KASPER MLASKOWSKI
Kto wic. z czym idzie wieczorowy goniec?
Jako zwierz w lesic obegnany wkoło.
W tył ma pogonią, a sieci na czoło:
Tak człowiek w' gęstwie niehamownej złości Na hak przychodzi szatańskiej chytfOŚęL
Czemuż ja z tego lasu nie uciekam Do domu łaski? Czego dalej czekam?
Bo wżdy nic będę mówił, że złość moja Więtsza jest nizli łaska, Panie. Twoja.
Inaczej uczy on wołać do Ciebie.
Co wnet po grzechu on skarży na siebie;
Skarż}', a łzami twarz swoje polewa I tę najwięcej rzecz do Ciebie miewa:
„Zmiłuj się. Boże. nade mną, bo Twoje Niewyczerpnione miłosierdzia zdroje!
A jakoś hojną każdemu swobodą,
Omyj też brud mój w świętej łaźni wodą.
I co dzień więcej plamy tak plugawe Niech ług wyciera i mydło łaskawe.
Boć ja znam sprośną sam nieprawość moję,
A na grzech patrząc wzdrygam się i boję.
Tobicm samemu upadł, pod Twym okiem
Wiódł mię grzech zawżdy gościńcem szerokiem.
Ale ty, będąc w obietnicy prawy,
Zatulisz gęby, co Twe sądzą sprawy.
Bom się urodził w Jadamowcj złości I w niej poczęła matka moje kości.
A Ty. na prawdę bystre mając oko,
I>ałeś mi wcjźrzeć w sprawy Twe głęboko.
I teraz pokrop grzbiet izopem. Panie,
A jasnym z ciemnej wynidę otchłanie.
Zmyj mię swą ręką, celuję śnieg biały.
Którym północne wiatr}' dacii odziały.
A jeśli zabrzmią słodkie w- uszy słowa,
Znowai poniesie smętna wieniec głowa
I ciężkim potem pokrzywione kośei Niezwykła wolność i radość wyprości!
Jedno twarz odwróć od grzechu brzydkiego,
A topiąc złości, zapomni wszystkiego.
I tak dopiero dasz mi serce nowe 1 wyłowisz myśli na Twój głos gotowe,
Mając Twe oko po mych tropach wszędzie.
A duch Twój święty sam mi wodzem będzie.
Wróć, wróć mi znowu wesołe sumienie 1 wrzuć na grzbiet mój białe zaś odzienie.
83