bagna, woda gdzieś znikła, to nie uśmiechało się boćkom zdychać z głodu.
— Bo widzicie — ciągnął Skubany — bocian jest nieodłączną częścią polskiego krajobrazu. Działa szczególnie sentymentalnie na naszych rodaków z zagranicy. Bez bociana Dzyndzykiki dużo stracą.
— No, ale skąd go wziąć? — zapytał Milordziak.
— Oto jest nasz bociek! — powiedział triumfalnie Skubany i wskazał na starego Miiordziaka.
— Dziadek?! — wykrzyknął junior.
— Dajcie, panie, spokój dziadkowi — zaczęła biadolić Milordziakowa. — Wystarczy, że mojego otumaniliście i przystał do was.
— Scichnij! — skarcił ją mąż. — Każdy grosz się przyda w chałupie. Więc jak pan wymyślił z dziadkiem?
— Na podwórzu jest u was topola ze ściętą przez piorun koroną...
— Ano, zbieram się ją spiłować, ale zawsze brakuje czasu.
— Więc na razie nie piłujcie, bo odda nam nieocenione usługi. Na wierzchu drzewa zrobi się duże gniazdo i wsadzimy tam dziadka.
— Ciekawam, jak go tam wsadzicie? — zapytała ze złością Milordziakowa.
— Nie bądź matka głupia! — strofował ją mąż. — Już dość mam tego gdakania w domu. Niech dziadek gdacze sobie teraz na topoli.
— Nie gdacze, a klekocze — sprostował Skubany.
— Wszystko jedno. Topola dla dziadka w sam raz. Dużo świeżego powietrza, tylko jak go się będzie karmić?
■— Z tym najmniejszy kłopot. Po prostu dziadek wyrzuci koszyk na lince i wciągnie z powrotem jedzenie.
• * ,i
:|i
'\
F
. i.
i
1
J
i
I
i
Z kolei zapytano dziadka o zgodę.
■— A co będzie, jak piorun dragi raz uderzy w topolę? — rezolutnie zapytał staruszek.
Nastąpiła chwilowa konsternacja.
— Z najgorszych katastrof ludzie wychodzą cało — powiedział krzepiąco syn, który miał przed oczami widok zarobionych pieniędzy.
— Ubezpieczymy was — zaproponował Skubany.
Wreszcie przystano na propozycję dziadka, żeby
na topoli zainstalować dyskretnie mały piorunochron.
— Strzeżonego pan Bóg strzeże — zakończył dziadek dyskusję.
Skubany zaraz wyj ął z teczki papiery i zawarł z dziadkiem odrębną umowę. Milordziak sam zobowiązał się zrobić na miarę gniazdo bocianie i przypomniał, żeby dostarczono skrzydła.
— Będę o tym osobiście pamiętał, czasu nie ma zbyt wiele. Tylko patrzeć, jak zjadą pierwsi goście — Skubany uścisnął rękę Milordziakowi i poklepał po
'amieniu staruszka, który mu na pożegnanie zakłeko-;ał najpiękniej, jak umiał.
Wieść o zmianach w Dzyndzylakach szybko rozeszła się po okolicy. Jeśli ktoś przejeżdżał w pobliżu, skrę-:ał w bok i przypatrywał się chatom i ich mieszkańcom przebranym w dziwne skóry, Ale po prawdzie to izyndzylaczanie nie lubili odwiedzin sąsiadów. Musieli szeroko tłumaczyć dlaczego przystali na propo
zycję „Dewizowego Turysty”. Tyxn bardziej, że nie-zainteresowani byli bardzo sceptyczni. Wyrażali wątpliwość czy cała ta impreza będzie opłacalna i czy nie przyniesie więcej szkody niż pożytku.
—- Każdy ma swoje wyrachowanie — odpowiaaali na to dzyndzylaczanie.
Entuzjastycznie została przyjęta przez mieszkańców Dzyndzylaków specjalna uchwała Powiatowej Rady
' i
Ml «
li
37