TOMASZ WĘĆMfSKI
także odpowiedź w postaci „teologii rzeczywistości ziemskich". Przede wszys-kim zaś takie pojęcie odniesienia Boga do stworzenia nie może sprostać powadze Krzyża i śmierci1.
Rozwiązanie trudności nie może zatem polegać ani na kompromisie między jednym a drugim spojrzeniem, ani też na swoistym „przełączaniu się” z jednej perspektywy do drugiej w zależności od potrzeb określanych przez typ wypowiedzi: że po jednej stronie byłoby pojęcie Boga meta ta fysika, świadomie abstrahujące od doświadczenia z tym światem, po drugiej zaś - teologia zsekularyzowa-na, która sądzi, że o Bogu można mówić tylko językiem (indywidualnej i społecznej) historii. Najgłębszym źródłem wątpliwości związanych z tą drugą możliwością jest lęk, że Bóg widziany konsekwentnie i wyłącznie z perspektywy tego, z czym stale mamy do czynienia, okaże się tylko wielkim ludzkim samozłudzeniem, niemądrą wymówką, beznadziejną próbą ukrycia się przed prawdą o człowieku i świecie — że więc pokaże się wtedy raz na zawsze z ostateczną i nieubłaganą pewnością, że już naprawdę nie ma na co czekać: niczego lepszego, niczego piękniejszego, niczego bardziej wzniosłego, niż to, co wciąż na nowo widzimy w sobie samych i wokół siebie, nie ma, nigdy nie było i nie będzie. Lęk ten jest jednakże bezzasadny - bo wcale nie jest prawdą, że jeśli Bóg nie zechce być w naszej ocenie lepszy niż poznawany przez nas (stworzony przez Niego) świat, tym samym pozbawi się tego, co - przynajmniej w naszych oczach-czyni go Bogiem. Jednakże nie jest to prawdą nie dlatego, że Bóg musi okazać się lepszy zgodnie z prostą regułą, według której On jest zawsze i z zasady lepszy, niż to, co o Nim myślimy. Cała ta sprawa nie ma w ogóle prawie nic wspólnego z tym, co o Bogu myślimy (albo nie), co o Nim potrafimy powiedzieć (albo nie), czego się po Nim spodziewamy (albo nie).
Raz jeszcze zatem stajemy wobec pytania o „wytłumaczalność’ ludzkiego istnienia w świecie, jaki jest, i zarazem o wytłumaczalnośi świata, jaki jest (a tym samym i Boga, skoro - jak powiedzieliśmy -świat zjawia się na tym miejscu, w którym my oczekujemy Boga)
w ludzkim istnieniu (chodzi o czytelność świata we wnętrzu istnienia człowieka) - i to nie o wytłumaczalność „w ogóle”, ale wobec konkretności tego oto ludzkiego istnienia (a więc dla mnie: moje-gp). Być może jest to raz jeszcze pytanie przekraczające nasze możliwości. Nie znaczy to jednak, że nie możemy widzieć, iż takie pytanie jest, a także, iż nie możemy uchwycić przynajmniej niektórych jego możliwych uwarunkowań. To właśnie spróbujemy teraz zrobić, trzymając się w tym momencie tylko jednej kwestii: podniesionej wyżej sprawy kruchości istnienia człowieka wobec wielkości (nieczułego na nie) wszechświata.
Jest dość powszechnie przyjmowanym poglądem współczesnej kosmologii/antropologii, że istnienie człowieka (w sensie fizycznym i biologicznym) jest możliwe tylko w kosmosie zbudowanym tak, jak zbudowany jest wszechświat, w którym jesteśmy, że wręcz domaga sie ono tak wielkiego i tak złożonego świata, że jest on potrzebny, żeby mogły zostać spełnione pewne minimalne warunki powstania i przetrwania ludzkiego życia. Bardzo niewielka zmiana podstawowych parametrów fizycznych tego świata uniemożliwiłaby ten rozwój, który faktycznie doprowadził do pojawienia się w nim człowieka. Ten stan rzeczy stanowi, jak wiadomo, podstawę tzw. zasady antropicznej w wersji silnej (istnienie wszechświata jest uwarunkowane istnieniem człowieczej świadomości, bez której nie może istnieć to, co istnieje - między istnieniem człowieka a istnieniem wszechświata zachodzi zatem silny związek ontycznej konieczności) lub w wersji słabej (istnienie wszechświata i istnienie człowieka są powiązane faktycznie, chociaż niekoniecznie). Tak czy inaczej pytanie o miarę wszechświata nie pomija pytania o miejsce w nim człowieka. Jednakże jako uzasadnienie ogromu i bogactwa tego, co jest naszym światem, nie jest to bynajmniej twierdzenie oczywiste i niepro-blematyczne. Przeciwnie, im bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, o czym mówimy, tym bardziej problematyczne wydaje się takie powiązanie. Nadto historyczne doświadczenie nauk — albo przynajmniej pewnego wysoce skutecznego typu nauki opartego na racjonalnym dystansie w stosunku do rzeczy badanych — dyktuje sprzeciw wobec uzasadnienia wielkości i bogactwa tego, co jest, powołaniem się na potrzeby człowieka. Źródłem tego sprzeciwu jest z jednej strony
79
Eugen Biser, Atbeismus und Theoiogie, w: Joseph Ratzinger (wyd.), DuFrtge**' Gotł, QD 56, Freiburg i Br. 1973, s. 110 n.