104 Wielka masakra kotów
płacić przy wtórze jeszcze głośniejszego koziego beczenia, trzaskania narzędziami i głośnego śmiechu. Grzywny przeznaczano na jedzenie i picie w ulubionej gospodzie członków zrzeszenia, gdzie szalona zabawa trwała do późnej nocy18.
Opłaty i wspólne biesiadowanie charakteryzowały też wszystkie inne obrzędy zrzeszenia. Specjalne składki i uczty znaczyły moment rozpoczęcia pracy w warsztacie (biewenue), jej zakończenie (conduite), a nawet zawarcie małżeństwa (droit de chevet). Przede wszystkim zaś związane były jednak z etapami przechodzenia młodego człowieka z grona uczniów w szeregi czeladzi. Contat opisał cztery tego rodzaju rytuały, z których najważniejszy był pierwszy, nazywany „przyjęciem fartucha”, i ostatni, czyli inicjacja Jerome'a jako pełnoprawnego compagnon.
„Przyjęcie fartucha" (la prise de tablier) odbyło się zaraz po rozpoczęciu przez Jerome’a pracy w drukarni. Musiał wpłacić sześć liwrów (co równało się mniej więcej trzem dniówkom zwykłego czeladnika) do wspólnej kasy, którą czeladnicy także zasilili własnymi niewielkimi składkami (faire la reconnaissance). Następnie członkowie zrzeszenia udali się do swej ulubionej tawerny, Le Panier Flury przy ulicy de la Huchette. Posłańcy dostali polecenie zorganizowania zaopatrzenia i wrócili obładowani chlebem i mięsiwem, pouczywszy wcześniej; sklepikarzy z sąsiedztwa, które kawałki zasługiwały, by jedli je dru-j karze, a które można było zostawić szewcom. W milczeniu, z kieli-i chami w dłoniach czeladnicy zgromadzili się wokół Jerome’a w specjalnej izbie na drugim piętrze tawerny. Jeden z członków starszyzny zbliżył się, niosąc fartuch. Za nim kroczyli dwaj „starsi”, po jednym i z każdego drukarskiego „stanu” - casse [zecerów] i presse [wyciska-czy]. Fartuch wykonany z gęsto tkanego lnu podano przewodnikowi , zrzeszenia. Ten wziął Jerome'a za rękę i powiódł go na środek kom-, naty, a członkowie starszyzny pozostali z tyłu. Przewodnik wygłosił krótką mowę, włożył fartuch Jerome'owi i zawiązał mu z tyłu sznurki, a wszyscy zgromadzeni w tym czasie wznosili toast za zdrowie nowo przyjętego. Następnie Jerome'a posadzono u szczytu stołu, ] w towarzystwie starszyzny. Pozostali pobiegli zająć jak najlepsze miejsca i rzucili się najedzenie. Jedli i pili łapczywie i wołali o więcej. Po kilku gargantuicznych rundach przeszli do rozmów na tematy zawodowe, którym Contat pozwala nam się przysłuchać:
• „Prawda - mówi jeden z nich - że drukarze wiedzą, jak się napychać? ff jestem pewien, że gdyby ktoś sprezentował nam pieczonego barana,
: tak wielkiego jak można sobie wyobrazić, zostałyby po nim tylko kosteczki...” Nie rozmawiają o teologii ani o filozofii, a tym bardziej o polityce. Każdy mówi o swojej pracy: jeden mówi o cosse, inny o presse, ten o płycie dociskowej, tamten o skórzanym pojemniku na ■ farby. Wszyscy mówią jednocześnie, nieważne, czy inni słyszą ich, v czynie.
Wreszcie wcześnie nad ranem, po wielu godzinach pijaństwa i wrzasków, pracownicy rozchodzili się, pijani, ale przestrzegający | obrządku do samego końca: „Bonsoir, Monsieur notre prote [dobranoc kierowniku]", „Bonsóir, Messieurs les compositeurs” [panowie tzecerzy], „Bonsoir, Messieurs les imprimeurs” [panowie drukarze], ^„Bonsoir, Jerome”. Tekst wyjaśnia nam, że Jerome będzie wołany po : imieniu aż do czasu przyjęcia w poczet czeladników19.
Moment ten nastąpił cztery lata później, po dwóch poprzedzają-i cych go wcześniej uroczystych obrzędach (admission d l'ouvrage oraz fadmtsston d la banque) oraz porządnych otrzęsinach. Koledzy nie tylko ^dręczyli Jerome'a, drwiąc sobie z jego niewiedzy, dając mu do wykonania bezsensowne zadania, robiąc mu różne psikusy i narzucając rmu masę nieprzyjemnych obowiązków; odmawiali też uczenia go ^czegokolwiek. Nie chcieli' kolejnego czeladnika w swoim i tak już ftfużym gronie, dlatego Jerome musiał uczyć się tajników drukarstwa na własną rękę. Praca, jedzenie, zakwaterowanie, brak snu wystar-|ayły, by doprowadzić chłopca do szaleństwa, jeśli nie do rezygnacji h pracy. W rzeczywistości jednak tego rodzaju traktowanie mieściło ;się w granicach przyjętych standardów i nie powinno być brane zbyt ^poważnie. Contat opisywał cały katalog kłopotów Jerome’a w lekkim ■ tonie, sugerującym, że mamy do czynienia z typowym gatunkiem kosmicznym - misere des apprentis [udręki praktykantów]20. Miskę zawierały farsowe opisy, w formie prostych rymowanek lub pamfletów, tego zabawnego etapu życia, doskonale znanego wszystkim zajmującym się rzemiosłem. Był to etap przejściowy, oznaczający przejście k dzieciństwa do dorosłośći. Młody człowiek musiał się w tym czasie ciężko napocić, by opłacić swoje zobowiązania. Gdy nadchodziła chwila osiągnięcia pełnego członkostwa w grupie zawodowej, druka-
I-