przesiąknięte wodą. Przed kilkoma dniami były zatopione, potem woda opadła, a słońce osuszyło jedynie ich powierzchnię. Tera/ kamienie znajdują się w ogniu i przez kilka godzin wystawione są na działanie palącego żaru. Zawarta w nich ciecz dąży do rozprzestrzenienia się i wyparowania. Jej ciśnienie powoduje eksplozję.
Indianie od niepamiętnych czasów znali tę groźną i straszną broń, którą w postaci eksplodujących kamieni kierowali przeciwko wrogom. Obserwowali ich obóz i czekali w zasadzce, aż wróg się na chwilę oddali. W tym czasie kamienny wieniec otaczający ognisko wymieniano na wytarte do sucha kamienie z rzeki. Wał z kamieni układano tak jak poprzednio, żeby nikt nie zauważył zmiany. Potem, gdy wróg znów siedział przy ogniu, a żar dostatecznie długo oddziaływał na opite wodą kamienie, rozrywały się one z hukiem jeden po drugim. Moment kompletnego zamieszania wykorzystywano do napaści.
/Y^męło już kilka lat od czasu, gdy przemierzaliśmy Saharę. Jakkolwiek Wyprawa obyła się bez niebezpiecznych sytuacji, nie chcielibyśmy przed-", •*»ui jej po raz drugi, a w każdym razie nie tą samą trasą przez Ahaggar. Iluwirm nawet w roku 1954, gdy większa część Sahary znajdowała się je-•hp pod zarządem francuskim, trasa nie była prawidłowo oznaczona. Lot-• pur.lu zasypały nie tylko żerdzie, lecz także stare, wysmołowane na czar-iiii Im , /ki z benzyną. Przez wiele godzin jechaliśmy wyłącznie według kom-i m-.i i /utrzymywaliśmy się na każdym pagórku, żeby z dachu samochodu W»putiywać przez lornetkę. Kto miał choć trochę doświadczenia, mógł roz-i po kolorze gruntu, w którym miejscu stały na ziemi cztery koła pilsii się prawdopodobnie pogrążyły. Tak więc udało się nasze ryzykowne Ib Mulnę wzięcie, chociaż przedtem nie bez racji próbowaliśmy się wymó-m u zględu na związane z nim trudności.
I <11V w końcu przybyliśmy do Agadesu na południowym skraju Sahary i Ułli -i liMity o tragicznym wypadku, który przypłacił życiem pewien młody 4tt«llk a i .1/ ze swą matką, okazało się, że udało się nam w całym tego słowa ulu. O straszliwej śmierci obojga opowiedział nam dowódca francu-4ł*| pltu nwki w Agadesu. Nazywał się kapitan Lefevre i był starym „Saha-IfjMtU m" od ponad dwudziestu lat obeznanym ze wszystkimi urokami t fci. i,, /| m i zeństwami pustyni. Kierował akcją poszukiwawczą, odnalazł ^wl\i li i wyjaśnił przyczyny ich zgonu. Jak zwykle w takich okolicznoś-■li, Itt/yi/yną tragedii było pragnienie.
pik /saiście, także i karygodna lekkomyślność — dodał — kiedy się l|K|-li * * muli przy sobie złe mapy, to znaczy mapy, które Automobil-Hp <*riliukuwal wyląc/nic na użytek rajdu Algier—Kapsztad. Były więc i|fM' i' mu im i tankowania paliwa i miejsca postojów istniejące wyłącznie
Ctit|ilu I ludno /rozumieć, dlaczego o tym nie wiedzieli. Przecież tu a imi/onc nu każdym egzemplarzu.