Donald Tusk: sukces i wpadka na szczycie w Limie! (ZOBACZ)
"Słońce Peru" | Tusk | Chavez | premier
Oto kolejny odcinek "Niesamowitych Przygód Premiera Tuska w Ameryce Łacińskiej". Special Guest Star: Hugo Chávez!
Najpierw sukces. Otóż pan premier na V Szczycie UE-Ameryka Łacińska, który był pretekstem, ehem, powodem jego "podróży życia", odniósł przemilczany przez niechętne mu media sukces dyplomatyczny. Mianowicie widać go na wspólnym zdjęciu. Może to niewiele, jednak pamiętajmy, że pana prezydenta zazwyczaj na wspólnych zdjęciach nie widać.
(fot. Radek Pietruszka/PAP)
Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Hugo Chávez, niepopularny wśród polskich dziennikarzy i polityków prezydent Wenezueli, podstępnie sfotografował się z naszym premierem. Wrogowie Donalda Tuska będą niejednokrotnie wykorzystywać to zdjęcie do ataków politycznych - choć przecież gołym okiem widać, że pan premier uśmiecha się do pana Cháveza nieszczerze.
(fot. Radek Pietruszka/PAP)
Zresztą, to w ogóle wygląda na spisek. Otóż organizatorzy posadzili pana premiera obok Cháveza w czasie obrad. Widać, że pan premier stara się robić dobrą minę do złej gry, ale to niewątpliwie działanie jakichś ciemnych sił. Kto chce skompromitować premiera? Ile nas będą kosztować jego przygody? I kto za to zapłaci? Dowiecie się Państwo już w następnym odcinku.
(fot. KPRP)
Wstyd: polskie MSZ pomyliło flagi Rosji i Czech
pi
2006-10-05, ostatnia aktualizacja 2006-10-05 15:00
Jak poinformowała telewizja TVN 24, pracownicy ministerstwa spraw zagranicznych pomylili flagi Rosji i Czech. Podczas powitania ministra spraw zagranicznych Rosji Sergieja Ławrowa, przed wejściem do pałacyku MSZ wisiały flagi naszych południowych sąsiadów.
Jak pracownik ministerstwa podmieniał flagi - galeria
Pracownicy ministerstwa błyskawicznie naprawili swój błąd i zamienili flagi Czech na flagi Rosji.
Rzecznik ministerstwa zapytany przez TVN 24 o zamienione flagi, nie potrafił uwierzyć, że doszło do takiej pomyłki.
Inne wpadki z flagami
To nie pierwsza tego typu wpadka za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Do najsłynniejszej doszło, gdy na samochodzie prezydenta RP umieszczono flagę Monako (odwrócone barwy Polski).
Innym razem, podczas przemówienia telewizyjnego prezydenta flaga UE przysłaniała flagę polską - powinno być odwrotnie.
janusz reiter krytykuje utrzymanie wiz
środa 29 sierpnia 2007 08:06
Nasz ambasador w USA przykłada Kongresowi
"Już dawno minęły czasy, gdy każdy Polak marzył o osiedleniu się w Chicago" - napisał w swoim artykule w "Washington Post" polski ambasador w USA. Janusz Reiter krytykuje w ten sposób amerykański Kongres, który nie zniósł wiz dla Polaków.
czytaj dalej...
REKLAMA
Polski ambasador pisze, że mieszkańcy Polski i innych krajów naszej części Europy uważają przepisy wizowe USA za przestarzałe, niesprawiedliwe i upokarzające. Janusz Reiter tłumaczy w swoim artykule, że praca w Stanach Zjednoczonych przestała już być marzeniem każdego Polaka. Wyjaśnia, że nasi obywatele, którzy chcą wyjechać z kraju za pracą, dużo bliżej mają do Europy Zachodniej niż do USA.
Poza tym ambasador Reiter podkreśla, że Kongres - odrzucając włączenie Polski do programu bezwizowego - puścił wodę na młyn przeciwników bliskiego sojuszu między Warszawą a Waszyngtonem. Dyplomata ostrzegł władze Stanów Zjednoczonych, że nie mogą traktować nas jak równego partnera tylko w dziedzinie bezpieczeństwa.
Janusz Reiter przypomina też Amerykanom w "Washington Post", że Polska jest jednym z najbliższych sojuszników Ameryki w wojnie z terroryzmem.
Duchowni urażeni. Kancelaria wyraża żal
INCYDENT W PAŁACU PREZYDENCKIM
Spotkanie prezydentów Polski i Ukrainy zostało zakłócone przez nieprzyjemny incydent - z Pałacu wyszli na znak protestu przedstawiciele cerkwi prawosławnej. I to podczas przemówienia Lecha Kaczyńskiego. Duchowni poczuli się urażeni, ponieważ Dyrektor Biura Spraw Zagranicznych Mariusz Handzlik nie wymienił ich z imienia i nazwiska. Kancelaria przeprosiła.
Handzlik początkowo powitał, wymieniając z imienia i nazwiska,jedynie przedstawicieli kościoła katolickiego i greckokatolickiego. Następnie poprosił o zabranie głosu Lecha Kaczyńskiego. Dopiero wtedy ktoś podszedł do niego i zwrócił uwagę na pominiętych gości. Handzik poprawił się, ale, jak relacjonuje TVN24, wyglądało to niezręcznie.
Kilka godzin po incydencie Pałac Prezydencki wystosował specjalne oświadczenie. "Kancelaria Prezydenta RP wyraża głęboki żal z powodu zaistniałej sytuacji, do której doszło podczas spotkania Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej i Ukrainy (...). Nie wymienienie z imienia i funkcji dostojników Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, podczas powitania gości, nie było zamierzone. Wynikało z niepełnej informacji, uzyskanej przed spotkaniem przez osobę witającą uczestników spotkania."
Szefowa Kancelarii Anna Fotyga wystosowała też specjalny list do duchownych m.in. do Wielce Błogosławionego Sawy - Prawosławnego Metropolity Warszawskiego i całej Polski.
"To wina Kancelarii Prezydenta"
Wydaje mi się, że jest to poważna niezręczność przy przywitaniu, zwłaszcza, że nie jest to pierwszy raz. Podejrzewam, że to się nawarstwiło przez kilka ostatnich lat
Piotr Tyma, szef Związku Ukraińców w Polsce
Szef Związku Ukraińców w Polsce Piotr Tyma nie kryje oburzenia. Podkreśla, że za listę gości odpowiada Kancelaria Prezydenta. - Wydaje mi się, że jest to poważna niezręczność przy przywitaniu, zwłaszcza, że nie jest to pierwszy raz. Podejrzewam, że to się nawarstwiło przez kilka ostatnich lat i taka był też reakcja duchownych, bo mają taką, a nie inną wrażliwość - powiedział Tyma.
Według niego do podobnego zdarzenia doszło rok temu, kiedy wystąpiły "pewne nieporozumienia" w trakcie przygotowań do obchodów Akcji Wisła. Nie podał jednak szczegółów. Według Tymy, spotkanie opuścili m.in. biskup lubelsko-chełmski oraz kilku księży.
Wizyta Juszczenki
Spotkanie ze społecznością ukraińską było jednym z punktów jednodniowej wizyty prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki w Polsce. Głównym punktem było spotkanie z Lechem Kaczyńskim i rozmowa na temat organizacji Euro 2012 - przeczytaj wiadomość.
Nie pierwsza "niezręczność"
To nie pierwsza "wpadka" dyplomatyczna Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Podczas wizyty w Polsce Benedykta XVI zapomniano przygotować flagę Watykanu. Znaleziony naprędce drzewiec nie pasował do znajdującego się przed Pałacem stojaka. Zapasom z flagą przyglądał się wtedy cały korpus dyplomatyczny.
Skandal dyplomatyczny o wynajem ambasady
Warszawa, 14.01.2006
Skandal dyplomatyczny wybuchł po informacji \"Gazety\" o tym, że dyplomaci Korei Północnej przekształcili swoją ambasadę w komercyjny biurowiec. Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest oburzone i żąda, by Koreańczycy natychmiast zaprzestali tego procederu.
Do budynku ambasady Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej przy ul. Bobrowieckiej na Czerniakowie kilkanaście dni temu wprowadziły się spółki z grupy Nova Communications, m.in. młodzieżowa telewizja 4fun.tv. Nad przeprowadzką zastanawia się też hiphopowa wytwórnia muzyczna Wielkie Joł.
Socrealistyczny gmach uroczyście oddano do użytku w 1984 r. z okazji przyjazdu do Warszawy przywódcy Koreańczyków Kim Ir Sena (obecny władca Korei Północnej Kim Dzong Il to jego syn). Mimo tak żywych wspomnień związanych z tym budynkiem dyplomaci postanowili go wynająć, bo nie potrzebują już tyle przestrzeni, co kiedyś. Przenieśli się do mniejszego budynku na tyłach ambasady.
Po tym, jak napisaliśmy o tym we wtorkowej \"Gazecie\", w piątek skontaktowało się z nami Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jego rzecznik Paweł Dobrowolski podkreślił, że nieruchomość przy Bobrowieckiej jest własnością skarbu państwa, a dyplomaci są jedynie jej użytkownikami. - Władze polskie nie wyraziły zgody na prowadzenie innej działalności niż dyplomatyczna na tym terenie - oburza się rzecznik Dobrowolski, który przysłał do \"Gazety\" oświadczenie: \"Zgodnie z prawem międzynarodowym i prawem polskim na terenie nieruchomości o statusie dyplomatycznym nie jest możliwe prowadzenie jakiejkolwiek innej działalności niż dyplomatyczna, w szczególności działalności o charakterze gospodarczym. Wynajęcie przez ambasadę KRL-D w Warszawie części nieruchomości podmiotom gospodarczym jest naruszeniem prawa obowiązującego w tym względzie\".
Więcej w Gazecie Wyborczej.
Ambasador marszałkowi niemiły
Jacek Pawlicki
2007-12-11, ostatnia aktualizacja 2007-12-11 08:00
Marszałek Senatu poprosił MSZ, by w trakcie jego wizyty w Argentynie ambasador RP w Buenos Aires został odsunięty od jego delegacji. Ambasador zamierza poskarżyć się prezydentowi
Marszałek Bogdan Borusewicz poleciał do Argentyny w niedzielę. Miał spotkanie z argentyńską Polonią. Wczoraj reprezentował Polskę na zaprzysiężeniu prezydent Argentyny Cristiny Kirchner, żony obecnego prezydenta Nestora Kirchenra. Zgodnie z protokołem Borusewicza powinien witać i oprowadzać po argentyńskich salonach polski ambasador Zdzisław Ryn. Tym razem jednak tak nie było.
Jak dowiedziała się "Gazeta" z trzech różnych źródeł, przed wyjazdem do Buenos Aires marszałek zwrócił się do MSZ, by w jego delegacji nie było ambasadora Ryna. Choć zgodnie z przyjętą przez min. Radka Sikorskiego strategią MSZ stara się unikać konfliktów z prezydentem, tym razem musiał spełnić oficjalną prośbę marszałka Senatu - czwartej osoby w państwie. Ambasador dostał więc dyskretne polecenie z Warszawy, by nie towarzyszył w oficjalnych spotkaniach Borusewiczowi.
Z informacji "Gazety" wynika, że Ryn rozważa ponoć nawet napisanie skargi do prezydenta i złożenie rezygnacji. Takiego scenariusza obawia się jednak MSZ. Min. Sikorski nie chce bowiem rozpoczynać wojny na górze o Ryna. Ten uchodzi bowiem za "prezydenckiego" ambasadora, którego szybkie odwołanie w atmosferze skandalu utrudniłoby dojście do konsensusu w polityce zagranicznej.
Ryn, profesor psychologii, specjalista od patologii społecznych, zapalony podróżnik i miłośnik Andów, został przedstawicielem Polski w Buenos Aires na początku 2007 r. Była to jedna z najbardziej kontrowersyjnych nominacji ambasadorskich podpisanych przez Lecha Kaczyńskiego - zresztą wbrew negatywnej opinii sejmowej komisji spraw zagranicznych. Tajemnicą poliszynela było bowiem to, że Ryna rekomendowali ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk i zagraniczny sponsor Radia Maryja Jan Kobylański.
Ryn zresztą nigdy nie ukrywał dobrej znajomości z Kobylańskim - polonijnym biznesmenem z Urugwaju, którego IPN podejrzewał o udział w wydaniu w czasie wojny w ręce gestapo żydowskiej rodziny. Podczas przesłuchania komisji w Sejmie ambasador zarzekał się jednak, że "nie podziela skrajnych poglądów Kobylańskiego".
Odsunięcie Ryna na czas wizyty marszałka to kolejna odsłona długiej i zaciekłej wojny dyplomatycznej Bogdana Borusewicza z Kobylańskim i jego ludźmi. Marszałek kilka razy próbował wstrzymać wyjazdy prawicowych senatorów (w tym senatora PiS Ryszarda Bendera) na zjazdy USOPAŁ, czyli unii polonijnych organizacji w Ameryce Łacińskiej sponsorowanych przez Kobylańskiego.
Kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów dla "Gazety" Borusewicz mówił, że "Kobylański uprawia aktywny lobbing, zaprasza do siebie senatorów i posłów, funduje im przeloty do Ameryki Południowej, które kosztują kilkadziesiąt tysięcy złotych, gości ich w swej posiadłości. A potem oni reprezentują w parlamencie jego interesy". Kobylański nie pozostawał dłużny. Jesienią br. jego przedstawiciele rozdawali działaczom polonijnym w Warszawie donosy na marszałka. Wynikało z nich, że rzekomo finansuje "agentów postkomunistycznych" w Ameryce Południowej.
Borusewicz w delegację do Argentyny zabrał ze sobą b. konsula w brazylijskiej Kurytybie Jacka Perlina, skrzywdzonego wcześniej przez Kobylańskiego.
W 2000 r. Kobylański został odwołany z funkcji polskiego konsula honorowego w Urugwaju przez szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego. Perlin był jednym z orędowników takiego posunięcia. Polonijny biznesmen nigdy mu tego nie wybaczył. Wyrok na Perlina zapadł dopiero za rządów PiS w 2006 r. Wówczas to jako konsul odmówił on wpuszczania do konsulatu przedstawiciela USOPAŁ w Kurytybie ks. Jerzego Morkisa. Ksiądz firmował bowiem antysemickie donosy na dyplomatów przeciwstawiających się Kobylańskiemu. Po interwencji Kobylańskiego Perlin został odwołany z Kurytyby w lipcu br. na wniosek min. Anny Fotygi.
10 marca 2008
Niezły skandal szykują nowe władze polskiego MSZ. Miejsce skandalu - Sztokholm. Tamtejszy Instytut Polski ma własny, ładny budynek zakupiony - nie bez trudności - w latach 70. W tej siedzibie Instytutu odbywały się liczne imprezy promujące polską kulturę. "I chwatit" - wystarczy. MSZ podjął decyzję, aby budynek Instytutu Polskiego przeznaczyć na… rezydencję ambasadora! Ambasador RP w Szwecji będzie miał teraz sypialnię z błękitnym sufitem, ale imprezy promujące polskie dokonania kulturalne czy społeczne będą trafiać do wynajmowanych sal (za grube pieniądze), gdzieś na mieście.
Rozumiem, że polscy dyplomaci chcą lepiej żyć (skoro wszystkim miało się poprawić za rządów Tuska - to im także), ale dlaczego kosztem polskiej kultury i jej promocji na niełatwym rynku skandynawskim? I gdzie podzieje się polska biblioteka, dotychczas mająca swe miejsce w Instytucie, licząca 8 tys. pozycji?
Gdy ponad 30 lat temu udało się kupić ten budynek w świetnym miejscu w stolicy Szwecji - zgodę na to musiał wyrazić sam król, a w umowie zawarto warunek, że w zakupionym przez Polskę budynku odbywać się będą imprezy kulturalne.
Cóż, można to teraz zinterpretować jako kulturalne "eventy" w podgrupach w sypialni ambasadora…
Ambasador USA ostro upomniany
Paweł Wroński, PAP
2006-11-08, ostatnia aktualizacja 2006-11-07 20:08
Ambasador USA tłumaczy się w MSZ po ujawnieniu krytycznej opinii jego zastępcy o wicepremierze Giertychu. Premier Jarosław Kaczyński: - Nikt z zewnątrz nie może ingerować w skład polskiego rządu.
Chodzi o ujawnioną wczoraj przez "Gazetę" i inne media notatkę sekretarza stanu w kancelarii premiera Leszka Jesienia z rozmowy z wiceambasadorem USA Kennethem Hillasem. Amerykański dyplomata wskazał, że wypowiedź wicepremiera Giertycha: "Chcemy wiedzieć, ile niewinnych ofiar zginęło w Iraku w okresie ostatnich trzech lat" i projekt zorganizowania debaty w tej sprawie, wywołały zaniepokojenie w Waszyngtonie, i dodał, że gdyby "wicepremier rządu np. w Niemczech, Francji czy Danii wypowiedział takie słowa, zostałby odwołany".
Departament Stanu USA zapewniał wczoraj, że Hillas nie domagał się odwołania Giertycha. Attaché prasowy ambasady USA w Warszawie oświadczył, że chodziło o to, by "w drodze poufnej wymiany poglądów przedstawić stanowisko rządu USA". - Pragnęlibyśmy mieć nadzieję, że poufne rozmowy pozostaną poufne - dodał.
Już w poniedziałek ostrej reakcji rządu domagał się Giertych. Wczoraj Wojciech Wierzejski (LPR) twierdził, że Polska powinna skierować notę protestacyjną do rządu amerykańskiego i "domagać się odwołania ambasadora".
Premier: jak to wyciekło
Premier Jarosław Kaczyński uspokajał, że stosunki amerykańsko-polskie są "tak dobrze osadzone, że nie będzie miała na nie wpływu jedna wypowiedź dyplomaty". Ale nie szczędził ostrych słów. Jego zdaniem wypowiedź Hillasa "absolutnie nie mieści się w normie stosunków między dwoma suwerennymi państwami".
Premier poinformował, że odwołał zaplanowane na dziś spotkanie z ambasadorem USA poświęcone "sprawom bieżącym". Zapowiedział wyjaśnienie - "być może przy udziale prokuratury" - jak wyciekła notatka Jesienia. Choć zaznaczył, że nie miała ona gryfu tajności.
Wczoraj zarówno wicepremier Giertych, jak i minister obrony Radosław Sikorski (na tekście, który trafił do dziennikarzy, były jego odręczne dopiski) zapewniali, że notatka nie wyciekła z ich resortów. Sikorski w TVN 24 tłumaczył się także z dopisku "tradycyjnie bezczelny" o Hillasie, twierdząc, że to była jego prywatna opinia, która nie miała się przedostać do publicznej wiadomości.
Bartoszewski: wyciek to skandal
- Ujawnienia treści poufnej rozmowy to największy skandal ostatnich lat - mówi Władysław Bartoszewski, b. szef MSZ. - Nie interesuje mnie mądrość, czy głupota jakiegoś dyplomaty. Interesuje mnie funkcjonowanie państwa polskiego. Czy to jest w ogóle rząd, czy to jest państwo, skoro poufne rozmowy z dyplomacją kraju, z którym jesteśmy w sojuszu obronnym, są wcześniej znane w Moskwie niż ludziom w Warszawie? - pytał.
Jego zdaniem wypowiedzi Hillasa nie mają żadnego znaczenia, ale winni ujawnienia notatki muszą być natychmiast ukarani.
Podobną opinię wyrażał inny b. szef MSZ Dariusz Rosati. Jego zdaniem po ujawnieniu notatki, obcy dyplomaci nie będą chcieli rozmawiać z polskimi urzędnikami.
Siemiątkowski zbladł
W notatce znalazły się też m.in. informacje strony amerykańskiej na temat negocjacji w sprawie rozmieszczenia elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, a także o współpracy tajnych służb Polski i USA w sprawie prób nuklearnych Korei Północnej.
- Ja to przeczytałem i zbladłem - powiedział "Gazecie" b. szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski. - W notatce napisano o "istotnej pomocy polskich służb" dla Amerykanów w sprawie śledzenia programu jądrowego Korei Płn. W Warszawie jest ambasada Korei Płn. Oni przeczytali tę informację. Co to oznacza dla polskiego wywiadu w Korei nie śmiem nawet przypuszczać - stwierdził.
2007-12-11 07:04:05
Borusewicz zleckeważył protokół dyplomatyczny?
Marszałek Senatu poprosił Ministerstwo Spraw Zagranicznych, by w trakcie jego wizyty w Argentynie ambasador w Buenos Aires został odsunięty od jego delegacji.
Ambasador rozważa podanie się do dymisji - pisze "Gazeta Wyborcza". Borusewicz zarzuca mu, że był on popierany przez środowisko związane z Radiem Maryja,
Marszałek Bogdan Borusewicz poleciał do Argentyny w niedzielę. Miał spotkanie z argentyńską Polonią. Wczoraj reprezentował Polskę na zaprzysiężeniu prezydent Argentyny Cristiny Kirchner, żony obecnego prezydenta Nestora Kirchenra.
Zgodnie z protokołem Borusewicza powinien witać i oprowadzać po argentyńskich salonach polski ambasador Zdzisław Ryn. Według gazety tym razem jednak tak nie było.
Choć zgodnie z przyjętą przez ministra Radosława Sikorskiego strategią, MSZ stara się unikać konfliktów z prezydentem, tym razem musiał spełnić oficjalną prośbę marszałka Senatu. Ambasador dostał więc dyskretne polecenie z Warszawy, by nie towarzyszył w oficjalnych spotkaniach Borusewiczowi - podaje dziennik.
"Gazeta Wyborcza" pisze, że Ryn rozważa napisanie skargi do prezydenta i złożenie rezygnacji. Takiego scenariusza obawia się jednak Sikorski, który nie chce rozpoczynać wojny na górze o Ryna. Ten uchodzi bowiem za "prezydenckiego" ambasadora i jego szybkie odwołanie w atmosferze skandalu utrudniłoby dojście do konsensusu w polityce zagranicznej.
Lwów: Skandal w polskim konsulacie
Czwartek, 2 sierpnia 2007 (15:31)
Z kontroli MSZ w konsulacie generalnym RP we Lwowie, badającej doniesienia prasy o domniemanej korupcji przy wydawaniu wiz dla obywateli Ukrainy wynika, że nie zawinili pracownicy polskiego konsulatu - powiedział w czwartek rzecznik MSZ Robert Szaniawski.
Czwartkowa "Gazeta Wyborcza" napisała, że polski konsulat we Lwowie "zapchał się" tysiącami wniosków wizowych Ukraińców. Na wizę trzeba czekać kilka miesięcy, chyba że da się "pośrednikowi" 150 dolarów - pisze gazeta. Jako dowód opisuje jak na jej zlecenie w ten sposób wizę kupiła ukraińska dziennikarka.
Szaniawski powiedział, że na pierwszy sygnał jaki otrzymał MSZ w tej sprawie od razu została wysłana kontrola do Lwowa. Jak dodał, nie jest to pierwsza kontrola w tym miejscu, ponieważ wszystkie placówki konsularne wydające wizy są systematycznie sprawdzane.
Rzecznik MSZ poinformował, że kontrola we Lwowie nie jest zakończona. Ale jak podkreślił, najważniejsza sprawa jest już wyjaśniona - w przypadku opisanym przez prasę na pewno nie zawinił pracownik konsulatu.
- Ta wiza, o której pisze "GW" znalazła się w pakiecie kilkunastu, o które wystąpiła firma działająca w Polsce, sprowadzająca okresowo pracowników z Ukrainy - mówił Szaniawski.
Według niego, do listy osób o wizy dla których wystąpiła ta firma dopisano nazwisko dziennikarki. Zdaniem Szaniawskiego, pytanie brzmi, czy władze tej firmy są świadome, w jaki sposób odbywa się to dopisywanie innych osób. - To musimy sprawdzić. Wiemy jednak na pewno, że ten konkretny wniosek został dołączony do wielu innych, niewykluczone, że złożonych prawidłowo - tłumaczył Szaniawski.
Jak dodał, pracownicy konsulatu są jeszcze sprawdzani, w tej chwili przepytywani są także miejscowi pracownicy techniczni, którzy pomagają naszym konsulom w ich pracy. - Rezultat prac tej komisji będzie wkrótce znany, być może jeszcze w czwartek - poinformował Szaniawski.
W jego ocenie, zainteresowanie wizami do Polski jest ogromne, jeszcze większe niż rok temu. - Zbliżający się okres wejścia w życie przepisów z Schengen i wprowadzenie opłat jest takim "straszakiem", który powoduje, że mieszkańcy chcą na wszelki wypadek wystąpić o wizę, bo może ona się przyda - mówił Szaniawski.
Jak dodał, strona polska sądzi, że kolejki za kilka miesięcy się zmniejszą, kiedy wizy będą płatne; wówczas także każdy będzie się musiał indywidualnie spotkać z urzędnikiem, co sprawi, że zainteresowanie będzie mniejsze.
Szaniawski podkreślił, że aby zlikwidować proceder związany z wizami - niezależnie od polskich wysiłków - podstawową sprawą jest zlikwidowanie "akwizycji" przed budynkiem konsulatu we Lwowie.
- W tej chwili ta akwizycja kwitnie, milicja ukraińska nie reaguje, mimo że była wielokrotnie zawiadamiana przez naszą stronę. Za każdym razem jest odpowiedź, że nie jest naruszony porządek publiczny i że nie jest potrzebna interwencja - mówił rzecznik MSZ.
Dlatego - jak zaznaczył - bez walki z osobami, które oferują załatwienie czegoś na skróty, trudno coś zmienić. Szaniawski powiedział, że trzeba sprawdzić, jak takie wizy mogą być załatwiane "na lewo".
- Te osoby, które ten proceder uprawiają, mają możliwość załatwienia tego poprzez jakąś firmę, która faktycznie występuje. Jest kwestia zidentyfikowania tej firmy, wtedy ona po prostu traci możliwość uzyskiwania kolejnych wiz - zapowiedział rzecznik MSZ. Jak dodał, należy tego rodzaju firmy i biura podróży wyłapywać, aby traciły możliwość funkcjonowania w ten sposób.
Szaniawski powiedział, że kontrole w konsulacie są przeprowadzane na bieżąco, m.in. codziennie rano poszczególni pracownicy są na zmianę kierowani do różnych prac, tak by nie mogli sobie czegokolwiek zaplanować w porozumieniu z kimś z zewnątrz.
Przyznał, że aby zlikwidować kolejki we Lwowie, powinno pracować więcej konsulów. - Wysłalibyśmy więcej osób, ale nie mamy większego budynku, jest on dopiero w budowie. Chcieliśmy wynająć lub kupić odpowiedni budynek, ale nie było żadnej oferty ze strony lokalnych władz. I w związku z tym cała ta sprawa trwa i jeszcze potrwa - powiedział rzecznik MSZ.
Jak przypomniał, polski konsulat załatwia dziennie ponad 1500 podań. - To jest absolutny rekord. Lwów jest rekordową placówką na całym świecie, jeśli chodzi o polskie konsulaty - powiedział Szaniawski.
Fotyga: nota ws. OBWE - niestosowna, opozycja: skandal
AAA PAP | dodane 2007-09-22 (17:30)
Minister spraw zagranicznych Anna Fotyga oceniła, że nota przedstawiona Polsce w sprawie przyjazdu obserwatorów OBWE na październikowe wybory jest "niestosownym dokumentem". Brak zgody polskiego rządu na przyjazd obserwatorów OBWE krytykują politycy opozycji.
W piątek rzecznik MSZ Robert Szaniawski potwierdził, że Polska odmówiła wydania zgody na przyjazd obserwatorów na październikowe wybory. Szaniawski podkreślał, że OBWE zwracając się do Polski o przyjęcie obserwatorów nie postawiła żadnych zarzutów co do możliwych nieprawidłowości podczas najbliższych wyborów w Polsce.
Proponowałabym, aby dziennikarze i całe społeczeństwo zjednoczyło się w obronie Polski przed szkalowaniem, z którym mamy do czynienia, a które jest inspirowane przez polską opozycję - mówiła szefowa polskiej dyplomacji.
Zdaniem Fotygi, Polska nie ma niczego do ukrycia, a nasze wybory przeprowadzane są "w sposób demokratyczny". Jak zaznaczyła, OBWE uczestniczy w wyborach tam, gdzie zostanie zaproszona.
Podobnego zdania jest szef LPR Roman Giertych. W moim przekonaniu nam tutaj obserwatorów nie potrzeba, chociaż nie robiłbym takich gestów, że się ich boimy, bo jeżeli się ktoś boi sprawdzania wyborów, to pokazuje, że ma jakieś ukryte intencje, albo że coś szykuje, albo że się czegoś obawia - tłumaczył w Krakowie Giertych.
Brak zgody polskiego rządu na przyjazd obserwatorów OBWE krytykują politycy opozycji.
To skandaliczne, znowu skonfliktujemy się z całą Europą, z niezwykle ważną organizacją europejską - komentował w TVN24 jeden z liderów SLD Ryszard Kalisz. Jego zdaniem, "ta odmowa wzburzy Europę".
Wiceszef PO Bronisław Komorowski, również gość TVN24, ocenił decyzję rządu jako "poważny błąd". Podkreślił, że OBWE wysyła swoich obserwatorów nie tylko do - jak powiedział - "krajów półdzikich", ale również do krajów cywilizowanych.
To poważny błąd rządu polskiego, który nam tylko i wyłącznie przysporzy złych opinii na świecie. Obecność tej misji absolutnie by nie potwierdziła żadnych zarzutów o jakiekolwiek odstąpienie od demokracji. Wręcz odwrotnie, mogłaby zostać potraktowana jako koronny dowód, że wszystko jest w porządku - mówił Komorowski.
Przewodniczący Samoobrony Andrzej Lepper opowiedział się za tym, by w Polsce wyborom mogli przyglądać się niezależni obserwatorzy. Jego zdaniem, są oni potrzebni w każdym kraju, także w Polsce, gdzie jak - ocenił - "poprzez rządy PiS-u demokracja jest zagrożona".
Piotr Gadzinowski (SLD) jako żenujące i pogardliwe wobec Ukrainy i Kazachstanu ocenił wypowiedzi rzecznika rządu Jana Dziedziczaka na temat sprzeciwu Polski, by głosowania do parlamentu monitorowali zagraniczni wysłannicy.
Zdaniem Dziedziczaka, OBWE nie zachowało się zbyt taktownie. My nie możemy pozwalać na to, żeby nas traktować jak kraj trzeciego świata.
Decyzji rządu broni też poseł PiS Zbigniew Girzyński. Jego zdaniem, zgodnie z zasadami obowiązującymi w OBWE, to kraj, w którym odbywają się wybory zaprasza obserwatorów OBWE. W przypadku Polski miało miejsce odejście od tej zasady; OBWE sama wystąpiła z inicjatywą wysłania obserwatorów na październikowe wybory - podkreślił Girzyński.
Ze strony internetowej OBWE wynika, że w ostatnim czasie obserwatorzy Organizacji byli w Kazachstanie (sierpniowe wybory parlamentarne i lokalne) i w Grecji (wybory parlamentarne 16 września). Ponadto misje OBWE będą przyglądać się m.in. przedterminowym wyborom parlamentarnym na Ukrainie (30 września) oraz w Szwajcarii (21 października) i prezydenckim w Słowenii (21 października).
(sm)
Polski skandal w Monachium
No i słowa profesora Zbigniewa Brzezińskiego o samoizolacji Polski na arenie międzynarodowej spełniają się.
Nie mogłem w to uwierzyć, więc obdzwoniłem kilka instytucji rządowych i poprosiłem o to samo moich kolegów. Ale to jednak prawda - pani minister Anna Fotyga zdecydowała, że na rozpoczynającej się dziś w Monachium międzynarodowej konferencji nt. bezpieczeństwa - najważniejszym tego typu wydarzeniu na świecie - nie będzie z Polski nikogo.
No, prawie nikogo. Będzie niskiego szczebla urzędnik departamentu spraw zagranicznych kancelarii premiera. Ale - nie obrażając tego pana - może tam on co najwyżej robić notatki. Przyjedzie też Paweł Zalewski, PiS-owski szef komisji spraw zagranicznych Sejmu, ostatni człowiek w PiS-ie mający profesjonalne podejście do polityki zagranicznej. Ale może właśnie dlatego, że to człowiek sensowny, ma niewiele do powiedzenia w sprawach zagranicznych. Jest odsunięty przez kierownictwo i nie cieszy się specjalnym zaufaniem premiera i prezydenta. Być może prywatnie pojawi się sam Sikorski.
Miał na konferencję pojechać Radek Sikorski, który reprezentował nas tam w ubiegłym roku (dwa lata temu był szef dyplomacji Adam Rotfeld). Ale po jego odeściu z rządu ani pani Fotyga, ani nowy szef MON Aleksander Szczygło nie uznali za stosowne wysłać kogokolwiek innego.
To wielki skandal. Z własnej woli odsuwamy się od kluczowych dykusji na temat bezpieczeństwa międzynarodowej. Konferencja w Monachium powszechnie uważana jest za wydarzenie superważne - w ub. roku pisaliśmy o nim na czołówce Gazety.
W tym roku w Monachium będą debaty o sojuszu Europy z USA, o roli Rosji, o stosunkach z Białorusią, o Iraku, o kryzysie irańskim. Jak rozumiem - temat nas w ogóle nie interesujące.
A będzie gęsto od najważniejszych polityków na świecie. Będą m.in. kanclerz Niemiec, prezydent Rosji, prezydent Ukrainy, szefowie dyplomacji Pakistanu, Niemiec, Białorusi, Australii, Libanu, Rosji i Izraela, sekretarz obrony USA, ministrowie obrony Singapuru i Niemiec, zastępca sekretarza skarbu USA, senatorowie USA Joe Liberman i wielce prawdopodobny kandydat Republikanów na prezydenta USA senator John McCain, prezydent Estonii, premier Bawarii, minister ekonomii Libanu, doradca prezydenta Iranu ds. bezpieczeństwa narodowego, szef dyplomacji UE, sekretarz generalny NATO, wiceministrowie spraw zagranicznych Chin i Japonii oraz ponad 230 innych polityków i ekspertów.
I na koniec słowa Horsta Teltschicka, znanego niemieckiego dyplomaty, doradcy ds. zagranicznych kanclerz Kohla: - Tak wielu ważnych ludzi nigdy wcześniej nie przyjechało do Monachium.
ODPOWIADAM.
Pan Szymon Ruman, Rzecznik Prasowy Marszalka Sejmu RP, wpisał się na moim blogu (dziękuję bardzo) i zwrócił mi uwagę, że ”pan Pawel Zalewski nie byl w Monachium prywatnie ale oficjalnie reprezentowal polski parlament za wiedzą i zgodą marszałka Marka Jurka”. Oczywiście ma Pan rację, co niniejszym prostuję.
Fotyga: Nota OBWE ws. obserwatorów niestosownym dokumentem
jg, PAP
2007-09-22, ostatnia aktualizacja 2007-09-22 13:4
Minister spraw zagranicznych Anna Fotyga oceniła, że nota przedstawiona Polsce w sprawie przyjazdu obserwatorów OBWE na październikowe wybory parlamentarne jest "niestosownym dokumentem". Jak podkreśliła, "Polska jest krajem stabilnej demokracji".
"Nie chcę używać wielkich słów, ale sądzę, że nota werbalna, która była przedstawiona Polsce w tej sprawie jest niestosownym dokumentem" - powiedziała minister dziennikarzom. Jak dodała, to my uczestniczymy w obserwacji wyborów, bo takie jest zadanie OBWE.
"Proponowałabym, aby dziennikarze i całe społeczeństwo zjednoczyło się w obronie Polski przed szkalowaniem, z którym mamy do czynienia, a które jest inspirowane przez polską opozycję" - powiedziała szefowa polskiej dyplomacji.
Fotyga podkreśliła, że Polska nie ma niczego do ukrycia i mamy wybory przeprowadzane "w demokratyczny sposób". "Są komisje, jest nasze wewnętrzne prawo" - dodała.
Jak zaznaczyła, OBWE uczestniczy w wyborach tam gdzie zostanie zaproszone. Szefowa MSW zwróciła uwagę, że w trakcie jej urzędowania w naszym kraju odbyły się już wybory lokalne i nikt nie żądał od Polski zaproszenia obserwatorów OBWE.
W piątek rzecznik MSZ Robert Szaniawski potwierdził, że Polska odmówiła wydania zgody na przyjazd obserwatorów na październikowe wybory. Szaniawski podkreślał, że OBWE zwracając się do Polski o przyjęcie obserwatorów nie postawiła żadnych zarzutów, co do możliwych nieprawidłowości podczas najbliższych wyborów w Polsce.
Komorowski: Polska Kaczyńskich przelicytowała Łukaszenkę
Tematem obserwatorów OBWE krytykuje opozycja. - Trzeba nie mieć sumienia, żeby tuż przed wyborami ogłosić całemu światu, że Polska nie chce przyjąć obserwatorów OBWE - mówił podczas konwencji PO w Łodzi, wiceprzewodniczący partii Bronisław Komorowski. - Polska braci Kaczyńskich przelicytowała Łukaszenkę - dodał.
Zdaniem Komorowskiego niewpuszczenie obserwatorów może świadczyć, że nie chcemy, żeby ktokolwiek obserwował wybory demokratyczne w Polsce. - Do długiej listy pomyłek i skandali trzeba dodać kolejny skandal, który jest polityczną głupotą. To oznacza, że Polska sama siebie rękami braci Kaczyńskich , że cos tu jest do ukrycia. Jeśli Polska nie musi się niczego obawiać, to czego pan się boi panie premierze? Czego ma się wstydzić polska rządzona przez braci Kaczyńskich? Co ma do ukrycia przed obserwatorami, którzy jeżdżą do wielu krajów? Raz w historii się zdarzyło, że prezydent Łukaszenka, próbował ograniczyć badanie wyborów. Ale i on wpuścił obserwatorów w ograniczonej liczbie. Polska braci Kaczyńskich przelicytowała Łukazszenkę, nie chce wpuścić ich w ogóle - mówił Komorowski.
Zaapelował do premiera, by zmienił decyzję, by udowodnić, że "żadna machlojka wyborcza nie będzie tu miała miejsca". - Chyba, że premier naprawdę się boi, że ma się czego bać - mówił Komorowski. Apelujemy do premiera. Niech pan wycofa się z błędnych decyzji, które Polskę stawiają pod wielkim znakiem zapytania, jako kraj dbający o standardy demokratyczne. Nie czekajmy aż na świecie rozgorzeje dyskusja, czy polska demokracja jest zagrożona czy dopiero będzie - mówił.
Japan-Monaco Relations
April 2007
Basic Data
Official diplomatic relations between the Principality of Monaco and Japan are not established. But there are contacts between two countries through each Embassy in Paris.
The Principality of Monaco has special relations with the French Republic by the treaty concluded in 1918, so the Principality of Monaco has a certain limitation about its sovereignty.
Japanese Nationals:
Number of Japanese nationals residing in Principality of Monaco: 32 (Oct. 98)
VIP Visits
From Japan to Principality of Monaco
Year |
Name |
1999 |
Their Imperial Highnesses Prince and Princess Hitachi |
From Principality of Monaco to Japan
Year |
Name |
1981 |
Their serene Highnesses Prince and Princess Rainier the third |
1988 |
Her Serene Highness the Princess Caroline |
1988 |
His Serene Highness Prince Albert |
1989 |
His Serene Highness Prince Albert |
1996 |
His Serene Highness Prince Albert |
1998 |
His Serene Highness Prince Albert |
Establishment of Diplomatic Relations with the Principality of Monaco
December 14, 2006
On December 14 (Thu), Japan and the Principality of Monaco agreed to establish diplomatic relations.
Japan has had consular relations and maintained amicable relations with the Principality of Monaco in the arena such as the United Nations. It is hoped that this establishment of diplomatic relations will further strengthen the friendly and cooperative relations between Japan and the Principality of Monaco.