228 Część II
kim byłam, wobec tej, którą jestem i chciałabym być; pytam, czy idę właściwą drogą, czy nie zanegowałam czegoś istotnego dla mego projektu. Szukając zaś, niemal na każdym kroku poddaję tę historię reinterpretacji. Przeformułowuję moje opinie na temat mych byłych czynów i poglądów, i to z różnych powodów. Najmniej ważne jest tu umyślne zakłamanie, to najczęstsze zjawisko w pisaniu własnej biografii na nowo. Nie o takie powody mi chodzi. Przede wszystkim inaczej dokonuję selekcji wydarzeń, bo teraz już wiem, że to, co wydawało mi się ważne, było mało znaczącą okolicznością, a to, co traktowałam jako błahe, pociągnęło za sobą niespodziewane dla mnie istotne skutki. Lekceważyłam niektóre moje czyny, dziś widzę, że intuicyjnie już wówczas szłam w pewnym kierunku, dokonywałam takich a nie innych wyborów. To nie były zatem przypadki, to raczej jeszcze nieuświadomione dążenie do bycia sobą. To prawda, że każda reinterpretacja porusza się gdzieś na granicy fikcji. Ta moja historia może się okazać mitem. Dla konstytucji mej tożsamości jest to jednak obojętne. Nikt nigdy nie dowiódł, by Ja musiało się budować na prawdzie. Przeciwnie, często konfrontacja z faktami ukazanymi przez innych, burząca ową fikcję, powoduje zachwianie tożsamości, niemożność wyznaczania nawet przybliżonego jej projektu. Ja może się konstytuować na istotnym dla niego zakłamaniu, i nie jest to bynajmniej wypadek rzadki. Czy można zatem mówić o tożsamości narracyjnej?
Spróbujmy zatem innej drogi. Moja historia jest ściśle związana z pamięcią, z tą dialektyką przypominania i zapomnienia. Może więc dałoby się lepiej zrozumieć jej rolę w budowaniu tożsamości Ja, gdybyśmy przyjrzeli się bliżej strukturze samej pamięci? Pytaniem jest jednak, czy pamięć ma jakąś strukturę stałą, czy są w niej elementy, które można wyróżnić i analizować. Otóż wydaje się, że jest to możliwe i że kształt tej struktury ukazuje się nam w najprostszych doświadczeniach. Czyż bowiem nie mówi nam ono, że jest w pamięci przede wszystkim to, co nazwałabym archiwum, oraz wyróżnione w nim cymelia, a więc zbiór rozmaitych wspomnień mniej lub bardziej ważnych. Włada ona też pewnym językiem, w którym wspomnienia te ujmuje. Nieustannie konstruuje sens tego, co było, pragnąc utworzyć koherentną historię. Wreszcie jest zależne od tego wszystkiego, co jest moim horyzontem światopoglądowym, z jego wartościami, tradycjami, przekonaniami moralnymi, wyobraźnią metafizyczną. Wszystkie te elementy: archiwum, język, sens i horyzont współdziałają i wpływają wzajemnie na siebie, a na nie wpływa ten ktoś, patrzący na mnie, ten inny.
Jeżeli taka byłaby struktura pamięci, odpowiadałaby dosyć dokładnie strukturze tekstu, którą kiedyś zaproponowałam, badając zmienność i trwałość w myśli intelektualnejWyróżniłam wówczas cztery warstwy tekstu: tę zewnętrzną, tj. problemy, następnie język właściwy wypowiedzi, reguły sensu, wreszcie epistemę, to jest tę tkankę ontologiczno-aks-jologiczną, która się da z tekstu wydobyć. Dla pamięci nie tyle ważne są problemy, co przeżycia i wydarzenia, choć każde z tych wydarzeń może być w refleksji sproblematyzowane, gdy tylko Ja zastanawia się nad ich znaczeniem. Pozostałe elementy byłyby analogiczne. W rezultacie, mimo wyrażonych przeze mnie wątpliwości, wrócilibyśmy do tekstualnego ujęcia pamięci, a więc do potraktowania historii własnej jako pewnego typu narracji, ale jest to narracja moja, która się może zderzyć z innymi, co bywa źródłem nieustannych konfliktów i nie pełni wobec nich mediacyjnych funkcji. Nie ma na celu mediacji między wyjaśnieniem a rozumieniem, między idem a ipse, jak chciał Ricoeur. Nie chodzi w niej o żadną obiektywną wiedzę o mnie i moim życiu. Tworzę ją nieraz na użytek cudzy, ale dla mnie ma zgoła inne znaczenie, daje mi bowiem możliwość odnalezienia siebie w egzystencjalnym doświadczeniu.
Przyjrzyjmy się zatem owym elementom pamięci, pamiętając zawsze o tym, że są ściśle z sobą powiązane i wzajemnie na siebie oddziałują. Przede wszystkim więc archiwum, nie żadna dobrze zorganizowana biblioteka, lecz właśnie archiwum pełne rozmaitych wydarzeń. Charakterystyczną rzeczą jest, że moja pamięć jest zbiorem nieuporządkowanym. Są tam błahostki, które wywołują dziś, gdy wspominam, uśmiech na mej twarzy, wryły się w pamięć szczegóły wręcz aneg-
99 Zob. B. Skarga, Granice historyczności, op, cit., s. 22-23.