TOMASZ WęCŁAWSKl
ku z nią jakichkolwiek wyjaśnień. Jeśli zaś tak, to sama ta możliwość powie nam więcej o śmierci jako mierze istnienia niż jakikolwiek
Śmierć — choćby była naprawdę wielkim zwycięstwem czyjegoś człowieczeństwa — jest zarazem kresem możliwości człowieka i znakiem jego ostatecznej bezsilności wobec siebie samego.
„aranżacyjny” komentarz. Jak widać, nie chodzi tu w pierwszej linii o rodzaj zewnętrznego konkretu aranżacyjnego, ale o świadome podejście wobec możliwości owego wyrazu / lub jego braku (dysponowania owym wyrazem jako rodzajem ostatniego słowa - choćby miało ono zostać wypowiedziane milczeniem).
2’ W śmierci człowiek jest też najbardziej bezsilny wobec siebie samego i tego, czym się stał: jego życie się wypełniło, ale on sam nie może już tej pełni zachować (pielęgnować) - nie ma nad nią władzy. Powiedzmy to znowu prosto i naiwnie: jest tak, ponieważ śmierć - choćby była naprawdę wielkim zwycięstwem czyjegoś człowieczeństwa/wolności -jest zarazem kresem możliwości człowieka i znakiem jego ostatecznej bezsilności wobec siebie samego.
Podkreślmy: chodzi o bezsilność człowieka wobec siebie samego. Nie jest to jedynie prosta formuła zwrotna. Chcemy nią zwrócić uwagę na to, że w żadnych okolicznościach nasza egzystencja nie wyjaśnia się sama sobie. Odniesienie do śmierci unaocznia ten stan rzeczy właśnie przez to, że przyjęcie śmierci jest zarazem przyjęciem kresu własnych możliwości (także wtedy, kiedy jest całkowicie świadomym i wolnym aktem: spełnieniem tej jednej ostatecznej możliwości, którą jest: świadomie umrzeć).
Zauważmy natychmiast, że na antypodach tej bezsilności, a jednak cudownie niemal związane z nią jest to, że dla istoty umierające) otwiera się zarazem jako nieograniczenie dostępne „zupełnie niespodziewane”, jakim śmierć w swojej istocie niewątpliwie jest. Owo „niespodziewane” tyczy wszystkiego, czym śmierć jest (lub może być) - zatem wszystkiego, co jest/ma być tam, w śmierci, i zarazem dotyczy nas (wszystkiego, z czym w śmierć wchodzimy - naszego życia w całości). Przyjmując ją, przyjmujemy coś nieskończenie otwartego, a to prowadzi nas do przekroczenia tego, co w śmierci budzi największą trwogę: do przekroczenia jej pustki, odruchowo rozumianej jako wepchnięcie naszego istnienia w nicość.
temat miesiąca
Oba te proste stwierdzenia pokazują związek śmierci z (niebanalnie i niepotocznie) rozumianą całością życia — a to znaczy także z możliwą całością świata - jako że nikt nie może mieć świata (cokolwiek w czyimś konkretnym przypadku znaczyłoby to słowo) w jego zupełności i całości inaczej niż w tej postaci, w jakiej przyjmuje świat żyjąc. Na tę „silną” możliwość przyjmowania świata, związaną z obecnością śmierci, chcemy teraz zwrócić uwagę. Czynimy to także w związku z możliwą teologiczną interpretacją świata, jakim daje się on naszemu doświadczeniu — a więc w związku z teologią stworzenia (naznaczonego śmiercią). Także tu najpierw prosty (i nieco naiwny) opis.
Świat, jakim się nam pokazuje, jest pełen rzeczy, co do których trzeba umieć przyznać, że nie bardzo wiemy, co o nich myśleć. Nie chodzi tu jednak ani o wydarzenia i sprawy niejasne czy niezrozumiałe, bo za mało nam znane, ani o te wszystkie nieprzeniknione drogi, którymi chadzają myśli i wyobrażenia wielu obcych nam ludzi i na których dokonują się ich życiowe wybory i decyzje. Chodzi o rzeczy dobrze znane, naoczne, czytelne i dostrzegalne, o których przecież mimo to nie bardzo wiemy, co myśleć. Niektóre z nich są bardzo blisko nas, są ujmowane świadomie i dotykają nas i poruszają tak mocno, że nietrudno ich nie zauważać i przechodzić obok nich obojętnie, inne dotyczą nas przynajmniej na pozór nie aż tak bardzo — są, i mogą być ważne, ale pozostają prawie niewidoczne w tym kręgu spraw, którymi na co dzień się zajmujemy. Te pierwsze należą przede wszystkim do świata bezpośrednich wrażeń, przeżyć, odczuć i doświadczeń — i związanych z nimi emocji; te drugie bardziej do świata poza i ponad nami - to jest do poznawanego przez nas zewnętrznie świata fizycznego jako wielkiego środowiska naszej egzystencji.
Do takich spraw należy najpierw sama wielkość znanego nam świata, a to znaczy: wielość tworzących go bytów i zdarzeń — przynajmniej jak długo przyjmujemy, że stosowane doń miary (przekraczające zwyczajne możliwości naszej wyobraźni) są miarami
75