12 Część I
i upływu czasu, woda dziś jak tysiąc lat temu wrze w stu stopniach Celsjusza, dźwięk biegnie z identyczną szybkością, ziarno zawsze potrzebuje wody, by nabrzmieć i puścić pędy, zwierzę rodzi się i umiera. Jakże łatwo wyciągnąć stąd wniosek, że to, co osobliwe, indywidualne, nie posiada sensu. Czemu się też dziwić, że determinizm staje się teorią niemal nie do obalenia? Wydaje się, że brak identyczności postawiłby nas wobec świata chaosu, pojawiających się bezsensownych rzeczy i wydarzeń, zmienności absolutnej, w której my sami rozpłynęlibyśmy się od wewnątrz w potoku nieuporządkowanych wrażeń, bez punktu oparcia, niby nurt zmieniający nieustannie swe koryto i swój kierunek, rozlany, coraz płytszy, wsysany w piasek otaczającej nas rzeczywistości. To już nie Ja, lecz bezwolność, chwilowa reakcja, nie mająca siły ani pobudzić, ani skierować przeżyć, zachwiana egzystencja, bez głębi. Cóż w niej by istnieć mogło poza biologicznym lękiem śmierci, ślepym pragnieniem samozachowania, przywiązaniem do własnego ciała jako jedynej zasady trwałości? To egzystencja skierowana na teraz, na moment chwili, bez przeszłości i bez przyszłości, rozsypana w wielości wydarzeń nie powiązanych ze sobą. Brak własnej tożsamości to przeistoczenie się w przedmiot dla innych, łatwy w manipulacji, nie stawiający oporu i nieraz poddający się innej silnej ręce, gdy tylko ta ręka nadaje mu jakiś kształt bycia. We władczej ręce innego rysuje się możliwość odnalezienia własnego Ja, czy jest to ręka mistrza czy tyrana. Istnieje bowiem w nas lęk przed utratą tożsamości, lęk naturalny i obecny nie tylko w jednostkach, lecz także w grupach społecznych. Stąd rodzi się wielki problem tożsamości osoby, a także narodów i kultury. I tak oto kategoria identyczności staje się czymś więcej niż logiczną zasadą myślenia, jest ona też zasadą porządku świata, naszego własnego istnienia, ciągłości istnienia naszej kultury. Nic tedy dziwnego, że zaczynamy ją traktować jako wartość.
Można jednak popatrzeć na nią od innej strony. Czyż nie jest bowiem przerażająca myśl, że świat został uporządkowany raz na zawsze, że nawet to, co w nim ewoluuje, podległe jest stałym regułom owej ewolucji, że nic się nie dzieje istotnego, co by wykraczało przeciwko prawom, że wszelkie zaburzenia na granicach obserwowanych fenomenów mają tylko marginalne znaczenie, że zatem ci, którzy by chcieli ruszyć z posad ową bryłę świata, powodują tylko tumult, nic więcej? Czyż nie brzmi przerażająco sąd, że ład świata jest jeden i będzie trwał wiecznie, że „natura - jak to powiedział Palingeniusz - nie jest niczym innym, jak prawem narzuconym przez wszechmogącego Ojca, władcę wszystkiego. Narzucił je od początku świata i musi trwać nienaruszone aż do wypełnienia się czasów”1. Czy ten porządek jest pojęty jako boski czy naturalny, pozostaje niezmiennie wzorem dla innych porządków i podłożem wszelkich religii a także ideologii. Rodzą się religijne lub ideologiczne wzorce, przenikające do wszelkich dziedzin ludzkiego życia i domagające się podporządkowania. Nawet żywa myśl je tworzy, formułując z coraz większą ścisłością modele racjonalnego rozumowania identycznego zawsze i wszędzie, jako jedynego, które wiedzie ku prawdzie. Czyż w tym dążeniu nie tkwi groźba ujednolicenia różnych sfer życia i działalności ludzkiej, poddania ich schematycznym regułom? Czyż nie tkwi w nim przekonanie, że to, co inne, oryginalne, jest tylko dewiacją, zbędnym i szkodliwym zboczeniem przynoszącym szkodę zarówno jednostkom, jak i społeczeństwom?
Dążenie to budzi więc zrozumiały opór i kategoria identyczności zostaje poddana krytyce. Budzi opór sam model racjonalności na niej wsparty, ów tyraniczny logos, do którego odwołują się przede wszystkim ci, którzy w każdej niestandardowej myśli gotowi są dostrzegać zalążek chaosu i absurdu. Znamy ataki wymierzane przeciwko takim myślicielom, jak Bergson, Nietzsche, Heidegger i inni. Nie bez racji, przyznajmy, byli to bowiem pierwsi „dekonstrukcjoniści”. Ośmielili się podważyć wartość schematycznie racjonalnego myślenia, określając je jako myślenie w przestrzeni, oraz wartość społeczeństw zamkniętych i zuniformizowanych doktryn religijnych (Bergson). Burzyli systemy wartości, pokazując, że ich transcendentne źródło jest puste, jest nicością (Nietzsche). Dyskutowali samą ideę racjonalności i tradycyjne pojęcie
Palingeniusz, Zodiacus vitae, cytuję za: E. Garin, Zodiak życia: astrologia w okresie renesansu, przeł. W. Jekiel, Warszawa 1992, s. 89. '