ły mianowicie po starożytności nader popularne wówczas (choć nie jedyne na szczęście) wyobrażenie, że historia jesz czymś pokrewnym poezji. »jak gdyby poematem napisanym prozą*, jak to sformułował retor rzymski Kwintylian. (J schyłku zaś świata starożytnego pojawia się nawet pogląd, że dziejopisarstwo należy wręcz do dziedziny poezji. Kto z takimi pojęciami przystępował do pisania dziejów jakiegoś świętego, temu nawet wytykać trudno, że przekształcał je i upiększał wedle własnego uznania. Toteż pisarz średniowieczny, kiedy zabiera się do ponownego opracowania starszego jakiegoś żywota, zadanie swoje widzi z reguły nie w zweryfikowaniu jego doniesień i sprostowaniu błędów, ale w wygładzeniu stylu i kompozycji; w tym kierunku będzie jeszcze nasz Długosz, skądinąd historyk nieprzeciętnej miary, przerabiał u schyłku wieków średnich starsze polskie żywoty św. św. Stanisława i Kunegundy. W najlepszym zaś razie, jeśli piszący był umysłem stosunkowo krytycznym, próbował napotkane nieprawdopodobieństwa czy luki w tradycji uzupełniać i poprawiać wedle własnego widzimisię. nie troszcząc się o badanie dokumentów czy gromadzenie wiarygodnych źródeł.
Forma żywota świętego wyznawcy pozostała w zasadzie niezmieniona: za wzór klasyczny w tej mierze służył przez całe średniowiecze Sulpicjusza Sewera Żywot św. Marcina. Natomiast jeśli idzie o męczenników, to obok dawniejszej pasji czy aktów, obejmujących sam tylko opis męczeństwa, zaczyna się pojawiać, zwłaszcza w odniesieniu do osobistości nowszych, których całe życie mogło być znane, także pełny żywot, rozpadający się w takim wypadku na dwie części: żywot właściwy, przedstawiający życie aż do czasu męczeństwa, oraz dawną pasję, jako jego ukoronowanie i przypieczętowanie. Widzimy to np. w naszych żywotach św. Wojciecha, z których dwa najstarsze (żywot rzymski, tzw. Kanapariusza, oraz żywot pióra Brunona z K.we rfurt u, por. niżej nr 1 Dod.) zawierają pełny opis życia, podczas gdy trzeci z kolei, tzw. pasja z Tegernsee. zajmuje się przede wszystkim samym faktem śmierci, poniesionej przez swego bohatera w Prusiech. Natomiast zarówno żywoty wyznawców, jak żywoty czy pasje męczenników otrzymują teraz z reguły obszerne zakończenie, a właściwie osobną część, mówiącą o dziejach kultu danego świętego, tzw. translacje i cuda.
Cuda stanowiły, jak widzieliśmy, od samego początku integralną część żywotów świętych, natomiast opisy translacji są nieco świeższej daty. Odkąd mianowicie chrześcijaństwo uzyskało z początkiem IV w. oficjalną tolerancję w imperium rzymskim, a u schyłku tegoż wieku stało się religią państwową, relikwie męczenników, a z czasem i wyznawców, czczone poprzednio w ukryciu przez poszczególne gminy, stały się przedmiotem powszechnego kultu, tym ogólniejszego, im bardziej rozpowszechniona była cześć danego świętego. Nad grobami ich zaczęto wznosić okazałe kościoły, poczynając od konstantynowskiej bazyliki św. Piotra w Rzymie na Watykanie, kiedy indziej znów przenoszono relikwie z miejsca dotychczasowego spoczynku tam, gdzie mogły łatwiej odbierać cześć powszechną. Znana jest
historia odnalezienia i przeniesienia drzewa Krzyża iw. przez iw. Helenę, matkę Konstantyna Wielkiego, a zwłaszcza cesarze bizantyńscy gromadzili chętnie w stolicy swojej, Konstantynopolu, co cenniejsze relikwie, gdyż pierwotnie nie obfitował on w nie tak jak stary Rzym, hojnie zroszony krwią męczenników. Gdzie indziej znowu odkrywano prawdziwe lub domniemane szczątki jakiegoś świętego i przenoszono je do kościoła, aby tam były bardziej dostępne pobożnym. Opisy tych przeniesień (lac. translatiom, stąd »translacja«) wchodzą odtąd na stale do żywotów świętych lub nawet stanowią nieraz samodzielne utwory hagiograficzne.
Wobec niezmiernego kultu, jakim relikwie cieszyły się u schyłku starożytności i w wiekach średnich, było rzeczą naturalną, że starano się w takich opisach nagromadzić jak najwięcej cudów, obojętne - autentycznych czy zmyślonych, aby jak najbardziej podnieść znaczenie przypomnianego w ten sposób pobożności wiernych patrona. Grały tu swoją rolę, poza religijnymi, czynniki czysto materialnej natury, przecież słynne miejsca kultu, jak Tours dla św. Marcina, St. Gilles dla św. Idziego, Compostela dla św. Jakuba apostola, Bari dla św. Mikołaja i wiele innych, ciągnęły poważne zyski z napływu pielgrzymów, a więc opisy złożenia relikwii danego świętego w jego późniejszym sanktuarium oraz cudów zdziałanych tam przezeń były dla nich po prostu instrumentem propagandy, a ta, obliczona jedynie na doraźne korzyści, nigdy nie ma zwyczaju zbyt sumiennie odróżniać prawdy od zmyślenia.
Wskazaliśmy w ten sposób kilka źródeł, z których obfitym strumieniem płynęły do hagiografii wątki zmyślone, legendarne i nic wspólnego nie mające z prawdą historyczną. Było ich zresztą więcej jeszcze i nie potrafimy ich na tym miejscu wszystkich wyliczyć. Cały szereg czynników, od chybionych kombinacji uczonych poczynając, a kończąc na opowieści ludowej, z której również wiele weszło do hagiografii, składał się na ten gąszcz legend, które oplotły postacie co popularniejszych świętych. Olbrzymia ilościowo produkcja hagiograficzna wieków średnich dostarcza też nieprzebranego materiału do badania życia, rozwoju i zamierania legendy, materiału w przybliżeniu nawet dalekiego od opracowania i wykorzystania pod tym względem.
Należy jednak z drugiej strony przestrzec czytelnika wyraźnie przed wyobrażeniem, jakoby w hagiografii średniowiecznej wszystko w czambuł było fałszem i legendą, a co za tym idzie, jakoby nie przedstawiała ona dla historyka żadnej w ogóle wartości. Po pierwsze bowiem wśród wielkiej masy żywotów legendarnych i przepełnionych zmyślonymi szczegółami istnieje jednak część takich, które odtwarzają wcale wiernie, nie gorzej od innyd wiarygodnych zabytków owej doby, prawdę historyczną. Są to najczęściej żjj woty spisywane przez współczesnych ich bohaterom, zwłaszcza jeśli pisząc był człowiekiem rozumnym i trzeźwym, a takich przecież i w średnich wij kach nie brakło. Wystarczy przypomnieć tutaj najstarsze żywoty św. Wojci cha albo św. Ottona z Bambergu, apostoła fbmorza, które należą do cenny źródeł, nie tylko jeśli idzie o życiorys obydwu tych biskupów, ale także o I