174 Z POGRANICZA
ten zawód. W kortcu strach pr/.ed własną niemocą i przyznanie się przez sobą, żc tego lub tamtego się nic wie. A strach bywa niszczący. Jeżeli taki zakompleksiony człowiek nie może znaleźć sobie z tego wyjścia, a wewnętrznie nlejest stabilny I pcw* ny siebie, zaczyna czuć się zagrożonym I w kortcu zaczyna atakować. Szuka ofiary I tę znajduje we wszystkim i wszystkich, którzy potrafią zrobić to, czego on nic potrafi. Nlejest wtedy ważne dobro chorego, ważnejest, że ktoś niejako pośrednia udowadnia światu, że ów lekarz nie wie czegoś. Banalne by było, gdyby danej choroby nikt nie umiał wyleczyć. Można by wtedy zrzucić winę na niewiedzę medycy* ny. Ale tu klops, bo ktoś to wie (niekoniecznie dużo, ale w danej rzeczy-więcej), a tylko medycyna współczesna i on, przedstawiciel tej medycyny,Jest bezradny. Więc trzeba zniszczyć tych, którzy wiedzą i potrafią więcej.
Byłoby nieuczciwe z mojej strony mówić, że wszyscy lekarze są tacy. Są pojedynczy, którzy chcą l wyrywają się ze szponów 1 ograniczeń swojej dyscypliny. Co prawda, częściej sięgają po zioła czy homeopatię (bo bardziej namacalna), rzadziej po Reiki, ale Jednak są tacy. Co ciekawe to fakt, że ich koledzy są często wobec nich również wrodzy, jak wobec niclekarzy. I tutaj układ jest ten sam tzn., że ten człowiek wie coś więcej, staje się samodzielny w swojej pracy i stanowi silną konkurencję przyciągając pacjentów. A, żc wskutek tych gierek pacjent traci, to co to kogo obchodzi. ,
Dlaczego tak się dzieje? Sprawajest niebywale banalna. Ten, który coś wie, coś umie, może przejąć pacjentów. A przecież pacjent to forsa. To źródło dobrego niekiedy dochodu. Więc się zwalcza konkurencję. Jest to tym dziwniejsze, że potrzebujących nlfe brakuje. Wystarczyłoby pracy dla wszystkich. Ale po co, lepiej niech czeka kolejka. Chwilami przypomina to psa ogrodnika, który sam nie może, a innym nie pozwoli.
Dochodzą do głosu również olbrzymie ambicje, które nadmiernie- rozbudowane stają się problemem samym w sobie. Lekarz był zawsze osobą szanowaną, miał prestiż, był inaczej mówiąc kimś. No lak, bo o zdrowie trzeba dbać, więc lekarzjest konieczny. I prestiż rósł.Jak tu teraz uznać, że przychodzijakiś chłopek roztropek i robi to, co wydawało się nie do zrobienia?
Obserwując nieco świat lekarzy nasuwa mi się pewna refleksja. Lekarze, którzy w hierarchii są najniżej, przyjmują ReikiJako to, co można uznać lub przynajmniej akceptować. Często odrzucają Reiki, ale czynią to z własnych przekonań, typu nie ioierzf (podobnieJak inni ludzie, o czym było wcześniej). Gierki zaczynają się wyżej, na wyższych szczeblach, gdzie decyduje się o wielu rzeczach świata lekarskiego, sterując tym światem. Gdzie chodzi o kierowanie szpitalami lub choćby ich oddziałami, gdzie chodzi o ogromny handel lekami i oczywiście ich produkcją. Gdzie mówiąc dosadnie rządzi pieniądz, a nie potrzeba zdrowia. Przypomina to dowcip, który w relacji z omawianym tematem przestaje być śmieszny. Otóż miody lekarz wraca do domu i pełen radości mówi do taty lekarza, że wyleczył pacjenta X, którego ojciec nie mógł wyleczyć przez 20 lat. Na to ojciec z rozpaczą: coity zrobił, prieclei to tylko dzifki niemu zbudowaliśmy dom i daliśmy ci studia.
Jakie najczęściej argumenty wyciąga świat medyczny? Jednym z nich jest to, że Reiki nic można zbadać. Bo widać tylko skutki. Jest niemożliwa do zbadania przy rządami znanymi współczesnej nauce. Należałoby tu raczej zająć się opracowanltHffijl
nowych instrumentów, niż negować zjawisko. Innym jest stwierdzenie, żc to nlejest możliwe, skoro medycyna nic potrafi. To tak jakby medycyna współczesna miała patent na mądrość.Jest też cała masa innych, co śmieszniejszych argumentów.
Najśmieszniejszym jednak zarzutem jest, że tylko lekarze mogą ludzi leczyć. To jestjużjawne przyczepienie się w myśl zasady, żc do czegoś trzeba. Bo w kort cu czym jest leczcnic?Jeslslowem, które określa pewien proces przywracania zdrowia i ewentualnych czynności, które do tego prowadzą. Skądinąd sluszncjcsl, że tylko lekarz może leczyć. Stąd słowo lekarz. Ale przecież nikt nie może zabronić komukolwiek, aby sam się leczył. Bo proces leczenia rozumiany powszechnie to działanie lekarzy. Bzdura - proces leczenia to proces wewnątrz człowieka, którego on dotyczy. A lekarz mu tylko pomaga, wskazujejak tego dokonać. Niech jednak będzie, skoro tak się przyjęło, że to lekarz leczy. De facto on tylko asystuje przy leczeniu. I lak samo może asystować terapeuta, który wie jak to zrobić, np. przez przekazywanie Reiki. Czy wobec lego ten terapeuta leczy? Nie, on tylko przekazuje Energię, a leczy się ten, któremu coś dolega. Pożywką do tego problemu były stwierdzenia wielu terapeutów, w tym z Reiki, że oni leczą. To nic jest prawda. Doprowadzili tym gadaniem i wynoszeniem się do tego, że lekarze znaleźli haczyk. A swoją drogą, oni musieli się do czegoś przyczepić, przyczepili się więc do tego.
Wyobraźcie sobie, przez analogię, że ktoś odpoczywa. A inny mu mówi, że to ja ciebie odpoczywam (np. pokazując mu, jak to się robi). Po jakimś czasie tak się przyjęło, że ten, który odpoczywa kogoś to odpoczywacz. I co więcej, poza gronem wtajemniczonych nikt inny odtąd nie może powiedziećJa kogoś odpoczywam. Zakaz tego typu jest bzdurny, a wyłączność pa bzdurę tym bardziej. I tylkojakoś nikt nie zwraca uwagi na to, że odpoczywać może tylko ktoś sam. Inni mogą mu jedynie asystować bądź pomagać.
Następną grupą, która intensywnie walczy z Reiki jako zjawiskiem społecznym i moralnym jest grupa związana z kościołem katolickim. Właśnie to jest najbardziej zastanawiające, że tylko ta grupa religijna próbuje wpływać na innych przez walkę lub ośmieszanie Reiki. Przedstawiciele żadnej innej rcligii poza chrześcijaństwem, jak i innych kościołów, poza katolickim, nie próbują stawać na drodze komukolwiek. A tylko to jedno wyznanie, Dlaczego tak się dzieje, trudno mi zrozumieć, bo ów wymiar jest nieco szerszy niż tylko w relacji z Reiki.
Ale jest tcżjednocześnle najśmieszniejsze to, że środowisko to poprzez swoich przedstawicieli walczy przy pomocy argumentów, które argumentami faktycznie nic są. Wystarczy przeanalizować te argumenty i poznać chociaż minimum Reiki, by stwierdzić, że walczący pozbawieni są elementarnej wiedzy na poruszany temat. Peinlcsą natomiast nienawiści, egoizmu, pychy czy choćby dziwnego uporu.
Mówiąco środowisku kościelnym nie mam na myśli całego kościoła jako takiego, lecz pewne grupy ludzi, które z kościołem są związane i podpierając się autorytetem kościoła próbują forsować swoje poglądy. I tylko swoje. Przyjrzyjmysię temu środowisku przez chwilę.
Obserwuję od lat wypowiedzi osób oficjalnie reprezentujących Kościół, począwszy od papieża, a na biskupacli koiicząc. Nic udało mi się od nich usłyszeć niczego nega-