34 ŁUKU PIRANDEU O
r>ą jest, iż tu — na tych deskach — daliśmy tycie dziełom nieśmiertelnym f
Aktor ay potakują a zadowoleniem I oklasku ją Dyrektora OJCIEC
przerywając I odpowiadając a sapałem Otóż tof Doskonale! Istotom żywym, bardziej żywym niz te, które oddycha je i nosze ubrania! Mniej realnym może, ale bardziej prawdziwym! Jesteśmy tego samego zdania!
Aktorzy spoglądają na słabła w osłupieniu DYREKTOR
Jak to? Przecież pan mówił przed chwilę...
OJCIEC
Nie, przepraszam, mówiłem to, bo pan krzyczał, że szkoda czasu na rozmowę z wariatami, gdy tymczasem pan wie najlepiej, że natura posługuje się narzędziem fantazji ludzkiej, aby coraz bardziej udoskonalać swoje dzieło tworzenia.
DYREKTOR
No więc dobrze, dobrze. Ale czego chce pan przez to dowieść?
OJCIEC
Niczego, proszę pana. Chcę panu dowieść, że na świat przychodzi się najrozmaitszymi sposobami i pod różnymi postaciami: jako drzewo czy kamień, jako woda czy motyl... albo kobieta. I że można urodzić się także jako postać fikcyjna! •
DYREKTOR
udając ironiczne zdziwienia
To znaczy, ie pan i cl wszyscy państwo urodziliście stą jako postacie fikcyjne?
OJCIEC
Właśnie tak. 1 to żywe, tak Jak nas pan tu widzi.
Dyrektor i Aktorzy wybuchają śmiechem, lak gdyby usły steli dobry śart.
Ojciec dotknięty
Bardzo mi przykro, ie się państwo tak śmieją, gdyż, powtarzam. nosimy w sobie bolesny dramat, czego zresztą mogą się państwo domyślić patrząc na tą kobietą w żałobie.
Mówiąc to, podafa rękę Matce, żeby jej pomóc wejść po sckartkach J ciągle trzymając za rękę prowadzi ją z tragiczną niemal powagą na drugą stronę sceny, która natychmiast rozświetla się fantastycznym światłem. Dziewczynka I Chłopczyk Idą ta Matkąi potem Syn, który staje z daleka, w głębi/ potem Pasierbica, która staje na przodzle, oparta o filar. Aktorzy, najpierw zdumieni, potem zachwyceni tym pochodem, zaczynają bić brawo, Jak gdyby na spektaklu dla nich przygotowanym
DYREKTOR
najpierw osłupiały, potem oburzony Już dość! Proszą o ciszą!
Potem, zwracając się do Postaci Proszą stąd wyjść! Wynoście siąf
Do Inspicjenta
Do pioruna, każ ich pan wyrzucić!
INSPICJENT
podchodzi, ale przystaje, jak gdyby powstrzymywany dziwnym lękiem
Proszą wyjść! Proszą wyjść!