SŁOŃ WSROD porcelany _____
inny rodowód pomysłu, a nawet będzie wołał przyznać się do plagiatu popełnionego na kim innym, zmarłym lub dalekim, byle nie na tym, który się
0 swoje upomina. ' i '■'J' ■
Nawet taki zacięty ■uniwersalista jak J. N. Miller, który swego czasu żądał od poetów zbiorowej,1 bezimiennej twórczości, takiej, jaka była za czasów- Homera, nieco później sam bliski był wytoczenia komuś sprawy o plagiat/A przecież plagiat spełnia- dziś tę rolę/ którą miała owa daWna twórczość zbiorowa. — Niedawno pp. Słonimski ’-1|, Wiadomości ^Literackie”)
1 Wat („Miesięcznik Literacki’1) posprzeczali Hę z sobą [58] o to, kto pierwszy z nich podał myśl, że opisy wojenne, służące rzekomo pacyfizmowi jak u -Remar-que’a, mogą jednak zachęcać do wojny. Myśl - tb była prawdziwa, .•zorganizwsiana nowy' fałd,. i tzieczywi-ś-dle godna sporu — jakkolwiek człowiek znający już dawniej problematologię literacką wie, że -nie jest ona nowa, bo swego czasu z powodu Nam/ Zoli rozpatrywano np. inną analogiczną kwestię, mianowicie czy opisy obyczajów tam zawarte S% tjednak"'pornografią mimo- swej pozornej tendencji moralizatorskiej.’-w W Peipera książce Tędy (zbiór artykułów) znajduję kilka podejrzeń i aluzyj, że są tacy, którzy z jego myśli rzuconych w rozmowach korzystają bez pozwolenia. A jedfMlrten sam Peiper jako-'Oficjalny orędownik najmłodszej literatury oburzał się na mnie, że tej literaturze zarzuciłem „plagiatowy charakter”...
A więc drażliwOlf wobec plagiatów istnieje i jest słuszna. Jeżeli zaś nie wybucha .częściej, ,to oprócz przyczyn już podanych także dlatego, że wobec słabego rozmachu twórczości oryginalnej w Polsce nie
ma tak bardzo co kraść i wszyscy mniej więcej pasożytujemy na bodźcach znajdowanych w twórczości. zagranicznej...
H tu. przechodzę jeszcze raz do kwestii tych plagiatów, które są już właśnie objawami mody. Skądże ten ostry wyraz „plagiat”, Skoro idzie o rzecz tak niewinną -jak moda? Stąd, że chociaż poszkodowanego nie maj jednak od strony subiektywnej ta pożyczka, ten wpływ przedstawia się jako przywłaszczenie sobie myśli obcej, jako ominięcie właściwej drogi twórczej. Ze względów pedagogicznych ktoś musiał raz nazwać ten proceder po imieniu, aby obudzić drzemiące w Polsce sumienie oryginalności. Mody, prądy nie są czymś tak niewinnym, jak to się przedstawia w historiach literatury. Może podkreślanie tego momentu, w którym one są plagiatem,-;-n i e należy dó historyka literatury — ale należy do jej krytyka, do jej etyk a...
Plagiaty, w znaczeniu tu przeze mnie użytym: jako niezbędny subiektywnie moment „mody” czy „prądu”/dałyby się łatwiej wybaczyć, gdyby można było wykazać, że owe prądy i mody Są „nadbudowami” w -sensie marksowskim, które w pewnych wa-runkach historycznych, czy ściślej: społeczno-gospó-darczych, wszędzie się samorzutnie wyłaniają, i to wszędzie w podobnej formie. Tego jednak wcale wykazać się nie da; można co najwięcej snuć zręczne kombinacje na temat zależności, lub jeszcze mniej: związku, między tymi warunkami a literaturą, i to snuć je;zawsze post factum, ale węzła przyczynowego się nie; wykryje. Natomiast idealistyczne pojmowanie