialne; są bardziej zamienne, mobilne i zbywalne. Konkluzja jest dość wymowna. Gdyby racjonalizacja była niepohamowana, pie­niądz rynkowy byłby uniwersalny. Nie jest tak jednak, ponie­waż „ciągłe, żywe i wszechobecne różnicowanie nowoczesnych pieniędzy jest najmocniejszym dowodem przeciwko zhomoge-nizowanemu, instrumentalnemu modelowi życia społecznego" (Zelizer 1997: 214).

W Spheres of Justice (1983) Michael Walzer używa terminu „zablokowane wymiany" (blocked exchanges) w odniesieniu do ty­pów transakcji pieniężnych zakazanych w gospodarce rynkowej.

144

Podaje, jego zdaniem wyczerpującą, listę czternastu kategorii wymian zablokowanych współcześnie w Stanach Zjednoczonych (Walzer 1983: 100-103):

  1. niewolnictwo jest nielegalne: istoty ludzkiej nie można kupić ani sprzedać, jedynie jej siła robocza podlega takim trans­akcjom.

  2. władza i wpływy nie są na sprzedaż. Przekupstwo jest nielegalne. Obywatele także nie mogą sprzedawać swoich gło­sów.

  3. wymiar sprawiedliwości nie jest na sprzedaż; sędziów ani ławy przysięgłych nie wolno przekupywać.

  4. wolność słowa, prasy, wyznania i zgromadzeń przysłu­guje każdemu obywatelowi nieodpłatnie.

  5. małżeństwo i prawo do prokreacji nie jest na sprzedaż; poligamia jest nielegalna.

  6. prawo do wypisania się z dowolnego ugrupowania poli­tycznego nie jest na sprzedaż.

  7. zwolnienia ze służby wojskowej, obowiązku zasiadania w sądzie przysięgłych i innych obywatelskich obowiązków nie mogą być kupione.

  8. urzędy polityczne nie są na sprzedaż - gdyby tak było, byłaby to świecka odmiana swiętokupstwa - kupowania urzę­dów kościelnych.

  9. podstawowa opieka społeczna, taka jak ochrona policyj­na czy edukacja do pewnego wieku, należy się nieodpłatnie.

  1. desperackie wymiany albo „transakcje ostatniej szansy" są zabronione. Ludzie są chronieni prawem w zakresie określo­nej płacy minimalnej, maksimum godzin i wymogów zdrowia oraz bezpieczeństwa.

  2. wszelkie nagrody i wyróżnienia nie mogą być kupione ani sprzedane, są przyznawane za zasługi.

  3. łaska boska nie może być kupiona ani sprzedana (jak za­znacza ironicznie Walzer, to nie dlatego, że Bóg nie potrzebuje pie­niędzy, skoro jego pastorom może się wydawać, że oni potrzebują).

  1. miłość i przyjaźń nie może być kupiona ani sprzedana.

  1. transakcje kryminalne z definicji nie mogą być przepro­wadzane legalnie.

145


0x08 graphic
Lista ta niewątpliwie obejmuje wiele praw precedensowych. Jest produktem historii cywilizacji; formułowanie, uchwalanie i nadzorowanie przestrzegania praw i obowiązków chronionych tymi czternastoma zasadami jest ogromnym kulturowym przedsięwzięciem i jest ciągle kwestionowane - o czym świadczą choćby współczesne kontrowersje dotyczące zakupu ludzkich organów, adopcji dzieci czy zastępczych matek. Jeśli lista zaka­zów jest świadectwem potęgi pieniądza, świadczy także o ogromnej kulturowej inwestycji, jaką jest stworzenie granic rynku, by nie skolonizował w całości społeczeństwa.

Socjologiczne krytyki pieniądza, przede wszystkim te sfor­mułowane przez Marksa, Engelsa i Simmla, traktują pieniądz jako posiadacza nieodłącznej magicznej mocy rewolucjonizowa­nia stosunków społecznych. Jak na ironię, jak komentują to Parry i Bloch (1983: 3), pieniądz jest w niebezpieczeństwie sta­nia się fetyszem tak dla krytycznych naukowców, jak dla ma­klerów.

Prymitywne i nowoczesne gospodarki

Tematem tego rozdziału (i tak naprawdę całej książki) jest to, że rynek to mit karmiący wyobraźnię Zachodu. Jeden aspekt tego mitu poruszony został już kilka razy: kontrast między dy­namiczną wolnorynkową gospodarką liberalno-demokratyczną kapitalistycznego Zachodu i stojącą w miejscu gospodarką socja­listyczną.

Inny i bardziej ambiwalentny kontrast jest nie mniej przy-

| ciągający; w rynkowej mitologii Inny reprezentowany jest przez

I „prymitywne" gospodarki. Konstrukcja ta opiera się na serii

przeciwieństw (Parry i Bloch 1989: 7): my jesteśmy nowocześni,

/ oni są tradycyjni; my produkujemy na wymianę, oni produkują

na swój użytek; my mamy towary, oni mają podarunki; my je-

j steśmy wyrachowani, oni są nieskażeni kalkulacją; my mamy

; pieniądz rynkowy, a oni nie mają.

Przez wiele lat antropologia ekonomiczna zdominowana była przez debatę między formalizmem i substancjalizmem. Formalne podejście do ekonomii traktuje pojęcia analityczne

rozwinięte przez zachodnie ekonomie jako posiadające uniwer­salne zastosowanie. Prymitywne gospodarki, w nie mniejszym stopniu niż ich przemysłowe odpowiedniki, są zarządzane przez instrumentalną racjonalność, kalkulację efektywnych środków do osiągnięcia własnych celów, włączając w to analizę strat i ko­rzyści w kontekście źródeł, które z definicji są skąpe. Substan-tywne podejście odrzuca uniwersalne zastosowanie zachodniej analizy ekonomicznej i traktuje „prymitywne" gospodarki jako posiadające swój własny specyficzny charakter, który należy od­krywać przez empiryczne badanie, a nie definiować poprzez ist­niejące teorie. Ta kontrowersja w obrębie ekonomicznej antro­pologii jest przykładem bardziej ogólnego problemu dotyczące­go zachodnich kategorii i ich zastosowania. Czy są one wolne od kontekstu i kultury? I czy jakiekolwiek pojęcie może być tak na­prawdę od nich wolne?

Klasycznym polemicznym źródłem w tej debacie jest The Great Transformation Karla Polanyi'ego (omawiane już w roz­dziale pierwszym), który staje w obronie substancjalizmu. Pola-nyi wyróżnia trzy zasady, które rządzą wymianą. Chociaż uzna­je on, że mogą one współwystępować w społeczeństwie, to mimo wszystko twierdzi, że społeczeństwa zdominowane są na ogół przez jedną z nich.

Wzajemność charakteryzuje działające na małą skalę, zde­centralizowane i egalitarne społeczeństwa, takie jak Melane-zja. Wymiana darów tworzy złożone sieci interpersonalnych zobowiązań, które łączą wszystkich członków społeczności. Wzajemność, argumentuje Polanyi, wspierana jest przez „in­stytucjonalny wzorzec symetrii", formę społecznej organizacji odpowiednią do pielęgnowania egalitarnych relacji między partnerami.

Redystrybucja nie jest egalitarną, ale hierarchiczną zasadą. Taką, jaka charakteryzowała społeczeństwa feudalne. Człon­kowie społeczności są zobowiązani do przekazywania towarów silnej władzy centralnej, czy jest to wódz plemienia, czy admi­nistracja państwowa, która następnie dokonuje ich redystrybu­cji w obrębie danej społeczności. Taki system jest wspierany ; przez „instytucjonalny wzorzec centralizacji", który legitymi­zuje reżim.



146

147


0x08 graphic
0x08 graphic
Te dwie formy dystrybucji różnią się radykalnie od zasady, która rządzi społeczeństwami przemysłowymi: od reguły rynko­wej. Ponieważ rynek opiera się na formalnie „wolnych", abs­trakcyjnych, nieosobowych, monetarnych kontraktach między różnymi uczestnikami procesu wymiany, ma on zdolność inte­growania na wielką skalę rozrzuconych społeczności. System rynkowy różni się od wzajemności i redystrybucji pod jednym istotnym względem: „zamiast gospodarki osadzonej w kontek­ście relacji społecznych, społeczne relacje są osadzone w syste­mie ekonomicznym" (Polanyi 1957/1944: 57).

Adam Smith wierzył, jak przypomina Polanyi, że ludzie z natury mają wrodzoną skłonność do „wymiany, handlu i za­miany jednej rzeczy na drugą" (1954/1776, t.l: 20). Polanyi ma w tej sprawie zdecydowany osąd (1957/1944: 43): „patrząc wstecz, można powiedzieć, że żaden inny błąd w odczytaniu przeszłości nigdy tak dobrze nie przewidział przyszłości". To, co Smith uważał za naturalną cechę ludzkich istot, jest tak naprawdę specyficznym wytworem rynkowego społeczeń­stwa. Ten argument podnoszony był też przez Sahlinsa, o czym pisałem już w pierwszym rozdziale. Zachodnie gospo­darki są produktem zachodniego dobrobytu materialnego; ironicznie mówiąc, „nie było tak aż do czasu, gdy kultura zbliżyła się do szczytu swoich materialnych osiągnięć, które wzniosły sanktuarium Nieosiągalnego: Bezkresnych Potrzeb" (SahlinśJ 1972: 39).

Zgodnie z interpretacją Gudemana, „prymitywne" spo­łeczności opierają się na gospodarce wspólnotowej (Gudeman 198&J- W takiej gospodarce produkcja napędzana jest nie przez wymianę rynkową, ale przez konsumpcję, której pod­miotami są jednostki lub grupy. Celem nie jest akumulacja bo­gactw, lecz reprodukcja sposobu życia, który jest głęboko za­korzeniony w tym szczególnym miejscu, krajobrazie, klima­cie, przechowywany w zbiorowej pamięci. Taka wspólnota go­spodarcza ma wiele „wspólnego"; ma wspólną bazę, do której mogą należeć ziemie, zbiory, narzędzia, przodkowie, duchy i ceremonie. Przynajmniej z założenia taka wspólnota gospo­darcza opiera się na zaufaniu, wzajemnej zależności i podsta­wowej równości.

Dary odgrywają zasadniczą rolę w takich gospodarkach. Znakomicie pokazał to już Marcel Mauss w swoim klasycznym studium na temat melanezyjskich społeczności (2001/1925). W stosunkach społecznych opartych na wymianie darów, ich uczestnicy mają trojakie zobowiązania: wręczać dary, otrzymy­wać je oraz odpłacać za nie w stosowny sposób i we właściwym czasie. Przedmioty wymieniane nie mają ceny, tak jak muszą ją mieć towary w gospodarce rynkowej; niosą za to informację o tożsamości ofiarodawcy, co sprawia, że przyjmując podarunek, obdarowany potwierdza albo odrzuca społeczną relację z ofiaro­dawcą. Wymiana darów jest nieciągłą ekspresją szczodrości, która tworzy rozprzestrzeniającą się sieć wzajemnych zobowią­zań i ogarnia całą społeczność. Mauss podkreśla znaczenie w obrębie gospodarki wymiennej działań, które nazywa presta­tions totales - wymian, poprzez które ucieleśniane i wyrażane są wszystkie rodzaje instytucji: religijne, prawne, moralne i ekonomiczne.

Komentując analizę Maussa, Bourdieu podkreśla znaczenie odstępu czasowego między obdarowaniem i rewanżem. Oddanie daru zbyt szybko staje się symbolicznym afrontem, ponieważ implikuje wyrachowane podejście, w którym zwrotny podaru­nek staje się niczym więcej niż zapłatą, i odmowę zaakceptowa­nia daru, przez przedefiniowanie go jako usługi w obrębie go­spodarki rynkowej. Odstęp czasu jest niezbędny, ażeby zarówno ofiarodawca, jak i obdarowany mogli doświadczać daru jako da­ru. Im dłuższy i mniej określony ten społecznie usankcjonowa­ny interwał między otrzymaniem daru i odwzajemnieniem się, tym bardziej interakcja określana i doświadczana jest jako bez­interesowna.

Według jednej z interpretacji, natychmiastowa odpłata od­słaniałaby „prawdziwą" naturę relacji wymiennej. Ta zakłada­na prawdziwa natura polega na tym, że relacje wymienne opie­rają się na własnym interesie; są one po prostu formą wymiany rynkowej - takim samym jak inne narzędziem osiągania osobi­stych korzyści. Jak pisze Bourdieu (1998a: 121): „Ekonomiczna logika racjonalnego działania sugeruje następującą rzeczy­wistość: „Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty się odwza­jemnisz". To jest „wspólna wiedza", że nie ma takiej rzeczy jak



148

149


0x08 graphic
czysty dar dany bez oczekiwania zwrotu; wiara, że jest inaczej, : jest w najlepszym razie sentymentalnym złudzeniem, a w naj-j gorszym - rodzajem hipokryzji.

Bourdieu przekonuje, że powinniśmy odrzucić „oficjalny cy­nizm" ujawniany przez takie ekonomiczne analizy prawdy o re­lacjach opartych na podarunkach. Proponuje, abyśmy uznali w zamian, iż logika wymiany darów jest następująca (1998a: 121): „Ja jestem taki, jaki jestem, funkcjonuję w taki sposób, że ! wiem i nie chcę wiedzieć, że ty wiesz i nie chcesz wiedzieć, że ja wiem i nie chcę wiedzieć, że ty odwzajemnisz mi się". To „nie-chcenie, żeby wiedzieć" jest istotnym składnikiem relacji opar-1 tej na wymianie podarunków. To nie jest ani odrzucanie praw­dy, ani akt psychologicznego wyparcia, ani hipokryzji, ale spo­łeczny fakt, tabu nie pozwalające niszczyć iluzji, ujawniać pu­blicznego sekretu; współdziałamy ze sobą, aby ją podtrzymać. 1 Nie chcemy, aby wszystko zostało jasno powiedziane, bo wcale nie jest to konieczne ani pożądane. System cenowy działa w ta­ki sposób, aby wartość była wyraźnie wyrażona; to dlatego ob­cinamy metki z ceną, nim damy prezent. Odrzucając logikę ce­ny, odrzucamy naszą rzeczywistość kalkulacji i wyrachowania (Bourdieu 1998a: 96-7).

Tak jak interesowność nie jest rzeczywistością, tak nie jest nią także altruizm. W procesie socjalizacji uczy się nas, abyśmy byli hojni w ramach kultury, „w której powszechnie oczekuje się, że odwdzięczenie się poprzez prezenty i inne nagrody nastą­pi" (Bourdieu 2000: 192). Stosunki oparte na prezentach nieko­niecznie są jednak życzliwe; mogą prowadzić do podporządko­wania i wyzysku. W takich przypadkach wprowadzenie stosun­ków rynkowych, a szczególnie zapłaty w gotówce, może stano­wić wyzwolenie. Widząc ten dwuznaczny aspekt wymiany da­rów, Bourdieu próbuje wykroczyć w swoim podejściu poza fał­szywy wybór między cynizmem i sentymentalizmem.

Davis twierdzi, że - przynajmniej w teorii - przeceniamy za­zwyczaj rolę odgrywaną przez handel we współczesnym społe­czeństwie, padając przez to ofiarą pewnego stereotypu. Kontrast z „prymitywną" społecznością dodatkowo go wzmac­nia; całe nasze wyobrażenie na jej temat skłania nas do przesa­dy i romantyzmu (Parry i Bloch 1989). Malujemy tę społeczność

jako nieobciążoną kalkulacją, aby pokazać nasz własny egoizm. Traktujemy ich dary jako „czyste", podczas gdy nasze skalane są przez interesowność. Osłabiamy znaczenie pieniądza w „pry­mitywnych" gospodarkach, żeby móc uznać go za kwas, prowa­dzący do korozji wspólnoty.

Jednakże w analizie ekonomicznej punktem spornym jest \ to, czy „czyste" rynki wymiany naprawdę dominują w nowo- ■ czesnych społeczeństwach. Davis zwraca uwagę na bogaty repertuar wymiany; wyszczególnia czterdzieści dwa rodzaje wy­miany występujące we współczesnej Anglii (1992: 29): jałmuż­na, altruizm, arbitraż, bankowość, barter, przekupstwo, włama­nia, kupowanie/sprzedawanie, dobroczynność, transakcje towa­rowe, korupcja, darowizna, zatrudnienie, eksploatacja, wy­właszczenie, wymuszenie, handel opcjami terminowymi, dawa­nie, paserstwo, handel wewnętrzny, wykorzystywanie poufnych informacji w transakcjach handlowych (insider dealing), ubez­pieczenie, marketing, pożyczanie pieniędzy, obciążanie hipote­ki, napad, zastawianie, spekulacja, prostytucja, odwzajemnianie się, wynajmowanie, sprzedaż detaliczna, grabież, żerowanie, kradzieże w sklepie, zakupy, symonia, zasiłek socjalny, wymia­na, kradzież, napiwki, wymiana handlowa i sprzedaż hurtowa.

Ta lista nie pretenduje do bycia uznaną za kompletną; cał­kiem łatwo dostrzec jej braki, jak choćby nepotyzm, protekcja, stręczycielstwo, mecenat, sponsoring, zamówienia, subsydiowa­nie i przemyt. Nie zawiera dużej liczby technicznych terminów, odnoszących się jedynie do szczególnych dziedzin i dobrze zna­nych wyłącznie ich uczestnikom. Tego rodzaju terminem jest na liście Davisa symonia (świętokupstwo), grzeszny zakup ducho­wego urzędu w kościele; w Kościele anglikańskim od całego du­chowieństwa wymaga się podpisywania formalnej Deklaracji Przeciw Symonii, zanim wezmą na siebie nowy urząd. Ta lista, jak Davis wskazał, nie zawiera też określeń modyfikujących znaczenie pojęć, takich jak dziecięca prostytucja albo napad zbrojny; modyfikacje, które pociągają za sobą istotne rozróżnie­nia sygnalizujące stopień społecznej aprobaty albo potępienia.

Zasadniczą cechą tego repertuaru jest to, że zawiera on nie tylko ekonomiczną wymianę towarów i usług, ale społeczne re­lacje nasączone prawnym, moralnym czy religijnym znaczeniem.



150

151


0x08 graphic
0x08 graphic
Według konserwatywnej oceny piętnaście z tych pojęć jest wy­raźnie pejoratywnych i cztery pozytywne. Charakteryzuje je ; także pewna ambiwalencja, co można zobaczyć w różnych kono­tacjach „dobroczynności".

Sprowadzając wszystkie te subtelne różnice do prostej pary: J kupowania i sprzedawania, ignorujemy całą złożoność życia spo­łecznego i jego interpretacji dokonywanych przez ludzi. Davis słusznie zauważa (1992: 46), że nasze rozumienie tego, co to zna­czy żyć pełnią życia i być spełnionym człowiekiem, „skłania nas do podejmowania prób odgrywania różnych ról wybranych z dos-f tępnego repertuaru". Aby osiągnąć ideał, możemy dążyć do tego, ,żeby być „znawcami rynku, odwzajemniającymi się przyjaciółmi, aby być trochę dobroczynni i do pewnego stopnia altruistyczni". Stary dowcip krążący wśród ekonomistów pozwala wykazać -^, ' całkiem poprawnie - że jeśli mężczyzna żeni się ze swoją pomocą domową i przestaje płacić jej pensję, a zamiast tego daje jej pienią-V dze na prowadzenie domu, to bogactwo narodowe maleje. W prze-| ciwnej sytuacji może się powiększyć; jeżeli żony rozwiodłyby się z mężami i zażądały odpowiedniejlzapłaty za prace domowe, na-, ród stałby się dużo bogatszy. Do tych przewrotnych skutków do­chodzi dlatego, że tylko ograniczona liczba transakcji ujawniana jest w rachunkach krajowych. Wykluczenia i włączenia są dowo-^ ! darni urzędowych dyskursów; byłoby ekstremalną naiwnością my­lić księgowość z obiektywną rzeczywistością. Najwięcej wymian, \ które robimy z przyjaciółmi i krewnymi, umyka oficjalnym proce-; durom księgowania. Jeśli je ignorujemy, tworzymy zniekształcony ; obraz życia społecznego, który nieuchronnie kładzie nacisk raczej na wielkość produkcji niż na jakość relacji międzyludzkich.

Problem kultury

n>

Zehzer (2002) wyróżnia trzy szerokie podejścia do kultury i w socjologicznych analizach gospodarki. To, co nazywa rozsze­rzeniem {extension), jest po prostu zastosowaniem głównego nur­tu analizy ekonomicznej do „kulturowych" obszarów życia spo­łecznego zaniedbywanych przez ekonomię. Jak zauważyliśmy w rozdziale drugim, Ekonomiczna teoria ludzkich zachowań

Beckera (1976) jest wzorcowym przykładem tego podejścia, \ gdzie teoria racjonalnego wyboru znajduje zastosowanie do analizy zbrodni, małżeństwa i rodziny oraz rasowej dyskrymi­nacji. W tym nurcie myślenia kultura traktowana jest jako wzo­rzec preferencji konsumenckich, które są „dane" i nie istnieje potrzeba, aby je wytłumaczyć.

Drugie podejście traktuje kulturę jako kontekst, który uła­twia albo ogranicza ekonomiczne działanie. Za Polanyi'm (1957/1944) i Granovetterem (1985), to podejście postrzega zja­wiska ekonomiczne jako zakorzenione w procesach społecz­nych. W pracy Granovettera nacisk położony jest na więzi spo­łeczne w rozmyślnym kontraście do kulturowych wartości; przyczyną tego jest fakt, że Granovetter występował przeciwko wysokiemu poziomowi abstrakcji w socjologii Parsonsa i często podkreślał nadrzędność społecznego systemu wartości. Niewąt­pliwie słuszne było odrzucenie tych form zdegenerowanego „parsonsizmu", w których wartości unoszą się swobodnie i tłu­maczą wszystko. Równie niezbędna była krytyka traktowania r kultury przez ekonomistów jako „Boga luk" {God of the Gaps), \ wzywanego wtedy, gdy racjonalne wyjaśnienia zawodzą.

Płodność podejścia Granovettera okazała się jednak nad­mierna. On sam to potwierdza. Jej spuścizną jest traktowanie kul­tury jako mającej drugorzędne znaczenie, czasem niewiele więk­sze niż sama refleksja. O ile socjologowie ekonomiczni gotowi by-li zaakceptować tę perspektywę, to poczynili zbyt dużo ustępstw na rzecz porządku i paradygmatu neoklasycznej ekonomii.

Zelizer broni trzeciego, alternatywnego podejścia, którego celem nie jest ani rozciągnięcie, ani kontekstualizacja analizy ekonomicznej, ale zakwestionowanie jej. Jako ilustrację tego, co zawiera podejście alternatywne, rozpatrzmy poniższy fragment:

„Osobiście nie rozumiem, dlaczego mężczyźni, którzy mają żo­ny i nie chcą ich, nie mogą uciec od nich, jak to robią Cyganie z ich starymi końmi - powiedział mężczyzna w namiocie. - Dla­czego nie wolno im wystawić ich i sprzedać na aukcji mężczy­znom, którzy potrzebują takich artykułów? Hej? Dlaczego, na Boga? Ja sprzedałbym moją w tej samej chwili, w której ktoś by ją kupił!"



152

153


0x08 graphic
0x08 graphic
W tej konkretnej scenie z „Burmistrza Casterbridge" (1886) Thomasa Hardy'ego, główny bohater powieści, Michael Henchard, pod wpływem rumu i mściwego charakteru, sprzeda­je swoją żonę i córkę na wiejskim targu za sumę pięciu gwinei. To szokujące wydarzenie pociąga za sobą fatalne reperkusje. Z socjologicznego punktu widzenia porusza ono trzy aspekty kulturowego wymiaru działalności ekonomicznej: mówiąc sło­wami Spillmana (1999: 1), „kulturowy konstrukt przedmiotu rynkowej wymiany, kulturowy konstrukt stron na rynku wy­miany i kulturowy konstrukt norm wymiany". Co może być le­galnie wymienione, przez kogo może być kupione i sprzedane i zgodnie z jakimi społecznymi regułami? Aby odpowiedzieć na pytania, które stawia przykład mężczyzny sprzedającego swoją żonę, pokazany przez Thomasa Hardy'ego, musimy zba­dać nierówność sił między rozpatrywanymi stronami (Davis 1992, 37-46).

Społeczny konstrukt rynku zawiera w sobie wielokrotne in­terakcje między dużą liczbą aktorów realizujących! własne inte­resy i wartości. Tworzenie nowego rynku jest walką, jak poka­zuje Zelizer (2001) w swojej pracy na temat rynku^ ubezpieczeń na życie w Stanach Zjednoczonych. Od początku/dziewiętnaste­go wieku panował powszechny trend prowadzący do racjonali­zowania zarządzania śmiercią. Chodzi tu o inwestowanie w ubezpieczenia na życie, spisywanie testamentów i organizo­wanie pogrzebów. Chociaż w dzisiejszych czasach działania te są powszechnie akceptowane nie tylko jako rozsądne, ale także ja­ko moralnie słuszne sposoby zabezpieczania się na wypadek śmierci, początkowo spotykały się one z ostrym oporem. Komer­cjalizacja śmierci, czyli obrócenie jej w dochodowy interes, uznawane było za brudną robotę; śmierć powinna być sprawą intymną, angażującą jedynie rodzinę i ewentualnie sąsiadów. Włączenie śmierci w obręb rynku obrażało świętość ludzkiego życia, i wprowadzało rynek, czyli niesłużący zbawieniu nieczy­sty rodzaj działań, do uświęconego królestwa. Z końcem lat czterdziestych XIX wieku, opór przed racjonalizacją śmierci upadł. Zelizer przedstawia cztery nurty kulturowego rozwoju, które to tłumaczą. Zebrane razem pokazują, jak wielki wysiłek kultury stoi za sukcesem racjonalizacji.

Po pierwsze, opór religijny był stopniowo przełamywany, j Dla tradycjonalistów, polisa na życie była świętokradczą inge­rencją w boże wyroki. Bóg dawał i Bóg zabierał; wdowy i siero­ty oddawały się pod jego boską opiekę, jako powierzone jego Ko­ściołowi (kościołom). Zwolennicy nowoczesności przeciwstawia­li się temu i argumentowali, że Bóg patrzy przychylnie na tych, którzy podjęli odpowiednie kroki na rzecz spadkobierców i osób pozostających na ich utrzymaniu, i że ich zapobiegliwość będzie żyła w życzliwej pamięci tych, którzy doświadczą ich dobro­czynności.

Po drugie, ryzyko i spekulacja zostały przedefmiowane. 1 Ubezpieczenie na życie przestało być uznawane za formę ha­zardu; wdowa, która odniosła korzyści z rozsądnej zapobiegli­wości swojego męża, nie była już uważana za niegodnego zwy­cięzcę na loterii, czerpiącego korzyści z nienależnego uśmie­chu losu. Ubezpieczenie na życie zmieniło się ze spekulacji w mądrą inwestycję. Aby mogło dojść do tego przedefiniowa-nia, konieczne było pokonanie przesądów, a głównie lęku, że podejmując kroki na wypadek śmierci, można magicznie ścią­gnąć ją na siebie. Wydaje się, że lęki te nie zostały w pełni po­konane. Być może tłumaczy to, dlaczego tak wielu ludziom nie udaje się sporządzić testamentu i umierają bez spisania ostat­niej woli.

Po trzecie, wzrastająca urbanizacja Ameryki przyniosła zmiany w systemie pokrewieństwa. Jako że wspólnota i rozległy system rodzinny upadły, ciężar opieki nad wdowami i sierotami spadł na rodzinę nuklearną. Nieformalne systemy wsparcia ule­gły rozpadowi, więc biurokratyczne i profesjonalne systemy wkroczyły, aby wypełnić tę wyrwę. Ubezpieczenia na życie były zaledwie częścią szerszego trendu.

Zmiana postaw wobec życia i śmierci odegrała zasadniczą rolę w historii tej gałęzi branży ubezpieczeniowej. Opór wobec ubezpieczeń na życie wyrastał z zasady, że wartości życia ludz­kiego nie da się zmierzyć żadnymi pieniędzmi. Jak uważa Zelizer (2001: 151), ubezpieczenie na życie przełamuje to tabu, stając się „pierwszym zakrojonym na szeroką skalę przedsię­wzięciem w Ameryce, które całą swoją organizację opiera na do­kładnym szacowaniu kosztów śmierci".



154

155


0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Przykład polisy na życie pokazuje, że utowarowienie może budzić opór i jako proces zależy od złożonych procesów przebu­dowy znaczeń. Innym przykładem jest dług. Bell (1979) wyka­zuje, że banki z powodzeniem zmieniły społecznie stygmatyzo-wany „dług" w społecznie akceptowalny „kredyt konsumenc­ki". Aż do lat dwudziestych XX wieku ludzie nie mogli kupować więcej towarów, niż pozwalały im na to dochody czy oszczędno­ści; potem banki zaczęły pożyczać pieniądze tak samo prywat­nym osobom, jak przedsiębiorcom. Destygmatyzacja długu była wstępnym i niezbędnym warunkiem rozwoju kredytu konsu­menckiego, który z kolei jest niezbędnym warunkiem rozkwitu społeczeństwa konsumpcyjnego.

Powstawanie rynku ubezpieczeń na życie i kredytów konsu­menckich wymagało więcej niż tylko przełamywania oporu. Był to twórczy proces tworzenia stron, przedmiotów i norm wymia­ny. Adam Smith wierzył, że istoty ludzkie mają naturalną skłon­ność do angażowania się w rynkowe wymiany -jego stanowisko przeoczą jednak kulturową pracę potrzebną do ukształtowania jednostek jako właściwych uczestników danego rynku.

Jeżeli ubezpieczenie na życie i kredyt konsumencki są przy­kładami skutecznej legitymizacji nieakceptowanych dotąd dzia­łań, to prostytucja stanowi w dzisiejszych czasach przykład prze­ciwny, bowiem uczestnicy kampanii przeciwko prostytucji stara-. ją się stygmatyzować klientów sprzedawców seksualnych usług. Pogmatwanie kampanii ukierunkowanej na „karanie kupują­cych" pokazuje wyraźnie i dokładnie O'Connell Davidson (2003). Kluczowym czynnikiem zaciemnianym przez takie kampanie jest rola państwa w tworzeniu i podtrzymywaniu społecznych warunków, które sprzyjają rozwojowi prostytucji i globalnego przemysłu seksualnego - biedy, podporządkowania kobiety męż­czyźnie, tolerowania przemocy wobec kobiet, rasizmu i wrogości wobec imigrantów. Państwowe agencje i ich pracownicy zbyt czę­sto należą do głównych gwałcicieli praw prostytutek i ich godno­ści. Naiwnością jest więc traktowanie państwa jako niewinnego i neutralnego partnera w walce z ekonomiczną seksualną eksplo­atacją kobiet. Karanie klientów może łatwo odciągać uwagę od problemów samych prostytutek, które najczęściej wynikają z te­go, że są one traktowane jak zwykłe towary. Wzmocnienie ich

praw jako pracowników byłoby prawdopodobnie bardziej efek­
tywne niż kampanie stygmatyzacji, które prowadzone są wbrew
„naturze" naszej kultury, przyjmującej kupowanie seksu z peł- I
nym zrozumieniem jako normalne zachowanie rynkowe. /

Jako ostatni przykład na to, że działanie kultury jest po­trzebne, aby tworzyć rynki i przygotowywać aktorów, którzy bę­dą w nich uczestniczyć, omówię organizacje konsumenckie i dziedzinę finansów osobistych. Wykazywałem już gdzie indziej (Aldrige 1994), że organizacje konsumenckie robią więcej, ani­żeli spełnianie ich rzekomej misji dostarczania obiektywnych informacji klientom (jest to rola przypisywana im przez neokla-syczną ekonomię jako reakcja na rynkowe niedociągnięcie, ja­kim jest asymetria informacji). Organizacje konsumenckie po­magają tworzyć racjonalnego konsumenta: osobę, która jest zo­rientowana na cel, patrzy w przyszłość, jest zdyscyplinowana, konsekwentna czasowo i ascetyczna. Jest też daleka od folgowa­nia własnym potrzebom, co propagował Daniel Bell (1979) jako zrewidowaną etykę protestancką. Konsumpcja jest poważną pracą i ludzie muszą być do niej przygotowani.

Jedną z dziedzin, w której to jest widoczne, jest rynek osobi­stych usług finansowych (Aldridge 1997; 1998). Istnieje sporo poradników, w których powierzchownym celem ich autorów, zgodnym z oficjalnymi celami organizacji konsumenckich, jest uzbrojenie potencjalnych inwestorów w obiektywne informacje, które są im potrzebne, aby mogli podejmować racjonalne decyzje inwestycyjne. Łatwo jednak zauważyć, że wcale tego nie robią. Zamiast tego zachęcają czytelników do brania odpowiedzialności za swoje osobiste finanse; produkowane przez nie poradniki ak­centują potrzebę profesjonalnego doradztwa finansowego, kieru­ją czytelników do źródeł, w których są dostępne godne szacunku profesjonalne rady, uspokajają, zapewniają, że instytucje regula­cyjne są wysoce efektywne; charakteryzują relacje między klien­tem a pracownikiem jako niezagrażające spotkanie z dziedziny usług, w którym klient może uczestniczyć z pełnym zaufaniem. Są one, krótko mówiąc, narzędziem socjalizacji dorosłych. W czasie, kiedy dziedzina finansów osobistych była i jest wstrzą­sana serią skandali, zadaniem poradników - i o to toczy się wal­ka -jest tworzenie klienteli dla przemysłu usług finansowych.



156

157


0x08 graphic
Decydująca rola odgrywana przez profesjonalnych dorad­ców finansowych może prowadzić do nieoczekiwanego wniosku. Jak widzieliśmy w dyskusji o pieniądzach, wszystko, co jest związane z rynkiem, jest zwykle widziane jako należące do sfe­ry, którą Durkheim zdefiniował jako profanum, w przeciwień­stwie do sacrum. Kategoria profanum nie jest całkowicie jasna w rozumowaniu Durkheima; ale z pewnością widział on ją jako jedną stronę dychotomii. Stąd może ona oznaczać rzeczy, które są ziemskie, brakuje im symbolicznego znaczenia, są material­ne, utylitarne i racjonalne. Po drugiej stronie dychotomii jest jeszcze sfera sacrum - rzeczy święte, dziedzina rzeczy odręb­nych i zakazanych, rzeczy, które są nasycone symbolicznym znaczeniem i są dostępne tylko poprzez rytuały. Ale te rzeczy niekoniecznie są dobre. Durkheim przekonuje, że one mają swój biegun negatywny; Lucyfer i jego odpowiedniki należą do tego obszaru. Bóg i diabeł, dobre i złe wróżby - sacrum może być nie­bezpieczne dla śmiertelników.

Z tego punktu widzenia rynek także może być niebezpiecz­nym miejscem, dlatego kupujący powinien mieć się na baczności. Stąd, na przykład, wysiłek kultury, który jest konieczny, żeby przekonywać ludzi do inwestowania na giełdzie. Stąd też zapo­trzebowanie na profesjonalnych doradców finansowych; są oni „rytualnymi" specjalistami, którzy kontaktują zwykłych inwe­storów z sacrum. Stąd wreszcie afirmowanie takich charyzma­tycznych postaci jak Peter Lynch, który przez trzynaście lat, między 1977 a 1990 rokiem zarządzał lukratywnym funduszem Magellana z ramienia firmy Fidelity, i z czasem pozyskał ponad milion udziałowców oraz 14 miliardów dolarów aktywów, czy Warrena Buffeta, „Wyroczni z Omahy", inwestycyjnego guru dla przeciętnego rynkowego gracza.

Według Khurany (2002) podstawową zmianą, która zaczęła się w latach osiemdziesiątych XX wieku, jest zastępowanie ka­pitalizmu menedżerskiego kapitalizmem inwestorskim. Trend ten najbardziej widoczny jest w Stanach Zjednoczonych, ale roz­szerza się także na inne zachodnie społeczeństwa. Coraz więcej ludzi dokonuje inwestycji na rynku giełdowym, który stał się zasadniczym elementem przy planowaniu emerytury. Po części z tego powodu prasa i telewizja oddają bezprecedensową ilość

miejsca rynkom papierów wartościowych i osiągnięciom giełdo­wych spółek. Tendencja masowych mediów do „personalizowa­nia" wydarzeń prowadzi je do skupiania się na roli charyzma­tycznych przywódców - Chief Executive Officers (CEO), grupo­wych liderów, którzy wdrażają programy restrukturyzacyjne al­bo rzucają podlegające im spółki na kolana. CEO są współcze­snymi celebrities i jako tacy stali się obiektem quasi -religijnego kultu. Ich niesmacznie wysokie pensje i lukratywne opcje udzia­łowe można interpretować w tym świetle jako poświęconą ofia­rę składaną im przez zwykłych śmiertelników, a niejako zapła­tę za pracę.

Kiedy korporacja postanawia zatrudnić nowego CEO, trend nakazuje jej, żeby umówić się z kimś spoza firmy. To całkowicie zgodne z opinią Webera na temat charyzmy. Charyzmatyczny przywódca nie jest społecznie skonstruowany jak zwykła ludz­ka istota; jego czy jej pochodzenie jest często osłonięte tajemni­cą (na przykład cudowne urodzenie). Tak jak charyzmatyczne ruchy rozkwitają w czasach wstrząsów społecznych, tak samo korporacje, pogrążone w kryzysie, szukają kogoś z zewnątrz, że­by odwrócił ich losy. Ich problemy mogą mieć charakter struk­turalny, ale one są przepełnione irracjonalną wiarą, że każdy problem ma bohatera, który go może rozwiązać. Zgodnie z tytu­łem książki Khurany, szukają oni korporacyjnego zbawiciela.

Skoro tak, to teoria Webera powinna sugerować, że poszu­kiwanie nie może być prowadzone racjonalnie. Poszukiwanie charyzmatycznego przywódcy jest zrytualizowane i obciążone symbolicznie; tylko poprzez rytuał i symbolizm charyzma może być przekazywana od lidera do jego (czyjej) następcy. Mechani­zmy racjonalnego poszukiwania - ogłoszenia, krótkie listy, testy uzdolnień, programowe rozmowy - nie są właściwymi środkami pozwalającymi na odkrycie charyzmatycznego lidera: żaden ruch religijny nie stosował tak złożonych technik do znalezienia nowego duchowego przywódcy.

Jest tak jednak w przypadku poszukiwania charyzmatycz­nego CEO. Firma zapewne wie dużo mniej na temat kogoś z ze­wnątrz niż na temat swoich własnych pracowników. Powszechnie wiadomo, że wywiady są kiepską metodą selekcji. Do takich wnio­sków doprowadziły niezliczone eksperymenty psychologiczne.



158

159


0x08 graphic
Jednak spółki wciąż na nich polegają. Interview jest niezwykle krótkim spotkaniem; pomimo to, jak stwierdził Khurana, więk­szość dyrektorów wierzy, że rzeczywiście bardzo szybko potrafi rozpoznać przywódcze zdolności osoby, z którą rozmawia. Nie jest to jednak racjonalne badanie oparte na zbieraniu informa­cji, lecz raczej coup de foudre albo miłość od pierwszego wejrze­nia. To nie jest racjonalny rynek, ale hermetycznie zamknięta kultura, w której elita domniemanych charyzmatycznych zba­wicieli krąży między rzeszami zwolenników. „Ograniczanie ryn­ku zatrudnienia CEO do wybranej grupy kandydatów i udawa­nie, że otrzymany w ten sposób wynik jest uzasadnioną konse­kwencją społecznego procesu jest - jak komentuje Khurana (2002: 206) - służącą samej sobie zarozumiałością".

Traktowanie rynku jako należącego do sfery profanum wy­rasta z przekonania, że jest on wolny od kultury i dlatego sta­nowi rodzaj działań, który powinien podlegać analizie ekono­micznej. Ale wszystkie działania ekonomiczne i wszystkie ryn­ki są faktycznie kulturowe; nie ma czegoś takiego jak działanie wolne od kultury. Slater (2002: 59) wyraża to dobitnie, pisząc, iż „w praktyce, społeczni aktorzy nie mogą obecnie określać rynku czy współzawodnika, nie mówiąc już o działaniu w ich kontekście, poza obszernym kontekstem wiedzy kulturowej". Bez wspólnego przedstawienia, rynek nie mógłby nawet zostać rozpoznany, a co dopiero funkcjonować. Wierzyć, że rynki są w jakiś sposób wolne od kultury, oznacza tyle, co paść ofiarą sze­rzącej się ideologii. Ideologii mówiącej, że rynek jest żywiołową siłą natury.

j

Rozdział 4

KOLONIZACJA, KOMPROMIS I SPRZECIW

„W miarę jak system ekonomiczny podporządkowuje swym imperatywom formę życia prywatnych gospodarstw oraz sposób życia konsumentów i zatrudnionych, siłą kształtującą [zacho­wania] stają się konsumpcjonizm i indywidualizm posiadania, motywacje skłaniające do działania i konkurowania. Następuje jednostronne zracjonalizowanie komunikacyjnej praktyki życia codziennego na korzyść specjalistyczno-utylitarnego stylu ży­cia; to indukowane przez media przestawianie się na racjonalne ze względu na cel ukierunkowanie działań wywołuje z kolei re­akcję w postaci hedonizmu uwalniającego od presji tej racjonal­ności" (Habermas 2002/1987: 586).

W powyższych dwóch zdaniach z drugiego tomu Teorii dzia­łania komunikacyjnego Jurgen Habermas podsumowuje zwięź­le widmo kolonizacji obecne w pracach tak wielu rynkowych krytyków. Obawiają się oni, że rynek uwolni się ze swoich wła­ściwych granic i podbije terytoria, przez które był dotychczas znienawidzony. Imperializm może nie być wcale wbudowaną w rynek tendencją, jak przyjmuje się w części literatury dotyczą­cej globalizacji. Taka interpretacja skłania się ku fatalizmowi,


161



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rynek BIBLIOGRAFIA, RYNEK Alan Aldridge
Rynek-7, RYNEK Alan Aldridge
Rynek-3, RYNEK Alan Aldridge
Rynek-6, RYNEK Alan Aldridge
Rynek-4, RYNEK Alan Aldridge
Alan Aldridge
Ewolucja marketingu era produkcyjna, sprzedazowa, marketingowa Rynek definicja
Rynek turystyczny Antarktydy i Grenlandii
rynek pieniężny
Rynek pieniężny
Rynek kapitalowy i pieniezny 1
RYNEK TURYSTYKI BIZNESOWEJ W POLSCE
RYNEK DOBR FINALNYCH
Prezentacja Rynek Energii
Aktywizacja społeczna i zawodowa oraz włączanie osób niepełnosprawnych w rynek pracy
06 Rynek pracy

więcej podobnych podstron