i iiie wyraża głośno tego, co lud ma do powiedzenia. Jest on indywidualną jednostką, bohaterem w dramacie, i próbuję sprawić, aby lud czy też raczej publiczność mówiła to, oo on mówi. Mówiąc ściślej,'aby czuła tak, jak on czuje.
Wszystko zatem' sprowadza się do tego, że on sam intensywnie odczuwa. Aby móc intensywnie odczuwać, pacykarz mówi jako osoba prywatna do osób prywatnych. Wdaje się w spór z indywiduami, z ministrami obcych krajów albo z politykami. Powstaje wrażenie, że się uwikłał w osobistą walkę z tymi ludźmi, a to z powodu określonych właściwości tych 'ludzi. Wyrzuca z siebie gniewne obelgi w rodzaju tych, jakimi obrzucali się bohaterzy Homera, wyznaję swoje oburzenie, zaznacza mimochodem, że z trudem się opanowuje, żeby po prostu nie chwycić wroga za gardło, rzuca mu, wymieniając wprost jego nazwisko, wyzwania, wyśmiewa go itd. We wszystkich tych wybuchach słuchacz może uczuciowo mu towarzyszyć, uczestniczy w triumfach mówcy, przyswaja sobie jego postawy.
Pacykarz (jak nazywają go -niektórzy, ponieważ usiłuje jedynie zapacykować rysy walącej się budowli) niewątpliwie posługuje się metodą teatralną, dzięki której potrafi nakłonić swoją publiczność do ślepego podążania za nim. Nakłania każdego, aby zrezygnował ze swego stanowiska, przejął jego aktywną postawę, aby zapomniał o swoich interesach, aby poświęcił się jego interesom, interesom gestykulanta. On wciąga w siebie widzów, wikła ich w swoje ruchy, pozwala im „uczestniczyć” we własnych troskach i triumfach i obrzydza im wszelką krytykę, nawet jakiekolwiek spojrzenie na świat z ich własnego stanowiska. KAROL. 'Chcesz przez to powiedzieć, że pracuje nie używając argumentów.
TOMASZ Tak nie sądzę. On nieustannie posługuje się argumentami. Używa -gestu człowieka argumentującego. Lubi zwłaszcza 'W jakimś zdaniu, które właściwie zakończył i podał silnym głosem jako niewątpliwą i niedyskusyjną prawdę, dorzucić w tonacji roztargnionej maleńkie „bowiem” i zrobić pauzę, po której nastąpić powinno wyliczenie powodów. Wówczas wygląda na kogoś, kto jeszcze dodatkowo dorzuca garstkę argumentów do swoich tez, i to mianowicie takich, jakie akurat ma pod ręką. Wiele argumentów, które doczepia przy pomocy tego małego „bowiem”, nie posiada w ogóle charakteru argumentu, pozostaje tylko wzmacniająca ekspresję gestykulacja, która wypowiedziane słowa stempluje jako argument. Często w podnieceniu obiecuje (jakby sobie samemu) trzy argumenty'albo pięć czy sześć; całkiem niespodziewanie, gdyż nie pojawiły się one wcześniej, kiedy prezentował swoje „racje". Przytacza następnie tę liczbę, na którą się powołał, albo tez nie, bo często jest tych argumentów o jeden za dużo albo o jeden za mało. Jemu zależy na tym, aby wciągnąć słuchacza, -który się w niego wczuwa, w postawę argumentującego, używającego argumentów, co w końcu znaczy: szukającego argumentów.
KAROL I co przez to osiąga?
TOMASZ Osiąga to, że jego postawę przyjmuje się jako naturalną. On jest takim, jakim jest, wszyscy zaś w-czuwający się w niego są takimi, jak on.. On nie potrafi inaczej, on. musi tak postępować i nikt nie potrafi inaczej, i wszyscy muszą tak samo postępować. Jego zwolennicy mówią wtedy również o nim, że podąża swoją drogą jak lunatyk albo tak, jakby już kiedyś szedł nią. W ten sposób wydaje się on słuchaczom zjawiskiem naturalnym. Przeciwstawienie się mu byłoby zatem rzeczą nienaturalną, niemożliwą na dłuższą metę. Ma on swoje słabostki, ale tylko dlatego, że gatunek ludzki, którego on jest wybitnym reprezentantem, miewa swoje słabostki, i są to słabostki wszystkich, słabostki nieuniknione. „Jestem tylko waszym głosem — zwykł chętnie mawiać — rozkaz, który wam wydaję, jest tylko rozkazem, który sobie sami wydajecie."
KAROL Ja też'widzę, jak niebezpiecznie jest wczuwać się w niego, ponieważ prowadzi on naród po niebezpiecznej drodze. Ale myślę również, że ty naprawdę nie tylko do tego zmierzasz, aby dowieść, że wczuwanie się w działacza może być niebezpieczne (jak niebezpiecznie jest wczuwać się właśnie w niego), lecz że jest niebezpieczne samo w sobie, niezależnie od tego, czy, jak ów pacykarz, sprowadza kogoś na niebezpieczną drogę, czy też nie sprowadza. Czy tak nie jest?
TOMASZ Tak. Mianowicie dlatego, że ten, kto się wczuwa, nie jest w stanie rozpoznać niebezpieczeństw drogi.
73