by tak r/ec, wielowymiarowości, własnego „długiego trwania", tego, co prowadzi do nas i co nas prowadzi dalej. I tak w wymiarze estetycznym postępuje niejednokrotnie sztuka nowoczesna, o której Ortega y Gasset pisał: „Czy w sercach europejskich nic fermentuje niepojęta niechęć wobec ich własnej istoty historycznej, niby owe odium professionis, które atakuje mnicha po wielu latach życia klasztornego, wstręt do dyscypliny, do samej reguły, która dała kształt jego życiu?”. Acedia nowoczesnego artysty polegałaby zatem na niechęci do pierwotnego wyboru, który dał początek tradycji, w jakiej artysta chcąc nie chcąc się mieści, tradycji zniekształcającej go i czyniącej z niego to, czym jest; ale jednocześnie w tym pragnieniu zapoznania własnej histo-ryczności, w tej rozpaczliwej ignorancji i niechęci do uznania własnego życia za wynik jakiegoś pierwotnego impulsu, za przeznaczenie, acedia ujawnia per negatio-nem fakt tej historyczności. Dla Waltera Benjamina acedia nowoczesna polega także na niechęci do wymiaru historycznego: „Fustel de Coulanges radzi historykowi, który chce przeżyć jakąś epokę, aby wybił sobie z głowy wszystko, co wie na temat późniejszego przebiegu historii. Nie da się lepiej scharakteryzować metody, z którą zerwał materializm historyczny. Jest to metoda wyzuwania się. Jej początkiem jest gnuśność serca, acedia, o którą rozbija się wiara w opanowanie autentycznego historycznego obrazu, jaki rozbłyskuje na moment. U średniowiecznych teologów uchodziła ona za praprzyczynę smutku". Wykorzystam to zdanie Benjamina, by wyjaśnić ci, przechodniu, co to za książkę znalazłeś podrzuconą pod swą ławkę w; parku i czytasz od dobrych paru minut. «A co?» - spytasz się nieufnie; «Accdia» - odpowiadam w imieniu jej autora, bo jest tak: nie ma on wiary w opanowanie historycznego obrazu pojęcia melancholii, ani jakiegokolwiek innego - medycznego, filozoficznego. literackiego; nie ma też na to żadnej ochoty;
nudzi go wszelkie uporządkowanie problemu, ziewa na dźwięk słowa „problematyzacja”, gnuśnieje, gdy musi po „a” mówić „b”, ale wc/.uwa się w każdą postawioną literę, w każde oddzielne zdanie i osobną sytuację; woli stąpać po krach niż gładkich taliach wywodów. Może i w jego tekście, w tej anatomii, wiatr coś rozdmuchał, wkradła się tu strata, i choć chce tekstu mocno, to przed nim ucieka; czyni tak, jakby tekst był do końca tyleż obecny, co nieobecny.