’0
Wielka masakra kotów
.ystali masakrę, by postawić go symbolicznie przed sądem, oskarźa| je o niesprawiedliwość w zarządzaniu drukarnią. Była ona dla nichl akie formą polowania na czarownice, w ramach którego zabili kotkę] iależącą do żony mistrza i insynuowali, że ona sama była wiedźmąl Wreszcie na koniec przekształcili masakrę w chamań, co było sposo J bem na znieważenie pani w kontekście seksualnym i wyśmianie jej! męża jako rogacza. Bourgeois stanowił doskonały obiekt żartów. Nię| wystarczy, że stał się ofiarą procedury, którą sam uruchomił, ale ną| dodatek nie zorientował się zupełnie, jak bardzo sobie z niego za?J drwiono. Mężczyźni dokonali na jego żonie symbolicznego gwałtu! a on nie pojął, co się dzieje. Był na to zbyt tępy - klasyczny rogacz! Drukarze wyśmiali go w znakomitym stylu Boccaccia i uszło im to| na sucho.
Żart udał się tak dobrze, ponieważ pracownicy drukarni niezwykli le zręcznie posłużyli się repertuarem obrzędów i symboli. Koty do-| skonale nadawały się do realizacji ich celów. Przetrącając kręgosługl la grise, nazywali żonę swego mistrza czarownicą i ladacznicą, a jego! samego czynili jednocześnie rogaczem i głupcem. Była to zniewagą! metonimiczna, wyrażona za pomocą czynów, a nie słów, i dosięgła® celu, ponieważ koty były czułym punktem burżuazyjnego stylu żydaj Trzymanie zwierząt w domu było równie obce robotnikom, jak icfc torturowanie burżuazji. Koty, złapane w potrzask między dwoma światami reprezentującymi całkowicie odmienne typy wrażliwości® doświadczyły tego, co oba światy miały w sobie najgorszego.
Pracownicy bawili się też samymi ceremoniami. Ściganie kotów zamienili w polowanie na czarownice, w święto, chariyań, sfingował ny proces i niewybredny dowcip. Następnie wszystko to przerobili tiaj pantomimę. Za każdym razem gdy zmęczyła ich praca, zamieniali! warsztat drukarski w teatr i wystawiali w nim copies - swoje własna wersje wydarzeń, nie autorów. Teatr w warsztacie i gra rytuałami pał sowały do tradycji ich rzemiosła. Choć drukarze produkowali książki! sami nie posługiwali się słowem pisanym, by przekazać jego sensi Używali gestów, czerpiąc z kultury własnego rzemiosła, by ruchem nakreślić w powietrzu to, co mieli do powiedzenia.
Choć z dzisiejszej perspektywy tego rodzaju żart może wydawaćl się trywialny, w XVIII w. wiązał się z pewnym ryzykiem. Ryzyko byłw częścią żartu, podobnie jak w wielu innych formach humorystycj
inych, grających na przemocy i drwiących z tłumionych namiętności. IPracownicy doprowadzili swoje symboliczne dzikie harce do granicy, po przekroczeniu której symbole przeradzały się w konkretną rzeczywistość, gdzie mordowanie kotów mogło przekształcić się w otwarty |bunt. Grali na dwuznacznościach, posługując się symbolami, które fpozwalały im ukryć, co naprawdę mieli na myśli, lecz były jednocześ-l-nie na tyle czytelne, aby zrobić głupca z bourgeois, nie dając mu pre-gtekstu do zwolnienia ich z pracy. Dali mu prztyczka w nos i pozbawi-Iffjnożliwości protestu przeciw temu. By dokonać takiego wyczynu, Bależało wykazać się wielką zręcznością. Był on dowodem, że pracownicy potrafili manipulować symbolami w obrębie swego języka równie skutecznie, jak poeci robili to na papierze.
I* Granice, których w tego rodzaju błaznowaniu nie wolno było Przekraczać, można rozumieć jako granice wojowniczości klasy pra-|ęującej epoki ancien regimefu. Drukarze utożsamiali się ze swym rze-ppsłem bardziej niż ze swą klasą społeczną. Choć zorganizowani gjjyli w zrzeszeniach, strajkowali, a czasem wymuszali podwyżki płac, padał podlegali władzy btirżuazji. Mistrz zatrudniał i zwalniał ludzi ■;pk samo beztrosko, jak zamawiał papier, i wyrzucał ich na bruk, gdy f tylko zwietrzył oznaki nieposłuszeństwa. Aż do początków proieta-gryzacji pod koniec XIX w. protesty robotników utrzymywane były Igasadniczo na poziomie symbolicznym. Copies, podobnie jak karna-Iwai, były okazją do wyładowania emocji; ale wyzwalały także śmiech, (niezwykle istotny składnik wczesnej kultury rzemieślniczej, o któ-|rym zapomniano później, pisząc historię klasy robotniczej. Przyglą-fdając się, jak żartowano sobie podczas dzikich harców w warsztacie jphikarskim przed dwustu laty, być może uda się nam odtworzyć ów kprąkujący element - śmiech, szczery śmiech, z rabelaisowskim bi-|ćiem się po udach i zdzieraniem boków, a nie dobrze nam wszystkim f znany wolterowski uśmieszek.
Aneks: relacja contata z masakry kotów
"Ten opis pochodzi z: Nicolas Co mat, Anecdotes typographiques oii l’on ^ Voit la description des couti/mes, moeurs et usages singuliers des companons |mprimeurs, wyd. Giles Barber, (Mord 1980, s. 51-53. Po całym dniu Wyczerpującej pracy i ohydnego jedzenia dwaj uczniowie udają sie do
i
i