60 Wstyd i przemoc
nami po oparzeniach, bowiem jego matka często oblewała go wrzątkiem. Taką miała metodę przywoływania go do porządku. Inny mężczyzna, który brutalnie zgwałcił i zamordował młodą kobietę, wtargnąwszy przez okno do jej mieszkania, kiedy drzemała, miał na rękach i nogach blizny od kul. Powiedział, że to pamiątki z okresu dzieciństwa — jego matka, zamiast go sprać za jakieś przewinienie, strzelała do niego z pistoletu. Ten sam człowiek opowiedział mi również z barwnymi szczegółami scenę zamordowania jego ojca, którego dwaj inni członkowie rodziny zabili na jego oczach, kiedy był dzieckiem. (Opis ten potwierdził jego brat, który w tym samym czasie przebywał w tym samym więzieniu, skazany za inną zbrodnię.)
Prawdę mówiąc, pierwszy brutalny przestępca, którym przyszło mi się zajmować w zakładzie karnym, Randolph W., zaczął opowieść o swoim życiu od opisu okrucieństw swojego ojca, który bił i terroryzował wszystkich członków rodziny. Początkowo myślałem, że mężczyzna ten jest zręcznym oszustem i zmyśla te opowieści, aby wzbudzić we mnie współczucie, aż w końcu odkryłem, że jego ojciec również osadzony jest w więzieniu za zamordowanie własnej córki, siostry Randolpha W. Opowieści Randolpha W. o przemocy w jego rodzinie nie tylko nie były przesadzone, ale ich prawdziwość potwierdzona została ponad wszelką wątpliwość przez niezależne źródło — sąd.
Więzień Harold R. przeniesiony został do Massachusetts z innego stanu po zamordowaniu kilku osób w tamtejszych więzieniach (i paru innych przed aresztowaniem). Jego ciało pokryte jest bliznami, a ręce i nogi zniekształcone, gdyż w dzieciństwie jego matka wielokrotnie rzucała się na niego z siekierą, kiedy spał, wyrzucała go przez okno, podpalała, i tak dalej. Podsumował to, raczej dziwiąc się niż użalając nad sobą, takimi słowy: „Domyślam się, że chciała mnie zabić, ale jakoś nie umarłem”.
Donald C., więzień, którego nigdy nie widziałem, ale którego motywy usiłowałem zgłębić po jego samobójczej śmierci, opowiadał, że w dzieciństwie był ofiarą zarówno heteroseksualnego, jak i homoseksualnego kazirodztwa i pedofilii, gwałcony przez oboje rodziców, kuzynów i przyjaciół rodziny, oraz że na przyjęciach dorośli przekazywali go sobie nagiego z rąk do rąk jako „smaczny kąsek”. Donald C. opisał to wszystko członkom zespołu resocjalizacyjnego w więzieniu. Po jego samobójstwie te biograficzne nzczegóły potwierdzone zostały przez jego brata, który w tym - /asie również przebywał w zakładzie karnym.
Jak może przemoc wobec ciała zabić duszę, nawet jeśli nie uśmierca samego ciała? Wysłuchawszy setek mężczyzn opisujących swoje okrutne przeżycia, opowiadających, jak bito ich niemal na śmierć, przekonany jestem, że odpowiedź na to pytanie kryje się w tym, iż przemoc — bez względu na to, jaką przybiera formę — jest ostatecznym środkiem komunikowania braku miłości przez osobę ją stosującą. Nawet pies wie, że nie jest kochany, kiedy jest bity. Dziecko musiałoby być pozbawione kontaktu z rzeczywistością (co później faktycznie staje się udziałem wielu z nich), by nie zdawać sobie przynajmniej w pewnym stopniu sprawy z tego, że być celowo i rozmyślnie bitym, znaczy tyle, co być odrzuconym i niekochanym. A jaźń nie może przetrwać bez miłości. Kiedy jest jej pozbawiona, umiera. Tak oto przemoc doprowadzić może do śmierci jaźni nawet wtedy, kiedy nie zabija ciała.
Źródłem miłości do jaźni może być miłość okazywana przez innych i miłość własna. Dzieci, które nie otrzymują wystarczająco dużo miłości od innych, nie potrafią stworzyć rezerw miłości własnej i wykształcić zdolności do kochania siebie, która umożliwiłaby im przetrzymanie nieuchronnych chwil odrzucenia i poniżeń, jakich nie mogą uniknąć nawet najszczęśliwsi z ludzi. Bez uczucia miłości jaźń staje się odrętwiała, sparaliżowana, pusta i martwa.
Słowem, którego używam w tej książce na określenie braku lub niedostatku miłości własnej, jest wstyd\ jego przeciwieństwem jest duma, przez którą rozumiem zdrowe poczucie własnej wartości, szacunek dla samego siebie i miłość własną. Kiedy miłość własna zanika, odczuwamy wstyd. Ale nazywanie wstydu „uczuciem” jest być może nieco niewłaściwe, a nawet paradoksalne, bo chociaż początkowo wstyd jest bolesny, to ciągłe wstydzenie się czy zawstydzanie prowadzi do obumarcia uczucia, do jego nieobecności. Analogicznym przykładem jest doświadczanie zimna. Jeśli mówimy, że jest nam zimno, to doświadczamy tego jako pewnego uczucia, jako czegoś, co istnieje i jest bolesne. Wiemy