90 Anna Pilch
90 Anna Pilch
Lebenstein w następnej fazie swego malarstwa „ubierze” szkielety w chropowate, gruboziarniste, przedpotopowe skóry
- ciała. Wat mówi, w co zostanie szkielet ubrany: w kostium od Balenciagi, w medal blaszany, by coś, co istniało wtedy, gdy „bili> szmaciane i rzewne serduszko” z biegiem czasu - bo taka jest kolej rzeczy - obróciło się w nicość, w śmierć. Teza obu obrazów—
- malarskiego i poetyckiego - jest jednakowa: kręgosłup jesl/p^ początkiem i końcem istnienia.
U Lebensteina ciała, czy raczej cielska, nabierają przera żających form, wynaturzonych, zdeformowanych. Książkowa ilustracja do Ciemnego świecidla pokazuje tę jedność: stopienia ludzkiego ciała z przedpotopową bestią. Człowiek przez całe swe życie wchodzi w relacje z potworami, by w zwierzęco-ludzkim karnawale, w towarzystwie tajemniczych menażerii, zmierzać
- dokąd? „Od śmierci - do śmierci”, „Z życia - do życia”. W Weimarskim autoportrecie Durera dopowie Wat ten wątek: „donikąd”, „do nicości”, „do grobu”.
Obsesyjno-egzystencjalno-metafizyczny problem poety: przemijanie, rozkład, zniszczenie, śmierć, rozpływa się w obrazach malarza w postaci groteskowo-malarskiej wizji, w groteskowej zabawie. Wiwisekcja duszy, „prześwietlanie ciała promieniami śmierci”, lustrzane odbicie śmierci w żywej jeszcze skórze, niewidzialna prawda o człowieku i jego mrocznej, bolesnej egzystencji, zostaje namalowana i prześwietlona niczym promieniami Roentgena. W ten sposób maluje poeta ostateczny wizerunek.
Dwie wizje w jednym ciele - piękno i brzydota, życie i śmierć, ciało i szkielet - czysty barok, można by powiedzieć. Sam Lebenstein powiedziałby - „swoisty barok nałożony na archaizm” .
Barokowy rodowód malarstwa Lebensteina zauważył i zapisał Czesław Miłosz w dedykowanym, zresztą, artyście wierszu pod takim właśnie tytułem: Rodowód:
Na pewno mamy wiele ze sobą wspólnego My wszyscy, którzy rośliśmy w miastach Baroku (...)
A jednak coś nam pozostało: prędylekcja do linii krętej, Wysokie spirale przeciwieństw, płomieniopodobne, Strojenie kobiet w suto drapowane.-snknie,
Żeby dodawać blasku tańcowr szkieletów. ~
a
Miłosz, który gościł u siebie w Berkeley artystę (z pobył u w Stanach Zjednoczonych powstała seria obrazów „amerykan skich”, pejzaży z Grand Canyon), pisał w 1985 roku do Leben steina do Paryża:
Kochany Jasiu,
Malując swoje potwory towarzyszyłeś nam, naszej małej konfraterni, tak samo jak Ty potworami naszego stulecia przejętej. Twoje dzieło nieraz przypomina mi o opiniach Aleksandra Wata, który w sztuce i literaturze nam współczesnej widział odrodzenie się makabrycznej wizji baroku z jego stałym „memento mon". (...) Uważam Ciebie za barokowego malarza, spokrewnionego z Włochami. Choć posuwasz bardzo daleko sprzeczność pomiędzy formą ludzkiego ciała i jego rozpadem, jego szkieletowatością, jest u Ciebie prawdziwa pasja erotyczna, gniew na ciało, że jest tylko tym, czym jest1.
Jest to głęboko trafne odczucie malarstwa Jana Lebensteina. Wieczny temat jego dzieła: kobieta i bestia, życie i śmierć w barokowej, plastycznej szacie formy i koloru, łączy w jedno wszechobecny niepokój i pożądanie. W malarskich wizjach na przykład kobiety często jest to demonstracja pełnego patosu pragnienia zawładnięcia nad absolutną jej całością duszy i ciała. Dlatego tak trafne jest spostrzeżenie Miłosza o erotycznej, barokowej kontemplacji ciała.
Malarstwo Lebensteina jest zatem bardzo „malarskie” i bardzo „literackie”. Barokowy karnawał łudzko-zwierzęcych „egzemplarzy”, wirujących w onirycznej, barokowo niepokojącej przestrzeni, przywołują czasem na myśl barwne korowody postaci, choćby z Biesów Dostojewskiego czy menażerii ludzkiej Witkacego i Gombrowicza. Poezja Aleksandra Wata w makabrycznym dance macabre wiruje ku śmierci.
Gdy podczas ostatniej, paryskiej wystawy zapytano Lebensteina, czym dzisiaj są dla niego figury osiowe po ponad 40 latach, odpowiedział, że po prostu symbolem przemijania, bo wszystko jest przemijaniem i pozostaje tylko symbol człowieka, który czasem nazywamy duszą.
List zamieszczony w katalogu wystawy Lebensteina w Zachęcie, Warszawa 1992.