100
Dla czegóż, pytam się, miałaby cię wypędzać z domu, widząc wspólną miłość naszą, nie, ona by tylko takiemu małżeństwu cieszyć się mogła. Ale ja się już domyślam. Genowefo! ty masz coś innego na sercu. O nie taj, o zwierz się z tern przedemną!
— Otóż, drogi Raulu, ona sądzi, że ty kochałeś jój cóikę...
— Leonidę?
— Tak, Leonidę! Obie są mocno przekonane o tem, że ty Leonidę poślubisz za żonę, że jeśli mó-wiłeś podczas pogrzebu hrabiego Maksymiliana de Vadan8 o swojem szczęściu przyszłem przed nimi, to mogło się to chyba odnosić tylko do Leonidy, i one nie robią już z tego źadnćj tajemnicy.
— I ty podzielałaś te zdania?
— O mój Raulu, jakże mogłam inaczój twierdzić ! Czyż myślisz, że mogłabym była być tyle zarozumiałą, żebym to do siebie odnosiła ? A gdybyś wiedział, ile przez to cierpiałam 1
— Czyż Leonida zdolną jest kochać?
— O nie, ona nie zdolna do tego.
— Tak, ona myślała, że razem ze mną posiądzie wielki majątek, który będzie dogadzał jój pragnieniom zbytków i rozkoszy... Niech się zjawi bogatszy i niech ją sobie weźmie.
— O gniew jój się nie obawiam. Chwilov tylko zależysz od margrabiny. Wiedz, że ojciec p
— Tak, aleć się dotąd nie zjawił bogatszy więc ciebie ona chce. Teraz pewnie pojmiesz, że zwierzać się przed nią o swych zamiarach, znaczyłoby tyle, co wywoływać gDiew jój.
wierzył cię pani de Brónnes pozornie ale prawa c cowskie sobie nad tobą zabezpieczył. Pójdę zatem.
. niego i jemu powiem, że cię kocham a mam najmie że mi twój ręki, droga panno Genowefo, nie odmówi. Czy zezwalasz na to ?
— Skoro teraz powierzyłam ci tajemnicę, jaka innie gnębiła, odmówić ci teraz nie mam nawet
prawa^ ^ wjęC droga Genowefo, kochasz mnie więc?
_ Boże! czy cię kocham !
Na taką odpowiedź stracił Rauł wszelką równowagę zmysłów, pochwycił Genowefę w swoje objęcia. Ona mu się nie opierała, ale jak ptaszę przytuliła się do jego piersi. Głowę oparła na jego ramieniu oboje zawi8nęli w długim pocałunku, zapomniawszy o reszcie, w tój chwili o reszcie świata.
Tymczasem na dworze dał się słyszeć turkot wozu. W krótce rozwarły się podwoje a we drzwiach okazała się pani de Brćnnes ze swą córką, Leonidą.
— Cóż widzę, zawołała pani de Brćnnes tonem zdziwienia — pan wicehrabia de Challins tutaj, dawno pewnie już pan na nas czekasz.
— Od blizko godziny, odpowiedział spokojnie Rauł a panna Genowefa była tyle łaskawą dotrzymać mi towarzystwa.
r- Z pewnością wydawał się panu czas niezmiernie długim, — rzekła naiwnie Leonida.
— No nareszcie jesteśmy i mam nadzieję, że nam wybaczysz nasze mimowolne spóźnienie. Żebyśmy to byli wiedzieli, że tu jesteś, byłybyśmy się pospieszyły z powrotem.
Leonida zdjęła kapelusz i mantylkę i podając to Genowefie, odrzekła:
— Zanieś to do mojego pokoju, proszę cię... nie będę już potrzebowała wołać na Justynę.