iegium Jezuickiego. To on przede wszystkim podkreślił, że istnieją dwa rodzaje poselstw — wewnętrzne i zagraniczne. Nie była to oczywiście jakaś oryginalna myśl, gdyż, jak wiemy chociażby ze sposobu finansowania służby dyplomatycznej, legacje wewnętrzne i zewnętrzne traktowano w dawnej Polsce jednolicie, należały one, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli — do jednego resortu.
Swoje zasadnicze myśli i uwagi o sprawach dyplomacji poruszył Fredro w dwóch niewielkich rozdzialikach — De legationibus (O poselstwach) i De legationibus ad Exteros (O poselstwach do narodów obcych). Specjalną chyba uwagę przywiązywał w swych krótkich rozważaniach do osoby posła wielkiego, podkreślając z naciskiem, iż od tego przedstawiciela Rzeczypospolitej, jego kwalifikacji, walorów i umiejętności bardzo dużo zależy. Czerpiąc przykład z pism Tacyta, pisze Fredro, iż poseł powinien być: „potężnej postaci [i] wspaniałym mówcą, o zdrowym wyglądzie”.
Nie koniec jednak na tym. Wybór posła zależy w znacznym stopniu również od tego, do kogo udaje się on z misją. Jeżeli ma prowadzić pertraktacje z narodem pysznym i kapryśnym, winien być to mąż chytry i przebiegły, ale równocześnie o umiarkowanym autorytecie w swym kraju. Chodzi bowiem o to, by mógł on działać skutecznie nie skrępowany zbytnio troską o swą godność, nie reagować na zadane mu zniewagi, i stosować wszystkie możliwe środki.
Ten pogląd jest specjalnie interesujący, gdy zestawimy go z licznymi fragmentami znanych nam instrukcji dla posłów polskich, przede wszystkim do Turcji i na Wschód, gdzie tak usilnie podkreśla się konieczność zachowania godności króla i Rzeczypospolitej oraz własnej posła. Fredro stoi natomiast na stanowisku, że istota zagadnienia polega na osiągnięciu celu, nie zaś na sprawach prestiżowo-ceremonialnych.
Znacznie więcej uwagi polityce zagranicznej i dyplomacji poświęcił w swych pracach Lubomirski. Chodzi tu przede wszystkim o dwa jego traktaty, a mianowicie — De uanitate consiliorum, wydanej w Lipsku w roku 1699 (potem kilka wydań następnych), przełożonej na język polski i opublikowanej w Toruniu w roku 1705, a więc już po śmierci autora (Próżność i prawda. Rady z łacińskiego w polskim języku wyrażone...) i Rozmowy Artaxessa y Ewandra, w których polityczne, moralne y naturalne uwagi zawarte, które po raz pierwszy ukazały się w Warszawie w roku 1683.
De oanitate consiliorum to dzieło krytyczne i pesymistyczne zarazem. Marszałek wielki koronny nie proponuje w swoich rozmyślaniach jakichś konkretnych reform, obnaża natomiast bezlitośnie słabe strony ustroju politycznego Rzeczypospolitej. Ta surowa krytyka w części książki poświęconej dyplomacji (Rozmowa V — O posłach i poselstwie), przybrała formę wręcz zaskakującą — właściwie zupełnej negacji potrzeby istnienia dyplomacji!
Jak Lubomirski tłumaczy to niewątpliwie dziwne stanowisko?
Rola posła jest trudna, pełna pokus i z góry właściwie skazana na niepowodzenie. Dyplomata będzie mile przyjęty, jeżeli będzie działać po myśli władcy, do którego został wysłany. Jeśli natomiast będzie prosił o pomoc, misja jego z góry skazana jest na niepowodzenie, „pierwej bowiem nieprzyjaciel przyjdzie niż orator posłany od przyjaciela odprawiony będzie”1”.
Nie ma również co liczyć na informacje i relacje od posłów. Są one niewiele warte, a nawet wręcz kłamliwe. Każdy poseł będzie się w nich przede wszystkim chwalił swoimi osiągnięciami, ale w rzeczywistości nic nie załatwi albo niewiele.
Z dwóch alegorycznych postaci — Próżności i Prawdy, wiodących dyskurs na ten temat, Próżność upiera się jednak, że wysyłanie posłów jest rzeczą konieczną, Prawda mimo to zbija kolejne jej argumenty.
„Cóż tedy uczynię, jeżeli posła nie poślę?” — zapytuje w pewnym momencie Próżność, na co Prawda replikuje: „Posyłaj raczej do niego (tj. do obcego władcy) sławę potęgi twojej, wieść o wojsku zawsze gotowym i bitnym o dostatecznej wyprawie, o pewności siły, o lękaniu się ciebie, a nie trzeba będzie wysyłać posła, bo inni do ciebie posła wyprawią. A tak nie cudzych oczekiwać będziesz odpowiedzi, ale będziesz dawał twoje”.
Musiał się jednak nasz statysta zreflektować, że taka całkowita negacja działalności dyplomatycznej jest absurdalna, gdyż już w następnym rozdziale swego traktatu (O dawaniu tytułów i wyprawie kancelarii) rozstrzyga kwestie tytułów monarchy, z którymi się pertraktuje. Należy mu dawać wszelkie tytuły, do jakich rości sobie pretensje, a nie ograniczać się tylko do tych, które mu się de iure należą. Radzi również Lubomirski, by nie przebierać w pochlebstwach, „byle by uczynił, na czym ci zależy”. Kwintesencją rozważań marszałka wielkiego koronnego na ten temat jest następujące zdanie: „Nie należy myśleć, jako go masz nazwać, ale jakbyś od niego to, o co prosisz, otrzymał”.
Jest też Lubomirski przeciwny wszelkim lennom i inwestyturom, widząc w książętach i księstwach lennych same kłopoty, a nawet niebezpieczeństwa dla państwa. „Jeżeli będzie potężny [lennik], będziesz mógł nieprzyjaciela mieć, jeżeli słaby, nie będziesz mógł mieć przeciwnika” — ostrzega Prawda. Przez usta tejże Prawdy przemawia marszałek jako zdecydowany przeciwnik wojny, której celem jest rozszerzenie granic lub — co w rzeczywistości politycznej drugiej połowy XVII w. miało specjalny wydźwięk — odzyskanie utraconych prowincji. Wypowiada
ł” S. H. Lubomirski, Próżność i Prawda, Toruń 1705, s. 21.
311