hatera, chętnie inżyniera, wiązała go z koleją. Już w 1867 roku Orzeszkowa tak zaczyna powieść Ostatnia miłość: „Koleje żelazne — urocze to słowo! Magiczny wyraz zamykający w sobie dobrobyt ludzkości XIX wieku”. A w innym, nazywając za Waltem Whitmanem kolej — „królową XIX wieku”, taką apostrofę wkłada w usta wojażera: „Przybądź, o lokomotywo!...” W 91 psalmie Psałterza Kochanowskiego jest taki obraz:
Na lwa srogiego bez obrazy wsiądziesz I na agromnym smoku jeździć będziesz
— zwrot, później zadomowiony w języku potocznym i używany w formie heroizującego przysłowia, znalazł w drugiej połowie XIX wieku swoistą konkretyzację: ogromnym, a ponadto żelaznym smokiem stała się lokomotywa. Adekwatność wizualna była sugestywna: długi, z żelaznej łuski ogon, paszcza ziejąca ogniem i parą, krwawo łypiące ślepia. Straszył, a jednocześnie prowokował śmiałków, aby go dosiąść. Wokulski z Lalki, któremu tak trudno było zawładnąć wyobraźnią Izabeli, w czasie owej finalnej sceny powieści, jazdy pociągiem do Krakowa:
„Nie — panie — odpowiedział Wokulski. — Wolę stąd jechać na lokomotywie aniżeli tracić parę godzin. Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczyma. W tej chwili spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i — zainteresował ją. »Jaka to bogata natura!« — pomyślała.”
I w tej samej powieści, gdy przyjaciele Wokulskiego zastanawiają się nad domniemanymi okolicznościami jego śmierci, Rzecki powiada:
„Gdyby zechciał się zabić, mógłby to zrobić dawniej... Zresztą i pistolet by wystarczył, nie dynamit”. A na to Szuman: „Toteż zabił się... Ale że w każdym calu była to wściekła bestia, więc mu pistolet nie wystarczył... Jemu trzeba było lokomotywy, ażeby zginąć...” Lokomotywa jako narzędzie śmierci tytanicznego bohatera — to było w duchu epoki! Tak przecież ginie i Anna Karenina.
Obraz lokomotywy ujarzmionej ręką maszynisty zastąpił i zmodernizował figurę sternika nawy rzuconej na burzliwe flukta.
Kazimierz Wyka pisze w roku 1947 o fascynacji, jakiej doznawał, gdy w dzieciństwie zobaczył po raz pierwszy na płótnie kinowego ekranu wjazd lokomotywy: „ta lokomotywa była zupełnie prawdziwa i zupełnie sztuczna”. W szesnaście lat potem, opatrując drugie wydanie Podróży do krainy nieprawdopodobieństwa we współczesne glosy, napisze, że to wspomnienie „z najdawniejszego dzieciństwa” dzielił z twórcą filmu Cena strachu Henri Clouzotem.
W latach trzydziestych lokomotywa była na pewno jedyną — nie tylko dla dzieci —■ największą, możliwą do sprawdzenia wzrokiem, a nawet dotykiem — maszyną, już tak obrosłą w rozliczne konotacje.
123