choć chwieje się nad nim jak delikatne skrzydła ważki rozpinające się do lotu po raz pierwszy po przedarciu się poprzez obsłouki larwy. Niewiele chyba da się zrobić, żeby ją umocnić.
Dotarliimy zatem do kresu zadania. Rozpatrzyliśmy stadia genczyjskic utworu, rozsunięte —jak się okazało — wcale szeroko. Rozsunięcie to i rozrost dokonały się sposobem w znacznej mierze przyrodzonym temu poecie. On sam z trybu tego wcześnie i dobrze zdawał sobie sprawę. Jeszcze przed zrodzeniem się pomysłu Dziadów zwierzał się przyjacielowi ;,,... Zresztą wiedz, że u mnie wiele czasu uchodzi między napisaniem, skończeniem i czytaniem..." **
W omówionym wypadku czas ten rozciągał się od wczesnej wiosny 1820 do połowy kwietnia 1823 r. Inaczej mówiąc: od poczęcia do ukończenia Dziadów kowieńsko-wileń-skich upłynęło, jak się już rzekło, prawic trzy lata.
Rozczłonkowaliśmy ten rozciągły okres. W akcie gcnczyjskim Dziadów zdołaliśmy poustaJać prolegomena i wypunktować właściwy moment narodzin: wtedy i tutaj! Ale najważniejszego fenomenu: pierwszego przeistoczenia, jego przyczyny sprawczej, jego okoliczności, samej więc tajemnicy koncepcji: dlaczego i jak? — nic udało się pochwycić ni rozpoznać. Porozchylaliśmy wszystkie płatki świeżo rozwiniętego pąka, aż dotarliśmy do słupka. Jak dokonało się jego zapylenie, jak więc począł się owoc w dzisiejszej, ostatecznej swej istocie—to misterium zostało poza zasłoną. Uchylić jej nie zdoła żaden filolog. Może tylko ją wskazać i uprzytomnić jej nieprzenikliwość. Reszta jest milczeniem.
Ukończywszy przewlekłe i znojne prace nad rękopisem Dziadów części II napisał poeta przyjacielowi: „Jest to ostatnia [moja] robota w tym rodzaju, przynajmniej na długo.“
Nie przewidywał, ic na pełne lat dziesięć.
n List do J. Jeżowskiego z d. 12/24 listopada 1819 r. Zob. A. Mickiewicz: Dzieła, t. XIV, Warszawa 1955, i. 57.