Duża depresja lo jednocześnie narodziny i śmierć, 10 pojawienie się jednego i zniknięcie czegoś innego, Wbrew oficjalnym dokumentom, które określają godziny /gonu i narodzin, upraszczając to, co w naturze jesl złożone, śmierć i przychodzenie na świni lo procesy irwające w czasie, Natura ma swoje dziwactwa, ale przecież dziecko, którego nie było na święcie, w pewnej chwili się na nim pojawia, a metyl, który lii był, odchodzi, Prawda jesl jednak bardziej skomplikowana, Na pewnym etapie porodu główka dziecka jesl już na zewnątrz, a reszta jego ciała pozostaje w łonie matki. Dopóki pępowina nic zostanie przecięta, noworodek jest fizycznie złączony 2 rodzącą. Prawdą jest też, że emeryt może zamknąć oczy po raz ostatni na kilka godzin przed swoją śmiercią i źe upływa trochę czasu między chwilą, gdy przestaje oddychać, a tą, gdy stwierdza się śmierć mózgu. Depresja istnieje również w czasie. Kiedy pacjent mówi, że od kilku miesięcy cierpi na dużą depresję, podejmuje próbę zmierzenia niemierzalnego. Tak naprawdę może tylko stwierdzić, że wie, iż ma dużą depresję i w danej chwili doświadcza jej lub nic.
Narodziny i śmierć, składające się na depresję, dzieją się jednocześnie. Niedawno pojechałem do lasu, w którym bawiłem się w dzieciństwie, i zobaczyłem dąb, majestatyczny w swojej długowieczności. W jego cie-
Iniu spędziłem niegdyś z moim bratem wiele chwil. Nie byłem tu od dwudziestu lat. W tym czasie dumne drzewo zostało prawie całkowicie zagłuszone przez porastające je bujne pnącze. Trudno byłoby powiedzieć, gdzie kończy się drzewo, a zaczyna winorośl. Trzeba było podejść blisko i uważnie się przyglądać, żeby odróżnić liście pnącza od liści drzewa, i dopiero wtedy można było stwierdzić, że tylko w nielicznych gałęziach dębu tli się życie. Niewiele było takich gałęzi, odstających od potężnego pnia niczym wielkie kciuki, pokrytych listowiem i w typowy dla przyrody, pozbawiony refleksji sposób nadal dokonujących fotosyntezy.
Miałem za sobą dużą depresję, w czasie której z trudem dostrzegałem problemy innych ludzi, ale teraz ogarnęło mnie współczucie dla drzewa. Depresja porosła mnie jak winorośl dąb, dławiła, wstrętna i bardziej ode mnie żywotna. Żyła własnym życiem i powoli mnie dusiła. W najgorszych momentach wiedziałem, że nachodzą mnie nastroje, które nie są moje, lecz depresji, i które mogłem odróżnić tak jak liście winorośli na gałęziach dębu. Kiedy próbowałem o tym myśleć, miałem wrażenie, że mój umysł jest jak zabetonowany i nie może się poruszyć w żadnym kierunku. Wiedziałem, że słońce wschodzi i zachodzi, ale do mnie docierało niewiele ciepłych promieni. Czułem, że się uginam pod ciężarem zbyt wielkim dia mnie.
Na początku straciłem władzę w stopach, potem w kolanach, następnie za-
_1 Tr* **1 ■" — 1 ,r~------:_