ROZDZIAŁ I
Ograniczająca pluralizm medialnych obrazów świata koncentracja medió w rękach wielkich koncernów, jest zjawiskiem niebezpiecznym dla pluralizm obrazów świata. Wydaje się jednak, że polityczne próby regulacji tego problem nie są żadnym rozwiązaniem2\
Mimo wielu różnic pomiędzy „Tygodnikiem Powszechnym” a „Polityką" Krzysztof Burnetko może pracować równie dobrze i tu, i tam, a Jacek Żakows zarówno w „Polityce, jak i w „Gazecie Wyborczej”. Trudno sobie natomiast wy obrazić, żeby którykolwiek z nich podjął pracę w „Naszym Dzienniku” albo „Ni dzieli”. Dziennikarze często zmieniają miejsce pracy, ale poszukują redakcji reprezentujących podobne obrazy świata. Natomiast ludzie mediów są fachowcami do wynajęcia. Zawód traktują jako sposób na zarabianie pieniędzy i szukają najlepszych warunków pracy.
W przeciwieństwie do ludzi mediów, dziennikarze często rezygnują z pracy, jeśli obraz świata redakcji zaczyna się kłócić z ich obrazem świata. Gdy w lutym 2007 r. odwołano prezesa Telewizji Polskiej Bronisława Wildsteina, kilkoro dziennikarzy zrezygnowało z pracy w telewizji. Warto jednak zauważyć, że dobrym dziennikarzom bez porównania łatwiej jest podejmować wszelkie decyzje motywowane wartościami: bez problemów znajdą pracę w innych redakcjach. Wysoki poziom warsztatowy i mocna pozycja w środowisku dają duży komfort. Dla dziennikarza o słabej pozycji zawodowej podjęcie tego typu decyzji często graniczy z heroizmem.
Edmund Burkę, autor terminu „czwarta władza”, podkreślał rolę wspólnoty.
Społeczność to nie jest tylko wymuszona przyczynowo, przypadkowa zbieranina ludzi, którym zdarzyło się żyć w tym samym miejscu i czasie. Jeśli jej członków nie rozpatrywać jedynie w najbanalniejszych kategoriach fizycznych, to są całkowicie wytworem swojej wspólnoty. To jej zawdzięczają kulturę i swe człowieczeństwo, to ona nadaje im zdolności i przeświadczenia moralne, to jej język stanowi niezbędne narzędzia ich myślenia, to ona współdziała w wyznaczaniu gustów, uczuciowych nawyków, zobowiązań. Społeczność to nie jest zewnętrzne zgrupowanie podobne do porozumień zawieranych w celu handlowania pieprzem, kawą, tytoniem czy w innych podobnie przyziemnych celach. To jej ludzie zawdzięczają decydującą o ich losie tożsamość społeczną24.
Media masowe działają w przestrzeni publicznej, która w odróżnieniu od prywatnej, jest podstawą doświadczenia jakiejś wspólnoty, a nie tylko jednostki25. Me-
u Por. E. Skalski, Jak nie być organem, „Tygodnik Powszechny”, 31/2003.
u A. Kenny (red.), Oksfordzka ilustrowana historia filozofii, tłum. J. Łoziński, Zysk i S-ka, Poznań 2001, s. 378-379.
15 H. Buczyńska-Garewicz, Miejsca, strony, okolice. Przyczynek do fenomenologii przestrzeni, Universitas, Kraków 2006, s. 207-234.
dla ogólnopolskie funkcjonują w bardzo szerokiej wspólnocie, lokalne wmniej-wych. Dla dziennikarza najbliższą wspólnotą jest redakcja: musi dostosować się do jej obrazu świata i „kultury newsroomu”. Ludzie utożsamiają się ze wspólnotą. dopóki nie łamią obowiązujących w niej praw i obyczajów. Jeśli łamią, ustawiają się poza nią2*.
Specyfika profesji sprawia, że dziennikarze czasem łamią prawo, ale o ile ich Intencje są uznane za dobre, nie wywołuje to potępienia ze strony wspólnoty, która przyznaje mediom rolę kontrolerów władzy. Etyka bowiem jest zakorzeniona w obyczajach, a nie w prawie. Sytuacje, w których media łamią obyczaje potwierdzają wagę etyki mediów. Alasdair Maclntyre, amerykański etyk, argumentuje na rzecz wagi obyczajów wspólnoty następująco:
Jeżeli bowiem mam uczestniczyć w jakichkolwiek stosunkach społecznych, muszę zaakceptować pewien język moralności. Bez zasad bowiem, bez kultywacji cnót, żaden cel nic może mnie z nikim łączyć. Będę wówczas skazany na solipsyzm społeczny”.
O więziach we wspólnocie decydują trzy czynniki: współpraca, rozmowa i walka2*. Zachwianie między nimi proporcji na korzyść walki świadczy o niedojrzałości społeczeństwa i słabości demokracji. W takich sytuacjach media deontolo-giczne określają, co jest dobrem wspólnym i umacniają się w roli pierwszej władzy.
Przed kilku laty filozof Jacek Hołówka stwierdził, że polskie społeczeństwo wciąż nie potrafi odczuwać dobra wspólnego, że jest „społeczeństwem z dziurą w środku”29.
Rozmowa to komunikacja i ona wydaje się najważniejsza dla trwałości wspólnoty. Ponieważ rozmowa bezpośrednia w dużych społecznościach jest nierealna, jej substytutem są media deontologiczne.
Szczególnie trudna jest rola mediów o wielkim zasięgu. Im większa wspólnota, tym trudniej bowiem określić jej wspólny etos. Wszak
ethos oznacza zachowania, co do których zgodna jest grupa ludzi, a to wskutek dawnych, od pokoleń uprawianych i przekazywanych nawykóww.
Niektórzy socjologowie twierdzą nawet, że granica liczebności dobrze prosperującej wspólnoty została wyznaczona już w starożytności - nie powinna przekraczać 7 tysięcy osób (licząc wolnych obywateli, dziś powiedzielibyśmy - rodzin). Starożytna polis (miasto - państwo) jest dotychczas niedościgłym wzorem. Samorząd bowiem pokrywał się tam i państwem. Dziś niemożliwa jest taka samodzielność miasta, bo państwo, które je pochłonęło, jest już strukturą tak wielką, że wymaga innego porozumienia co do wartości, celów i statusu elit. Powstaje więc pytanie, czy współczesne państwo jest (lub może być) wspólnotą? Czy istnieje dobro wspólne jego obywateliM?
H ]. Hołówka, Czapka niewidka, „Tygodnik Powszechny”, 53 (2999), 31 XII 2006, s. 1.
17 A. Maclntyre, Krótka historia etyki, tłum. A. Chmielewski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000, s. 333.
u S. Magierska, Dobro wspólne, komputeropis.
w Społeczeństwo z dziurą w środku, „Gazeta Wyborcza”, 28IV 2003, s. 18-19.
*° F. Ricken, Etyka ogólna, s. 8.
11 S. Magierska. komputeropis.