Fakt ten nie budzi zdziwienia, jeżeli pamięta się, że osiedlenie się w niemieckojęzycznym Gdańsku wymagało asymilacji z ludnością stanowiącą większość, z jej kulturą i tożsamością, które nie były polskie.
Na temat odwiedzania Gdańska przez Polaków można tylko spekulować. Należy przede wszystkim uwzględnić wielką liczbę kupców, maklerów i ich pomocników oraz flisaków, którzy przybywali do miasta wiosną i jesienią, by rokrocznie przez wiele tygodni zmieniać uliczny obraz. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę wizyty okolicznej szlachty, handlarzy i chłopów z Kaszub, Kociewia lub innych zasiedlanych przez Słowian obszarów Prus Królewskich. W każdym razie, wraz z powolnym upadkiem handlu zamorskiego oraz wymiany towarów z polskim zapleczem stare polskie wpływy również zmalały. W XIX wieku nie było po nich prawie śladu, za to rozpoczęła się migracja zarobkowa do Gdańska, która sprowadziła z okolicy liczną ludność pochodzenia słowiańskiego. Z reguły ludność ta szybko się asymilowała, bo asymilacja stanowiła dla niej jedyną szansę na rychłą zmianę statusu społecznego. Świadczy o tym choćby fakt, iż w 1896 roku w samym Gdańsku prenumerowano jedynie 91 egzemplarzy jedynego lokalnego polskiego dziennika „Gazety Gdańskiej”. Nawet jeżeli przyjmiemy, iż pewien odsetek
ludności miejskiej był pochodzenia polskiego lub kaszubskiego, to jednak ci mieszkańcy miasta nic brali udziału w życiu publicznym jako Polacy względnie Kaszubi (słowo „Cassubc” było wręcz obelgą). Według danych urzędowych odsetek obywateli polskich w Wolnym Mieście wynosił w 1923 roku 3,5 procenta, oprócz nich byli też Polacy bez obywatelstwa Wolnego Miasta. Wszyscy oni ulegali silnemu wpływowi Niemców, gdyż musieli posługiwać się ich językiem w życiu publicznym, natomiast gdańscy Niemcy nie mieli wielu punktów styczności z Polakami, polskim językiem i kulturą.
Chciałbym jeszcze raz podkreślić: narracja o polskości Gdańska — podobnie jak o jego niemieckości — stanowi konstrukcję, którą wymyślono i sformułowano „po fakcie”: wyobrażenie ciągłości historycznej polskości w Gdańsku jest fikcją.
Była sobie kiedyś — rozpoczyna się opowieść o wielokulturo-wości — była sobie kiedyś metropolia, w której spotykali się ludzie i towary ze wszystkich stron świata: Polacy przywozili tutaj swoje zboże, Rosjanie skóry, Szwedzi kruszec, Niemcy prowadzili handel z Holendrami i zatrudniali holenderskich artystów. Przybywali tu Francuzi i Włosi, zaglądali także Anglicy, licznie osiedlali się Szkoci. Tym samym Gdańsk we wczesnej nowożyt-ności stał się miejscem wielokulturowym, łączącym wielką tolerancję z dążeniern do wolności, lśnił od dobrobytu, krótko mówiąc, był mieszczańskim rajem na ziemi, ideałem społeczeństwa obywatelskiego. Wszystkie znaki na niebie wskazują, że i teraz, na początku XXI wieku, ta radosna mieszanka ludów wróci do Gdańska i przywróci mu międzynarodowe znaczenie, na jakie sobie zasłużył.
67