Precz szatanie, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo


Precz szatanie

0x01 graphic


0x01 graphic

0x01 graphic

Kościół powołuje egzorcystów. Złe moce atakują Polaków

0x01 graphic

Kościół katolicki zwiększa w Polsce liczbę egzorcystów. Czy oznacza to, że coraz więcej rodaków dręczonych jest przez szatana, a może Zło stało się bardziej odporne na modlitwy duchownych? Medycyna nie wyklucza, że człowiek bywa opętany. Ale nie umie temu zaradzić.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
RAFAŁ JABŁOŃSKI0x01 graphic

0x01 graphic
2003-05-060x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Przed dekadą działało u nas tylko kilku egzorcystów duchownych. Teraz 38 z 40 diecezji Kościoła katolickiego ma takich kapłanów. W niektórych diecezjach działa ich po kilku; w Polsce jest już pół setki księży mogących odprawiać egzorcyzmy.

- W okresie II Soboru Watykańskiego, poza wyjątkami, nie było wyznaczonych egzorcystów - mówi ojciec Adam Schulz, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski. - Kiedy zgłaszający się do diecezji miał problemy i kiedy sprawa mogła dotyczyć złego ducha, biskup każdorazowo wyznaczał konkretnego księdza. Teraz to się zmieniło.

0x01 graphic

Historia egzorcyzmów

Do roku 1614 nie istniał ustalony porządek odprawiania egzorcyzmów. Jedynie bulla papieża Innocentego I z roku 416 stwierdzała, że można je sprawować za zgodą biskupa.

W tym czasie Kościół bizantyjski nie formalizował tego, a działalność kapłanów w tej materii uzależniona była jedynie od charyzmy ich samych. Ponieważ w Kościele zachodnim pojawiały się różne szkoły egzorcystyczne, i sporo było też szarlatanów, wydano w roku 1614 tzw. Rytuał Rzymski, formalizujący egzorcyzmowanie. Był on wielokrotnie modyfikowany, gdyż uwzględniano osiągnięcia psychologii oraz psychiatrii. 21 stycznia 1999 roku wydano kolejną instrukcję dla egzorcystów. Obowiązuje do dziś.

0x01 graphic

Królestwo złych mocy?

Liczba szatańskich opętań w Polsce nie jest znana. Wiadomo jednak, że wierni (a ponad 90 procent rodaków jest ochrzczonych) mają duże problemy ze złymi mocami. I dlatego Kościół zwiększa liczbę osób, które starają się im pomóc.

- W ostatnich latach do księży marianów zaczęło się zgłaszać coraz więcej osób potrzebujących pomocy - poinformował ksiądz Edmund Szaniawski z Lichenia. - Dlatego skierowano specjalne pismo do księdza biskupa z prośbą o mianowanie w sanktuarium księdza egzorcysty.

Podobnie jest w Warszawie.

- Od trzech lat jestem egzorcystą - powiedział nam ksiądz prałat Jan Szymborski. - Nie wiem, czy w całej Polsce liczba osób potrzebujących odprawiania egzorcyzmów wzrosła, ale ona zwiększyła się u mnie, bo ludzie wiedzą już, że służę pomocą, i przychodzą.

Według księdza Szymborskiego, opętaniem można nazwać najwyższy stopień wejścia szatana w działania człowieka. Istnieją też stopnie niższe, które są ogromnymi udręczeniami. Fizyczne udręczenia to różne stany pseudochorobowe; choroby nie ma, co stwierdzają lekarze, a są takie wrażenia i objawy.

- Gorsze od nich są udręczenia psychiczne - dodaje ksiądz prałat.

- I tych jest najwięcej. Te stany doprowadzają ludzi do chorób umysłowych. Z kolei udręczenia duchowe to utrata sensu życia, utrata miłości, nawet nienawiść do siebie samego. Ludzie się niszczą, a wyraża się to w alkoholu, narkotykach i kaleczeniu ciała. I pragną własnej śmierci.

Apage satanas

Księża nie chcą opowiadać o szczegółach egzorcyzmów. Wspominają jedynie o konwulsjach i rzucaniu się opętanych na widok krzyża. O krzykach, przekleństwach, ponadludzkiej sile, niezwykłych zachowaniach…

- Diabeł robi wszystko, by uwolnić się od egzorcystów, chcących go przepędzić - mówi ksiądz biskup Stefan Cichy.

Powszechna, i niestety bardzo wypaczona, wiedza o egzorcyzmach opiera się na słynnym amerykańskim filmie, w którym co jakiś czas pojawiał się diabeł, jako wielki facet z rogami i kopytami. Kapłan biegał po kadrze, machając krzyżem i ponosząc klęskę za klęską; szatan był silniejszy i bardziej fotogeniczny. "Egzorcysta" ośmieszył pojęcie Zła, przy okazji wprowadzając kompletne zamieszanie w kwestiach religii.

Dziś wielu ludzi myli modlitwę z egzorcyzmami.

- Ta pierwsza to zwracanie się do Boga - podpowiada prałat Szymborski. - A egzorcyzmy to dawanie rozkazów szatanowi. Nie wolno wchodzić w dialog z szatanem; na własną rękę nie wolno odprawiać egzorcyzmów, bo to się źle kończy.

Kościół katolicki nie uznaje widowiskowości egzorcyzmów. Istnieje zakaz nagrywania ich i filmowania. Bardzo ograniczony jest też krąg osób, obecnych w ich trakcie.

- Egzorcyzm to uroczysty obrzęd liturgiczny Kościoła - dodaje biskup Cichy. - Nigdy nie odprawia się go publicznie.

Osoba opętana przez szatana nie jest wbrew woli przywiązywana do łoża czy też bita. Nikt nie oblewa jej wiadrami wody święconej i nie kładzie na niej krzyży. Nie ma też zapachu siarki, błyskawic, dymu i rogów.

Magia rodzi demony

Zdaniem biskupa Cichego, pierwszym zadaniem egzorcysty jest zbadanie, czy ma do czynienia z opętaniem, czy też ze zwykłą chorobą psychiczną. Pomocne w tym są różne instrukcje Kościoła.

Egzorcyzmy odprawiać można tylko wobec osób, które zostały ochrzczone. Zresztą, według duchownych, nie było przypadku zwrócenia się ateisty do kapłanów z prośbą o pomoc. Taka osoba musiałaby wpierw ochrzcić się.

Kto jest opętany? Człowiek, który: mówi lub rozumie nieznaną sobie mowę, posiada wiedzę o sprawach odległych lub skrytych, ma wielką siłę fizyczną, nieprzystającą do wieku, a czasami lewituje. Ludzie opętani wykazują nienawiść do przedmiotów kultu religijnego, do modlitw...

Jak przebiega egzorcyzm

Rytuał nie może przypominać widowiska. Nie może być kojarzony z czynnością magiczną lub zabobonną. Zaleca się uważać na to, by przy egzorcyzmowaniu kobiet umysłem egzorcysty nie zawładnęły seksualne myśli.

Po pokropieniu opętanego wodą święconą, odprawiane są modły i odczytywane psalmy. Po tych czynnościach kapłan czyni nad egzorcyzmowanym znak krzyża i pokazuje mu krucyfiks. Następnie wypowiada się formuły nakazującemu Złemu, by opuścił ciało opętanego. Według słynnego egzorcysty, ojca Gabriela Amortha, w wielu przypadkach egzorcyzmy mogą trwać nawet kilka dni. A czasami i lat. Zły duch skrywa się, aby powrócić. Niezliczone są jego fortele, by oszukać ludzi.

0x01 graphic

0x01 graphic

A skąd to wszystko się bierze?

- Pojawienie się sekt, kościoła szatana i eksperymentów parapsychologicznych stworzyło nową rzeczywistość - uważa ojciec Adam Schulz, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski.

- Poprzez kontakt z satanizmem, spirytyzmem, magią, bioenergoterapią i wróżbiarstwem ludzie ulegają złym mocom. Magia sprowadza demony - uważa ksiądz Edmund Szaniawski z licheńskiego sanktuarium.

Podobnego zdania jest egzorcysta ksiądz Andrzej Grefkowicz. Według niego, ludzie zawierają pakt z diabłem, by posiąść moc leczenia lub móc przepowiadać przyszłość.

- Jedną z przyczyn jest też formalne zwracanie się do szatana - dodaje ksiądz prałat Jan Szymborski.

- Wśród młodzieży są ruchy satanistyczne. Odwołują się do diabła jako przeciwwagi dla chrześcijaństwa. Malują już nawet gryzmoły na murach. Nie są to czyste myśli i szlachetne.

Zdaniem kapłanów katolickich, z którymi rozmawialiśmy, powodem zwiększania się liczby udręczeń i opętań nie są - wbrew pozorom - pogarszające się warunki bytowe społeczeństwa czy problemy z pracą.

Kłopoty w sferze duchowej to nie wizyta u lekarza. Jeśli ktoś wierzący zaczyna podejrzewać, że coś złego dzieje się z nim, lub w jego rodzinie, powinien udać się do swej parafii. Księża wiedzą, kto w diecezji jest egzorcystą i powiedzą, co dalej robić.

Czerwone oczy

Mało kto chce opowiedzieć o swych doświadczeniach z szatanem. Egzorcyzmowani często boją się, że kiedy zaczną to publicznie wspominać, Zło wróci do nich. Czasem boją się ośmieszenia. Jedynie rodziny przebąkują co nieco na ten temat.

Alina Kowalska miała problemy z synkiem.

- W nocy miał czerwony poblask oczu, był agresywny, zaczynał się czegoś bać, jakby znajdował się w letargu. 2,5-letnie dziecko miało taką siłę, że ja, ważąca 80 kilogramów, nie dawałam sobie z nim rady. Miotał się, rzucał, dopóty walczył, dopóki mnie nie pobił. Chyba założył sobie, że musiał mnie podczas każdego ataku uderzyć. I to z potężną, niedziecięcą siłą - opowiada Alina. Wychowała troje dzieci, ale czegoś takiego nie widziała. Początkowo rzucał w rodziców rzeczami, a potem uspokajał się. Starsze rodzeństwo bało się go.

- Wiem, że to nie było zachowanie psychosomatyczne. Znalazłam księdza egzorcystę. Pomógł za pierwszym razem - jak ręką odjął - dodaje Alina.

Według Aliny Kowalskiej, czasami małemu wraca dziwne zachowanie. Nie jest jednak tak agresywny, jak dawniej. Wtedy rodzina staje nad nim i modli się. Objawy dość szybko ustępują.

Janina J. podczas eksperymentów z wywoływaniem duchów poczuła na ciele zimno. Potem nocami przychodziło do niej "coś" i zaczynała trząść się ze strachu. Słyszała jakieś głosy. Dwa razy rodzina widziała pianę na jej ustach.

- Janka nie jest zabobonną osobą. Była trzeźwą realistką; skończyła dwa fakultety na Uniwersytecie Warszawskim - mówi jej matka. - W końcu jako ludzie wierzący zwróciliśmy się do księdza. Wspólnie modliliśmy się. Pomogło.

Przeganiacze duchów

Kościół katolicki nie uznaje jakichkolwiek ingerencji osób świeckich w egzorcyzmy.

- A szkoda - mówi ezoterysta, Jacek C. - Wiele spraw można wyjaśnić za pomocą wiedzy niekonwencjonalnej. Przed wojną teozof - specjalista od spraw tajemnych - Rudolf Steiner uważał, iż po śmierci człowieka pozostają po nim: ciało eteryczne, ciało astralne, dusza i duch. Niektóre z tych bytów mogą przyplątać się i opanować ludzi żywych. To by wiele tłumaczyło.

Według Zofii Telesińskiej, prezes Towarzystwa Psychotronicznego, wiele rodzin, szczególnie niewierzących, nie ma ochoty na rozmowy z Kościołem. Chcą kontaktu z egzorcystą świeckim. A poza tym te rodziny wolą, żeby chory był opętany przez ducha niż chory psychicznie. To kwestia wstydu.

- Często nie jest to opętanie przez ducha, ale zakłócenia w sferze niematerialnej, np. aury - uważa Zofia Telesińska. - Bywa to efektem dziwnych praktyk lub pozostałości po zażywaniu narkotyków. Sataniści również mogą zdefektować sobie osobowość.

- Inne wyznania też mają swych przeganiaczy duchów. W niechrześcijańskich religiach istnieją takie praktyki. W zasadzie wszyscy dopuszczają możliwość opętania przez byty niematerialne - dodaje pani prezes.

Zofia Telesińska ostrzega jednak przed nieudacznymi praktykami parapsychologicznymi. Czasem oszuści, którym nie wychodzi pomaganie chorym, podszywają się pod egzorcystów. - Opowiadają, że widzą wiele duchów wokół chorego i odpędzą je. Za pieniądze.

Zdaniem docenta dra Bogdana de Barbaro z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, zjawisko egzorcyzmów nie nadaje się do jednoznacznej oceny. - Inaczej patrzy na to psychiatra, inaczej teolog, ktoś z psychotroniki, inaczej etnograf. To zjawisko ma wiele aspektów. Nie naszą sprawą rozstrzygać, które spojrzenie jest słuszne.

Trans i opętanie

Wbrew potocznej opinii, konwencjonalna medycyna nie odwraca się od kwestii opętania przez duchy. W "Klasyfikacji zaburzeń psychicznych" znajduje się pojęcie opętania:

"Są to zaburzenia, w których występuje przejściowa utrata zarówno poczucia własnej tożsamości jak i pełnej orientacji w otoczeniu. W niektórych przypadkach osoba działa tak, jakby była owładnięta przez inną osobowość, ducha, bóstwo czy siłę (...). Należy tu zaliczyć tylko te stany transu, które są niezależne od woli i niechciane. Przeszkadzają w codziennym życiu, występują lub utrzymują się przez dłuższy czas...".

Medycyna jednak nie wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje i nie bardzo wie też, jak przeciwdziałać.

Lekarz psychiatra Alicja Goc-Staniszewska opowiada o przypadku pacjenta, który w szpitalach oceniony został jako schizofrenik. Dostawał leki podawane przy schizofrenii, ale czasami reagował na nie jak zdrowy człowiek.

- Tymczasem ciągle słyszał głosy, w różnych porach dnia i różnych miejscach. Opowiadał o swych doznaniach, tak jakby uczestniczył w filmie. Mówił o tym z dystansem; twierdził, że żyje w dwóch światach. Raz czuł się owładnięty duchami, raz nie. Miał omamy słuchowe, ale nie miał urojeń, nie miał zaburzeń myślenia ani charakterystycznej dla schizofrenii płytkości emocjonalnej.

Wszystko zaczęło się od momentu, gdy człowiek ten przed trzema laty poszedł na parapsychologiczny kurs "Otwierania trzeciego oka".

- Jest jedna rzecz, dla mnie zadziwiająca, a od ponad trzydziestu lat jestem psychiatrą - dodaje doktor Goc. - Kiedyś przyszedł z nasileniem omamów. Dałam mu klasyczny lek stosowany w takich przypadkach. Tymczasem zamiast osłabić doznania, ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu, zwiększył. Część z objawów jego choroby, charakterystyczna dla schizofrenii, dałaby się podciągnąć pod kryteria definicji opętania.

Ciekawy przypadek zdarzył się przed kilkoma laty na warszawskim Żoliborzu. Dorosła kobieta, mająca niezwykle wyczulony słuch, słyszała nocą głosy i szumy; nic, tylko duchy. Eksperci stwierdzili, że była to... wojskowa transmisja cyfrowa.

Nie jest tajemnicą, że żyjemy w coraz większym szumie radiowym (mnogości nadajników). Być może część co wrażliwszych osób, słysząc różne dziwne głosy, po prostu odbiera normalne "ludzkie" sygnały elektromagnetyczne.

Mieszkanka Żoliborza słyszała jednak "duchy" tylko w jednym miejscu, i tylko nocą, gdy na ulicy było cicho. Ludzie, którym starają się pomóc egzorcyści, słyszą głosy w wielu miejscach i w różnym czasie. Co więc słyszą?

Kulisy nr 18/2003

0x01 graphic

Miłość demona

0x01 graphic


0x01 graphic

0x01 graphic

Synami szatana w dosłownym tego słowa znaczeniu mieli być między innymi: Aleksander Wielki, Cezar, filozof Platon, wódz Hunów Attyla, a nawet twórca reformacji Marcin Luter

0x01 graphic

Od najdawniejszych czasów ludzie wierzyli w możliwość współżycia seksualnego z istotami nadprzyrodzonymi. W starożytnej Mezopotamii istniała specjalna grupa kapłanek - "małżonek" poszczególnych bogów, mających oddawać im się w świątyniach. Upodobanie do miłosnych przygód ze śmiertelniczkami przejawiali bogowie antycznej Grecji z Zeusem na czele. Tak samo było w wierzeniach ludów germańskich.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
ADAM KRAWIEC0x01 graphic

0x01 graphic
2002-12-190x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Potomkiem ludzkiej kobiety i morskiego boga lub demona miał być na przykład Meroweusz, założyciel rządzącej w państwie Franków dynastii Merowingów. W średniowieczu i później wierzono natomiast w inkuby i sukuby - demony molestujące ludzi seksualnie. Wyraz inkub, po łacinie incubus, pochodził od czasownika incubare, czyli "leżeć na czymś" i oznaczał demona, który pod postacią mężczyzny współżył z kobietą. Z kolei nazwa sukuba, po łacinie succubus, pochodziła od "succubare" - "leżeć pod czymś". Jego głównym zajęciem było uwodzenie mężczyzn pod postacią pięknej kobiety. Jako teologiczne uzasadnienie wiary w inkuby służył dość zagadkowy fragment biblijnej Księgi Rodzaju. Mowa jest w nim o "synach Bożych", którzy zbliżali się do córek ludzkich, a te

płodziły im synów-gigantów

Średniowieczne poglądy na temat inkubów i sukubów ukształtował święty Augustyn z Hippony (IV-V wiek), który potwierdził istnienie bezcielesnych istot, współżyjących seksualnie z ludźmi. Uznał, że są te same istoty, które Grecy i Rzymianie uważali za bóstwa leśne, a Gallowie za demony zwane druzjami - czyli chrześcijańskie diabły. Na koniec wymigał się jednak od jednoznacznej odpowiedzi na temat realności współżycia z inkubami, pozostawiając pole do późniejszych rozważań. Augustynowe rozważania na temat inkubów utrwaliły się w zachodnioeuropejskiej tradycji za sprawą świętego Izydora z Sewilli, który powtórzył je w nieco skróconej wersji w swoich "Etymologiach" - dziele, pełniącym w średniowieczu rolę popularnej encyklopedii.

Co ciekawe, Kościół długo bronił się przed uznaniem ludowej wiary w możliwość realnego współżycia człowieka z demonem. Aż do jedenastego wieku oficjalne stanowisko głosiło, że jest to tylko złudzenie wywołane przez diabła, który

we śnie przybiera postać inkuba

lub sukuba i wodzi na pokuszenie chrześcijan. Warto zauważyć, że wczesnośredniowieczny zachodni Kościół podchodził bardzo racjonalistycznie do wielu rzeczy i odrzucał też na przykład wiarę w czary, możliwość zamiany człowieka w zwierzę itp. Co nie zmieniało faktu, że wielu ludzi, również duchownych, po cichu we wszystko to głęboko wierzyło. Przejawem tej wiary było przypisywanie demonicznego pochodzenia różnym postaciom historycznym i legendarnym, o dziwo, nie tylko ocenianym negatywnie. Synami diabła w dosłownym tego słowa znaczeniu mieli być między innymi: Aleksander Wielki, Cezar, filozof Platon, rzymski wódz Scypion Afrykański, założyciele Rzymu Romulus i Remus, wódz Hunów Attyla, czarownik Merlin, a w XVI wieku twórca reformacji Marcin Luter. Wnukiem diabła miał być natomiast władca Anglii Wilhelm Zdobywca. Diabelskie pochodzenie przypisywano też, nie wiadomo czemu, wszystkim (!) mieszkańcom Cypru. Wierzono też, że Antychryst ma się narodzić ze związku Żydówki z inkubem. Od XII wieku wiara w realnie istniejące i

współżyjące z ludźmi inkuby

i sukuby zaczęła się rozpowszechniać i została w końcu zaakceptowana przez Kościół. Podobnie, jak w teologicznych rozważaniach św. Augustyna, w opowiadaniach średniowiecznych kronikarzy na temat nadprzyrodzonych kochanek i kochanków mieszały się elementy uczonej tradycji i ludowych wierzeń. Współżyć z ludźmi mogły w nich nie tylko demony, ale też wróżki lub karły (te ostatnie nie w znaczeniu ludzi bardzo niskiego wzrostu, ale odrębnego gatunku, odpowiednika krasnoludów z literatury fantasy). Szereg takich historii spisał na przykład XII-wieczny angielski pisarz Walter Map. Bohaterem jednej z nich jest niejaki Henno (Hamo) Zębaty, normandzki baron żyjący w XI wieku. Pewnego razu spotkał on w lesie nad brzegiem morza piękną samotną dziewczynę. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Zaproponował dziewczynie, że zaopiekuje się nią, dopóki nie wróci statek, którym rzekomo przypłynęła. "Wprowadził [więc ją] do swego domu i związał się z tą szlachetną zarazą (!!!) węzłem małżeńskim... i doczekał się z nią pięknego potomstwa." Żona Henna była na pozór wzorem pobożnej kobiety. Często bywała w kościele i opiekowała się ubogimi. W pewnym momencie matka barona zauważyła jednak dziwną rzecz:

synowa unikała wody święconej

i zawsze pod jakimś pretekstem znikała z kościoła tuż przed Podniesieniem. Postanowiła ją śledzić i odkryła, że w ukryciu przemienia się ona na chwilę w smoka, a potem wraca do zwykłej postaci. Powiedziała o tym synowi, a ten posłał zaraz po księdza. Ksiądz pokropił znienacka żonę Henna i jej służącą wodą święconą, a wtedy obie ze strasznym rykiem wzbiły się w niebo, przebijając dach budynku i odleciały w nieznane.

Inny jedenastowieczny anglo-normański możny, Eadryk zwany Dzikim, zgubił pewnego razu drogę, wracając nocą z polowania i trafił przypadkiem do budynku na skraju lasu. Spotkał w nim grupę tańczących pięknych kobiet. Zafascynowany najpiękniejszą z nich wpadł do budynku i porwał ją ze sobą. "Przez trzy dni i noce używał jej do woli, a ona cicho

zgadzała się na zaspokojenie jego żądzy

Czwartego dnia przemówiła do niego: "Witaj najdroższy! Będziesz cieszyć się zdrowiem i powodzeniem w sprawach ciała i wszelkich działaniach, dopóki nie wspomnisz o moich siostrach, od których mnie porwałeś, albo o lesie lub czymkolwiek związanym z miejscem mego pochodzenia. Od tego dnia opuści cię wszelkie szczęście...'" Eadryk ślubował jej wierność i miłość. Odbył się huczny ślub i para żyła szczęśliwie wiele lat. Żona Eadryka zrobiła dzięki swej niezwykłej urodzie karierę na dworze króla Wilhelma Zdobywcy i urodziła mężowi syna, "mężczyznę wielkiej świętości i mądrości". W końcu jednak szczęście się skończyło. Eadryk wrócił kiedyś późno do domu i nie zastał małżonki. "Twoje siostry zatrzymały cię tak długo?" - rzucił niezadowolony, kiedy w końcu się pojawiła. Pytanie zawisło w powietrzu, bo zgodnie z zapowiedzią żona w tej samej chwili zniknęła i wszelki ślad po niej zaginął. Resztę życia Eadryk spędził w smutku na jej bezskutecznym poszukiwaniu.

Sporą kolekcję relacji o inkubach i sukubach zebrał w swoim "Dialogu o cudach" żyjący w XIII wieku Cezary z Heisterbach. Pisał on na przykład o kobiecie z okolic Nantes we Francji, która przez sześć lat była niemal co noc odwiedzana przez inkuba. W postaci pięknego rycerza, ten

lubieżny duch pojawiał się w jej łożu

mimo, że obok leżał jej mąż. Siódmego roku kobieta, przejęta strachem, udała się po pomoc do św. Bernarda z Clairvaux. Ten udzielił jej rozgrzeszenia, ale demon, choć już nie mógł molestować seksualnie, dokuczał jej słowami. Wobec tego Bernard "w najbliższą niedzielę, w asyście dwóch biskupów, przy zapalonych świecach, w obecności wszystkich zgromadzonych w kościele wiernych wyklął rozpustnego ducha i mocą Chrystusa zakazał mu dostępu do tej i innych kobiet." Od tej pory kobieta była już całkowicie uwolniona od wpływu złego ducha. Początkowo współżycie z inkubem uważano za akt wymuszony, podobny do opętania. W późnym średniowieczu pojawił się w niej nowy element. Od XIII wieku pojawiła się idea, że kontakt z inkubem może być dobrowolnym zaspokojeniem grzesznych żądz. Stąd już prosta droga prowadziła do uznania stosunku seksualnego z inkubem za

wynik dobrowolnego paktu z diabłem

A że pakt z diabłem podpisywały w myśl ówczesnych wyobrażeń głównie czarownice, nic dziwnego, że od XVI wieku skojarzenie "czarownica = kochanka diabła" stało się wręcz stereotypem.

Piętnastowieczną wiedzę na temat inkubów zestawili w osławionym "Młocie na czarownice" niemieccy inkwizytorzy Jakub Sprenger i Henryk Institoris. Wyróżnili oni trzy grupy osób, współżyjących z inkubami. Pierwszą były dobrowolnie oddające się diabłu czarownice. Drugą grupę stanowiły osoby, zmuszone do stosunku wbrew ich woli przez czarownice, trzecią zaś "tradycyjne" ofiary molestowania przez inkuby. Jak widać, rola czarownic w całym tym procederze była dla Sprengera i Institorisa niemal tak samo ważna, jak samego diabła. Sam inkub ich zdaniem składa się z zagęszczonego w szczególny sposób powietrza.

Obaj inkwizytorzy szczegółowo, z perwersyjnym wręcz upodobaniem do szczegółów

opisali procedurę zapładniania czarownicy

przez diabła. Panowała opinia, że demon "sam z siebie" nie może się rozmnażać. Zły duch pojawiał się więc najpierw w postaci sukuba w łożu jakiegoś mężczyzny, w trakcie stosunku pobierał od niego spermę, a następnie jako inkub przekazywał ją czarownicy. Niestety, zarówno autorzy "Młota" jak i inni teolodzy zajmujący się tym tematem nie wyjaśnili, gdzie bezcielesny przecież demon przechowuje nasienie w tzw. międzyczasie. Czasem jednak inkub rezygnował w ogóle ze zdobywania męskiego nasienia. Działo się tak, kiedy czarownica była bezpłodna, ponieważ "demon w swoich czynach, na ile może, unika rzeczy zbytecznych".

Według autorów "Młota" inkub bywał szczególnie aktywny w czasie świąt kościelnych, zwłaszcza Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Zielonych Świątek, a to dlatego, aby jeszcze bardziej robić na złość Bogu i powodować większy grzech nawiedzanej kobiety. Do tego dochodził wzgląd praktyczny: świętujące kobiety były zdaniem autorów bardziej podatne na pokusy. Z kolei w kwestii miejsca

demon nie był wybredny

mógł uprawiać swój proceder prawie wszędzie. Jedynym wyjątkiem były kościoły, do których diabeł nie miał prawa wstępu.

Inkub lub sukub był, zdaniem inkwizytorów, zawsze widoczny dla partnera, natomiast mógł stawać się niewidzialny dla otoczenia: "Często widziano czarownice leżące w polu lub w lesie na plecach, z odkrytymi częściami wstydliwymi, poruszające ramionami i biodrami jak w trakcie robienia tej sprośności, podczas gdy inkuby działały niewidoczne dla obecnych w pobliżu. Na koniec tego aktu mógł się unieść nad czarownicą czarny obłoczek wielkości mężczyzny, ale to tylko bardzo rzadko".

Wiara w inkuby i sukuby zaczęła w uczonych kręgach słabnąć dopiero pod koniec siedemnastego wieku. Wtedy też pojawiły się pierwsze próby racjonalnego wyjaśnienia tego zjawiska, którego przyczyny widziano w chorobliwie rozbudzonej fantazji "osób żeńskich", które "robią ze snu całkiem prawdziwy stosunek. W dniach dzisiejszych nie wierzy się im więcej, więc też komedyi o Incubach i Succubach już nie odgrywają", jak pisał Zedler, autor osiemnastowiecznego leksykonu. Trzeba jednak zauważyć, że wbrew opinii reprezentującego Oświecenie autora, wiara w stosunki seksualne z istotami nie z tego świata nie wygasła. Mnóstwo takich wierzeń odnotowali w całej Europie dziewiętnasto- i dwudziestowieczni etnolodzy. A i dzisiaj tysiące ludzi w wysoko rozwiniętych krajach Europy i Ameryki jest przekonanych, że istoty takie współżyją seksualnie z ludźmi, tyle, że teraz nieziemscy kochankowie nie przybywają z piekła, ale na pokładzie UFO przylatują z kosmosu lub innego wymiaru.

Odkrywca 1/2002

0x01 graphic

Parapsychologiczne praktyki Adolfa Hitlera

0x01 graphic


0x01 graphic

0x01 graphic

"Hitler, gdy stoi na trybunie, wygląda na opętanego. Jest jakby medium nieświadomym tego, że nawiązało właśnie kontakt z wyższymi bytami"

0x01 graphic

Przed 70 laty, 30 stycznia 1933 roku, Adolf Hitler zaprzysiężony został na kanclerza Rzeszy Niemieckiej. Historycy wynajdowali dziesiątki przyczyn tej niewiarygodnej kariery, jednakże mało kto zwrócił uwagę na jej parapsychologiczne aspekty. A relacje świadków wydarzeń wskazują na praktykowanie przez Hitlera różnego rodzaju medytacji i autohipnozy.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
RAFAŁ JABŁOŃSKI0x01 graphic

0x01 graphic
2003-02-280x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Dlaczego tak mało o tym wiemy? Powodem jest z jednej strony materialistyczne podejście badaczy do problemu, z drugiej zaś kompletny brak wiedzy na ten temat, szczególnie w latach 40.-70. zeszłego wieku.

Uduchowiony włóczęga

Pierwsze relacje o dziwnej naturze Hitlera pochodzą od Augusta Kubicka, który w 1905 roku włóczył się razem z nim po ulicach Linzu, a potem Wiednia. Razu pewnego trafili na operę Wagnera - Rienzi. Kubicek był zdumiony jego reakcją, na poły szaloną. Po latach sądził, że odkrył wówczas u swego kolegi odmienny stan świadomości. "Był on w mocy jakiejś odurzającej ekstazy".

Hitler mnóstwo wówczas czytał, i jak wspomina inny jego znajomy, Walter Stein, spotkał księgarza Ernsta Pretzsche, zajmującego się okultyzmem. Dzięki niemu trafił do paramasońskiej sekty pisarza von Lista, a później zapoznał się z dokonaniami teozofa (specjalisty wiedzy tajemnej) Rudolfa Steinera.

Księgarz, jak podają mu współcześni, narkotyzował się, używając modnego wówczas peyotlu, wyciągu z kaktusa południowoamerykańskiego. Uważa się, że to on wprowadził Hitlera w świat narkotyków i nauczył go sztuki przepowiadania przyszłości, praktykowanej rzekomo przez Azteków.

Dzięki tym wszystkim ludziom Hitler uzyskał dostęp do różnych tajnych stowarzyszeń. Opowiadał o tym również Joseph Grenier, inny znajomy przyszłego führera, uważający, że orientował się on wówczas w wiedzy okultystycznej, interesował się filozofią hinduską i stanami świadomości, w jakie wprowadzali się jogini.

Po wojnie

Na froncie pierwszej wojny światowej, kapral Hitler został zatruty gazami bojowymi. Z praktyk medycznych lat ówczesnych wynikało, że wiele ofiar tej broni miało później zwichrowaną osobowość. Ich reakcje czasami odbiegały od normy. Czy taki był Hitler? Możemy tylko spekulować. Być może skutki gazowego ataku nałożyły się na jego nadwrażliwą naturę…

Po wojnie Hitler zetknął się w Niemczech z całą grupą dziwnych postaci. Był wśród nich, urodzony w Egipcie, Rudolf Hess, praktykujący m.in. jogę. Był też ekspilot Hermann Göring, należący do nordyckiego parapsychologicznego stowarzyszenia Szarotka, a także szalony zabijaka, kapitan Ernst Röhm, zajmujący się różnymi działaniami z pogranicza magii. Ludzie ci obracali się koło Stowarzyszenia Thule - ugrupowania parapsychologiczno-politycznego. Historycy uważali je za przybudówkę nacjonalistycznych partii, zupełnie nie rozumiejąc na poły mistycznej atmosfery lat powojennych w Niemczech. Na przykład biograf Hitlera, Alan Bullock, napisał w "Studium tyranii", iż Thule tylko pozornie interesowało się mitologią nordycką, a brało udział w konspiracjach politycznych.

Thule założyli generał Karl Haushofer - profesor uniwersytetu w Monachium i narkotyzujący się dziennikarz, specjalista od wywoływania duchów Dietrich Eckart. Po latach francuski pisarz i badacz epoki, Andre Brissaud, napisał, że to właśnie Eckart rozbudował w Hitlerze zdolności mediumiczne.

Jedną z głównych postaci w Thule był szarlatan Glasner, używający bezpodstawnie tytułu barona Sebottendorfa; człowiek ten znany jest głównie pod tym drugim nazwiskiem. Niezależni badacze domniemują, iż on to właśnie, wraz z generałem Haushoferem wprowadzili Hitlera, poprzez obrzędy magiczne, na drogę satanizmu.

Thule współpracowało z inną, berlińską grupą spirytystyczną o nazwie Vril, która czciła swastykę, jako symbol wiedzy i słońca.

Uważa się, że to ludzie z Thule stworzyli Niemiecką Partię Robotniczą, w której Hitler otrzymał legitymację numer 7. Niektórzy sądzą, iż było to celowe działanie, gdyż 7 to liczba kabalistyczna. Ale może to naciągana interpretacja.

Nowa twarz

W październiku 1919 roku Hitler zaczął przemawiać do ludzi. Ci, którzy znali go wcześniej, ze zdumieniem dostrzegali metamorfozę. Ze spokojnego człowieczka przekształcał się w szalonego mówcę, elektryzującego słuchaczy.

Mediumiczne przemiany Hitlera wzbudzały zdumienie u świadków. Otto Strasser, jeden z przywódców lewicowego skrzydła partii hitlerowskiej, nie był zwolennikiem führera. Mimo to z podziwem opisywał, jak spokojny, przeciętny człowiek przekształcał się w geniusza trybuny, by potem powracać do stanu poprzedniego. Niemal upadał na krzesło, zlany potem, patrząc nieprzytomnymi, szklanymi oczyma.

Świadkowie opisują, że podczas przemówień eksplodował nienawiścią, wykonywał zdumiewające, jakby nieskoordynowane gesty, po czym przechodził w stan sentymentalnego spokoju, by za chwilę kolejną eksplozją poprzeć następne swe słowa.

Znana w Niemczech wizjonerka Elżbieta Ebertin opisywała, że "Hitler, gdy stoi na trybunie, wygląda na opętanego. Jest jakby medium nieświadomym tego, że nawiązało właśnie kontakt z wyższymi bytami".

Francois Ribadeau-Dumas w książce "Hitler i magia" podaje, że generał Haushofer przebywał na początku stulecia przez kilka lat w Tybecie, gdzie podobno od samego Dalajlamy nabył umiejętności rozszczepiania jaźni. Na początku lat 20. przekazał je Adolfowi Hitlerowi.

Drugim nauczycielem Hitlera miał być Rudolf Hess, który podczas swych podróży do Egiptu, Tybetu, Indii oraz Japonii nabył umiejętność sterowania oddechem i głosem, a w konsekwencji oddziaływania na słuchaczy.

Tego, co działo się z führerem podczas jego publicznych wystąpień, w żaden sposób nie można tłumaczyć wpływem nauczycieli teatralnych. Nieśmiały w gruncie rzeczy człowiek jak Hitler, w wyniku treningu scenicznego przestałby być nieśmiały. A Hitler został. Jego podwójna osobowość bywa tłumaczona przez parapsychologów jako efekt ćwiczeń mediumicznych, a nie teatralnych.

Jan Chrzciciel

- Jestem Janem Chrzcicielem narodowego socjalizmu - powiedział pisarzowi Hansowi Grimmowi. - Przenikają mnie astralne fluidy - opowiadał Rudolfowi Hessowi. Wierzył w siebie i rósł. Był coraz większy. Co ciekawe, zaczął się pozbywać parapsychologicznych konkurentów. W 1923 roku przegonił z Berlina barona von Sebottendorfa, któremu wyszło to tylko na zdrowie. Bo w roku 1934 kazał zamordować kilku politycznych konkurentów, w tym Röhma. Wielu z nich zajmowało się praktykami parapsychologicznymi.

Po zdobyciu władzy wprowadził jako państwowy - swój symbol magiczny - swastykę i zmienił barwy narodowe na czerwień, biel oraz czerń. Dopiero po wojnie zauważono, iż były to liturgiczne barwy manichejczyków - religii dziś zapomnianej, a bardzo rozwiniętej w pierwszym tysiącleciu naszej ery. Ekscytowała się ona walką Zła z Dobrem.

O mediumicznych praktykach Hitlera wiedziano tylko tyle, że koło niego pojawił się w latach 30. bardzo modny wówczas mag Erick Hanussen. Po jakimś czasie okazało się, że był Żydem. Przepowiedział pożar Reichstagu, co przypłacił głową. Niektórzy sądzili, że dowiedział się o zamiarze podpalenia budynku od SA-manów, ale dziś uważa się, że rzeczywiście był zdolnym jasnowidzem.

W tym czasie zaczęto podziwiać zdolności Hitlera. Na przykład Himmler twierdził, iż może on podawać dokładne daty przyszłych wydarzeń.

Tuż przed wojną i podczas niej, Hitler zlecał wysyłanie ekspedycji pseudonaukowych do Tybetu, Egiptu a także na Antarktydę w poszukiwaniu mitycznej Atlantydy. Podczas wojny zaś esesman Otto Rahn przekopywał okolice zamku katarów we Francji, w Montsegur, by odnaleźć dokumenty i podobno - św. Graala.

Otoczenie Hitlera relacjonowało po latach, że przed podjęciem przez niego ważnych decyzji, jak choćby tej o remilitaryzacji Nadrenii czy zajęciu Austrii, zamykał się na parę godzin w swym gabinecie, za trzema parami drzwi. I nie pozwalał przeszkadzać pod żadnym pozorem. Można było tam tylko wejść w przypadku pożaru budynku. Prawdopodobnie Hitler wprowadzał się wówczas w stan rozszczepienia jaźni i miał wizje.

Praktyki parapsychologiczne były wówczas udziałem wielu nazistowskich bonzów. Podczas procesu o podpalenie Reichstagu, doskonale bronił się oskarżony o to bułgarski komunista Dymitrow. W jednym z pokoi budynku sądu przebywał wówczas Himmler ze swym otoczeniem i prowadził medytacje, mające na celu zmącenie umysłu Dymitrowa (autentyczne!).

Ku końcowi

Hitler fascynował otoczenie swą osobowością i był podziwiany przez niemal wszystkich. Jak się jednak sądzi, utracił zaufanie Towarzystwa Thule, którego kilku członków wymordowano w 1934 roku, podczas Nocy Długich Noży. Wiele przemawia za tym, że Thule nie tylko odstąpiło Hitlera, ale zaczęło działać parapsychologicznie i politycznie przeciw niemu. Od lata 1939 roku führerowi udawało się coraz mniej polityczno-militarnych posunięć.

Żadna postać XX wieku nie była tak wiele razy opisana, jak Adolf Hitler. Jednak nigdy dokładnie nie wyjaśniono, jak to było możliwe, by nieśmiały człowiek, bez pieniędzy i koneksji, porwał za sobą miliony i zmienił oblicze świata?

Kulisy nr 9/2003

0x01 graphic

W poszukiwaniu sensu

0x01 graphic


0x01 graphic

0x01 graphic

Wszechświat porównuje się niekiedy do komputera.

0x01 graphic

W komputerze znajdują się zaś, jak wiadomo, jakieś druty, półprzewodniki, elementy krzemowe - wszystko to, co składa się na jego hardware. Obiekty, które można zobaczyć na niebie i zmierzyć, to hardware wszechświata, materia, z której wszystko jest zrobione. Ale cała ta maszyneria nie miałaby sensu, nie funkcjonowałaby, gdyby nie było programu, software.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
MICHAŁ HELLER0x01 graphic

0x01 graphic
2002-10-080x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Galaktyki lubią występować w gromadach. Bliźniakiem naszej Galaktyki jest galaktyka w gwiazdozbiorze Andromeda, oddalona od nas o mniej więcej dwa miliony lat świetlnych. To galaktyka bliska, nasz sąsiad. Ma dwa satelity, mniejsze galaktyki. Nasza Galaktyka też ma dwa satelity - Wielki i Mały Obłok Magellana, które są widoczne tylko z południowej półkuli. Gdybyśmy mogli spojrzeć z pewnej odległości na naszą Galaktykę, Słońca trzeba by szukać gdzieś na jej obrzeżach. Jesteśmy ludźmi z przedmieść zagubionymi we wszechświecie. A znamy galaktyki, które są odległe o dziewięć-dziesięć miliardów lat świetlnych. Światło, dzięki któremu teraz je obserwujemy, opuściło je, gdy nie było jeszcze ani Słońca, ani Ziemi. Rodzi to w nas poczucie małości. I pytanie o sens. Często cytuje się książkę Pierwsze trzy minuty znanego fizyka, noblisty, Stevena Weinberga. Podsumowuje on swoją opowieść o historii kosmosu słowami: "Piszę te słowa w samolocie, na wysokości dziesięciu tysięcy metrów nad poziomem morza, w drodze z San Francisco do Bostonu. Ziemia wydaje się stąd spokojna i piękna - puszyste obłoki, śnieg różowiejący w zachodzącym słońcu, drogi ciągnące się od miasta do miasta. Bardzo trudno wyobrazić sobie, że wszystko to stanowi jedynie maleńki fragment przygniatająco wrogiego wszechświata. Jeszcze trudniej uwierzyć, że wszechświat ten powstał w tak niezwykłych warunkach i że czeka go zagłada w bezgranicznym zimnie lub potwornym żarze. Im bardziej jednak rozumiemy wszechświat, tym mniej widzimy dla siebie nadziei".

Aby zaistnieć

Z przytoczonego fragmentu wyłania się przygnębiający obraz. Ale ma on także odwrotną stronę. Nasze ciało to chemia organiczna, zależy więc od istnienia węgla. Jądro tego pierwiastka składa się z sześciu protonów i sześciu neutronów. Wiemy dzisiaj, że węgiel powstaje w wielkich skupiskach materii, w których nieustannie zachodzą wybuchy jądrowe - w gwiazdach. Dochodzi tam do syntezy węgla z lżejszych pierwiastków chemicznych. Bezpośrednim tworzywem, z którego powstaje węgiel, jest hel; stanowi on jeden z głównych budulców gwiazd. Jądro helu składa się z dwóch protonów i dwóch neutronów. Trzeba zatem, aby trzy jądra helu zderzyły się w gwieździe, aby z ich sześciu protonów i sześciu neutronów mogło powstać jądro węgla. Ale okazuje się, że ta reakcja w gwiazdach jest bardzo mało prawdopodobna, musi się bowiem spotkać aż trzech partnerów. Gdyby biologia zależała od tej reakcji, prawdopodobieństwo powstania życia byłoby znikome. Istnieje jednak inna możliwość: jeśli spotkają się dwa atomy helu, mogą wytworzyć pierwiastek, którego jądro składa się z czterech protonów i czterech neutronów - beryl. Jeśli beryl spotka się z kolei z jednym jądrem helu, będzie odpowiednia liczba protonów i neutronów, aby powstał węgiel. Taka reakcja jest bardziej prawdopodobna. Mamy jednak nową trudność: beryl jest pierwiastkiem niestabilnym. Powstaje i natychmiast się rozpada, zanim jeszcze zdąży wyłapać odpowiednie jądro helu.

Trzeba więc było pokonać sporo przeciwności, abyśmy mogli zaistnieć we wszechświecie. Skoro jednak jesteśmy, ta skomplikowana reakcja musiała jakoś zajść. Znany astrofizyk Fred Hoyle zauważył, że jeśli w jądrze węgla istnieje stan rezonansowy, którego energia jest dokładnie taka sama jak energia zderzenia berylu z helem, to beryl z dużym prawdopodobieństwem wyłapie hel i stworzą razem węgiel. Wyliczył on, że energia rezonansu powinna wynosić 7,7 megaelektrowoltów. Przewidywania Hoyle'a sprawdziły się: rezonans odkryto i, gdy zmierzono jego energię, okazało się, że wynosi ona 7,65 megaelektrowoltów. Nasze istnienie zawdzięczamy więc nieprawdopodobnemu zbiegowi okoliczności. Do reakcji nie doszłoby, gdyby ta energia była albo odrobinę mniejsza, albo odrobinę większa. Świat składałby się wówczas z wodoru i helu. Nie byłoby cięższych pierwiastków, a co za tym idzie - nas.

Czy rzeczywiście stanowimy jedynie nic nieznaczący szczegół w budowie wszechświata? A może jesteśmy kimś starannie wbudowanym w jego strukturę? Za tym, że jesteśmy nierozerwalnie związani z całością, przemawiają także inne racje. Wiadomo, że wszechświat rozszerza się w pewnym, ściśle określonym tempie. Gdyby było ono odrobinę wolniejsze, grawitacja ściągnęłaby materię, świat bardzo szybko by się zapadł, a gwiazdy i planety nie zdążyłyby powstać. Gdyby świat rozszerzał się troszeczkę szybciej, galaktyki też nie mogłyby powstać: szybka ekspansja wyprasowywałaby wszelkie nierówności i także nie byłoby szans na powstanie planet i gwiazd. Tylko przy tym tempie, w jakim wszechświat naprawdę się rozszerza, możliwe jest życie; z minimalnym marginesem błędu: wystarczyłoby na początku odchylenie prędkości ekspansji o nieprawdopodobnie mały ułamek (dziesięć do minus pięćdziesiątej siódmej) - i już by nas nie było. Naprawdę jesteśmy starannie wbudowani w strukturę wszechświata.

Software wszechświata

Wszechświat porównuje się niekiedy do komputera. W komputerze znajdują się zaś, jak wiadomo, jakieś druty, półprzewodniki, elementy krzemowe - wszystko to, co składa się na jego hardware. Obiekty, które można zobaczyć na niebie i zmierzyć, to hardware wszechświata, materia, z której wszystko jest zrobione. Ale cała ta maszyneria nie miałaby sensu, nie funkcjonowałaby, gdyby nie było programu, software. I tak przechodzimy do problemu sensu. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to ważny problem, ale nikt nie wie, czym naprawdę jest sens.

To dość paradoksalna sytuacja. Proponuję więc pewien zabieg. Słowo "sens" w języku polskim jest bliskie słowu "znaczenie". Mówi się o znaczeniu wyrazu albo o jego sensie. Język jest nośnikiem znaczeń i dzięki temu ma dla nas sens, z jego pomocą możemy się komunikować. Przyjmijmy, że mówiąc o wyrazach albo zdaniach, będziemy się posługiwać terminem "znaczenie", natomiast w odniesieniu do czegoś, co jest poza językiem, będziemy używać słowa "sens". Mogę na przykład mówić o sensie przedmiotu "stół". Dla mnie jest on czymś, przy czym mogę usiąść, zjeść śniadanie, napisać list. Dla kogoś, kto wychował się w dżungli i nigdy przy stole nie siedział, stół nie będzie miał takiego sensu.

Tym, czym jest znaczenie dla wyrazów, dla tworów pozajęzykowych pozostaje sens. Jeśli mówimy o sensie życia albo o sensie wszechświata, szukamy czegoś analogicznego do znaczenia wyrazu lub wypowiedzi. Sądzę, że takim znaczeniem dla obiektu, który nazywamy wszechświatem, jest odkrywany przez naukę jego software. Zilustruję mój abstrakcyjny wywód kilkoma prostymi przykładami. Jeśli w domowym komputerze chcemy dotrzeć do software na przykład edytora tekstu, którego używamy na co dzień, otwieramy odpowiedni plik i natychmiast ekran pokrywają rozmaite znaczki. To właśnie jest zapis software tego programu. Software'em wszechświata są równania. Spójrzmy na równania Einsteina, które napisał on w 1915 roku. Mają one dziwną własność: zawierają ogromną ilość informacji o wszechświecie - i to takich, o których Einstein nie mógł wówczas wiedzieć: o tym, że wszechświat się rozszerza, o czarnych dziurach, o falach grawitacyjnych, o pulsarach. Dopiero po latach rozwiązywano te równania, identyfikowano w nich jakieś dziwne struktury, a jeszcze później odnajdywano je na niebie. To przykład software wszechświata.

Jedną z takich struktur jest - jak wspomniałem - czarna dziura. Rozwiązanie, które ją opisuje, znalazł Karl Schwarzschild w 1916 roku. To jest oczywiście software. A co odpowiada mu w hardware? Kilka dni temu media doniosły, że odrestaurowano teleskop Hubble'a. Na wykonanym przez niego zdjęciu (jeszcze przed generalnym remontem) widać eliptyczną galaktykę o katalogowym numerze NGC 4261. W jej centrum znajduje się wielki dysk materii (o średnicy wynoszącej ok. 300 lat świetlnych), która wpada do leja. W leju prawdopodobnie ukrywa się czarna dziura, wsysająca materię, jaka znajduje się w jej pobliżu (a w centrum galaktyki materii jest zawsze dużo). Taką konfigurację nazywa się dyskiem akrecyjnym. To jest właśnie hardware odpowiadający rozwiązaniu Schwarzschilda.

Albo inny przykład. W 1927 roku znany kosmolog, Georges Lemaître, belgijski ksiądz, zauważył po raz pierwszy, że jedno z rozwiązań równań Einsteina, a więc znowu software, można porównać z tym, co widać na niebie - z hardware. Z równań daje się wyliczyć, że galaktyki uciekają od siebie, świat się rozszerza. W 1929 roku amerykański astronom Edwin Hubble (ten sam, którego imieniem nazwano orbitalny teleskop) sporządził wykres, na którym wyniki obserwacji układają się według prostej wskazującej, że galaktyki istotnie od siebie uciekają, i to dokładnie tak, jak przewidział Lemaître: im dalej znajduje się dana galaktyka, tym bardziej jej widmo przesunięte jest ku czerwieni, a więc tym szybciej ucieka. I tym razem hard-ware wszechświata funkcjonuje w ten sposób, jak to zostało zaprogramowane w jego software.

Krawiec-matematyk

Przyjrzyjmy się nieco dokładniej, jak we wszechświecie działa metoda hardware i software. Językiem wszechświata jest matematyka; jego software jest pisany językiem matematyki. Matematyka to nauka o bardzo pięknych, abstrakcyjnych strukturach. Liczenie, które laicy zwykle utożsamiają z matematyką, stanowi tylko pewien ich przejaw. Matematyczne morze struktur jest nieskończone. Ale niektóre z nich, wyjątkowe, tworzą software wszechświata. Praca fizyków teoretyków polega na tym, by wyławiać z morza struktur matematycznych te, które rzeczywiście - tak jak równania Einsteina - opisują świat. Potem oczywiście ich wybór musi zostać potwierdzony przez eksperymenty i obserwacje. Przypomina mi się opowieść Lema o szalonym krawcu, który szył ubrania nie na zamówienie, ale tak, jak mu się spodobało - na rozmaite istoty o kwadratowych lub kulistych kształtach albo posiadające dziesięć rąk i jedną nogę. Miał ogromny skład rozmaitych ubrań. Krawiec to matematyk, a ubrania to matematyczne struktury. Potem przychodzi klient - fizyk teoretyk - i szuka tych, które pasowałyby do świata. I okazuje się, że niektóre z tych zwariowanych ubrań doskonale do świata pasują. To trafne, choć dziwaczne, porównanie, ale rzeczywistość jest jeszcze bardziej dziwaczna: krawiec-matematyk szyje ubrania jak mu się podoba, a jego fantazja okazuje się jednym z dwóch głównych źródeł informacji o wszechświecie. Jednym z dwu - bo jednak potem ubrania trzeba przymierzyć, czyli wykonać jakieś doświadczenia.

Świat ma zatem dziwną własność, dzięki której można go badać matematycznie. Nie wiemy, na czym ta własność polega, ale wiemy, że jest i właśnie dlatego nauka staje się możliwa. Świat posiada tę własność tak samo, jak słowa mają swoje znaczenia, dzięki którym możemy porozumiewać się językiem. Dlatego fizycy teoretycy, którzy przestają na co dzień z software wszechświata, mają na ogół wielkie poczucie tajemnicy, świadomość czegoś, co ich przerasta, a w czym biorą udział.

Niezrozumiały cud

Łatwiej jednak mówić o sensie wszechświata, niż pytać o sens człowieka. Gdy tylko w obrębie myślenia pojawia się człowiek, natychmiast przychodzi na myśl problem cierpienia, śmierci i już nie tak łatwo uspokoić filozoficzne sumienie matematyką. Zauważmy przede wszystkim, że człowiek stanowi część wszechświata, ma udział w jego software. Jest - jak widzieliśmy - bardzo starannie wkomponowany w całość. Wróćmy jeszcze raz do problemu węgla i naszego zaistnienia. Węgiel - jak już wspominałem - powstaje w gwiazdach. Ich czas jest jednak ograniczony. Odpowiednio masywne gwiazdy kończą swoje życie wybuchem; gdy wypalą całe swoje paliwo jądrowe, ich równowaga zostaje naruszona i następuje eksplozja. Gwiazdy pierwszego pokolenia przepaliły już trochę helu i wodoru na rozmaite inne pierwiastki, wybuchły, zanieczyściły obłoki międzygwiazdowego pyłu. Później z tych obłoków powstały następne gwiazdy. Dopiero w trzecim lub czwartym pokoleniu gwiazd może powstać węgiel. Spójrzmy na swoją rękę - jest złożona z rozmaitych pierwiastków, wśród których znajduje się wiele atomów węgla. Każdy z nich przeszedł przez kilka gwiazd. Powstaliśmy z popiołów wszechświata.

Dlaczego świat daje się badać? Gdy zastanawiamy się nad tym pytaniem, ogarnia nas poczucie czci. Einstein bardzo silnie przeżywał tajemnicę tego, że świat jest badalny, że ma jakiś sens, jakiś swój software. Mawiał, że prawdziwie religijnymi ludźmi w naszych zmaterializowanych czasach są tylko uczeni. Oni czują sens wszechświata, wyznają "religię kosmiczną", choć sami nie zawsze zdają sobie z tego sprawę. Twierdził również, że sam pragnąłby tylko jednego - poznać "zamysł Boga" zawarty we Wszechświecie. Ale dlaczego świat jest poznawalny? - to, jak sądził, zawsze będzie dla nas niezrozumiałym cudem.

Pozostając w sferze naturalistycznej, w sferze czystej filozofii, trzeba by w tym momencie wykład zakończyć, bo nic więcej nie da się powiedzieć. Ale nigdzie nie jest powiedziane, że nie można wyjść poza tę perspektywę. W ostatniej części mego wystąpienia chciałbym spojrzeć na problem sensu oczami wiary, a więc w perspektywie teologicznej. Otóż świat postrzegany oczami wiary jest dziełem Boga. To On, stwarzając go, zrealizował swój rozumny zamysł. Nauka odcyfrowuje ten zamysł, fragment po fragmencie. I teraz powstaje pytanie, czy zamysł Boży musi być przykrojony na miarę naszych umysłów, czy jesteśmy go w stanie zrozumieć do końca. Dość ryzykownym przedsięwzięciem byłaby próba zamknięcia nieskończoności w naszym małym rozumie. Byłoby też dziwne, gdyby "program na neurony" - bo tak można nazwać nasz mózg - potrafił zmierzyć się z nieskończonością. Powiedziałbym, że raczej trzeba się dziwić, iż zdołaliśmy odcyfrować aż tak wiele. Jeżeli człowiek jest - a wszystko na to wskazuje - wynikiem długiej ewolucji, to przecież aby przeżyć, wystarczyłaby mu znajomość prymitywnej mechaniki, która pozwalałaby uchylić się w porę przed nadlatującym kamieniem. Po co nam wiedza o kwarkach, galaktykach i innych cudach nauki? Przyglądając się życiu wielu uczonych, powiedziałbym nawet, że wiedza ta czasem wcale nie pomaga im w przeżyciu...

Nigdzie nie jest powiedziane, że świat ma być skrojony na naszą miarę, że musimy wszystko zrozumieć. A więc tajemnica. Wystarczy, jeśli wiemy, że nie jest irracjonalna i że nas przerasta.

Przestrzeń wyboru

Idąc dalej, powiedziałbym, że gdy myślimy już nie o wszechświecie i jego software, ale o sensie człowieka i naszych egzystencjalnych sprawach, mamy do wyboru dwie opcje. Możemy, po pierwsze, przyjąć, że człowiek jest tworem bezsensownym, pomyłką Pana Boga, ale istnieje w racjonalnym świecie, jak o tym świadczy samo istnienie nauki. Możemy też - i to jest druga opcja - przyjąć, że człowiek jest sensownym tworem w sensownym świecie, ale że ten sens - także sens naszego istnienia - nas przerasta, jest dla nas Tajemnicą. Którą z tych dwu opcji wybrać? Istnieje silna (zwłaszcza dzisiaj) pokusa, by wybrać opcję pierwszą. Człowiek jest zarozumiały: uważamy, że skoro czegoś nie potrafimy zrozumieć, to widocznie nie ma to sensu. Ale dokonując takiego wyboru, trzeba być bardzo ostrożnym. Wyobraźmy sobie ucznia pierwszej klasy szkoły podstawowej, któremu ktoś próbuje wyjaśnić rachunek różniczkowy. Nic nie zrozumiawszy, uczeń mówi, że to wszystko jest bez sensu. A przecież wobec nieskończoności Boga jesteśmy w znacznie gorszej sytuacji niż uczeń z pierwszej klasy wobec profesora uniwersytetu.

A oto inny argument - zawsze przeżywam go dość osobiście. Wyobraźmy sobie człowieka, którego istnienie rzeczywiście jest ślepe i bezsensowne, ale który stanowi część racjonalnego wszechświata, bardzo misterną strukturę wbudowaną w kosmiczne superstruktury. W takiej sytuacji bezsens poprzez człowieka wciskałby się do skądinąd pięknego, harmonijnego, matematycznego wszechświata. Ten zgrzyt jest dla mnie trudny do przyjęcia. Oczywiście to żaden dowód, ale coś, co daje do myślenia - i to dużo do myślenia. Można sobie postawić jeszcze inne pytania. Czy sens, który byłby nam narzucony, nadal pozostawałby sensem? Czy aby człowiek był w pełni sensowny, nie powinna zostać zachowana pewna przestrzeń wyboru, możliwość powiedzenia "nie"? Te pytania pozostają otwarte, ale myślę, że w kontekście sensownego wszechświata nabierają one szczególnej wymowy.

W katechizmie dużo mówi się o tym, że stworzyć to znaczy zrobić coś z niczego. Nauka chrześcijańska zwraca uwagę na to, że stworzenie nie wyczerpuje się w momencie zaistnienia świata, że jest creatio continua - Bóg działa stale. To wszystko prawda, ale wydaje mi się, że trzeba więcej mówić o tym, iż stwarzanie to także nadawanie światu i człowiekowi sensu. To niezwykle ważny aspekt tej teologicznej doktryny.

Gdy lecę samolotem, często przypominam sobie ten nieco romantyczny opis, który zacytowałem na początku wykładu: "Ziemia wydaje się stąd spokojna i piękna - puszyste obłoki, śnieg różowiejący w zachodzącym słońcu...". Jednocześnie wsłuchuję się w ryk silników i zdaję sobie sprawę, że oto powierzyłem swoje życie wielu tonom żelastwa, którym prawo Bernoulliego (znowu aspekt kosmicznego software) każe unosić się w powietrzu i pozwala pilotowi sterować maszyną, by dolecieć tam, gdzie kieruje go rozkład lotu.

Żyjemy w racjonalnym świecie: samolot rzeczywiście leci, radio i telewizor działają, mikrofon - o dziwo - także. Tę racjonalność wszechświata potrafimy wykorzystywać do własnych celów. Nauka jest piękną przygodą, nie tylko dla uczonych, ale dla całej ludzkości. Lecz naukę warto uprawiać tylko wtedy, gdy żyje się w środowisku sensu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
JAK SZATAN OCENIA CZŁOWIEKA, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
pogaństwo w kościele krd Ratzinger, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
Rap a choroby, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
kto sieje ziarno pobłażliwości, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
zadłużenie afryki, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
Wpływ relewizji na rodzinę, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
aborcja jako lek, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
Gangrena bezwstydu..., Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
Między Sodomą a Nowym Orleanem, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
Zarodek damskomęski, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
Polska katolicka, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
pogaństwo w kościele krd Ratzinger, Poszukiwanie szczęścia, Powszechne szaleństwo
Georges Huber - Idź precz szatanie, religia, TEOLOGIA(1)
Bohaterowie literaccy różnych epok w poszukiwaniu szczęścia
Bohaterowie literaccy różnych epok poszukiwamnie szczescia
idz precz szatanie
Idz precz szatanie
Idz precz szatanie
Bohaterowie literaccy różnych epok poszukiwamnie szczescia

więcej podobnych podstron