SŁOM WSROD PORCELANY
impulsu, aby mu przywrócić blask i sens pierwotny, aby z d ebanalizować to, co się już zbana-lizowało.
A więc np. Whitman mógł za życia mieć plagiatorów i być modnym. Ale jeśli kto naśladował go w latach osiemdziesiątych (pierwsza fala) lub dziś, a czynił to lub czyni z pierwszej ręki, nie jest plagiatorem. Za to jest plagiatem czy modą jeszcze i dziś, jeśli się tego samego Whitmana naśladuje pośrednio, więc dopiero za przykładem innego naśladowcy współczesnego. W pewnych okolicznościach wyszukanie sobie wzoru do naśladownictwa,: nawet dobre cytaty mogą być najoryginalniejszym czynem literackim. Wybieranie dobrych ziarn, zagubionych w teraźniejszości i przeszłościgniejestplagiatem, lecz kolosalną zasługą, świadczy o kongenialności.
Więc rzecz nie ma się tak, jak sobie to wyobraża p. Stern, że za czasów romantyzmu nie było plagiatu. Hoffmann czerpał z współczesnego Chamissa, Mickiewicz i Słowacki z Byrona — oczywiście wchodzi tu już w grę formułka p. Borowego, mówiąca o wykup n i e plagiatu. Ale w owych czasach pojęcie plagiatu było jeszcze w ogóle nie wyrobione, twórczość zbliżała się jeszcze do tego komunizmu duchowego, który p. Miller wyobrażą; sobie jako ideał i który byłby także bardzo wygodnym dla p. Sterna i sternistów. Na razie przemysł twórczości artystycznej załatwia jego patron, Pan Bóg, jeszcze metodą chałupniczą, jednostkową. Gdyby wierzyć p. Sternowi, toby plagiatów w ogóle nie było z wyjątkiem jaskrawych plagiatów kryminalnych. Wyrobienie i zaostrzenie pojęcia plagiatu uważam za zdobycz kulturalną — to też jest paseizmem, jeżeli się tej zdobyczy nie czuje, nie podtrzymuje. Jest to paseizmem zwłaszcza w dzisiejszej Polsce, w której wartość oryginalności trzeba stawiać bardzo wysoko, bez obawy o przesadę.
Kazuistyka plagiatu jest bardzo rozgałęziona i tematu tego :feymjmmięj nie, wyczerpano. Można np. jeszcze dziś plagiować Sofoklesa, Szekspira, Wyspiańskiego, gdy środowisko literackie nie jest dość oczytane c^-1 mogą to być nawet plagiaty sprytne. — Albo np. co znaczy, że temat' czy przedmiot literacki się « uświęca^?; P. Stern mówi «o usankcjonowaniu pewnych Wartości par excellence poetyckich, po prostu (!?) bardziej wzruszających wyobraźnię mocą swej oryginalności (a więc epatujących! moje nawiasy), które, jako takie, bardziej się nadają do artystycznego ujęcia». Pyszne jest to «po prostu*! A więc p. Stern nie wyobraża sobie, żeby ktokolwiek mógł wymyślić coś oryginalnego, dać początek epoce, jest tylko jakiś bezimienny «prąd czasu», który pewne przedmioty stempluje jako będące en vogue: wczoraj elfy, dziś Murzynów. A przecież elfy, Ondy-ny, Goplany (Titania) musiały niegdyś zostać wymyślonymi; korsarza i Murzyna musiał ktoś po raz pierwszy ujrzeć jako «wartość poetycką*, bo przedtem on taką wartością nie był, tak samo jak życie codzienne, «prozaiczne», nie było «wartością poetycką* przed realizmem. Suma wysiłków zbiorowych nic wyklucza tego, że. każdy wysiłek .był — właśnie wysiłkiem. — I dalej wyobraża sobie p. Stern, żę owe ^kanonizowane typy czy przenośnie zostają od-r