znacznej, trzeba szukać przesłanek pomocniczych, szukać w okolicznościach zewnętrznych, w stygnutach rzeczywistości.10
Przyjmijmy zatem, na razie umownie, że Dziadów część J! jest odbiciem Radawnicy, i zbadajmy wytrzymałość tego założenia. Nie będzie to bez zachodu.
Etnografowie, nawet gdy przyjmuję tę podstawę wyjściową, nie taję, że poeta nie respektował nadmiernie pierwowzoru, że z autentycznego obrzędu przejął stosunkowo niewiele. „Nie sądzimy wszakże — konkluduje swe wywody Józef Gołąbek — by w czymkolwiek osłabiła się wartość Dziadów, jeśli powiemy otwarcie, że nie są one dokładnym odbiciem właściwego obrządku, a nawet niewiele maję z nim wspólnego, ale raczej są utworem o przeważającym pierwiastku literackim/*11
W ostateczności można by się nawet na to zgodzić, z jednym wszelako ważnym zastrzeżeniem. Tak jest, kiedy bierzemy pod uwagę II część Dziadów w jej redakcji ostatecznej, drukowanej. Jest natomiast znacznie inaczej, gdy rozpatrujemy redakcję pierwotną. Z tego względu wolno sprawę raz jeszcze powołać przed sąd. Żeby jednakowoż wymierzyć dokładnie i genetycznie to pogranicze między Dichiuttg a Wahiieit w utworze poety, trzeba będzie rozejrzeć się szczegółowiej w autentycznym przebiegu obrzędu.
Radawnica odbywa się niedługo po Wielkanocy i jest właściwie przedłużeniem „święconego"; ośrodkiem jej jest poczęstunek urządzony na cmentarzu dla rodziny i powinowatych tudzież dla dziadów proszalnych, a to na intencję dusz przodków. Reszty zapasów świątecznych: jajka-knszanki, kołacze, mięsiwo, bliny i kaszę jaglaną, wynosi się na mogiłki dla obdarowania parodia i dla wspólnego poczęstunku. Za napitek służy piwo, a na początek obrzędowa wódka. Uczta odbywa się za dnia po mszy żałobnej. Bierze w niej udział paroch, który kropi groby, intonuje pieśni i kieruje modlitwami. Pierwsze cząstki potraw i krople wódki strząsa się na ziemię „dziadom**, duszom zmarłych. Spora część poczęstunku przypada żebrakom, „starcom", w zamian za modlitwy na intencję nieboszczyków. Od tego właśnie obrzęd się zaczyna.
Radawnica należy do tych przejawów folkloru, które badaczc-ctnografowie opisali stosunkowo dokładnie. Szczególnie rosyjscy. Mówiąc o niej posługiwaliśmy się terminami: cerkiew, paroch. Występowała ona bowiem szeroko na terytoriach kościoła prawosławnego, z ziem należących do dawnej Polski głównie na Białorusi, ale także na Wołyniu i Ukrainie.
Nic zrozumiemy wagi ani dostojeństwa tego obrzędu nic wziąwszy pod uwagę konstytuujących go wierzeń, mających oparcie w nauce kośdola prawosławnego o losach dusz zmarłych. W jej pojęciu czyściec właściwie nic istnieje, przynajmniej jako miejsce przynoszące duszom ekspiację za przyczyną ognia oczyszczającego. Według tego dusze nieboszczyków pozostają w stanic oczekiwania na wyrok, który zapadnie dopiero w dniu sądu ostatecznego. Do tego czasu tworzą one stan w kosmosie.
10 B1:aj o cydi sprawach móvyię w rozprawie Wołyńskie przewody, w tomie Drzewiej i wczoraj, Kraków 1966,». 61—75.
11 J. Gołąbek, Dziady białoruskie, „Lud", ser. II, t. IV i odbitka, Lwów 1926; zob. s. 35.
15