Agata zwiją- gazetę ze złością- i odwraca się tyłem dc
dziadka.
— Paszoł won, stary dziadu! Z byle kim nie będę ga-
Dziadek jest obrażony. Odchodzi na bok, układa sic na podłodze pod oknem. Przywykł już do tego miejsca i do tej pozycji. Ale dziś coś mu nie pasuje. Ledwo znieruchomiał na chwilę, "już usiadły na nim dwa wróble. Bez żadnego skrępowania coś z dziadka kapoty wy dziobu ją niczym dzięcioły ze spróchniałego drzewa.
Szlag by to trafił. Zerwał się energicznie, wróblę wyfrunęły przez uchylone okno. Dziadek rusza w kierunku sprzątaczki.
— Trzeba zamknąć to okno — mówi ze złością. — Wróble włażą i paskudzą! Śmierdzi tu!
— Śmierdzi od takich jak pan! — odcina się sprzątaczka. — Trzeba się myć.
Dziadek znowu się obraża. Pakuje ręce w kieszenie i odchodzi w drugi kąt. Siada w wąskiej szczelinie między ścianą a kaloryferem, wyjmuje hamburgera i powolutku go zjada.
W drzwiach pojawia się patrol milicji. Dziadek wyskakuje z kąta i siada na ławce. Robi teraz za podróżnego, który oczekuje na ranny pociąg. Milicjanci szturchają Zaspanych ludzi.
— Nie spać, bo kradną!
Na kilkanaście minut wszyscy przytomnieją. Potem znowu zapadają w sen, ściskając bezwiednie rączki od walizek i toreb
Jeszćze niedawno dziadek JaneJc miał tu kumpla. Zdolny był ten kumpel, potrafił bezszelestnie wyciągać portfele śpiącym, ale odżywiał się przeważnie denaturatem i autovidolem. Dziadek przepowiadał mu szybką śmierć, jeżeli tamten nie będzie zakąszał. Sam przynosił mu nawet zdobyczne jedzenie. Ale kumpel coraz bardziej tracił apetyt i zakąszał najwyżej papierosem. Któregoś dnia usiadł sobie przy drzwiach z rozbitą szybą, założył nogę na nogę, zapalił papierosa, wyglądał bardzo elegancko-, sztachną! się raz, potem drugi i nagłe przestał.
Kiedy dziadek .Tanek podszedł do niego, papieros dopala! mu się już przy palcach, ale w kumplu nie tliła się już żadna żywa iskra. Wszyscy potem mówili, 2e tak elegancko to jeszcze nikt nie umarł.
Manekin natomiast zakończy! życie po chamsku. Najpierw oszkąlowal hrabinę Agatę, że ta daje każdemu za jednego papierosa, potem wyzwał kelnerki od najgorszych za to, że mu kazały płacić za herbatę, wreszcie zdjął protezę, rzucił nią w dziadka Janka, upadł na posa-dzkę.bo na jednej nodze nie udało się ustać, złapał się za gardło i umarł. Mówią, że z nerwów, bo jak gestapówki długo nic doił, to go dusiło.
Dziadek nie lubił Manekina, bo w ogóle nic lubił narwańców. Jesienią zawarł znajomość z jedną panią doktor chemiczką. Porządna była i ambitna. Jak tylko z mężem się pokłóciła w domu to zaraz na dworzec wpadała i przed tydzień nie wychodziła nigdzie. Spala jak każdy. Na ławce. Dziady lubili ją. bo młoda była, najwyżej trzydzieści pięć łat miała. Próbowali kształtować jej charakter po swojemu, częstowali denaturem, a gdy już leżała upojona jak bela, podciągali sukienkę, opuszczali majtki i macali. Ach, co to było za macanie.
Tylko dziadek Janek nie macał. Głupio mu było mjcać wykształconą kobietę. Jedzenie tylko donosił. Co innego zwykła dworcówka. Takiej da się dwa pety za macanie, trzeci za jeszcze ooś i wszystko mieści się w regule. Taką młodą doktorkę chemiczkę macać wstyd. Zresztą szybko im się to urwało, bo milicjanci doktorkę wreszcie dojrzeli i wygonili z dworca. Ale kobieta nie była potulna. Na drugi dzień przyszła znowu i oznajmiła, że skargę napisała do KC, do Rady Ministrów i na cztery strony, a w tej skardze było, że dworzec nie do milicji należy, tylko do kolejarzy i żc kolejarze się nie czepiali, a milicja się czepiła. I w ogóle co ona ma zrobić, jeżeli domu nie lubi, a dworzec lubi?