156 Wstyd i przemoc
W ciągu wieków dokonywała się stopniowa zmiana i zarówno podmiot, jak i przedmiot kary przeniósł się z ciała na duszę, z martwych ciał na martwe dusze, z okaleczania ciała na okaleczanie dusz. Jak do tego doszło?
W miarę jak przenoszono stopniowo karę z płaszczyzny fizycznej na psychiczną, stawała się ona coraz bardziej symboliczna, ale przekaz, który ze sobą niesie, jest nie mniej niż poprzednio czytelny i sugestywny. Michel Foucault ujął to tak:
Jeśli kara w swych nąjsurowszych postaciach nie dotyka już ciała, to na czym się zasadza? Odpowiedź teoretyków — tych, którzy około roku 1760 otworzyli nowy rozdział, który jeszcze się nie skończył — jest prosta, prawie oczywista. Zdaje się ona zawierać jut w samym pytaniu — skoro nie dotyka ciała, to musi dotykać duszy (...) A oto jej zasada sformułowana wyraźnie dla wszystkich i na wszystkie czasy |w 1789 roku, podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej): „Kara (...) powinna uderzać raczej w duszę niż w ciało"6.
Przyjrzyjmy się najpowszechniejszemu modelowi współczesnego więzienia, bo tam możemy zobaczyć, że kara niecielesna ma to samo symboliczne znaczenie, które dawniej miała kara cielesna. Najbardziej godnym uwagi wkładem systemu amerykańskiego w to dzieło była zasada absolutnego, całkowitego milczenia, której podporządkowywano więźniów. W jednej z dwóch głównych odmian tego systemu, zwanej systemem pensylwańskim, od dwóch więzień filadelfijskich, w których po raz pierwszy wdrożono tę zasadę — Walnut Street (1790) i Cherry Hill (1829) — „więźniowie byli zupełnie samotni, we dnie i w nocy”, „kiedy wychodzili ze swoich cel, nosili kaptury”. W Walnut Street więźniowie mieli być zamknięci w celach, które uniemożliwiałyby ich wzajemne porozumiewanie się7.
Druga podstawowa wersja systemu amerykańskiego, która bierze nazwę od więzienia w Auburn, w stanie Nowy Jork, różniła się od systemu pensylwańskiego tylko tym, że więźniowie pracowali w ciągu dnia razem, nie osobno. Podobnie jednak jak w Pensylwanii, noce spędzali w jednoosobowych celach. W obu systemach narzucone więźniom milczenie wywierało piorunujący skutek. Alexis de Tocqueville, który zwiedził amerykańskie więzienia wspólnie z Gustawem de Beaumont, napisał w swoim sprawozdaniu, że szczególnie przerażające wrażenie wywarła na nim cisza panująca w nocy w tych domach niewoli. Wedle jego słów, była to niemal cisza śmierci. „Często chodziliśmy nocą tymi jednakowo wyglądającymi i mrocznymi korytarzami, gdzie zawsze pali się lampa, czuliśmy się tak, jakbyśmy przemierzali katakumby; były tam tysiące istnień ludzkich, a mimo to panowała cisza jak na pustyni”8.
Jak pisze Lawrence Friedman:
We wszystkich tych nowych zakładach karnych, bez względu na różnice między nimi, przestrzegano nakazu ciszy (i] izolacji 1...1 We Wschodnim Zakładzie Karnym w Filadelfii świeżo dostarczonego więźnia rozbierano i strzyżono (...) Potem zakładał on strój więzienny i czapkę lub kaptur, który zasłaniał mu oczy i tak prowadzono go do celi. W więzieniu nikt nie mógł mówić. W więzieniu Sing Sing w Nowym Jorku strażnicy nosili mokasyny, by mogli „podejść do celi tak cicho, aby skazani nie zorientowali się". Regułę milczenia władze narzucały tak skutecznie, że przez kilka lat nie doniesiono ani o jednym przypadku odezwania się więźnia po jego zamknięciu9.
Karol Dickens, który na początku lat czterdziestych ubiegłego wieku zwiedził wielkie więzienie filadelfijskie, był przerażony tym, co zobaczył: „Ci, którzy obmyślili ten system [...1, i ci łaskawi dżentelmeni, którzy wcielają go w życie, nie wiedzą, co [...1 robią. Życie więzienne było jedną wielką męką i agonią. Uważam, że to powolne, codzienne manipulowanie mózgiem jest nieporównywalnie gorsze od wszelkich tortur fizycznych. Rany, które zadaje, »nie są widoczne i wywołują niewiele krzyków, które usłyszeć może ludzkie ucho«, ale jest tam »ogrom strasznej wytrzymałości [...1, której nie może zgłębić nikt oprócz tych, którzy cierpią, a żaden człowiek nie ma prawa zadawać takich mąk swoim bliźnim**. Więźniowie, którzy wchodzą w czarnych kapturach, symbolach »kurtyny, która zapadła« między nimi a »światem żywych«, są niczym »żywcem pogrzebani, których będzie się powoli, latami, odkopywać, a tymczasem są oni jak umarli, poddani jedynie dręczącym ich lękom i straszliwej rozpaczy*”10.
Jaki wpływ wywierał ten system na osoby, które dostały się w jego tryby? Tam, gdzie próbowano wprowadzać owe zasady w całej rozciągłości, izolując więźniów od siebie nąwzajem dzień w dzień, przez okrągłą dobę, i egzekwując w pełni regułę zasła-