Robert L. Heilbroner, jeden z najbardziej elokwentnych i poWa żanych ekonomistów amerykańskich, pod koniec roku 1978 zna lazł rozwiązanie zagadkowych problemów gospodarki amerykańskiej By osiągnąć maksimum oddziaływania i rozgłosu, opublikował swe wnioski 22 grudnia w kolumnie redakcyjnej „The New York Times" Mniej więcej trzy tygodnie później, na początku 1979 roku, John Kenneth Galbraith, jeszcze sławniejszy i bardziej elokwentny autorytet wystąpił na tym samym miejscu z nieomal tą samą rewelacją. Obaj eksperci byli zgodni co do tego, że problem gospodarki USA polega na niewystarczających podatkach i środkach kontroli.
Galbraith jak zwykle ujął zagadnienie rzeczowo i trafnie. Po przedstawieniu swej znanej analizy dotyczącej cenotwórczej potęgi wielkich korporacji, oświadczył, że kontrola cen będzie praktyczna i efektywna: „Nauczyliśmy się w czasie drugiej wojny światowej, a później często znajdowalimśy potwierdzenie tej zasady, że nie jest trudno utrzymać raz ustalone ceny”. Jednak sama kontrola nie wystarczy. Potrzebne będą także podatki. Domagał się „bardzo umiarkowanego wzrostu [...J w stosunku do dochodów powyżej 30 tysięcy dolarów [...]. Dotknie to bez mała pięciu milionów podatników (4,8 miliona w 1976 roku), działając jednocześnie hamująco na tych, którzy uzyskują jedną czwartą do jednej piątej całego podlegającego opodatkowaniu dochodu. Skutkiem będzie zmniejszenie wydatków na droższe samochody, bardziej kosztowne nieruchomości, modniejsze ubiory, bardziej wyszukane meble, obchody co znaczniejszych uroczystości i inne wydatki mniej ważne niż utrzymanie życia”.
„Regulacyjny efekt opodatkowania wyższych dochodów — uspokajająco zapewnia nas Galbraith — nie jest szkodliwy. W przeszłości, gdy podatki nakładane na wsokie dochody były o wiele wyższe niż
Wfaz, wzrost gospodarczy byl o wicie szybszy. Skromne ograniczenia '"wydatków z wyższych dochodów (i wynikające stąd protesty) winny
l&jtwić zwrócenie się do robotników z prośbą o zaakceptowanie ogra-Hfezeń wzrostu ich plac’’1.
ifc,!HeiIbroner przemawiał jak zwykle bardziej złowieszczym tonem ' byl mniej skłonny do optymizmu, ale jego recepta była w istocie ujca sama: połączenie „drastycznych podatków” z kontrolą płac i cen2. fakie środki, wraz ze zwiększeniem zakresu planowania gospodarki^ go, mogłyby „dać systemowi kapitalistycznemu” nowe, aczkolwiek ograniczone, środki do przeżycia. Pozostanie on jednak „podatny kryzys”, a jak stwierdził Heilbroner w eseju opublikowanym kilka
wcześniej, „nawet stosunkowo łagodny kryzys [...] niesie
sobą widmo katastrofy, rewolucji i końca świata”3.
Stany Zjednoczone rzeczywiście zdawały się zmierzać do końca pewnej epoki. Ale była to ostateczna faza nie kapitalizmu, lecz modnej ekonomii lewicy. Oba artykuły w sumie stanowią wyznanie bezradności ze strony dwóch czołowych amerykańskich pisarzy liberalnej ekonomii. Choć zrozumiale jest, że połączenie kontroli płac i cen l wyższymi i bardziej progresywnymi stopami podatkowymi przyniosłoby jakieś „rozwiązanie” w rodzaju tych, które są niepożądane dla gospodarki amerykańskiej, to „dla porady tego rodzaju”, jak zauważył Irving Kristol, „nie potrzeba ekonomistów”. Okazuje się, że po dziesięcioleciach dzierżenia prymu w swojej profesji, po opublikowaniu licznych bestsellerów i trudnej do ogarnięcia liczby zadufanych artykułów, po zbiciu milionów na tekstach i konsultacjach, dwaj luminarze nauki uciekają się do wskazania jako remedium na inflację jakiegoś bezmyślnego odruchu, czegoś, co najłatwiej przychodzi do głowy respondentom sondaży opinii publicz ;ej.
Uciecha z takiego paradoksu jest jedną z wielu przyjemności dostępnych obserwatorowi ciągle jeszcze wolnych rynków współczesnej Ameryki. Ale ważniejsza niż sprzedaż dzieł Galbraitha i Heilbronera, bardziej zaskakująca niż poza elitaryzmu przybierana przez ich socjalizm, jest powiększająca się pustka ich idei. Z wrażenia trudno wprost złapać oddech, aby odpowiedzieć na pomysł zalecenia wyższych podatków jako antidotum na inflację w sytuacji, gdy podatki rosły przez całe dziesięciolecia w tempie o 80% wyższym niż ceny.
i
?73