THEODOR W. ADORNO
szymi synami chłopskimi. Ciągle jeszcze się utrzymująca różnica'kitU^i'i' turalna między miastem a wsią jest jednym — jakkolwiek zapewne ' ' nie jedynym i nie najważniejszym — z warunków owego koszmaru, j,. Jestem daleki od jakiegokolwiek poczucia wyższości w stosunku do,... ,-
ludności wiejskiej. Wiem, że nikt nie może < >< i j«> w i; t < lać za to, żc jest mieszkańcem miasta czy też że wyrósł na wsi. Odnotowuję tylko,;: fakt. że na wsi udało się prawdopodobnie zlikwidować barbarzyństwo w jeszcze mniejszym stopniu niż gdzie indziej. Nawet telewizja i inne środki masowego przekazu nie zmieniły zbyt. wiele w tym.k stanie niepełnego kulturalnego nadążania. Wydaje mi się, że lepiej . to wyraźnie powiedzieć i przeciwdziałać temu zjawisku, niż wysła-'?u 1 wiać sentymentalnie jakieś szczególne zalety sielskiego żywota, któ-; , rych utraty się lękamy. Posuwam się nawet tak daleko, że uważam likwidację barbarzyństwa na wsi za jeden z najważniejszych celów,. wychówawczych. Wymaga to jednak przebadania sfery świadomości ., i -nieświadomości mieszkańców wsi. Przede wszystkim zaś trzeba się 1 będzie zająć zderzeniem nowoczesnych środków masowego przekazu j ze stanem świadomości, któremu daleko jeszcze do poziomu, jaki j reprezentował mieszczański liberalizm kulturalny dziewiętnastego.', udeku.
Do zmiany tego stanu nie wystarcza normalny, na wsi częstokroć problematyczny system" szkolnictwa podstawowego. Myślałbym tu ,
0 szeregu Jnnvch możliwości. Jedna z nich mogłaby na przykład po- . legać na układaniu programów telewizyjnych z uwzględnieniem ne-
z—wrai^tćźhych punktow”owegospecyficznego stanu świadomości. Na- ^i stępnie wyobrażam sobie formowanie z ochotników czegoś w i’o- '.-dzaju ruchomych zespołów i brygad wychowawczych, które by jeździły na wieś i próbowały drogą dyskusji, kursów i dodatkowych za-jeć dydaktycznych wypełnić najbardziej groźno szczeliny. Nie zapominam przy tama naturalnie, że ludziom takim niełatwo byłoby 1 zdobyć sobie popularność. Z czasem jednak utworzyłby się wokół nich niewielki krąg, który mógłby zacząć promieniować.
Nic- ulega co prawda żadnej wątpliwości, że pierwotna skłonność ; ł do stosowania przemocy występuje również w ośrodkach miejskich —
1 to właśnie w dużych. Tendencje wsteczne — mam na myśli ludzi . o lik rytych cechach sadystycznych — pod wpływem ogólnego trendu społecznego pojawiają się dzisiaj wszędzie. Chciałbym przy tej okazji przypomnieć o wypaczonymi i patogennym stosunku do ciała, j kii Ty i !■ • rkhoimer i ja przeds!uwiliśmy w Dialektyce oświaty. Wszo- I dam. gdzie świadomość jest skaleczona, następuje jej projekcja w zniewoli,nc*j, skłonnej do aktów gwałtu postaci na ciało i na sferę cielesności. Wystarczy zauważyć, jak u pewnego -typu ludzi niewykształconych nawet już mowa — szczególnie kiedy im się coś wy łyk.-i ,'•(!> carzuca — przybiera i on pogróżki, jak gdyby ge-P;
mowy były gestami nieomal niekontrolowanej fizycznej przemocy. Trzeba by tu także zbadać rolę sportu, na pewno niedostatecznie ji v;zi••/!' ruzwznaną przez krytyczną psychologię społeczną. Rola ta ]r:.l dwuznaczna: z jednej strony sport może działać przeciw7 barbarzyństwu i sadyzmowi poprzez zasady fair play, rycerskości, względów dla słabszego; z drugiej może w pewnych swoich rodzajach i przy [icwnych sposobach uprawiania sprzyjać agresji, brutalności i sadyzmowi, szczególnie u osób, które nie poddają się same sportowemu wysiłkowi i dyscyplinie, lecz są jedynie widzami, u tych, co mają zwyczaj ryczeć na stadionie. Ta dwuznaczność wymagałaby systematycznej analizy. O ile ma tu -wpływ wychowanie, należałoby wyniki tej analizy zastosować do życia sportowego.
Wszystko to! pozostaje mniej lub więcej w związku ze starą, na autorytecie opartą strukturą, z zachowaniami — powiedziałbym niemal — dobrego starego autorytarnego pokroju. To jednak, co zrodziło Oświęcim, owe typy charakterystyczne dla świata Oświęcimia, są chyba czymś nowym. Z jednej strony określają one ślepą identyfikację z kolektywem, z drugiej zaś dostosowane są do manipulowania masami, kolektywami. Za rzecz najważniejszą z punktu widzenia niebezpieczeństwa nawrotów uważam^arżeclwdziałanie ślepej hćl~ gemonii wszelkich kolektywów, wzmożenie oporu wobec nich prze 1 baczniejszą analizę ich powstawaniawTwierdzenie to nie jest laki. abstrakcyjne, jakim się może wydawać w konfrontacji z postawami właśnie młodych ludzi o postępowej świadomości, którzy gwałtownie pragną włączyć się w jakiś kolektyw. Można by tu nawiązać do cierpień, jakich kolektywy przyczyniają początkowo wszystkim jednostkom, które w siebie przyjmują. Wystarczy pomyśleć o pierwszych doświadczeniach w szkole. Należałoby zwalczać owo [, ,ij--ways, zwvczaie_ludowe. wszelkiego rodzaju obrzędy inicjacji, k lóre zadaia człowiekowi fizyczny ból— często do granic wytrzymałości ~_T jako cenę tego, że wolno mu się czuć swoim, jednym z kolektywu. Zło tkwiące w ..dwunastu nocach", „sądach ludowych" czy imivch tego rodzaju popularnych rodzimych zwyczajach jest bezpośrednim wstępem do narodowosocjalistycznego aktu przemocy. To nie orzv-pacłek. że hitlerowcy gloryfikowali i pielęgnowali takie obrzydlistwa, obdarzając je mianem „ludowej obyczajowości”. Dla nauki otwiera się tu niezwykle pilne zadanie. Mogłaby ona energicznie odwrócić tendencję folklorystyki, z takim entuzjazmem zawlro.zczonej przez narodowych socjalistów, aby położyć kres dalszej egzystencji owych brutalnych i upiornych zarazem ludowy eh uciech.
W całej tej sferze chodzi o rzekomy ideał, który taki..- w 'mdv-cyjnym wychowaniu odgrywa znaczną rolę: o idea! surowości. i\-T, się 1u również powołać na pewną sentencję Nielzsehogo, jakkolwiek naprawdę miał on na myśli coś innego. Przypominam, że ż.rn.wi i w v
359