116 E. Cassirer - O teorii względności Einsteina
możliwa do ujęcia, to raczej tylko jako idea, jako zadanie totalności określeń, przy którym każda poszczególna funkcja poznania i świadomości musi współpracować [z innymi] zgodnie ze swoim charakterem i w swych określonych granicach. Kiedy trzymamy się ściśle tego ogólnego poglądu, nawet w obrębie czystego pojęcia przyrody ujawnia się możliwa różnorodność podejść, z których każde może mieć pretensje do pewnej słuszności i charakterystycznej ważności. „Przyroda” Goethego nie jest tożsama z „przyrodą” Newtona, ponieważ u każdego z nich w trakcie jej kształtowania wzięły górę inne zasady formalne, inne typy syntezy, duchowego i intelektualnego powiązania fenomenów. Tam, gdzie mająmiejsce tego rodzaju różnice podstawowych kierunków rozważania, rezultaty tych rozważań nie mogą być wprost porównywane ze sobą i sobą wzajemnie mierzone. Naiwny realizm potocznego obrazu świata, podobnie jak realizm dogmatycznej metafizyki wciąż popełnia ten błąd. Wyodrębnia z ogółu możliwych pojęć rzeczywistości jakieś jedno i ustanawia je jako normę i wzorzec dla innych. Tym samym określone konieczne formalne punkty widzenia, z których usiłujemy rozważyć i zrozumieć świat zjawisk, są przekształcane w rzeczy - w absolutne byty. To czy określamy te ostateczne byty mianem „materii”, „życia”, „przyrody”, czy „historii”, zawsze prowadzi nas ostatecznie do upadku obrazu świata, ponieważ pewne duchowe funkcje, które współdziałają ze sobą w swej konstrukcji są eliminowane, inne zaś faworyzowane.
Uwolnienie obrazu świata od jednostronności, jest zadaniem systematycznej filozofii znacznie wykraczającym poza teorię poznania. Ma ona uchwycić całość form symbolicznych, z zastosowania którego wynika dla nas pojęcie uporządkowanej rzeczywistości - na mocy którego podmiot i przedmiot, ja i świat są oddzielone od siebie i przeciwstawione sobie w określonej formie - i każdemu szczegółowi wyznaczyć stałe miejsce w tej całości. Gdybyśmy uznali to zadanie za rozwiązane, wówczas dopiero poszczególne formy poznawcze i pojęciowe, takie jak ogólne formy poznania teoretycznego, etycznego, estetycznego i religijnego rozumienia świata byłyby utrwalone w prawie, a ich granice byłyby ustalone. Każda poszczególna forma byłaby w tym ujęciu „zrelatywizowana” względem innych, ale ponieważ ta „relatywizacja” jest od początku do końca wzajemna i ponieważ nie pojedyncza forma, a tylko systematyczna całość może służyć jako wyraz „prawdy” i „rzeczywistości”, granice, o których tu mowa jawiłyby się z drugiej strony jako granice immanentne, jako takie, które zostają zniesione, kiedy tylko znów odniesiemy to, co szczególne do całości i rozpatrzymy je w związku z całością.
Nie będziemy dalej zajmować się problemem, który tutaj się otworzył, lecz użyjemy go jedynie do wskazania ograniczeń, nieobcych każdemu, nawet najbardziej uniwersalnemu, fizykalnemu sposobowi stawiania pytań, ponieważ są one z koniecznością ugruntowane na pojęciu i istocie tego sposobu stawiania pytań. Wszelka fizyka rozważa zjawiska, zakładając ich mierzalność. Usiłuje przełożyć strukturę bytu i procesów na czystą strukturę porządku liczb. Teoria względności nadała tej podstawowej tendencji myśli fizycznej ostrzejszy wyraz. Zgodnie z nim każda fizyczna procedura „wyjaśniająca” procesy przyrody polega na przyporządkowaniu każdemu punktowi w czasoprzestrzennym kontinuum czterech liczb X\>X2>X3M, które nie posiadają absolutnego bezpośredniego znaczenia, lecz jedynie służą do wyszczególnienia punktów kontinuum „w określony, ale arbitralny sposób” (por. 18, s. 64). Ideał, wraz z którym Pitagoras i pi-tagorejczycy zapoczątkowali nauki fizyczne, znajduje tutaj swoje zwieńczenie; wszelkie jakości, także czysta przestrzeń i czysty czas, są przekładane na wartości czysto liczbowe. Postulat logiczny zawarty w pojęciu liczby, który nadaje temu pojęciu jego charakterystyczną formę, wydaje się być teraz spełniony w stopniu, którego nie można już przekroczyć; wszelka zmysłowa i naoczna heterogeniczność przechodzi w czystą ho-mogeniczność. Klasyczna mechanika i fizyka usiłuje osiągnąć ten imma-nentny cel pojęciowej konstrukcji poprzez odniesienie danej zmysłowo różnorodności do homogenicznej euklidesowej przestrzeni i homogenicznego, absolutnie jednolitego czasu. Wszelka różnica zmysłowa jest zatem sprowadzana do różnicy ruchu; wszelka możliwa rozmaitość treści jest przekładana na czystą rozmaitość pozycji przestrzennych i czasowych. Nie osiąga się tu jednak ideału ścisłej homogeniczności, ponieważ wciąż mamy do czynienia z dwoma podstawowymi formami homogeniczności samej, które przeciwstawiają się sobie jako czysta forma przestrzeni i czysta forma czasu. Teoria względności w swym rozwoju znosi także tę opozycję; usiłuje przełożyć na jedność określeń liczbowych nie tylko zróżnicowanie zmysłowe, lecz także zróżnicowanie pomiędzy określeniami przestrzennymi i czasowymi. Szczególność każdego „zdarzenia” jest wyrażana przez cztery liczby X[iX2&M, przy czym pomiędzy tymi liczbami nie ma wzajemnego wewnętrznego zróżnicowania, zatem współrzędne xipc2^3 nie mogą już być grupowane w specjalną grupę współrzędnych „przestrzennych” i przeciwstawiane „współrzędnej czasowej” xą. Zatem