dodatkowym znaczeniem (np. nieprzezroczyste słowo poetyckie). Znak literacki może być zbudowany z wielu znaków językowych i stanowić wyższą figurę semantyczną, jak kategoria „ja” mówiącego, czasu czy przestrzeni.
Czy tak rozumiane znaki literackie można porównywać ze znakami filmowymi? Co to jest w ogóle znak filmowy?
Problematyka znaku w filmie jest kwestią sporną, ponieważ wiąże się ściśle z koncepcją budowy dzieła filmowego. Status elementarnych jednostek musi zależeć od tego, co badacz uzna za istotę dzieła. Dlatego teza o wielokodowości filmu (połączona z krytyką lingwistycznego nastawienia) doprowadziła Christiana Metza do zanegowania samego pojęcia znaku filmowego. Według niego nie ma czegoś takiego jak signe cinematographiąuP, ponieważ nie ma w filmie jednego suwerennego kodu. Liczne kody tworzą splot na podobieństwo tkaniny i można mówić tylko o jednostkach minimalnych, które są elementami poszczególnych kodów, a w zależności od specyfiki kodu mają różne kształty i rozmiary. Na przykład jednostką minimalną języka jest fonem, mitu — postać lub motyw, a jednostką minimalną kodu technicznego — fotogram. Jednostki minimalne łączą się ze sobą jak dachówki, które, ściśle dopasowane, zachodzą jedna na drugą30.
Traktując film jako zjawisko wielokodowe, Metz niepomiernie rozmnożył ilość kodów31, a rezygnując z pojęcia znaku, właściwie usunął na dalszy plan problematykę konotacji32.
Czy można zatem mówić o znakach filmowych? Łukasz A. Plesnar, wychodząc od ogólnego pojęcia znaku jako przedmiotu pełniącego funkcję semantyczną, udowodnił, że tak33. Ale warstwowa koncepcja filmu, jaką zaproponował, oparta jest na procesie percepcji danych zmysłowych34, co siłą rzeczy kładzie nacisk na denotację i gubi specyfikę kina.
Co uznać za znak filmowy? Najmniejszą jednostkę kodu narracyjnego, sekwencję filmową (jak sugerował niegdyś Metz) czy ruchomy znak ikoniczny według koncepcji Umberta Eco?35. Żadne z tych rozwiązań nie zadawala. Sekwencja narracyjna stanowi zbyt dużą jednostkę, znak ikoniczny — tak małą, że droga od pojedynczego znaku do filmu wydaje się niemożliwa do przebycia. Ciekawe i pouczające są rozważania Hanny Książek-Konickiej w pracy Semiotyka i filrr?(\ Opiera się ona na badaniach Eco, który analizował znak ikoniczny, kwestionując jego „naturalny” charakter i „podobieństwo” do oznaczanego przedmiotu, i pokazał, że rozpoznanie ikonu jako znaku zależy od wiedzy odbiorcy i umiejętności „czytania” znaków, tzn. od wykształconych w naszej kulturze kodów postrzeżeniowych i rozpoznawczych37. Sprawa jest ważna, bo decyduje o koncepcji znaku ikonicznego, o przyznaniu mu nie tylko motywowanego znaczenia referen-cjalnego, ale bogatych możliwości konotacyjnych.
H. Książek-Konicka pogłębia rozważania Umberta Eco, sięgając do praw psychologii i psychologicznych opisów zjawisk percepcji wzrokowej. Znak ikoniczny traktuje jako nieidentyczny z przedmiotem (który jest przez niego oznaczany) i nieidentyczny z obrazem powstającym na siatkówce oka, ponieważ obraz ten jest dwustronnie korygowany: poprzez doświadczenia zmysłowe jednostki i poprzez korek tury mózgu, który rozszyfrowuje i poprawia nawet wadliwe obrazy jako wizerunki rzeczywistości (np. złudzenia zmysłowe). Dlatego też Książek-Konicka pisze:
[...] znak ikoniczny nie jest rezultatem prostego odwzorowania wzrokowej postaci przedmiotu, lecz wynikiem przekładu ogółu treści doświadczenia zmysłowego, związanego z przedmiotem na sygnały wizualne38.
Przekład ten dokonuje się za sprawą wzorców percepcyjnych, istniejących w mózgu, zawierających wyselekcjonowane cechy modelu, i to decyduje o powszechnej zrozumiałości znaków:
Słowniki znaków ikonicznych są niepotrzebne, ponieważ znaki te są po pierwsze realizacją podsystemu wzorców percepcyjnych, których „kartoteki” [...) znajdują się w polu gnostycznym mózgu każdego człowieka posiadającego zdolność i umiejętność percepcji. Dzięki temu praktycznie nieograniczona ilość możliwych realizacji — wariantów fakultatywnych wzorca — nie zagraża ich rozpoznawalności39^
Pojedyncze znaki ikoniczne według Książek-Konickiej łączą się w „syntagmę obrazową”, która zawiera percepcyjne wzorce przedmiotowe i pozaprzedmiotowe i posiada własne reguły łączenia. Z kolei syntagmy obrazowe mogą tworzyć „wypowiedź wieloobrazową”. Do „wypowiedzi wieloobrazowych” autorka zalicza fotopowieść, komiks i film.
Zreferowanej koncepcji można postawić jeden zasadniczy zarzut: gubi swoistość sztuki filmowej. Charakterystyczna dla filmu ruchomość znaku ikonicznego, która go różni od innych sztuk wizualnych, gdzieś znika i nie ma teoretycznych konsekwencji. Przedstawione reguły działają w każdej wypowiedzi obrazowej; nieprzypadkowo autorka powołuje się na prace dotyczące rysunku czy fotografii. Na czym w takim ujęciu polegałaby specyfika filmu? Na wiązaniu obrazów? A więc powrót do krytykowanej wcześniej koncepcji Metza?
Sądzę, że Książek-Konicka charakteryzowała nie kod filmowy, ale
163