108
zając godnie ofiarowane miejsce. Odtąd z coraz wzrastającą liczbą lubowników, stale co niedziela i każde święto, wykonywał w ojczystym języku msze, po największej części przez siebie napisane. I zaczął poglądać z milą nadzieją, że jego prace, najdroższe życzenia w poświęceniu swego talentu chwale Bożej, ziszczone zostaną i błogie owoce w przyszłości wydać mogą. Aby nadać rozciąglejszy zakres usiłowaniom i zapewnie trwałość swemu chórowi z lubowników złożonemu, zaprowadził u siebie Krogulski szkółkę, w której uboższym bezinteresownie wykładał naukę śpiewów. Garnęła się młodzież dla korzystania; jedni w tój szkole wykształceni uczniowie, stanowią dotąd zasadę główną chóru pijarskiego, drudzy powołani ze swych obowiązków na prowincje, założyli tam kilka podobnych szkółek, których uczniowie w przybytkach Pańskich, wykonywają ze zbudowaniem ludu, śpiewy kościelne. Krogulski na tern się nie ograniczył: chciał on, aby i dalej sięgał wpływ jego. W tym celu przeto, zaczął kolejno wydawać msze polskie swojej kompozycyi, zacząwszy od najłatwiejszej, na trzy głosy; takowe obok istniejących Kurpińskiego, Elsnera, przyszedłszy w porę wiejskim i miejskim organistom, korzystnie rozpowszechniały śpiew kościelny.
„I tu nie zawiódł się Krogulski na swern oczekiwaniu; wnet z najodleglejszych zakątków kraju, przybywały żądania o msze, szła nauka muzyki chóralnój, rozpowszechniał się smak dotykając swemi promieniami najdalsze krańce, ustalało się przekonanie, że nie same arje światowe ukształcają głos, nadają pewność muzykalną śpiewowi, a nadewszystko, szerzyła się chwała Przedwiecznego. Oto był cel życia Krogulskiego, oto najchlubniejszy zakres talentu, skierowanego ku pożytkowi ludzi i czci stwórcy; dopiął on go w krótkim przeciągu czasu, kiedy inni długich lat na to potrzebowali, bo mu w tej pracy towarzyszyło Boże natchnienie i prawdziwie religijne uczucie. Tem ożywiony Krogulski, od najpierwszój młodości, od pierwszych początków przedsięwzięcia, wylewał na papier myśli duszy, wzniecone miłością Boga. Któż w jego kompozycjach kościelnych, nie dopatrzy tego smętku, rzewności tułacza, który wśród ziemskiej pielgrzymki wzdycha do lepszego życia; przebija się tam radość i nadzieja chrześcijanina wiodąca w krainy nieskończonego szczęścia. Uważając Krogulski pielgrzymkę ludzką jako wielki dramat napojony łzą smutku i religijnej pociechy, udramatyzował swoje kompozycje temi odcieniami; jego muzyka daleka od jednotonności i rozwlekłych okresów, jest melodją duszy chwalącej Najwyższego, co przecierpiała koleje życia, w spodziewaniu wyższej niebiańskiej nagrody. Taką cechę nosi szczególniej jego msza żałobna, i oraloryum na wielki piątek, ostatnie dzieło przed śmiercią napisane. Krogulski jakby przeczuwał bliski kres życia, rzekł do mnie skoro ukończył to wielkie dzieło: „Spełniłem moje przedsięwzięcie, teraz umrę spokojnie.” I zgasł w samym kwiecie wieku, bo w 27 roku życia.
Portret jego jest na chórze przy organach w kościele księży Pijarów w Warszawie.