M I s t o r y J a
Aleksandro Wielkiego
do słońca zachodu lako barzo schodziły, iż żadnym obyczajem nie mogły być widziany pod ziemią. A zawsze barzo rozkoszne owoce dawały ony to drzewa. A ty drzewa gdy ujrzał Aleksander, przykazał niektóremu rycerzu, iżeby jemu różczk przyniósł. A gdy on chciał wolą uczynić swego pana. natychmiast go dyjabeł zabił i zdechł tuż przed wszytkimi. I usłyszeli głos na powietrzu mówiąc: Ktobykolwie blisko tego drzewa przystąpił, ten zemrze nagłą śmiercią. A byli też ptacy na onym polu barzo pokorny. A gdy je kto chciał ułapić, natychmiast z nich ogień wychodził i spalił onego.
Jako gdy Aleksander przyszedł w dół barzo ciemny i na lazł w nim bazyliszka
Potem ruszywszy zastępu i przyszedł do jc-nej 10 góry, która była tako barzo wysoka, iż prze(z] siedir. dni ustawicznie idąc na oną górę weszli. Natychmiast przyszła wielkość smeków, wężów i lwów, którzy wojsko dręczyli wielkim ueiśnienirr.. Potym uszli od ich pobicia **. A zszedszy z góry onej i przyszli w jeden dół ciemny tako. że ledwe jeden drugiego widział. A była mgła w onym dole tako wielka, iże ją brali rękoma. A było też drzewa baizo wiele, z których owocu pożywali. A liści? cnego drzewa barzo mocne 12 były ku jedzeniu, a wzilrujt barzo- wych«xiziły. Przez cśm dni słońca
zaiste r>? wkiziefni. a po ośmi dni przyszli do korzenia jeaej góry.,
A raki - barzo zaiste byt zastęp z oeego powietrza zło— flD dbdążoo. iże jakoby zadusn ni byli. A gdy już weszli o® ccą górę i iłaIrżli powietrze sabtyL&iejszs^ i jasiosc )e aiańecb dnia. A tako idąc na «iench cnej góry. jedesEOflCK dni szli z wielką pracą. A gdy już weszli na
wierzch góry i ujrzeli z drugiej strony dzień jasny burzo. A gdy zeszli z cnej góry i naleźli jeno miośćce równe, gładkie, na którym to micśćcu była ziemia czcrlona.
A było drzewa na onym micśćcu barzo wicie, które ple rosły wyszcj łokcia. Klórogoż to drzewa liście i owoc były jakoby figi slasnc. I naleźli krynic wodnych barzo wiele, z których to krynic woda szła jakoby mleko. Ciała leź barzo białe bez inszych pokarmów żywiły siej.
A chodząc po onym micśćcu sto dni i siedm dziesiąt i przyszli do gór barzo wysokich, których to gór wierchy widziały siq im, jakoby niebu dotykały. A były ony to góry barzo przykre jakoby ściana, tako iż nikt nic mógł wnić na wierzch onych gór. A wszakoż naleźli dwoje mieśćce pośrzodku gór przechodzące, jeden prze-chód był na słońca zachodu, a drugi był na słońca wschodu. A gdyż myślil Aleksander, jakoby były roz-dzielony ony góry, nie rękoma człowieczymi, ale zabra-nim wody sądził ony góry być rozdzielone. A gdy szedł na ony góry na słońca wschodu i chodził przez ośm dni przez ona drogę barzo ostrą.
A ósmego dnia nałaźti bazyliszka barzo okrutnego a starego, smrodliwego, który był takiego jadu, iż nie 'Udko ze smrodu, ale i zc wzroku jego, ile ** mógł weź-zzećv,ptłw tetrze zarażał. Ale idący Maccdonowie i Perse zc wzroku onogo bazyliszka padali jakoby zmarli. Ale użrzaw rycerze tako wielką szkodę i upad i nie śmieli dalej ić rzcknąc — Moc bogów jest przed nami na drodze położona, która nam nie ukazuje dalej przeić. — Tedy sam Aleksander począł w chodzić przez wyssze imeśrce góry. tako iżeby mógł z daleka użrzeć przyczy-r,-. albo rzecz takiej to ważności. A gdy już był na wyższej części one) góry i użrzał onego bazyliszka pośrzod-ka dro^i leżr. - go. 1 spał ustawicznie, a gdy uczuł czło-