SŁOił WSROD porcelany
Natomiast w powyższych moich roztrząsaniach nie chodziło wcale o krzywdę materialną plagiatowa-nych, tylko o ich prawa moralne, a głównie — o szacunek dla myśli oryginalnej, dla „pierwszej ręki”.
Jeżeli dotychczas jeszcze nie ma dzieła, które by .szczegółowo, a nie pobieżnie i „syntetycznie”, ukazało całokształt poezji polskiej od r. 1918, to z powodu nie wyznanej trudności: oto znaczna część ulworów tej doby jest niejadalna, to znaczy niezrozumiała. Weźmy choćby kilka ciężkich tomów działalności poznańskiego'i,Zdroju”, utwory obu Hulewiczów, Stura, dalej ostatni zbiorek BrzęcZkowskie-go, znaczną część utworów Iwaszkiewicza, Millera, K dzikowskiego, ZegadłowiczaNapierskiego — ba, trzeba by dużo wyliczyć, bo zdaje mi się, że tylko utwory Tuwima, Lechonia, Wierzyńskiego są zupełnie wolne od ustępów niezrozumiałych. Napotykamy na gąszcze, grzęzawiska, trzeba omijać, przeskakiwać, ho przebrnąć się nie da, a najczęściej wypada zawrócić /. drogi.
I ’rzed kilkunastu laty zajmowałem się sprawą nie-/i( izumialstwa w Polsce (w zbiorku Czyn i sł&wo roz-il/.iał pt. Niezrozumialcy). W Polsce, która by chciała bvć Francją Północy, lecz zamiast naśladować fran-