34
— Wyjechał do Compiegne.
— A żona moja czy u siebie?
— Jakto, więc pan hrabia nic nie wie co się stało ?
— Skądże mam wiedzieć, żadne przecież listy w podróży mój nie dochodziły mnie ? Ale cóż to ważnego się stało?
— Oto pani hrabina wyjechała także do Compiegne i powiła tam córkę, a ponieważ bardzo ma być słabą, przeto pan GJbert pospieszył do niej z pomocą.
Pan hrabia Vadans brwi zmarszczył. — Niech zaniosą światło do moich pokoi — rzekł szorstkim tonem i wszedł na schody. Honoryusz pospieszał za nim.
— Zostań! — rozkazał Maksymilian — nie potrzebuję cię, zajmij się mojemi bagażami, które pozostały w powozie.
Maksymilian wszedł tymczasem do swojej sypialni i zaczął chodzić w szerz i wzdłuż. Jakieś straszne podejrzenie zaczęło gnębić jego duszę. Pełen niepokoju wewnętrznego zadzwonił.
Wszedł Honoryusz.
— Przygotować mi powóz.
— Powóz, którym pan hrabia przyjechał, jeszcze nie odjechał.
- Niech więc zaczeka.
Hrabia, zanim opuścił swój pokój, otworki szufladę, wyjął z niej pęk kluczy, schował do kieszeni, potem zeszedł na dół i wsiadł do powozu, krzyknąwszy poprzednio do woźnicy: Zawieź mnie na dworzec północny.
Powóz szybko potoczył się po bruku. O wpół do jedenastej zatrzymał się na oznaczonem miejscu. Ostatni pociąg, idący do Compiegne, tylko co miał rnszyć. Hrabia Maksymilian miał zaledwie tyle czasu, aby zakupić bilet i wskoczyć do przedziału pierwszej klasy.
Pociąg ruszył. O wpół do dwunastćj stanął przy dworcu w Compiegne.
Noc była ciemna, powietrze zimne, śnieg grabami płatami padać zamyślał. Maksymilian wszedł na drogę, prowadzącą do pałacu do Compiegne. Szedł bardzo prędko.
Przybywszy przed bramę żelaznej kraty, zatrzymał się. Przez kratę zagłębił spojrzenia w park o-grodowy. Wśród ciemności w dali błyskało światełko, odbijając się na szybie jednego z okien pałacu.
Pan de Vadans wyjął z kieszeni pęk kluczy, które zabrał ze sobą. Z pomiędzy tych kluczy wybrał jeden, wsunął w zamek małych drzwiczek z boku kraty się znajdujących i otworzył je. Przestąpił próg, zamknął je, spojrzał na okół i szybkim krokiem skierował się do pałacu. Śnieg padał ciągle.
Spojrzenia hrabiego nie opuszczały jedynego o-kna oświeconego, wyglądającego wśród ciemności, jak blade światełko świętojańskiego robaczka.
Nagle za tern oknem spostrzegł przesuwające się cienie, w jednem z nich poznał swego brata.
Krew w nim wzburzyła się. Hrabia de Yadans prowadząc za granicą sam jak najniemoralniejsze życie, teraz na samo przypuszczenie o możebnem wiaro-lomstwie zaniechanćj przez niego żony, uniósł się takim gniewem, że stracił wszelkie panowanie nad sobą. Nie namyślając się długo wbiegł na schody otwierał jedne drzwi po drugich, przeszedł jeden po-
3*