•ŚCIEŻKI POLNE*
XX
wcina światową. W roku \l918.wychodzi Tęczo fez i krwi, rbiór utworów publicystycznych, wrażeń z okresu wojny, refleksyj, niekiedy w formie odezwy poetyckiej lub gromkie ody Wiersze te są świadectwem żywych reakcji poety na wydarzenia, jego patriotyzmu, umiłowania wolności. Ale Staff nie ma w sobie mc z Tyrteusza. Wizję wojny (na ogół nie widzi jej okiem artysty) stara się zastąpić uczciwym rzemiosłem, stąd nagła inwazja pseudoklasy-eyzmu, którego dotąd zdołał uniknąć. Sąd swój o wojnie, o'wiele bardziej przekonywający, zawarł w Ścieżkach polnych (wydanych w rok później), zwłaszcza w zamykającym
tom utworze Głóg i tarnina \
Co uderza przede wszystkim w tym zbiorze, tak skromnie zatytułowanym? W szeregu wierszy Staff rezygnuje z przenośni symbolicznej, z alegoryzowania, tak częstegoj w jego praktyce poetyckiej, wysuwa na pierwszy plan opis zjawisk. Zdumiewające w stosunku do dotychczasowej twórczości „sprozaizowanie” tematów. Obserwacja, notowanie szczegółu, nieomal naturalistyczny opis, jakieś nowe Georgiki. Wystarczy wymienić takie utwory, jak Podój, Gęsiarka, Wieprz, Bocian, Kartoflisko... Utwory te przypominają niektóre wiersze E. Yerhaerena, jego idylle flamandzkie. Chleb Staffa ma pierwowzór w utworze Wypiekanie chleba, Podój — w sonecie Yerhaerena Mleko.
Nie tylko te pokrewieństwa lub powinowactwa z wyboru zauważyć można w )J>cieżkacli polnych; taki na przykład sonet U ó\ przypomina nieco~sonet G. Carducciego II bove, przynajmniej w plastyce wyrazu, gdyż sonet włoskiego poety rne ma pointy mistycznej, która u Staffa służy uwzmoslemu pospolitego tematu. Sonet o gnoju (już w samym pomyśle sonetu na taki temat jest przekora)
nych &ptStaC“erSdKk 1905 C>’klem kl3SyCZ'
•ŻYWIĄC się w locie*
również przy pomocy różnych zabiegów dostępuje wznie-f sienią w krainę poezji: gnój ma „dziką świeżość potęgi I odwiecznej”, dymi jak kadzielnica przed ołtarzami bogów [ pracy, pachnie „jak wszystkie wonności Arabii”. Tymi sposobami podnosi poeta rzeczy brzydkie, a nawet odrażające, do rangi poezji, tak jak wówczas ją pojmowano. Czynił to programowo Baudelaire, a później choćby Edmond [ Harancourt w słynnej Ropusze (tłumaczonej na język polski,
[ podobnie jak wiersz Carducciego, przez Miriama). Ten zwrot do zjawisk uważanych za niepoetyczne nie jest już w tym czasie w poezji europejskiej czymś niezwykłym, ale na tle Młodej Polski, stroniącej od pospolitych przed-; miotów, uderzał świeżością. Zresztą „brzydota” jako obiekt poezji nie bardzo mieściła się w granicach zakreślonych jej przez apoliński gust Staffa, dlatego zapewne prawie nie spotykamy się z tym eksperymentem „antyestetycznym” w późniejszej twórczości Staffa, chyba w zakresie praktykowanym także, przez poetykę romantyczną. Następne zbiory :jSo u; im ■ Żywiąc się w locie, Ucho igielne
kontynuują raczej poetykę „wzniosłą”, powtarzają klasyczne już w liryce Staffa nastroje, formuły dla przemijania, szczęścia, zachwycenia. Długie poematy zbioru Żywiąc się w locie gubią w płynnych okresach poszczególne piękności i wprowadzają czynnik szczególnie nieprzyjazny poezji — rozwlekłość. Dzieje się to nie bez pewnego wpływu Hymnów Kasprowicza, wpływu na ogół ujemnego, gdyż tony hymniczne są obce naturze poetyckiej Staffa, który czuje się u siebie w domu w idylli, łagodnej elegii, krótkiej stancy w rodzaju stanc J. Moreasa.
Żywiąc się w locie kończy się Tryptykiem ewangelicznym, inscenizującym na nowo wydarzenia opowiedziane w Ewangelii. Cały ten tom należy do najsłabszych i najbardziej zagadkowych tworów Staffa. Wszystko tu jest pozorne, gdyż nieprzekonywające; nie wierzymy ani za-