„Czarna pedagogika" 91
90 Wychowanie jako zwalczanie zdrowych instynktów życiowych
nauczycieli, nie pozwolił mu na wyższe studia, ale zmusił go do zajęcia się handlem i do założenia własnego przedsiębiorstwa w Aleksandrii, to jednak ten, któremu wciąż łamano wolę, ciągle szukał dla siebie, gdzie tylko mógł, ojcowskiej postaci. Przywódca był kimś gorąco po*; żądanym! (tamże, s. 260).
Kiedy cudzoziemcy oglądali w filmowych kronikach tygodnio* wych wystąpienia Adolfa Hitlera, nie umieli w żaden sposób pojąć;; entuzjazmu z powodu jego wyboru w 1933 r. Potrafili be2 trudu przejrzeć jego ludzkie słabości, jego sztuczne pozy, sztuczną pewność siebie, fałszywość jego argumentów. Bo im nie wydawał się ; ojcem. Ale dla Niemców było to znacznie trudniejsze. Dziecko nie potrafi dostrzegać wad swego ojca, gdzieś jednak ich postrzeganie magazynuje w swoim umyśle, gdyż dorosłego pociągają w ojcowskim substytucie właśnie te negatywne, n.ie dopuszczone do ću>ia-;, domości ojcowskie cechy. Komuś postronnemu trudno to 2rozu mieć.
Często zadajemy sobie pytanie, jak mogło dojść do jakiegoś małżeństwa, jak dana kobieta może wytrzymać z danym mężczyzną lub odwrotnie. Być może żona podtrzymuje ten związek jedynie kosztem najcięższych udręk i wyrzeczeń, rezygnując z własnych życiowych interesów, 6ądzi, te gdyby mąż ją porzucił, umarłaby ze strachu. W istocie takie rozstanie mogłoby stworzyć jej szansę na lepsze ułożenie własnego życia, ale ona absolutnie nie może tego przyjąć do wiadomości, ponieważ musi przeżywać powtórnie w małżeństwie swoje dawne, zepchnięte do nieświadomości udręki spo-. wodowane przez ojca. Bojąc się, że mąż ją opuści, przeżywa więc| w myślach nie swoją obecną sytuację, ale swoje dziecięce lęki przed porzuceniem i okres, kiedy istotnie była całkowicie zdana na ojca. Mam tu na myśli pewną konkretną kobietę, córkę muzyka, który ją wychowywał po śmierci matki. Często znikał z domu, kiedy wyjeżdżał na objazdy koncertowe. Była wtedy za mała, by umieć;* przeżywać te rozstania bez panicznego lęku. Dzięki psychoanalizie wiedziałyśmy o tym jut od dłuższego czasu, ale jej lęk przed po-, rzuceniem przez męża ustąpił dopiero wtedy, kiedy na podstawie analizy snów wyłoniły się z jej nieświadomości także brutalne i okrut
ne cechy ojca, którego pamiętała jako kochającego i czułego. Zmierzeniu się z tą wiedzą o nim zawdzięcza swoje wewnętrzne wyzwolenie i możliwe teraz rozwijanie własnej samodzielności.
Przytoczyłam ten przykład, gdyż ukazuje on pewien mecha-T; nizm, który zadziałał być może przy wyborach 1933 r. Entuzjazm £ wobec Hitlera daje się wytłumaczyć nie tylko jego obietnicami (któż przed wyborami nie składa obietnic), nie ich treścią, ale sposobem ich przedstawienia. To właśnie jego teatralna gestykulacja, tak śmieszna dla cudzoziemców i wydająca się całkiem swojska dla mas, tak sugestywnie na nie oddziaływała. Takie wrażenie odnosi każde dziecko, kiedy przemawia do niego wielki, podziwiany, ukochany ojciec. 1 nie ma żadnego znaczenia, co właściwie mówi. Ważne jest, jak mówi. Im bardziej się wynosi nad innych, tym bardziej będzie podziwiany, zwłaszcza przez dziecko wychowane według zasad „czarnej pedagogiki". Kiedy srogi, nieprzystępny, daleki ojciec raz się skłania do tego, by przemówić do swego dziecka, jest to niewątpliwie wielkie święto i żadne poświęcenie nie jest zbyt wielkie, by sotiie na ten zaszczyt zasłużyć. Że ów wielki ojciec, taki ‘duży, silny mężczyzna, może być kimś żądnym władzy, nieuczciwym i w gruncie ducha niepewnym siebie, dobrze wychowanemu dziecku nie może nawet przyjść do głowy. I tak się dzieje w każdej sytuacji; takie dziecko nigdy nie potrafi właściwie ocenić swego i; ;Ojca, gdyż jego zdolność postrzegania została zablokowana przez ^wcześnie wpojone posłuszeństwo i stłumienie własnych uczuć.
) Nimb, jakim otacza się ojca, przyozdabiają często cnoty (mą*
■ .drość, dobroć, odwaga), których mu brak, ale takie takie, które ?. .każdy ojciec (w oczach swojego dziecka) niewątpliwie posiada: to, '.<że jest jeden jedyny na świecie, że jest duży, ważny i że ma władzę. , -Przy nadużyciu władzy, niszczącej w dziecku zdolność do kryty-tycznego myślenia, ojcowskie wady mogą pozostać ukryte pod jego cennymi przymiotami. Mógłby wtedy najpoważniej w świecie wy-krzyknąć swoim dzieciom to, co Hitler swoim współczesnym: „Cóż ;to za szczęście, że mnie macie!”
Jeśli wyobrazimy sobie taką sytuację, utraci swoją zagadko-lwość legendarny wpływ Hitlera na ludzi z jego otoczenia. Mogą to zilustrować dwa ustępy z książki Hermanna Rauschninga (1973):
92 Wychowanie jako zwalczanie zdrowych instynktów życiowych
Przedstawiono Hitlerowi Gerharta Hauptmanna. FUhrer uścisnął mu ;!> rękę. Spojrzał mu w oczy. Było to owo znane spojrzenie, które wszy-! 8tkich wprowadzało w drżenie, spojrzenie, o którym pewien stary jfS wybitny prawnik powiedział kiedyś, że po nim pragnął tylko jednego: a* znaleźć się w domu, by w samotności uporać się z tym przeżyciem. Jjfl Hitler jeszcze raz potrząsnął dłonią Hauptmanna. „Teraz — pomy- ‘ * śleli stojący wokół — teraz padnie wielkie słowo, które przejdzie do ^ historii". „Teraz” — pomyślał Heuptmann. A Fuhrer Trzeciej Rzeszy jeszcze silniej po raz trzeci uścisnął rękę wielkiego poety i podszedł do kogoś stojącego obok. Później Gerhardt Hauptmann powiedział do . swoich przyjaciół, że była to wielka chwila w jego tyciu (s. 274).
Często słyszałem, jak ludzie się przyznawali, te budzi on w nich lęk, że choć całkiem dorośli, wchodzą do niego z kołataniem serca. Mieli uczucie, że ten człowiek może nagle chwycić kogo za szyję i udusić': albo, że rzuci kałamarzem lub popełni jakiś inny bezsensowny wy-: czyn. Jest wiele udawanego entuzjazmu w tym fałszywym wznoszeniu': oczu ku górze, wiele samozakłamania w tej całej gadaninie o wielkim przeżyciu. Większość odwiedzających go ludzi chce, żeby to było ich] wielkie przeżycie. Ale owi odwiedzający Hitlera, którzy by raczej woleli ukryć swoje rozczarowanie, kiedy się ich mocniej indagowało, sto-,: pniowo się przyznawali: No tak, właściwie nie powiedział nic szcze*’ gólnego. Nie, nie robi jakiegoś specjalnego wrażenia. Tego nie można by powiedzieć. Po co robić na ten temat tyle szumu? Tak. Trzeźwo, patrząc, jest on dość zwyczajnym człowiekiem. To tylko blask chwały,: tylko ten blask (s. 275).
Kiedy zatem pojawia się człowiek, który podobnie mówi i podobnie się zachowuje jak ojciec, wtedy nawet dorosły zapominał o swoich demokratycznych prawach lub nie chce robić z nich użyty ku, pozwoli mu sobą manipulować, będzie mu wiwatować, obdarzy ^ go zaufaniem, a w końcu całkowicie mu się powierzy, nie dostrzegając swego zniewolenia, tak jak się dostrzega się niczego, co-oznacza jedynie przedłużenie własnego dzieciństwa. Jeśli się jed-'i| nak popadnie w taką zależność od kogoś, jak było się jako dziecko]! zależnym od swoich rodziców, to wtedy już nie ma wyjścia. Dziec- |
„Czarna pedagogika" 93
“ ko nie może pTzed rodzicami uciec, z obywatel żyjący w ustroju tofalitarnjTn może się wyzwolić od tego uzależnienia, ale tylko kosztem własnych dzieci. Zniewoleni obywatele Trzeciej Rzeszy wychowywali swoje dzieci na zniewolonych ludzi, by móc poczuć, te jednak na jakimś terenie mają przecież władzę.
Ale przed tymi dziećmi, które już same są rodzicami, otworzyły się po wojnie inne możliwości. Wielu zaznało niebezpieczeństw tradycyjnej ideologii wychowawczej i poszukuje śmiało i ze znacznym zaangażowaniem nowych dróg.
Niektórzy, w szczególności pisarze, potrafili dotrzeć do prawdy dziecięcego przeżycia, całkiem nie znanej wcześniejszym pokoleniom. Brigitte Schweiger pisze na przykład tak:
Słyszę głos ojca. Wola mnie po imieniu. Czegoś chce ode mnie. Jest daleko, w drugim pokoju. I czegoś chce ode mnie, dlatego istnieję. Przechodzi obok mnie bez słowa. Jestem zbędna. Nie powinno mnie wcale być (Schweiger, Lange Abwesenkeit, 1980, s. 27).
Gdybyś od samego początku nosił w domu swój kapitański mundur z czasów wojny, może wiele spraw rysowałoby się wyraźniej. Ojciec, prawdziwy ojciec to jest ktoś, kogo nie wolno uściskać, komu trzeba odpowiadać, nawet kiedy piąty raz pyta o to samo, a wydaje się, że pyta po pięć razy, aby się upewnić, czy córki za każdym razem będą mu równie ochoczo odpowiadały; to ktoś, komu wolno przerwać drugiemu w pół słowa (tamże, s. 24 i n.).
Gdy tylko dziecięce oczy potrafią przejrzeć grę o władzę, tkwiącą u postaw procesu wychowawczego, wtedy zrodzi się nadzieja na wyzwolenie z okowów „czarnej pedagogiki”, gdyż takie dzieci będą już pamiętały, co im uczyniono.
Dobitny tego przykład znalazłem w obrazie ojca przedstawionym przez Christopha Meckela w jego książce Suchbild (1980).
W dorosłym tkwi kawał dziecka, które chce się bawić. Tkwi również w nim kawał dowódcy, który chce karać.
W moim dorosłym ojcu tkwił kawał dzieciaka, który bawił się z innymi dziećmi w niebo i piekło. Tkwił w nim również kawał kaprala, który chciał karać w imię utrzymania dyscypliny.