córki, którą troskliwością matki i starannością ojca otaczał; ona była mu też jedyną osłodą, jedyną pociechą, gdy wszedł na ciernistą drogę życia. Skończył dni swoje w 57 roku życia. Liczny poczet przyjaciół, znajomych i wielbicieli talentu Rychtera i przymiotów osobistych, najlepiej dowiódł: że umiano w nim uczcie i niepospolitego artystę, i człowieka godnego żalu i pamięci.
(Bez nagrobku, pochowany w ziemi).
Karol Skalski urodził się dnia 1 Listopada 1787 r. w mieście Kielcach, umarł d. 22 Kwietnia 1841 roku w Warszawie, w 54 roku życia. Po ukończeniu szkół wyższych w Krakowie, wszedł do służby wojskowej w 1809 r. do pułku artylleryi pieszej wojsk Księztwa Warszawskiego, skończył zawód jako kapitan dowódzca rakietników w wojsku polskiem. Odbył kain-paniją 1812, 1813 i 1814 r. był ozdobiony krzyżem wojskowym polskim, i znakiem nieskazitelnej służby. Zamieszkał por. 1831 we wsi własnej Milanówek pod Warszawą, i oddal się rolnictwu. W charakterze prawy i szlachetny, waleczny i dzielny w boju, zasłużył na długą a wdzięczną pamięć.
(Spoczywa w ziemi bez nagrobku).
Bartłomiej Czychy, rodem Morawczyk, braciszek zgromadzenia XX. Pijarów, umarł w Warszawie dnia 20 Sierpnia 1832 roku. Obok kości znakomitych mężów zgromadzenia Pijarów, spoczęły na tym cmentarzu i Czychego, którego wszyscy co odbierali nauki w szkołach Pijarskich na Długiej ulicy w Warszawie, znali doskonale. Pracowity ten braciszek powierzony mając dozór kościoła, w oczach uczniów małych, miał wielkie znaczenie i powagę. On to bowiem dobierał z licznego grona proszących i żebrzących studentów, tych co mieli służyć do mszy ś. wręczał im mszał i potrzebne przybory, ubierał w komże. Czychy na znak wielkiej łaski, brał z sobą na wieżę do nakręcania zegaru; przeznaczał również w dnie uroczyste do usługi nabożeństwa, dozwalał mieścić się na chórze, lub wybierał do bicia we dzwony, do czego zawsze miał nawał ochotników. Postać to była, co po księdzu rektorze i księdzu prefekcie, najwięcej się wdrażała w studencką pamięć. Łagodny, wyrozumiały, umiał dziwnie wszystkich malców zbiegających do zakrystyi, chęci i pragnienia zaspokoić. Trudno było wszystkim ochotnikom dać zajęcie do razu; ci którzy z niczóm wracać musieli, nie smutnieli, bo Czychy, tego pogłaskał, tamtemu obiecał dać ważniejszy tirząd, jak wyrażał, w dzień inny; ten dostał obrazek lub opłatki, tamtego wpuścił na chór, lub kazał uprzątać w zakrystyi, choć w nićj zawsze było czysto i porządnie. Wysokiego wzrostu, twarzy pociągłej, chudy, jakkolwiek powolny był w ruchach, wszystko szło gładko i składnie. Kochali go wszyscy szczególniej klass. niższych studenci,