/. „Ballady nu”
wy, okrutny, obłudny, bez serca i sumienia, nawet fizycznie odrażający jest przecież tragiczny; mimo wszelkiej odrazy bowiem każdy powiedzieć sobie musi: Ginie w nim człowiek wielkiej miary. I niemal gotowiśmy współczuć i żałować, że laki człowiek stal się zbrodniarzem; jego zbrodniczość nabiera barwy nieszczęścia, które przeciwstawiło się niszcząco jego wielkości. Uprzytomnić to sobie najłatwiej, gdy się go zestawi z Franciszkiem Moorcm; we Franciszku nic czuje się ginącej wielkości — Franciszek Moor jest straszny, nie jest tragiczny. Balladyna ma tragizm Ryszarda. Jest kobietą niepospolitą. Jest z tych, co się rodzą władcami. Gdy dąży do wyniesienia się ponad stan chłopski, gdy odpycha matkę, tę „kobietę z gminu”, gdy sięga po koronę — wtedy jest w postępowaniu okropna i podła, ale dąży do czegoś, co się jej należy, walczy o swą duchową istotę. Toteż, gdy jako królowa chce zerwać ze zbrodniami, gdy zapowiada nowe życie, czując się już zupełnie sobą — wtedy jest szczera i wiarę wzbudza. A gdy pada — ginie nie tylko zasłużoną śmiercią potworna zbrodniarka, ginie też zdolna do czynów wielkich królowa20.
Obok niezaprzeczonej niepospolitości jeszcze jeden rys czyni Balladynę tragiczną; jej koncepcja oparta jest na tragicznym pojmowaniu zbrodni, które w romantyzmie spotykamy niejednokrotnie. Zbrodniarz staje się tragiczny, jeśli sam jest poniekąd ofiarą zbrodni, jeśli zbrodnia ma źródła poza sferą jego woli. Skutkiem tego prawdziwie tragicznym jest wysnucie zbrodni z nieświadomego; wkracza ono w dziedzinę psychopatologii, w którą romantyzm chętnie się zapuszczał. I Balladyna w pierwszej fazie ma coś z patologicznej fatal-ności złego21; zabójstwo rodzi się w nieświadomych pokładach duszy, nim dojrzało w postanowienie; tchnienie zbrodni przenika ją, nim jeszcze uświadomiła sobie chęć zamordowania Aliny; stąpa jakby w śnie krwawym, jakby odurzona zapachem i czerwienią krwi. Nic są to jednak czynniki obce charakterowi Balladyny — przeciwnie, to jej istota: niedobra, ambitna, zalotna, zmysłowa i okrutna
20 Władysław Kłyszcwski (Tragizm Słowackiego. „Biblioteka Warszawska" 1912, t. 4, s. 470-510) tragiczność Balladyny ujmuje z innego stanowiska: Balladyna jest tragiczna jako przeciwstawiająca się otoczeniu. Tragizm jej uwydatnił również Zygmunt Bromberg-Bytkowski (Słowacki jako dramaturg. Fragment. |W:] Sprawozda-nie II Gimnazjum we Lwowie, toż [w:] Księga pamiątkowa..., I. 2, s. 112-135).
21 O dcmonizinie i patołogiczności Balladyny pisał Józcł Kreiz (Glosy nad „Balladyną”. [W:J Sprawozdanie Szkoły Realnej w Krośnie, toż [w:] Księga pamiątkowa..., t. 2, s. 13-26).
dziewczyna z aktu I w chwili stosownej dojrzewa w zbrodniarkę. W dalszym ciągu podświadome rodzenie się zbrodni zanika; na jego miejsce występuje konsekwentny fatalizm czynu, który zbrodniarce każe dalej iść drogą występku. Psychologia Balladyny rozwija się zaś w sposób cechujący ludzi o wybitnej energii czynnej; ludzie tacy łatwo godzą się z faktami dokonanymi — o ile one są przykre, starają się je unieszkodliwić, z pamięci usunąć, ale nie pogrążają się w ich rozpamiętywaniu; konsekwentne działanie osłabia czujność sumienia; rozpędowa siła pcha ich w zaczętym kierunku — pierwszy tylko krok dla nich trudny, dalsze coraz łatwiejsze; wpatrzeni w cel, zapominają o użytych środkach. Toteż Balladyna tylko pierwszą zbrodnią dręczy się naprawdę — dalsze prześlizgują się po jej duszy; a nawet pierwsze morderstwo nie zdoła w niej wzbudzić chęci cofnięcia czynu — ona tylko ślady pragnęłaby zatrzeć.
Przeciwstawia się tedy u Słowackiego kapryśność akcji powadze w pojmowaniu ludzi. Lecz nawet w nieprawdopodobieństwie wypadków jest rys, który stanowi pomost między lekkością baśni a powagą tragedii i czyni Balladynę wyrazem sformułowanego jasno poglądu na świat. Akcja opiera się na kaprysach przypadku — ale w owym szaleństwie przypadku jest metoda, i to metoda silnie podkreślona przez autora. Wśród osób dramatu jest kobieta, jakby stworzona na małżonkę Kirkora — Alina; tymczasem Kirkor Balladynę dostanie za żonę. Chodzi po lesie nadgoplańskim człowiek, na kochanka Goplany stworzony — Pilon; lecz ona rozmiłuje się w rubasznym Grabcu-pijanicy. Cudowna, boska korona czeka na czoło mądre i szlachetne; dwu jest ludzi, którzy by jej godni byli — Pustelnik i Kirkor, a tymczasem korona najpierw głupca ozdobi, potem zbrodniarkę. Kirkor idzie do Pustelnika, by na jego radzie zbudować szczęście idylliczne — a zostaje przez Pustelnika wciągnięty w wir działania historycznego i zguby. Pustelnik radą swoją pragnie go uchronić od żony zbrodniczej — a popycha go w ramiona Balladyny. Goplana chce uszczęśliwić Grabca — a przez królewską maskaradę śmierć mu gotuje. Przypadek więc stale drwi z zamiarów i planów i stale jest zgubny. Przez tę stałość swego kierunku traci charakter przypadku, przechodzi w jakieś pesymistycznie sformułowane prawo świata. Staje się potęgą, która, zabawkę czyniąc sobie z ludzi, łamie ich i niszczy. Konsekwentny jest w swej bezsensowności — i przez to urasta do rozmiarów czynnika, który może wystąpić w tragedii. Tragedia bowiem żąda logiki i konsekwencji, gdy baśń pozwala na
23