124 Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy
przyzwolenia i morale ich pracowników w'takim samym stopniu, w jakim źródło utrzymania pracowników zależało od dobrej woli ich szefów. Ta zależność przestała mieć wzajemny charakter - jest dziś jednostronna. Poszukujący pracy ludzie są, jak dawniej, „przy-wiązani do ziemi”, nie mają swobody ruchu, a ich utrzymanie pozostaje zależne od przeważnie lokalnych miejsc pracy - lecz kapitały mogą teraz poruszać się be2 ograniczeń i nic zwracają zbyt wiele uwagi na odległości i granice państwowe na swej drodze. Głosy, które rutynowo odpowiadają na rutynowe pytania z Shoreditch czy Wakefield, mogą pochodzić z Bombaju lub Kalkuty...
Właściciele kapitału, poszukując pracowników, nie muszą już polegać na lokalnych rynkach pracy. Nie widzą zatem powodu, dla którego przy wyborze miejsca swego obozu mieliby stosować jakiekolwiek inne kryteria prócz maksymalizacji zysku i obfitości niewymagającej, uległej i nie sprawiającej kłopotów siły roboczej. Ludzi, którzy pasują do roli „rutynowych pracowników” i pragną ją przyjąć - którzy gotowi są podjąć wszelką oferowaną prace za każdą, nawet najnędzniejszą płacę - można znaleźć wszędzie. Nie ma potrzeby, by bagatelizować uciążliwości (i wysokie koszt}') związane z podnoszeniem pewności siebie (a więc ze wzrostem wymagań) lokalnych pracowników, ośmielonych samą trwałością swojego zatrudnienia i umocnionych wiarą we własne siły przez solidarność. której dano dość (zbyt wiele) czasu, by się uformowała, urosła w siłę i wzmocniła. Osiadła siła robocza, skonfrontowana z „koczowniczym” kapitałem, ma niewielkie możliwości spowolnienia jego ruchu (a co dopiero zatrzymania go!), gdy woli on przenieść się gdzieś indziej - a więc ma niewielkie szanse, by zabiegać o swoje prawa i walczyć o swoje ambicje.
Lecz co tymczasem stało się z innymi, nicrutynowymi kategoriami „pracujących zarobkowo”?
Na drugim końcu spektrum zatrudnienia, a zarazem blisko szczy-Ui piramidy wlad/.y. krążą ci, dla których przestrzeń niew iele znaczy, a odległość nie stanowi klopom; ludzie z wielu miejsc, lecz z żadnego miejsca konkretnie. Są tak lekcy, żwawi i niestabilni jak coraz bardziej „globalne” i „eksterytorialne” są handel i finanse,
które asystowały przy ich narodzinach i które pozwalają im wieść koczowniczą egzystencję. Jak opisał ich Jacąues AttaliS4 - „nie po-siadająoni fabryk, ziemi, nie zajmują stanowisk administracyjnych. Ich bogactwo pochodzi z przenośnego atutu: znajomości praw labiryntu”. Ludzie ci „uwielbiają tworzyć, bawić się i być w ruchu”. Ich życie toczy się w społeczeństwie ulotnych wartości, „społeczeństwie nie troszczącym się o przyszłość, egoistycznym i hedonistycznym”. „Nowość uznają oni za dobre wieści, ryzyko - za wartość, niestabilność - za imperatyw, hybrydyczność - za bogactwo”. W zróżnicowanym stopniu każdy z nich opanowuje i praktykuje sztukę „płynnego życia”: akceptację dezorientacji, odporność na lęk wysokości i adaptację do stanu oszołomienia, tolerancję wobec braku marszruty i kierunku oraz wobec faktu, że nie sposób określić długości podróży. Zwracając się zapewne do takich ludzi, anonimowy felietonista pisma „Observer:?s, ukrywający się pod pseudonimem Barefood Doctor („Bosy doktor”), radzi, by wszystko, co się robi, robić z gracją. Czyniąc aluzję do Lao Tse, orientalnego proroka dystansu i spokoju, w następujący sposób opisuje postawę życiową, która najbardziej sprzyja osiągnięciu takiego rezultatu:
Bądź jak woda [...]; bystro płyń z nurtem, nigdy z nim nie walcz, nigdy nic zatrzymuj się na tyle długo, by przylgnąć do nabrzeża rzeki lub do skał - do dobytku, sytuacji, czy ludzi, którzy mijają cię w życiu - nie próbuj nawet zachować swoich opinii lub światopoglądu. lecz po prostu przyjmuj lekko, aczkolwiek inteligentnie, wszystko, co się pojawia, gdy przepływasz mimo, a potem z wdziękiem puszczaj to, bez przywiązywania się [...].
Wałka „rutynowych pracowników” z oponentem, który podąża za takim wzorcem, jest przegrana, zanim jeszcze się zaczęła. Niekoniecznie z powodu budzącej respekt siły i umiejętności przeciw
ni Attali, Chemmsdesagesse: Traitedu labyrintke, Parts 1996, $s. 79n., 109. '5 Zob. Barefoot Doctor,) Grace underpressure. „Obscr.er Magazine”, 30 listopada 2003, s. 95.