FORTIORI, Filozofia


Maria Barłowska

Z „życia” argumentów a fortiori

Niepozorna, krótka łacińska formuła „a fortiori” patronuje ogromnemu obszarowi w retoryce. Najogólniej odnoszą się do niej te zagadnienia retorycznej teorii, w których rozważane jest to, co mniejsze i to, co większe. W ujęciu Arystotelesa stosunek tego, co mniej i więcej należy do toposów, którymi można się posłużyć przy tworzeniu entymemów w każdej dziedzinie. Ta jakże ogólna relacja okazuje się pomocna przy opisie kilku co najmniej zagdnień. Świadectwem jej wielofunkcyjności jest choćby Institutio oratoria Kwintyliana, w której kwestia stosunku mniej i więcej powraca kilkakrotnie. Najpierw rzymski retor przedstawia argumenty dowodzące mniejszego z większego i większego z mniejszego w księdze piątej, jako topos a comparatione, jeden z toposów przynależących do rzeczy. Następnie ta sama relacja okazuje się przydatna w opisie dowodzenia przez przykłady, a ściśle w odniesieniu do przykładów nierównych (exempla imparis). W ten sposób dookreślony zostaje związek łączący przykład ze sprawą, w którym według klasyfikacji egzemplów może zachodzić nie tylko stosunek podobieństwa i niepodobieństwa, ale to pierwsze może różnić się co do zakresu i dalej uwzględniać hierarchię: ex maioribus ad minora bądź ex minoribus ad maiora. Wreszcie po raz trzeci kwestia tego, co większe i mniejsze narzuca się w analizie metod amplifikacji, gdzie towarzyszy jej świadomość, że „Augendo enim quod est infra, necesse est extollat id quod supra positum est...”. Kategoryczność tego sądu zdaje się nawet wskazywać, że wywyższenie jest w aplikacjach owej relacji w ogóle nieuniknione.

Przy tak szerokich zostosowaniach bliższego skupienia uwagi wymaga samo rozumienie tego, co większe i mniejsze. A dla przyjętej perspektywy niech usprawiedliwieniem będzie autorytet Arystotelesa, który kończył omówienie toposów wspólnych słowami:

Dalsze ustalenia o charakterze ogólnym na temat „wielkości” i „ wyższości” byłyby więc tylko pustosłowiem. Dla praktyki [retorycznej] większą wartość przedstawiają bowiem konkretne przykłady niż ogólna teoria.

Daleko idącą swobodę w doborze egzemplifikacji wspiera natomiast przekonanie o uzasadnieniu takiego postępowania tkwiącym w samym rozumieniu toposu, które w praktyce zawsze może zaowocować ukazaniem powszechności jego użycia, błyskotliwie kiedyś przedstawionej przez Elwirę Buszewicz w szkicu „Quanto magis.” Funkcje i przemiany jednego toposu czyli o potędze retoryki.

W oczywisty sposób większe i mniejsze odnosić się może do prostych stosunków ilościowych. Oznacza tona przykład, że jeśli pewne jest coś w jednym wypadku, to tym bardziej pewne jest w wielu. Przejście następuje od jednego do wielu elementów tego samego zbioru, a przemilczana przesłanka, będąca podstawą takiego dowodzenia zakłada, ze przynależność użytych w dowodzeniu elementów do tego samego zbioru jest akceptowana jako oczywista. W ten sposób, choć z zabarwieniem nieco humorystycznym, wspiera kierowaną do kobiet linię argumentacji za pożytkami postawy feministycznej poprzedniczka dzisiejszych feministek - Irena Krzywicka. Odwoławszy się do oczywistych i wspólnych wielu kobietom doświadczeń z rodzinnej codzienności pisze:

Nie chcę być niesprawiedliwa! Mam w tym swoje wyrachowanie. Słodycz zrobienia sceny mężczyźnie polega na tym, żeby wykrzyczeć wszystkie urazy i zgnębić go, nim dojdzie do głosu. Cóż dopiero, kiedy w imieniu wszystkich kobiet robi się proces wszystkim mężczyznom.

Można powiedzieć, że w takich wypadkach, czym bardziej wyrazista, czym bliższa audytorium jest przesłanka mniejsza, tym silniej narzuca się budowany według formuły „tym bardziej wiele” wniosek. Tak właśnie przemawia do wyobraźni czytelnika Klemens Bolesławiusz, dowodząc jak straszne jest piekło:

Śmierdzi grobowiec, w który trup włożony,

Cóż, grób piekielny, co jest nałożony

Prawie bez liczby trupami zgniłymi,

Jak śmierdzącymi.

Gdyby z nich jeden był tu postawiony,

Świat jego smrodem byłby zarażony;

Wszystkich ciał smrodu, którzy tam mieszkają,

W piekle wąchają.

Wielość ma także różne postaci, gdyż może oznaczać liczne lub wszystkie elementy jakiegoś zamkniętego i policzalnego zbioru lub dotyczyć niepoliczalnej liczby zamkniętej w pojęciu wszystkie, a także otwierać się na nieskończoność. I nie ma wtedy znaczenia, czy jest ona definiowana przez mnożenie liczb, jak w modlitwie Sebastian Grabowieckiego:

Kiedy wspomnię, Ojcze, dobrodziejstwo Twoje,

wstydem umorzone czuję siły swoje.

Bo jesli za jedno wymowy nie zstawa

dziękować, za tyle tysięcy, co dawa

Twa łaska, zaż trafię, jak dziękować Tobie,

czując mdłość krewkości z wielkim głupstwem w sobie?

[w. 3-8]

Czy jak w tej nieśmiałej próbie zmierzenia się z jej nieokreślonością Bolesławiusza: „prawie bez liczby...” Tego rodzaju powiększenie dowodzonego jako większe jest więc prostym środkiem amplifikacji. Stosunek ilościowy może równie dobrze dotyczyć takich wymiarów jak trwanie, częstotliwość, długość czy ciężar, a więc sprowadza się do wykorzystania w określeniu „tego, co większe” toposu ilości.

W miejscu rzeczy mniejszej rozumianej jako jednostkowy element stanowiący punkt wyjścia w konstruowaniu argumentu może się znaleźć również bardziej rozbudowany przykład. Od historii biblijnej wychodzi Piotr Skarga w kazaniu piątym z cyklu Kazań sejmowych:

Jeśli dla jednego Achana takiego wszytkiego wojsku Pan Bóg szczęścia i zwycięstwa umknął, ani się im wróciło, aż się świętokradźca ukarał. Daleko więtsza jest do nieszczęścia przyczyna, gdzie wiele jest w wojsku takich, którzy kościoły Boże połupili abo do tego przyczyny dali, abo w niedowiarstwie i herezyjej ze czci swej Pana Boga wszechmocnego łupią i krzywdę mu czynią. Jakoż z takimi na wojnę? Jakoż Rzeczpospolita na takim wojsku chramać niema? Jako poganom się odejmie?

W ten sposób jeden przypadek staje się podstawą reguły, bo przecież tak można potraktować odniesienie go do innego miejsca, czasu i ludzi. Innymi słowy daje się sprowadzić do bardzo słabej indukcji. I oczywiście tego rodzaju dowodzenie miałoby niewielką siłę perswazyjną, gdyby nie zakładało jednocześnie konsekwencji działań Boga jako najwyższego gwaranta owego prawa. Nie można też nie zauważyć sofistycznego wybiegu kaznodziei, który przez włączenie w konstrukcję jednego argumentu i ukrycie w figurze nagromadzenia sugeruje utożsamienie łupienia kościołów z metaforycznym łupieniem „ze czci swej Pana Boga” przez herezję, „ przemyca” ekwiwokację. Konieczne dla przyjęcia argumentacji przekonanie o przynależności jednostkowego przykładu i „wielu” do tego samego zbioru narzucane jest więc audytorium zwodniczą mocą języka. Sam dobór wyjściowego przykładu też nigdy nie jest bez znaczenia, a znajdują tu zastosowanie ogólne reguły dowodzenia z wykorzystaniem egzemplów, mające zawsze na względzie zdolność zaakceptowania ich przez słuchaczy.

Przejście od mniejszego do większego lub jego odwrotność mogą następować również przez wykorzystanie związków logicznych. Możliwe jest na przykład dowodzenie odwołujące się do przesłanki ogólnej, że całość to więcej niż część. Argument tego rodzaju wprowadza na przykład Erazm z Rotterdamu do dialogu o naśladowaniu Cycerona:

Przecież w dzisiejszych czasach nie znajdziesz mędrca do tego stopnia uprzywilejowanego przez naturę, że zdołałby osiągnąć doskonałość nawet w jednej dziedzinie wiedzy i opanować wszystkie jej zagadnienia. Trudno dzisiaj o wiedzę tak głęboką, że inni nie mieliby niczego do dodania. Nie znajdziesz uczonego tak wielkiej miary, żeby nikt nie zdołał z nim współzawodniczyć. W wymowie zaś jest to jeszcze mniej możliwe. Wszak wymowa składa się chyba ze wszystkich nauk i wymaga tylu przeróżnych umiejętności!

Oczywiście warunkiem koniecznym przyjęcia takiego dowodzenia jest zaakceptowanie przez słuchaczy przedstawionej definicji wymowy przez wyliczenie części. Jako jedno z prostszych zastosowań argumentów a fortiori w rozumowaniach prawniczych bywa traktowany przypadek, gdy większe oznacza działanie złożone z kilku czynności, a mniejsze jest czynnością wchodzącą w skład pierwszego działania (jak np. pojęcie „użytkowania rzeczy” obejmuje używanie rzeczy cudzej i pobieranie z niej pożytków, jest więc „większym” wobec pojęcia „używania rzeczy”). Do związków logicznych odwołuje się także argument a fortiori, w którym następuje przejście od gatunku do rodzaju czy też od rodzaju do gatunku. Tenże sam Erazm wkłada go w usta uczestników dialogu Miła wojna dla tych, co jej nie znają:

Czy nie ma wartości zdanie św. Pawła, że Kościół to ciało złożone z różnych członków, ze wspólną głową Chrystusem? Czy kiedykolwiek walczyło oko z ręką, albo noga z żołądkiem? Panuje harmonia w tym zespoleniu tak niepodobnych od siebie członków. Również w organizmie zwierzęcym panuje zgoda między poszczególnym członkami, a korzyści indywidualne idą na pożytek nie poszczególnego organu, ale wzmacniają całe ciało. Jeśli zagraża coś jakiemuś członkowi, pozostałe śpieszą mu z pomocą. Czy w ciele śmiertelnym już ze swej natury ma być większa spójnia aniżeli w ciele mistycznym, nieśmiertelnym?

Wyliczenie przykładów dowodzących, że harmonijne współdziałanie jest cechą różnych organizmów, a więc cechą rodzajową, pozwala pisarzowi odnieść ją także do Kościoła - mistycznego ciała Chrystusa. Oczywiście argument prawie nigdy nie występuje w izolacji. Tu również najpierw następuje ustalenie, a raczej przypomnienie definicji Kościoła za pomocą autorytetu. Ta zgoda aydytorium dotycząca kwalifikacji rodzajowej jest konieczna, co wyraźnie widać na przykład we współczesnym, z dyskusji internetowej pochodzącym, argumencie za karą śmierci:

Kara śmierci jest przedłużeniem obrony koniecznej. Jeśli napastnik w wyniku ataku na uczciwego człowieka ryzykuje własnym życiem, które może stracić w wyniku udanej obrony koniecznej, nawet jeśli sam nie będzie winnym żadnego zabójstwa, to tym bardziej powinien być zagrożony utratą życia w sytuacji, gdy jego atak się powiedzie i zamorduje swą ofiarę.

Niezbyt to może przekonujący argument, jeśli się zauważy wymagane przy proponowanej kwalifikacji czynu całkowite pominięcie okoliczności (obrona konieczna to bezpośrednia reakcja na zagrożenie), co ocenić już trzeba jako wybieg sofistyczny.

W przedstawianych dotychczas realizacjach dowodzenie z tego co mniejsze i większe odnosiło się do podobieństw wynikających ze związków o charakterze formalno-logicznym. Przemilczana przesłanka ogólna, która była podstawą relacji mniej i więcej wymagała od audytorium jedynie akceptacji tychże związków. Tego rodzaju podstawa dla argumentów zakłada więc swego rodzaju ponadczasowość ich zastosowań. Akceptowalność przejścia od jedności do wielości, od części do całości czy od gatunku do rodzaju nie dotyczy bowiem żadnej konkretnej wspólnoty, albo ogólnie dotyczy wspólnoty ludzi rozumnych. Nie znaczy to oczywiście, że tylko uznanie prawomocności konstrukcji argumentu gwarantuje jego skuteczność, dla jej oceny, konieczne jest także rozpoznanie akceptacji sądu stanowiącego podstawę rozumowania a fortiori.

Zupełnie inaczej jest w przypadku, gdy argumentacja a fortiori odnosi się do relacji jakościowych. Wtedy muszą istnieć jakieś inne, nie formalno-logiczne reguły przejścia od tego co mniejsze, do tego co większe i na odwrót. Same zaś pojęcia „większe” i „mniejsze” rozumiane są także jako mniej ważne i bardziej ważne. Rozróżnienie to kryje się w cytowanym już zdaniu Arystotelesa: „ustalenia o charakterze ogólnym na temat „wielkości” i „wyższości”.

Heinrich Lausberg wprowadzając za Kwintylianem przykłady argumentów z loci a comparatione przyjmuje „iż różnica miedzy czymś mniejszym a czymś większym zasadza się na kwestii stopnia oraz intensywności...”. Najprostszym przypadkiem, który może ilustrować to twierdzenie jest skonstruowanie argumentu poprzez przejście różnych stopni natężenia danej cechy. Tak właśnie broni romantyczności Antoni Edward Odyniec:

Wszakże obcymi są dla poety te filozoficzne cele; jest on prosto malarzem kraju, wieku lub zdarzenia, które opisuje. Nie jest jego winą, że w średnich wiekach wierzono, lub że gmin dotąd wierzy w duchy, upiory i czary: wprowadza on je nie jak rzetelnie będące, lecz jak naówczas w przekonaniu powszechnym były. Ani to za przeciwny zarzut służyć może, iż dziś, przy podniesionym oświeceniu umysłu, wierzyć w nie ludzie przestali. Mitologia grecka tym mniej zasługuje na wiarę, że się całkiem naszym religijnym wyobrażeniom przeciwi; nie zarzucają jednak, nie mówię starożytnym, lecz nawet tylu chrześcijańskim poetom, którzy opiewając wypadki ze starożytności wzięte, działanie, lub przynajmniej wpływ bóstw mitologicznych do poematów swoich wprowadzili. Czemużby więc dziwy i różne nadprzyrodzone istoty, w które średnie wieki wierzyły, w które dziś jeszcze gmin wierzy, w poezji dzisiejszej miejsca mieć nie mogły?

Główna myśl tego przydługiego cytatu daje się streścić w postaci argumentu a maiore ad minus, w którym większa, a jednak akceptowana w poezji niemożliwość mitologii greckiej uzasadnia zgodę na przyjęcie mniej niemożliwych, bo bliższych i dla ludu żywych, wierzeń rodzimych. Z kolei możliwość przechodzenia od stopnia mniejszego do więszego w naturalny sposób otwiera się na amplifikację. Decydujący okazuje się „poziom startowy” - odpowiednio duża intensywność cechy reprezentowanej przez w pełni akceptowany sąd, dotyczący tego, co mniejsze powoduje od razu odpowiednio znaczne wywyższenie elementu większego. Mechanizm ten działa już w konstrukcji składającej się z dwu elementów. Oto rozpacza zakochany Tankred:

Czasem sam z sobą rozmawia w milczeniu:

„Mniejsza - zbyć słońca, mniejsza - być w więzieniu,

Więtsza - zbyć słońca dobrze jaśniejszego,

Którego ato na wieki pozbędę

I już z jej wzroku - nędzny - wesołego

Nigdy podobno [?] cieszyć się nie będę.”

Pewne jest, że jasność słoneczna jest dla każdego silnie przemawiającym obrazem, a więc równie mocno narzuci się jej utrata jako nieszczęście. Dlatego rozumowanie może przebiegać według schematu: P jest bardziej R niż Q, Q jest wystarczająco R, aby być S, a fortiori P jest wystarczająco R, aby być S (słońce miłości jest jaśniejsze niż słońce, utrata jasności słońca jest wystarczającym nieszczęściem, tym większym nieszczęściem jest utrata słońca miłości.) Argument a fortiori opiera się na wiarygodności „bardzo pospolitych, elementarnych i niekwestionowanych zdobyczy umysłu”. Jednak kraina poezji rządzi się swoimi prawami, więc pewność zaznaczonej tu hierarchii zasadza się na konwencjonalności metafory oczu - słońca miłości. A skoro tak, to sama relacja skrywa zestawienie dwóch różnych elementów, a więc podobieństwo (similitudo). Amplifikacja, która odnosi się do hierarchii rozwija się w wymiarze wertykalnym, co nie znaczy, że nie może jej towarzyszyć poszerzenie. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, gdy element tego, co mniejsze poddany zostaje zabiegom powiększania, na przykład przez nagromadzenie. Zamiast jednego przypadku pojawia się ciąg wyliczeń, mających na celu intensyfikację rozważanej cechy. W tym momencie narzuca się od razu częsty schemat barokowych wierszy enumeracyjnych. By posłużyć się stosunkowo krótkim przykładem wystarczy przywołać epigramat Daniela Naborowskiego Zła żona:

Straszna burza morska bywa,

Straszna woda, gdy rozl*wa,

Straszne pożogi ogniowe,

Straszne powietrze morowe,

Ciężka nędza niezleczona

Ale nad wszytko zła żona.

Wyliczenie przykładów nierównych prowadzi tutaj do wniosku co prawda mieszczącego się w formule „tym bardziej”, ale nie tyle przekonującego, co zaskakującego. Jak pisał Janusz S. Gruchała w analizie wykorzystujących podobny schemat liryków Jana Andrzeja Morsztyna, łatwo można by przeprowadzić eksperyment polegający na zastąpieniu ostatniego wersu jakimkolwiek innym, na dowolny temat. Być może więc, zgodnie z regułami barokowej „retoryki iluzji”, poeta wcale nie musi się odnosić do istniejących we wspólnocie hierarchii, on może przez przywołanie gestu rzekomego ich wskazywania siłą swojej kreacji je ustanawiać.

Różnica pomiędzy takim poetyckim użyciem schematu od mniejszego do większego, tradycyjnie za Ernstem Curtiusem nazywanym przewyższeniem, a wykorzystaniem go jako argumentu wyraźniej ukaże się przy zestawieniu z tego ostatniego przykładem. W mowie na pogrzebie Andrzeja Boboli Jakub Sobieski dowodził, co jest straszniejsze:

A co niemal na kożdy dzień widziemy, na dworach i pałacach pańskich, wysokie stopnie i urzędy jako są do szczęśliwego i spokojnego życia zawadą: i panu oraz służyć i wszytkim się podobać niepodobna. Cudze kłopoty, ciężary, prace na ramionach swych dźwigać ciężka, z szczęściem ustawicznie za pasy chodzić straszna, temu po gębie dać, tego drugi raz pogłaskać potrzeba. Zaś ludzie i rozne ich animusze, rozno traktować trudno. Od inwidyjej chcieć się zaś uchylić, tak się zda podobna, jakoby człowiek od własnego cieniu swego uchronić się chciał. Lecz jeżeli ludzi takowych życie na świecie trudne, trudniejszą daleko dobra i spokojna śmierć.

Jako element mniejszy, choć poddany jest amplifikacji przez nagromadzenie, występuje jeden sąd: życie na dworze jest ciężkie. Jego słuszność w świetle obowiązującego w Rzeczypospolitej szlacheckiej negatywnego stereotypu, że dwór to miejsce niebezpieczne najpierw zostaje poddana ukrytej refutacji. Niebezpieczeństwo, które w wypowiedziach szlachty rozumiane było przede wszystkim jako zagrożenie moralne, zostaje przedstawione dokładnie i wyraziście, ale właśnie z pominięciem aspektu moralnego. Amplifikacyjne nagromadzenie służy więc wyolbrzymieniu tak licznych aspektów zagrożeń, że niknie z pola widzenia słuchacza ten najbardziej oczywisty, dla którego jednak nie byłoby miejsca w pochwale dworzanina. To co w przedstawionym dowodzeniu straszniejsze, to oczywiście śmierć na dworze. Jednak dla przyjęcia oczywistości tego wniosku konieczne jest założenie, że we wspólnocie, do której zwraca się mówca akceptowana jest pewna hierarchia wyrażająca się w przysłowiu: „Żyć ciężko, ale ciężej umierać” i również wyrażona w przysłowiu zależność: „Jakie życie taka śmierć”. Tego związku mówca nie narzuca, on w jego dowodzeniu zostaje jedynie uaktywniony. Dla skuteczności argumentacji a fortiori uwzględniającej relacje jakościowe konieczne jest więc odwołanie się do przekonań konkretnej wspólnoty.

Systematyzacja relacji jakościowych odnoszących się do mniej i więcej wydaje się niewykonalna. Już Kwintylian zauważał:

Sunt enim et haec maiora et minora aut certe vim similem obtinent, quae si persequamur, nullus erit ea concidendi modus. Infinita est enim rerum comparatio, iucundiora, graviora, magis necessaria, honestiora, utiliora.

Warto jednak przyjrzeć się znowu kilku wybranym przykładom starając się przybliżyć uzasadnienia towarzyszące tego rodzaju relacjom. Przypadek szczególny, a niezwykle ważny stanowi arumentacja a fortiori, w którą wprowadzana jest relacja osobowa. Musi ona bowiem zakładać społeczną zgodę co do wartości danej osoby. Z rozlicznych przykładów rozsianych choćby po panegirykach wystarczy wybrać jeden - słowa Marcina Kromera z łacińskiej mowy na pogrzeb Zygmunta I:

Jeśli Aleksander Wielki tylko Apellesowi pozwolił malować swój wizerunek, a tylko Lizypowi rzeźbić jego posągi, jakim artystą trzeba być, by sławić Zygmunta I?

Już wyjście w konstruowaniu porównania a minore od tak wielkiej postaci powoduje efekt amplifikacji. Jednak skuteczność argumentu zależy od zaakceptowania traktowanej tu jako oczywista przesłanki, że król Zygmunt przewyższa starożytnego władcę. W świecie panegiryku zresztą ta zgoda na wysoką ocenę bohatera może być zakładana jako warunek konieczny jego realizacji. Sam argument służy jeszcze dalszemu wywyższeniu bohatera. Jak określał to Kwintylian różnica polega tylko na funkcji: „Illic enim probatio petitur, hic amplificatio...”. Najwyższy stopień wyniesienia bohatera przez wskazanie godnego go artysty osiągany jest też znaną metodą - przez niemożliwość określenia, zawartą tu w konstrukcji pytajnej.

Co się jednak dzieje, gdy brak takiej zgody? Przykładu dostarcza cytowany przez Ch. Perelmana Arystoteles. W drugiej księdze Retoryki jest to ilustracja „wykorzystania skierowanych do nas słów przeciwko ich autorowi”:

...posłużył się nim również Ifikrates przeciwko Aristofonowi. Zapytał go mianowicie, czy zdradziłby flotę za pieniądze. Gdy Aristofon zaprzeczył, powiedział więc: „To ty, będąc Aristofonem, nie mógłbyś zdradzić a ja - Ifikrates, miałbym to uczynić”. Trzeba jednak w tym przypadku mieć pewność, że istnieje większe prawdopodobieństwo popełnienia danego czynu przez naszego przeciwnika niż przez nas, w przeciwnym przypadku moglibyśmy wystawić się na pośmiewisko.

Prawdopodobieństwo, o którym pisze Arystoteles to właśnie wstępna zgoda co do hierarchii osób, zakładająca wyższość moralną Ifikratesa. Przypadki tego rodzaju znane są wszystkim z dnia codziennego. Wystarczy przywołać typową sytuację rozmowy matki z dzieckiem, w której używa ono ostatniego, rozpaczliwego argumantu: „To on może a ja nie?”. Jest tu wyraźny sprzeciw wobec „bycia gorszym”, choćby przekonywanie matki opierało się nawet na dość obiektywnej hierarchii wieku, cóż z tego, jeśli przekonywany nie chce jej zaakceptować? Przekonywany jest tu instancją ostateczną, choć może nie zawsze on traktowany pojedynczo, ale jako członek jakiejś wspólnoty, w której współuczestniczenie oznacza także przyjmowanie pewnych hierarchii. W odniesieniu do osób można powiedzieć autorytetów. W takiej sytuacji znajduje się przecież czytelnik listopadowej Gazety Wyborczej stykający się z fragmentem wywiadu Jana Kulczyka:

Jeśli ja czuję się zgrożony, to czy ktokolwiek może czuć się bezpiecznie?

W przyjęciu tego argumentu na pewno pomaga mu stereotyp człowieka bogatego, ale czy jest on wystarczający do zaakceptowania zakładanej hierarchii, że J. Kulczyk to ktoś ważniejszy niż „ktokolwiek”?

Wydaje się, że wprowadzenie autorytetu w konstrukcję argumentu a fortiori szczególnie często zakłada schemat a maiori ad minus. Wtedy może on działać jako swoiste usprawiedliwienie postępowania traktowanego jako naśladowanie modelu, wzmocnione schematem a fortiori. Wyjaśnia ten mechanizm Blaise Pascal przywołując przykład Aleksandra Macedońskiego, którego naśladowanie niewielu uczyniło moralnymi i odważnymi, za to liczni znaleźli w nim uzasadnienie pijaństwa i brutalności.

Uznane hierarchie osób mogą uwzględniać także ich kategorie, mogą dotyczyć całej drabiny bytów. Trwałe usytuowanie bóstwa ponad człowiekiem pozwalało Cyceronowi bronić Anniusza Milona w sprawie o zabójstwo Klodiusza za pomocą przykładu Orestesa ujętego ex maiore:

Jakoż, sędziowie, nie bez przyczyny ludzie mądrzy w bajkach nawet pamięci podali, że kto mszcząc się śmierci ojca własną matkę zabił, przy podzielonych zdaniach ludzi, nie tylko ludzkim, ale najmędrszej bogini wyrokiem, od winy uwolniony został.

Ostatecznie ta sama pewność wyższości decyzji Boga przyświeca Montaigne`owi w refleksji O miłości ojców do dzieci:

Nie podoba mi się ten obyczaj, aby zabronić ojcowskiego nazwania i nakładać im obce, bardziej wrzkomo pełne szacunku, jakoby natura niedostatecznie wspomogła naszą powagę. Nazywamy Boga Wszechmogącym Ojcem, nie raczymy zasię zezwolić, aby własne dzieci nas tak nazywały! Usynąłem ten błąd w mej rodzinie.

Konstrukcja argumentu a fortiori jest tak powszechnie stosowana i łatwo uchwytna dla słuchacza, że możliwe jest mocno perswazyjne, całkowite pozostawienie jej domyślności słuchacza. Tak użytym argumentem wieńczy słynną obronę sego małżeństwa z Barbarą Radziwiłłówną Zygmunt August:

A przeto W.Mość, jako rad naszych prosimy, abyście młodszej braci przełożyli, iz tego z poczciwością i dusznem zbawieniem uczynić nie możemy, bo by było z niesławą naszą, bobyśmy byli człowiekiem odmiennym, bobych i grzeszyc musiał, a onszejbych miec nie mógł; a iżbym tego nie rad wspominał, ale muszę, rozumiem temu, iż W. Mość rozumieć możecie, gdziebym odmienił, jakiejbyście o mnie nadzieje byli i o przysiędze mojej...

Ostatni, ewidentnie ad hominem nakierowany argument czerpie swą siłę właśnie z przemilczanego rozumowania a fortiori: jeśli nawet Bogu nie dochowałbym przysięgi, to tym bardziej moim poddanym.

Miejsce człowieka sytuuje się nie tylko poniżej Boga, jest jeszcze dokładniej zdefiniowane. Erazm dowodzi:

Jakie to dziwne: grzeszymy, choć patrzy na nas Bóg i aniołowie, a wstyd nie pozwala nam popełnić tych samych występków w obecności bliźnich.

Człowiek znajduje się ponad roślinami i zwierzętami a poniżej aniołów, co daje praktycznie nieograniczone możliwości konstruowania argumentów odwołujących się do samych podstaw metafizyki. Wielokrotnie porządek ten jest niejako gwarantowany słowami Biblii, że człowiek to dla Boga więcej niż ptak czy lilia polna. Istnienie tej hierarchii daje także siłę przeciwnej argumentacji odniesionej w Ewangelii do Chrystusa, a w liryku Sebastian Grabowieckiego podkreślającej niepokój człowieka:

Biedne leśne ptaszęta gniazda swoje mają,

zwierzęta w pewnych jamach, w puszczach się chowają,

a syn człowieczy nie ma, gdzie by głowę swoję

skłonił - takąś nań wylał srogość, Panie, Twoję.

Wiadomość, gdzie się rodził, dawszy , toś zasłonił,

by nie wiedział, jak długo żal go będzie gonił...

[Setnik I, XII,w. 1-6]

Trudno byłoby uznać, że dziś nie jest to już hierarchia obowiązująca. Na pewno jednak wykształciły się takie obszary dyskursu, w których popadła ona w podejrzenie. I tę właśnie tendencję zdaje się dotykać ironicznym piórem felietonisty Ludwik Stomma w polemice z wegetarianami:

Moja suka Dani niezwykle dzielnie i zaciekle zagryza krety w ogrodzie. Z kolei kot sąsiadów, którego skadinąd szczerze nienawidzę, nie daruje żadnym ptasim pisklętom. Czy mam być bardziej proterrierzy czy prokreci, prokoci czy prodroździ? Biorę Dani na dywanik i tłumaczę, jak komu dobremu: nie mogłabyś tak zostać wegetarianką! A ona nic, ani szczeknie. Bardzo przepraszam, jak jej wolno, to ja mam być gorszy?

Ogólne uznanie pewnego porządku ważności nie wyklucza możliwości uaktywnienia w argumentacji hierarchii przeciwnej. W analizowanym, znów z sieci pochodzącym, przypadku można nawet wskazać tradycyjny, bo sygnalizowany nawet użyciami zwrotów przysłowiowych („zachowała się jak...”) obszar zaburzenia ludzkiego poczucia wyższości:

Kara śmierci jest to praktyczne i humanitarne rozwiązanie. Chore zwierzęta również się usypia i nikt nie protestuje. Typas, który na przykład zgwałcił czteromiesięczne niemowlę jest gorszy od zwierzęcia, więc nad czym się tu zastanawiać?

Zamiana hierarchii okazuje się możliwa i równie silnie przemawiająca, jeśli traktowana jest na prawach wyjątku.

Z obowiązującą hierarchią można oczywiście również podejmować dyskusję. Na temat tradycyjnego podporządkowania zwierząt wypowiadał się na przykład Montaigne w Apologii Rajmunda Sebond:

Widzimy dostatecznie w niezliczonej mnogości dzieł, o ile zwierzęta celują w nich ponad nami, i jak słaba jest nasza sztuka w naśladowaniu ich. [...] Czemu przypisujemy jakiejś tam wrodzonej i niewolniczej skłonności dzieła, które przewyższają wszystko, co my potrafimy, i naturą, i sztuką? I w tym zresztą niechcący dajemy im bardzo wielką przewagę nad nami, sądząc tym samym, iż natura, jakoby w macierzystej słodyczy opiekuje się nimi i prowadzi je niby za rękę, we wszystkich postępkach i potrzebach życia; nas zasię opuszcza na azard i przypadek losu i każe sztuką wypraszać sobie rzeczy potrzebne do naszego utrzymania; ba, jeszcze ustawicznie odmawia nam sposobu dojścia ( by nawet największym wysileniem i ćwiczeniem dowcipu) do przyrodzonej umiejętności zwierząt.

Dyskusji z przyjętą hierarchią może więc służyć inna hierarchia. Podstawą dowodzenia myśliciela jest bowiem przekonanie, że to, co pochodzi z natury jest doskonalsze niż to, co może być wytworem sztuki. Relacje jakościowe pomiędzy większym i mniejszym daleko wykraczają poza hierarchie osób, dotyczyć mogą nawet podstawowych pojęć. Ich możliwości są praktycznie nieskończone. Towarzyszy im, charakterystyczna zresztą dla wszystkich prezentowanych typów, rozmaitość form: od najbardziej rozbudowanych, wspierających zarówno element większy, jak i mniejszy całym dowodzeniem, przez zawierające uzasadnienie tylko jednego z nich, po takie, w których schemat ujawnia się tylko w formule „tym bardziej”, a nawet te, w których wyprowadzenie wniosku pozostawione jest słuchaczowi.

Ofiara krwi przewyższa inne, więc Alet mógł przekonywać Gofreda:

Cóż? azaś greckiej wiary nieświadomy?

[..] Pomnisz to dobrze i dobrześ wiadomy,

Jako-ć nie chciał dać przeszcia bezpiecznego.

Bronił ci drogi i chiał cię hamować,

A teraz ci ma krew swoją darować?

Czy inaczej ujęty porządek, również stawiający życie na szczycie uznanych wartości, pouczający także dlatego, że często w podobny sposób argument a fortiori włącza się w amplifikację, podsumowując nagromadzenie przykładów:

...w obronie nauczyciela, którego życie zagrożono, staje jego uczeń, Platon, świetny zaiste obrońca, bo przerażony wrzawą tłumu ledwo może wykrztusić początek owego pierwszego zdania! A cóż już mam mówić o Teofraście? Jakżeby to miał był zachęcać w bitwie żołnierzy on, co wystąpiwszy na zgromadzeniu ludowym, tak od razu oniemiał, jakby zobaczył wilka! Izokrates tak był nieśmiały, że nigdy na zgromadzeniu nawet ust nie odważył się otworzyć. Ojciec rzymskiej wymowy, Marek Tuliusz, zawsze rozpoczynał swoje mowy z nieprzystojnym zmieszaniem, jak chłopak, któremu się głos ze strachu załamuje; Fabiusz widzi w tym dowód, że mówca to był wielki i że rozumiał grożące mówcy niebezpieczeństwa. Ale czyż mówiąc tak nie przyznaje otwarcie, że mądrość przeszkadza w tym, aby dobrze robić swoje? A co tacy, którzy umierają ze strachu, gdy walka idzie tylko na słowa, co tacy mają robić, kiedy się ją mieczami rozstrzyga?

Z kolei obraz to mniej niż rzecz sama, cboćby był najdoskonalszym naśladowaniem, więc Maciej Kazimierz Sarbiewski mógł kontemplując wizerunek Dzieciątka Jezus dowodzić:

Duch mój, sycąc się kształtu świętego obrazem,

sam się swymi własnymi tęsknotami karmi.

Jezu, jedyny głodzie, jedyne pragnienie,

jak sam smakujesz, gdy głód ciebie smakuje!

[w. 5-8]

Dlatego też przekonuje dowcipnie sama Głupota u Erazma:

„Umieć udawać głupotę - to mądrość najwyższa.” Wy sobie już sami stąd dośpiewajcie, jakim to dobrem jest głupota, skoro nawet sam jej zwodniczy cień i samo udawanie - takiej pochwały dosłużyło się u mądrych.

Zabójstwo to straszniejsza zbrodnia niż kradzież, więc Andrzej Frycz Modrzewski znajduje w tym przekonaniu podstawę dla uzasadniania konieczności zmiany „kary za mężobójstwo”. Chrześcijanin to więcej niż poganin, więc Łukasz Opaliński dowodzi że przeciwnie, obowiązkiem chrześcijanina jest tym bardziej stosować prawo łaski wobec mordercy. Członek rodziny to ktoś ważniejszy niż obcy, a więc i zobowiązania wobec niego są większe, tylko tak myśląc można rozważyć współczesny argument dotyczący tego samego problemu:

Jeżeli ktoś się już uprze... i wprowadzi karę śmierci... „to można by zrobić tak”, że jeżeli rodzina ofiary przebaczy winnemu, to nie zostanie on stracony...

[z dyskusji internetowej 26 lipca 2003 r.]

Ważne jest nie tylko samo miejsce w schemacie mniejsze większe, ale także odległość na skali społecznie akceptowanego porządku. Czym większa, tym nasila się amplifikacja, aż do absurdalnego przejaskrawienia:

A może wystarczy zamurować i zostawić tylko okienko na podawanie chleba i wody? Tak jak eremici w dawnych wiekach - skoro oni mogli tak żyć długie lata, to czemu Mości Przestępcy nie mogliby?

[głos w internetowej dyskusji o karze śmierci 16 marca 2004 r.]

A może trzeba postawić pytanie dlaczego? Dalczego pomimo mnożenia przykładów nie uda się opisać wszystkich zależności, które pozwalają stosować argumentację a fortiori? Pierwszą, narzucającą się odpowiedzią jest przekonanie o historycznej zmienności przesłanek, do których muszą się w większości wypadków odwoływać. Dotyczy ona zarówno hierarchii pojęć ufundowanych na wielkich systemach filozoficznych, jak społecznych stereotypów, wzorców zachowań i autorytetów zapisanych w wybieranej tradycji. Jeśli więc analizować argumentację a fortiori to może właśnie po to, żeby dochodzić do opisu pewnej zakładanej przez nią wspólnoty. Jej nierozpoznanie lub w odniesieniu do przeszłości nawet niemożliwość rozpoznania mogą powodować zupełnie podstawowe zakłócenia odbioru tekstu. Wystarczy sobie wyobrazić, że nic nie wiadomo o stosunku Rzymian do kultury greckiej, jak wtedy możliwe byłoby zrozumienie przesłania argumentu Cycerona z mowy Pro Milone?

Grecy oddają cześć boską mordercom tyranów. Widziałem w Atenach, widziałem w innych miastach Grecyji uroczyste święta ustanowione na cześć takich mężów; słyszałem pienia, słyszałem rytmy religijne poświęcone ich pamięci, ich nieśmiertelność głoszące. A wy byście mieli wybawiciela takiego ludu, mściciela takich zbrodni nie tylko bez uczczenia zostawić, ale nawet dozwolić aby go na stracenie porwano!

Co wtedy znaczyłoby lepiej: zachować się tak jak Grecy, bo są oni godni naśladowania (ex maiore) czy zachować się tak, bo nawet oni (ex minore) tak postępują? Podobny problem - hierarchii przypisywanej elementom pozornie identycznym - może kiedyś stanąć przed badaczem dzisiejszej polityki, gdy napotka on jakże częsty w ostatnim czasie argument: „Unia Europejska może dyskutować poważnie o przyjęciu Turcji, a zdaje się nie dostrzegać Ukrainy”.

Niemożność odpowiedzi na pytanie dlaczego ma także inną, jeszcze poważniejszą przyczynę. Arystoteles w przywołanym na początku cytacie odsyła czytelnika do pierwszej księgi Retoryki:

Problem amplifikacji i deprecjacji rzeczywistości, jej większej lub mniejszej wartości i w ogóle problem rzeczy wielkich i małych został już dostatecznie naświetlony w naszych uprzednich rozważaniach. W wykładzie na temat wymowy doradczej mówiliśmy bowiem zarówno o wielkości poszczególnych dóbr, jak też ogólnie o kategorii „wiekszego” i „mniejszego”.

Problem został tam rozważony jako stopnie dobra i pożytku, czyli reguły preferencji, czy też jak je określa Nowa retoryka, przesłanki ogólnej natury, które mogą służyć za podstawę wartości i hierarchii. Łatwo je zauważyć w przytaczanych argumentach: większe jest to, czego strata jest większa; większą wartość ma rzecz trudniejsza niż łatwa; ta cecha jest bardziej pożądana, która przynależy do lepszego podmiotu. Jednak ich wyliczenie i wyjaśnienie musiałoby być próbą uchwycenia ciągle nieuchwytnych topoi.

Maria Barłowska

Z „życia” argumentów a fortiori

Streszczenie

Autorka, przypominając stosowanie przez Kwintyliana schematu a fortiori w opisie dowodzenia z użyciem toposu, za pomocą przykładów nierównych i jako metody amplifikacji proponuje analityczne i porządkujące ujęcie problemu. Przywołując różnorodne (od starożytności po współczesność, od oratorstwa, przez publicystykę, poezję aż po dyskusje internetowe) przykłady wskazuje dwa główne typy argumentów a fortiori: oparte na relacjach o charakterze formalno - logicznym i jakościowym. Pierwsze - odwołujące się do akceptowanych przez każdą społeczność reguł przechodzenia od tego, co mniej, do tego, co więcej; drugie - niemożliwe do opisania w swym bogactwie, oparte na hierarchiach pojęć związanych z systemami filozoficznymi, stereotypami, autorytetami, zmienne historycznie i ograniczone do konkretnej wspólnoty.

Indeks

Arystoteles

Achan

Aleksander Wielki

Anniusz Milon

Apelles

Aristofon

Barbara Radziwiłłówna, królowa polska

Bobola Andrzej

Bolesławiusz Klemens

Buszewicz Elwira

Curtius Ernst

Cyceron, Marcus Tullius Cicero

Cytowska Maria

Dąbrowicz Ewa

Erazm z Rotterdamu

Gierczyński Zbigniew

Gorzkowski Albert

Górnicka-Boratyńska Aneta

Górski Konrad

Grabowiecki Sebastian

Gruchała Janusz S.

Grzeszczuk Stranisław

Ifikrates

Klodiusz

Knysz W

Kochanowski Piotr

Korolko Mirosław

Kosztejn Jolanta

Kowalczykowa Alina

Kromer Marcin

Krzywicka Irena

Kulczyk Jan

Kwintylian, Marcus Fabius Quintilianus

Lausberg Heinrich

Leibniz Gottfried Wilhelm

Lenartowicz Piotr SJ

Lizyp

Maciejewski Janusz

Modrzewski Andrzej Frycz

Montaigne Michel de

Mrowcewicz Krzysztof

Naborowski Daniel

Niedźwiedź Jakub

Niemcewicz Julian Ursyn

Obremski Krzysztof

Odyniec Antoni Edward

Olbrecht-Tyteca Lucie

Opaliński Łukasz

Owidiusz, Publius Ovidius Naso

Pascal Blaise

Paweł św., apostoł

Perelman Chaim

Pisarski Jan

Piskała Magdalena

Podbielski Henryk

Rubinkowski Jan Kazimierz

Rykaczewski Edward

Sarbiewski Maciej Kazimierz

Skarga Piotr

Sokołowska Jadwiga

Stomma Ludwik

Sutkowska Dorota

Sztachelska Jolanta

Tasso Torquuato

Tazbir Janusz

Weaver Purcell

Wilkinson John

Ziembiński Zygmunt

Zygmunt I Stary, król polski

Zygmunt II August, król polski

Żeleński Boy Tadeusz

Arystoteles: Retoryka.W: Idem: Retoryka. Poetyka. Przekł., wstęp i komen. H. Podbielski. Warszawa 1988, s. 198.

M. Fabius Quintilianus: The Institutio Oratoria [...] with An English Translation... Londyn 1958, s. 248-253.

Ibidem, s. 276-279.

Ibidem, s.266-267

Arystoteles: Op. cit., s. 198.

E. Buszewicz: Quanto magis. Funkcje i przemiany jednego toposu, czyli o potędze retoryki.W: Teatr wymowy. Formy i przemiany retpryki użytkowej. Red. J. Sztachelska, J. Maciejewski i E. Dąbrowicz. Białystok 2004, s. 21-32.

I. Krzywicka: Zmierzch cywilizacji męskiej. W: Chcemy całego życia. Antologia polskich tekstów feministycznych z lat 1870-1939. Oprac. A. Górnicka-Boratyńska. Warszawa 1998, s. 340.

K. Bolesławiusz: Echo czwarte o piekle. Karanie w piekle widzenia, słyszenia, powonienia.W: I w odmianach czasu smak jest. Antologia polskiej poezji epoki baroku. Oprac. J. Sokołowska. Warszawa 1991, s. 499.

Odwołuję się tu do rozumienia ich przez Ch. Perelmana: „by loci relating to quantity we mean those loci communes which affirm that one thing is better than another for quantitative reasons.” (Ch. Perelman, L. Olbrecht-Tyteca: The New Rhetoric. A treatise on Argumentation. Trans. by J.Wilkinson and P. Weaver. Londyn 1969, s. 85)

P. Skarga: Kazania sejmowe.Oprac. J. Tazbir przy współ. M. Korolki. Wrocław 1984, s. 121.

Erazm z Rotterdamu: Ciceronianius.W: Idem: Rozmowy.Przeł. i oprac. M. Cytowska. Warszawa 1969, s. 183-184.

Z. Ziembiński: Logika praktyczna. Warszawa 1963, s. 261.

Erazm z Rotterdamu: Miła wojna dla tych, co jej nie znają.W: Idem: Rozmowy..., s. 41-42.

Arystoteles: Op. cit., s. 228.

H. Lausberg: Retoryka literacka. Podstawy wiedzy o literaturze. Przekł., wstęp i oprac. A.Gorzkowski. Bydgoszcz 2002, s. 241.

A.E. Odyniec: Przemowa.W: Idee programowe romantyków polskich. Antologia.. Oprac. A. Kowalczykowa. Wrocław 1991, s. 61.

T. Tasso: Jerozolima wyzwolona. Przeł. P. Kochanowski. Warszawa 1995, s. 129.

P. Lenartowicz SJ, J. Koszteyn: O Paleyu, Epagog*, zmyśle technicznym i argumentacji a fortiori. Forum Philosophicum, t. 7. Kraków 2002, s. 82.

Ogromne znaczenie tego wymiaru amplifikacji podkreśla K. Obremski: Panegiryczna sztuka postaciowania. (J. K. Rubinkowski, „Promienie cnót królewskich...”). Toruń 2003, s. s. 24.

D. Naborowski: Zła żona.W: Idem: Poezje.Oprac. J. Niedźwiedź. Kraków 2003, s. 76.

Janusz S. Gruchała: Jan andrzej Morsztyn - „O sobie” i „Niestatek”. W: Lektury polonistyczne. T.3. Red. Idem. Kraków 1999, s. 181.

J. Sobieski: Temże na pogrzebie JMP Bobole z Piaskow, Podkomorzego Koronnego. W: J. Pisarski: Mówca polski.T.1. Kalisz, Druk. Coll. SJ, 1668, s. 44.

Według Ch. Perelmana i L. Olbrecht-Tytecy „Double hierarchy normally expresses an idea of direct or inverse proportionality, or at least a term-to-term relation.” (Op. cit., s. 337) i „Nearly all double hierarchy arguments can be trated as arguments a fortiori.” (Ibidem, s. 343).

M.Fabius Quintilianus: Op. cit., s. 89.

Cyt za: K. Obremski: Op. cit., s. 87.

M.FabiusQuintilianus: Op. cit., s. 268.

Środek amplifikacji wskazany przez Kwintyliana: „Nam et hoc augendi genus est tantum aliquid effucere, ut non possit augeri.” (Op. cit., t. 3, s. 266.)

Ch. Perelman, L. Olbrecht-Tyteca: Op. cit., s. 340.

Arystoteles: Op. cit., s. 214.

W. Knysz: Sazrża Kulczyka. „Gazeta Wyborcza” 2004, nr 264, s. 1.

Ch. Perelman, L. Olbrecht-Tyteca: Op. cit., s. 365..

M. Tullius Cicero: Mowa za T. Anniuszem Milonem. W: Idem: Mowy Marka Tulliusza Cycerona. Przeł. E. Rykaczewski. T. 3. Poznań 1871, s. 248.

M. de Mintaigne: Próby.Przeł. T. Żeleński Boy, wstęp Z.Gierczyński. Warszawa 1985, s. 92-93. Ta sama zasada ma przekonać adresatkę barokowego komplementu w wierszu D. Naborowskiego: „Złota w chacie ubogiej szukać nie potrzeba,/Ledwo dają żęlazo rozgniewane nieba. /Lecz jeśli i garść wody na ołtarz bogowie/ Za wdzięczne przyjmowali, a ty pogotowie/ Nie pogardzisz pokłonu, pani, ubogiego,/Z którym teraz oddaję do progu twojego/ Wieniec... (D. Naborowski: Na imieniny Anny. W: Op. cit., s. 9).

Diariusz sejmu warszawskiego anno 1548 po śmierci Zygmunta Starego, króla polskiego. [Zygmun August: Odpowiedź króla 1548 r.]. W: J. U. Niemcewicz: Zbiór pamiętników historycznych o dawnej Polszcze.T. 1, Warszawa 1822, s. 54-55.

Erazm z Rotterdami: Młodzieniec i ulicznica.W: Rozmowy..., s. 118.

Przykład z Ewangelii św. Łukasza 12, 22-28 analizowała E. Buszewicz (Op. cit., s. 23-24), podobieństwo do jaskółek przywoływane przez Leibniza przedstawiają Ch. Perelman i L. Olbrecht-Tyteca (op. cit., s. 339).

S. Grabowiecki: Rymy duchowne.Wyd. K. Mrowcewicz. Warszawa 1996, s. 28.

L. Stomma: Pasztet z Ludwika. „Polityka” 2004 nr 47, s. 115.

M. de Montaigne: Apologia Rajmunda Sebond.W: Próby..., s. 139.

E. Buszewicz analizuje przykłady,w których „topika quanto magis pozostaje jak gdyby w domyśle, stanowiąc część efektownej amplofokacji opartej na wnioskowaniu.” (Op. cit., s. 28-29.)

T. Tasso: Op. cit., s. 37.

Erazm z Rotterdamu: Pochwała głupoty..., s. 142-143.

M. K. Sarbiewski: Dzieciątko Jezus bardzo upragnione. W: Idem: Epigrammatum liber. Księga epigramatów. Wyd. i przekł. M. Piskała i D. Sutkowska. Warszawa 2003, s. 111.

Eraz z Rotterdamu: Pochwała głupoty..., s. 153.

A. Frycz Modrzewski: Łaski, czyli pierwsza mowa o karze za mężobójstwo. W: Idem: Dzieła wszystkie. Red. K. Górski. T. 2, Warszawa 1954, s. 51-52.

Ł. Opaliński: Obrona Polski. W: Idem: Wybór pism.Oprac. S. Grzeszczuk, Wrocław 1959, BN I 172, s. 190.

Jak pokazuje E. Buszewicz na prztykładzie z Metamorfoz Owidiusza zmienność taka objawia się nawet na poziomie mody i kanonów kobiecej urody. (Op. cit., s. 30).

M. Tullius Cicero: Mowa za T. Anniuszem Milonem..., s. 276.

Arystoteles: Op. cit., s. 198.

14



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
prezentacja Filozofia7 Fil nowozyt a
KIERUNKI FILOZOFICZNE
4 G é wne kierunki pyta ä filozoficznych
Wprowadzenie do filozofii
Filozofia polityki 3
Antropologia Filozoficzna wykład I
prezentacja Filozofia9 Fil nowozyt c
Filozofia5 Arystoteles
7 Filozofia chrześciajnska
Filozofia W10 Etyka Zagadnienie norm lepsza wersja2 0bezKanta
Filozofia Cwiczenia
Filozofia 4bb
filozofia + redniowieczna wsb
Medycyna Paliatywna [forum] Organizacja i filozofia postÄtpowania w opiece paliatywnej
9 pdfsam Raanan Gillon Etyka lekarska Problemy filozoficzne
Filozofia zdrowia docx
Heydel filozofia Forda II
Bierdiajew i filozofia krytyczna

więcej podobnych podstron