KASPER MIASKOWSKI
I próżne będzie do Ciebie me łkanie?
Próżno pięść moja nagie piersi bije?
Próżno łzy język wołający pije?
Jeśli wyrzucisz, znam, że sprawiedliwym Okiem pogardzisz człowiekiem brzydliwym.
Bo usta moje smrodliwą tchną parę I odmieniłem Twój obraz w maszkarę.
A jeśłi siostra Twego Aarona
Niegodna była. trądem zeszpecona,
I pojrzeć na on przybytek Twój święty.
Gdzie się podzieję ja, człowiek przeklęty?
Chwalebne domu Twe, Panie, progi Pchają od siebie szkaradne me nogi.
Ale dokądże z namiotów' wygnany
Pójdę trąd grzechów, pójdę goić rany?
Ono, przed miastem, na Łysej krzyż Górze,
Na nim glejt nędznych rumiony na skórze,
Trojakim grotem okrutnie przybity,
A bokiem leje strumień on obfity;
A choćby w głuchym stanął kędy lesic.
Jako on, który wręża z miedzi niesie,
Puste by miasta zostały i grody:
Bo wszystkie płyną do Niego narody!
Pójdę tam i ja, aza co uproszę.
Brunatną liżąc pod świętym pniem rosę.
Szarłatne zdroje z ran jego płynące
Tuszą lekarstwo wTzodom moim rącze.
Lecz nade wszystko z Twej, Jezu. postawy Dźwigam się bardziej do nadzieje prawej:
Głowęś nakłonił, abyś mię całował,
Bym jedno za grzech serdecznie żałował;
Ręceś rozciągnął, abyś mię obłapił,
Bym jeno sam się do Ciebie pokwfapił;
Że mię doczekasz, dałeś przybić nogi.
Abym do Ciebie przystąpił bez trwogi;
Żebym Ci ufał. i serceś otworzył.
Bym ja też jedno sercc-ć swe ukorzył.
Toć znaczy obraz i znak męki Twojej,
Pociecho nędznej dusze, Jezu. mojej!
Kogoś Ty, wisząc na okrutnym drzewie, Zapomniał? Niemy tylko kamień nic wie!
Ważny do nieba głos za srogie kąty Posyłasz, kiedy targają Twe szaty;
Łotr więcej bierze, niż prosi; że wierzy,
Przejrzał, co w boku Twoim włócznią dzierży.
85