180 Wstyd i przemoc
Scacco5 obwinia za dopuszczanie do niej administrację więzienną, twierdząc, że „wie ona, kim są ofiary i napastnicy, a w wielu przypadkach strażnicy są bezpośrednio odpowiedzialni za podsycanie agresji seksualnej w tych instytucjach”. Badania Davi-sa6 nad systemem więziennictwa w Filadelfii ujawniły, że wielu strażników zniechęca ofiary napaści seksualnych do składania skarg, mówiąc im, by nie zawracali im głowy, natomiast Dinitz, Miller i Bartollas7, w innym studium gwałtów w więzieniu, również obciążają odpowiedzialnością za dopuszczanie do takich ekscesów administrację, pisząc, że „niektórzy strażnicy przekazują słabszych i młodszych więźniom faworyzowanym w zamian za ich współdziałanie w celu trzymania więźnia pod kontrolą”. Oczywiście aktywna i bierna zmowa strażników i innych pracowników administracji więziennej, której celem jest wykorzystanie gwałtów i gwałcicieli jako nieoficjalnego uzupełnienia publicznie znanego repertuaru kar, nie musi być tak jawna, jak mogłyby sugerować powyższe przykłady, ani tak oczywista i formalnie usankcjonowana jak władza kapo w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, ale może być równie skuteczna i przynosić takie same wyniki. Jak przenikliwie zauważa C. Paul Phelps, sekretarz do spraw resocjalizacji w Luizjanie (a poprzednio strażnik w więzieniu Angola): „Za każdym razem, kiedy (...] dochodzi do licznych przypadków gwałtów seksualnych i [seksualnego] zniewolenia, istnieć musi cicha wymiana między strukturą władzy więźniów i administracją”8. Większa część tej wymiany odbywa się — jego zdaniem — na niższych szczeblach administracji:
Kiedy chodzi o niższy szczebel, to zazwyczaj jest to porozumienie między więźniami i strażnikami, przy czym nie musi ono przybierać formy słownej. Komunikowanie się personelu ze skazanymi odbywa się w dużej części na poziomie niewerbalnym. Mąją oni własną, szczególną metodę komunikowania się bez mówienia i każdy rozumie dokładnie, co mówi drugi. Jest to chyba najbardziej wyszukany system komunikacji niewerbalnej, jaki kiedykolwiek wynaleziono9.
I tak strażnicy mogą „udawać głupków”, kiedy jakiś więzień prosi o umieszczenie go w jednej celi z innym, którego może zdominować i wykorzystywać seksualnie; raczej kupią sobie spokój na oddziale, niż postarają się ochronić słabszego więźnia przed gwałtem. Ale jest to względny spokój dla nich, nie dla więźniów. Panuje niemal powszechna zgoda co do tego, że jedną 7, głównych przyczyn — niektórzy twierdzą, że główną przyczyną — aktów przemocy, której dopuszczają się więźniowie wobec siebie nawzajem, są stosunki seksualne między nimi10. Mężczyźni będą walczyć — często na śmierć i życie — zarówno o to, by zgwałcić, jak i o to, by uniknąć gwałtu, by odebrać „chłopakę” innemu więźniowi, z powodu zazdrości seksualnej, by udowodnić, że są „prawdziwymi” mężczyznami, a nie homoseksualistami (w takiej formie, w jakiej terminy te definiowane są w owej homofobicznej subkulturze). Cały ten system jest tak poniżający, upodlający, hańbiący i upokarzający, tak szkodliwy dla ich poczucia własnej wartości i tak destrukcyjnie wpływający na ich poczucie tożsamości płciowej, że niektórzy dosłownie wariują i zaczynają mieć zwidy i urojenia w reakcji na ciągłe podważanie tego, czy są mężczyznami, co sprawia, że śmierć przestaje być dla nich straszna. Nie podlega dyskusji, że kiedy zostaną zwolnieni, przenoszą te wzory zachowań na ulicę.
Mimo to strażnicy mają osobisty interes w utrzymywaniu tego systemu, ponieważ dzięki niemu więźniowie kierują przemoc na siebie nawzajem, a nie na nich. Jak zaobserwował Wilbert Rideau w Angoli:
Służba pilnująca bezpieczeństwa w tej instytucji ma naturalną inklinację do tolerowania każdej sytuacji, która dzieli więźniów na drapieżników i zdobycz i sprawia, że jedna grupa więźniów ciemięży inną, ponieważ sytuacje takie nie pozwa-ląją na wykształcenie się poczucia jedności, która mogłaby rozsadzić tę instytucję. Celowi temu znakomicie służy stan rzeczy, który można nazwać dżunglą „homoseksualistów". To jeszcze jeden, chyba najskuteczniejszy, środek kontrolin.
Jest oczywiście prawdą, że gwałt nie jest jedynym środkiem, za pomocą którego można osiągnąć ten cel, bowiem równie skuteczne może być dzielenie więźniów według kryteriów rasowych. Doktor Frank L. Rundle, który pełni funkcję naczelnego psychiatry w liczącym 2200 osób Kalifornijskim Zakładzie Szkoleniowym w Soledad, a ponadto jest dyrektorem oddziału psychiatrii w więziennym ośrodku zdrowia dla pensjonariuszy wszystkich zakładów karnych dla dorosłych i młodocianych w Nowym Jorku, zauważa, że w gotowości do wykorzystywania wszelkich