mują w gotowej postaci od agentur kultury masowej, oddziałują na nią zwrotnie, jak gdyby były ideami samych ludzi. W naszej epoce duch obiektywny czci przemysł, technikę i narodowość, nie wskazując zasady, która mogłaby nadać tym kategoriom jakiś sens; odzwierciedla on nacisk systemu gospodarczego, przed którym nie ma ucieczki, który nie pozwala na chwilę wytchnienia.
W odniesieniu do ideału produktywności należy stwierdzić, że ekonomiczne znaczenie mierzy się dzisiaj użytecznością dla gremiów władzy, nie zaś dla potrzeb ogółu. Indywiduum musi dowieść swej wartości takiej czy innej grupie, która jest uczestniczką zmagań o zwiększenie udziału w nadzorowaniu narodowej i międzynarodowej gospodarki. Ilość i jakość dóbr czy usług, których przysparza ono społeczeństwu, jest ponadto tylko jednym z czynników określających jego sukces.
Podobnie nie należy mylić wydajności (ęfficiency) - nowoczesnego kryterium i jedynej racji bytu każdego indywiduum - z rzeczywistymi technicznymi umiejętnościami czy kwalifikacjami do sprawowania funkcji kierowniczych. Łączy się ona raczej z umiejętnością bycia „kolesiem”, utrzymania się na stanowisku, wpływania na innych, „sprzedania się”, z posiadaniem koneksji - słowem z talentami, które dziś zdają się plenić. Błędem technokratów od Saint-Simona do Veblena i jego zwolenników było niedocenianie podobieństwa cech, które w różnych branżach produkcji i życia gospodarczego prowadzą do sukcesu, a także utożsamianie rozumnego wykorzystania środków produkcji z rozumnymi dyspozycjami określonych agentów produkcji.
Skoro nowoczesne społeczeństwo ma tendencję do likwidowania wszelkich atrybutów indywidualności, nasuwa się pytanie, czy jego członkowie nie uzyskują rekompensaty w postaci racjonalności społecznej organizacji? Technokraci zapewniają, że gdyby ich teorie zostały wcielone w życie, to depresje odeszłyby w przeszłość i znikłyby największe ekonomiczne dysproporcje; cały mechanizm produkcyjny funkcjonowałby gładko zgodnie z planem. W rzeczywistości nowoczesne społeczeństwo nie jest wcale odległe od realizacji technokratycznego marzenia. Zarówno potrzeby konsumentów, jak i producentów, które w liberalnym systemie rynkowym ujawniały się w zdeformowanej i irracjonalnej postaci, w procesie, którego kulminacją były gospodarcze kryzysy, mogą być teraz w znacznej mierze przewidywane i - w zależności od polityki ekonomicznych i politycznych przywódców - zaspokajane lub odrzucane. Wątpliwe ekonomiczne wskaźniki rynku nie zniekształcają już wyrazu ludzkich potrzeb; obecnie ustala się je za pomocą statystyk i wszelkiej maści inżynierowie dbają o zachowanie nad nimi kontroli. Jeśli z jednej strony ta nowa racjonalność jest bardziej rozumna niż system rynkowy, to z drugiej - jest mniej rozumna.
W starym systemie stosunki między członkami różnych grup społecznych nie były w istocie określane przez rynek, lecz przez nierówny podział władzy ekonomicznej; jednak przełożenie zależności międzyludzkich na obiektywne mechanizmy ekonomiczne dawało indywiduum, przynajmniej teoretycznie, pewną niezależność. Gdy w gospodarce liberalnej przegrani konkurenci byli przyciskani do muru, a grupy pozostające w tyle popadały w nędzę, to - aczkolwiek gospodarczo skończeni - ludzie ci mogli zachować godność, albowiem odpowiedzialność za ich trudną sytuację spadała na anonimowe procesy ekonomiczne. Dzisiaj także jednostki oraz całe grupy społeczne mogą zostać zrujnowane przez ślepe siły ekonomiczne; te są jednak reprezentowane przez lepiej zorganizowane, wpływowe elity. Chociaż stosunki wzajemne owych grup panujących są zmienne, pod wieloma względami rozumiejąsię one dobrze. Gdy koncentracja i centralizacja sił przemysłowych kładą kres pogrążonemu w kryzysie liberalizmowi, ofiary są potępiane totalnie. Gdy w totalitaryzmie jednostka czy grupa jest wskutek dyskryminacji eliminowana, to nie tylko traci środki egzystencji, atak godzi bowiem w jej człowieczeństwo. Bez wątpienia upadek indywidualnego myślenia i oporu, spowodowany przez ekonomiczne i kulturowe mechanizmy nowoczesnego industrializmu, coraz bardziej utrudnia rozwój tego, co ludzkie.
Nadając hasłom produkcyjnym charakter religijnej wiary, lansując idee technokratyczne i piętnując jako „nieprodukcyjne” grupy, które nie mają dostępu do potężnych bastionów industrializmu, przemysł wypiera ze społecznej świadomości fakt, że produkcja staje się w coraz większej mierze środkiem w walce o władzę. Polityczne praktyki przywódców gospodarczych, od których społeczeństwo w jego obecnym stadium rozwoju jest coraz bardziej bezpośred-