14 ROZDZIAŁ III
mediów, było twierdzenie wicepremiera Andrzeja Leppera, że „Gazeta Wybór cza", publikując w grudniu 2006 r. materiały kompromitujące jego partię próbowała obalić rząd, czyli próbowała dokonać zamachu stanu. W lutym 2007 r. prokuratura okręgowa w Warszawie stwierdziła, że wicepremier nie przedstawił na to dowodów.
Rzecznikami licencji są jednak także medioznawcy, mający tylko teoretyczny kontakt z zawodem. Podają zwykle dwa argumenty. Pierwszy taki, że
media posiadają duże i ciągle wzrastające możliwości techniczne manipulowania odbiorcami. Nowoczesne technologie przekazu w rękach osób opanowanych egoistycznymi dążeniami i aspiracjami mogą stać się narzędziem niebezpiecznych destrukcji. W innych dziedzinach społeczeństwo ogranicza dostęp do niebezpiecznych narzędzi dla nieodpowiedzialnych ludzi. Karani przestępcy w krajach demokratycznych mają prawnie zakazany dostęp do służby w policji, wojsku i administracji państwowej, a także wykonywania takich zawodów, jak np. nauczyciela. Ograniczenia te mają charakter prewencyjnej samoobrony społeczeństwa. Podstawą zaś tych ograniczeń jest przekonanie o potrzebie posiadania odpowiednich kwalifikacji moralnych do posługiwania się narzędziami, które mogą być wykorzystane przeciw osobom i społeczeństwu*\
Argument ten posiłkuje się racjami etycznymi. Nie odróżnia jednak mediów i dziennikarzy. Na całym świecie media zawsze podlegają pewnym formom kontroli, istnieją regulacje prawne. Natomiast za to, kto wdanym medium pracuje jako dziennikarz, odpowiada właściciel i redaktor naczelny. To oni określają, czy dziennikarz ma odpowiednie kwalifikacje, także etyczne.
Zwolennicy licencji podkreślają jednak, że
Argumenty przeciwko specjalistycznemu szkoleniu dziennikarzy i nadawaniu im licencji na wykonywanie zawodu nic uwzględniają tego, w jaki sposób te standardy wprowadzono w życie w przypadku innych grup zawodowych. Licencje nie doprowadziły do objęcia lekarzy czy prawników bezpośrednią kontrolą władz. Nawet jeśli wydają je instytucje rządowe, stowarzyszenia branżowe skutecznie kontrolują standardy określające, kto może je otrzymać**.
Wydaje się jednak, że słabość polskich stowarzyszeń dziennikarskich nie daje żadnych nadziei na takie rozwiązania w dającej się przewidzieć przyszłości.
Nietrafiony jest też „argument prewencji”. Nadawca, któremu zależy na wiarygodności (są media, czy też programy, jak emitowany przez TVN „Nie do wiary”, które z założenia o nią nie dbają; wpisują się w pewną konwencję milczącego, ale jasnego porozumienia między nadawcami i odbiorcami) we własnym interesie dba o przejrzystość życiorysów dziennikarzy.
Pod koniec stycznia 2007 r. pojawiały się informacje, że w telewizji Polsat przygotowywany jest nowy program o głośnych przestępstwach. Program ma poprowa-
4T Z. Sardo, Media..., s. 76-77.
*' S.J. Baran. D.K. Davis. Teorie komunikowania masowego, tłum. A. Sadza, Wydawnictwo UJ, Kraków 2007, s. 128.
•l/ić człowiek skazany niegdyś na 25 lat więzienia, który po odbyciu części kary został ułaskawiony przez prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego. Tomasz Lis, znany tl/icnnikarz i członek Zarządu Polsatu, jednoznacznie wykluczył taką możliwość:
zarząd w ogóle się takim pomysłem nie zajmował (...) O tym, czy jakiś program wejdzie ./u ramówki, decyduje zarząd stacji, a nie producent czy reporter. Według mojej wiedzy im przypadek zostanie tylko na papierze. (...) Co prawda od dziesięciu lat pracuję wsta-t lach komercyjnych i wiem, że intrygowanie widza w celu zwiększenia oglądalności bywa niezbędne i często jest wartością samą w sobie, ale tym razem granice zdrowego rozsądku przekroczono. Trudno mi sobie wyobrazić, że moim kolegą w stacji prowadzącym inny /nagram jest ktoś skazany za zabójstwo. [Jest to pomysłj nieetyczny i niesmaczny. O standardach etycznych w stacjach decydują właściciel i zarząd. Ten przypadek według mnie w oczywisty sposób by je naruszał**.
Drugim argumentem na rzecz licencjonowania dostępu do profesji dziennikarskiej jest
potrzeba weryfikowania kwalifikacji. Warunkiem wykonywania wielu zawodów jest posiadanie odpowiedniego wykształcenia potwierdzonego dyplomem. U podstaw tej praktyki leży przekonanie, że nie wystarczy sam talent i indywidualna nauka, aby posiadać odpowiednie kwalifikacje do społecznie odpowiedzialnej pracy. Przy tej okazji zwraca się uwagę na fakt, że szkolnictwo dziennikarskie, pomimo swych niedoskonałości, posiada duży wkład w kształtowaniu odpowiedzialności żurnalistów. Ono bowiem daje im wiedzę o i wiecie oraz o etycznych i społecznych implikacjach własnego działania. Równocześnie >;koły te pełnią funkcję krytyczną w stosunku do medióww.
Ten argument również jest raczej chybiony. W każdej profesjonalnej redakcji nad jakością tekstów czuwają redaktorzy. Artykuły nawet bardzo zdolnych stażystów są szczególnie pilnie kontrolowane. O szkołach dziennikarskich była już mowa. Można być dobrym dziennikarzem bez ukończenia żadnej szkoły, historia zna bardzo liczne takie przypadki. Poza tym to właściciel mediów decyduje, kogo zatrudnia, a decyzje te weryfikują odbiorcy. Oczywiście, człowiek wykształcony prawdopodobnie będzie lepszym dziennikarzem niż samouk i dlatego dyplom ukończenia szkoły wyższej jest warunkiem podjęcia pracy w większości redakcji. Natomiast w sugestiach, aby tylko absolwenci kierunków dziennikarskich mogli być dziennikarzami, wyraźnie pobrzmiewa chęć praktycznego wpływu na media przez teoretyków.
Dziennikarze we własnym interesie, indywidualnym i grupowym, dbają o swoje profesjonalne przygotowanie. Słabi nie utrzymują się w mediach. Coraz więcej adeptów zawodu studiuje dziennikarstwo, często jako drugi kierunek.
Dziennikarze problem licencji widzą zupełnie inaczej niż politycy i medio-/nawcy. Reprezentatywna jest opinia Williama R. Riversa, że o jakimkolwiek li-
*'* Rozmowa z Tomaszem Lisem, „Gazeta Wyborcza”, 28 (5338), 2 II 2007 s. 19. * Z. Sarcło. Media..,, i. 77.